wtorek, listopada 01, 2022

Nekropolie - wizyta 41 - Wierzchlas

Niewiele dowiemy się z często wykorzystywanego źródła wsparcia, jakim jest najpopularniejsza internetowa wolna encyklopedia, o osadzie WIERZCHLAS. Nie ukrywam, że miejscowość mi jest zupełnie nieznana. Po raz kolejny chęć pisania pobudza kolega Jacek Jurkiewicz. Serdecznie dziękuję za inspirację w poznaniu kolejnego zapomnianego przez historię cmentarza. Chcę wierzyć, że tymi zdjęciami i opisem przywracamy pamięć po ludziach, którzy tworzyli czas przeszły dokonany. Nie wiemy jaki będzie los naszych mogił za -lecia. Może ktoś inny zasiądzie do jakiegoś nośnika i pośle w świat wiadomość o naszych grobach, na których może czasami przysiądzie sroka, wrona czy inna sikorka?

 
 
Osada leśna Wierzchlas zawdzięcza swe powstanie osadnikom z Zachodu. Nie chcę pisać "niemieckim", aby nie utrwalać powszechnego błędu. Dyć w XVIII w., kiedy się tu znaleźli takowe nie istniały. Daleka droga jeszcze do 1871 r. Zatem kim był choćby Jakub Klawenhagen? Skąd pochodził? Z jakiej części Świętego Cesarstwa tu przybył?  Nie potrafię rozstrzygnąć. Ale może jest wśród Czytelników blogu mieszkaniec powiatu tucholskiego i uzupełni nasz brak wiedzy. Kim był ów? I skąd w ogóle te personalia sięgające 1765 r., skoro Wikipedia milczy? Kolega Jacek sfotografował tablicę informującą o historii osady.
 
 
Zatem, co wiemy o miejscu, które po polsku nazywa się Wierzchlas? Że po niemiecko, to: Lindenbusch. I tenże Jakub (czy może raczej: Jacob?) odprowadzał do kasy starościńskiej w Świeciu kwotę 49 złotych pruskich. To roczna opłata. Za co? Jakaś forma podatku gruntowego? Był zasadźcą tego miejsca? Pytania się mnożą. Po jego śmierci obciążenia finansowe spadły na jego synów: Paweł i Marcin. Ci, po śmierci rodzica, podzielili się leśnym pustkowiem, którego areał wynosił piętnaście morgów.
 

 
Oszałamiającego rozwoju osady nie było. W na początku XIX w. były tu jedynie dwa tzw. ogniska domowe. Ilu to mieszkańców? Raptem: piętnastu! "Z czasem jednak zostało przejęte przez skarb państwa i przekształcone w leśnictwo Lindenbusch, funkcjonujące w ramach nadleśnictwa o tej samej nazwie [...]. W 1864 roku siedlisko nadleśnictwa Lindenbusch liczyło 8 budynków, a leśnictwa Lindenbusch - 3 budynki" - cytuję zapis ze sfotografowanej w Wierzchlesie tablicy informacyjnej. 
 

Więcej w tym pisaniu o historii osady, niż samym cmentarzu? Zdjęcia dopełniają narracji. Smutne memento? Taka jest okrutna historia miejsc zostawionych. Nieubłagane wyroki historii skreśliły tych, którzy przybyli tu jako osadnicy "niemieccy". Pozostawione mogiły (o ile nie uległy dewastacji i oparły się kradzieżom) zmasakrował czas. Dobrze, jeżeli ktoś z okolicznych mieszkańców podejdzie i zapali znicz. Czas robi swoje.
 
 
 

Okazuje się, że znamy z imienia i nazwiska niektórych urzędników leśnych, którzy tu zakończyli swą ziemską drogę i jeśli wierzyć zapewnieniem swoich duchownych tu, w Wierzchlesie/Lindenbusch oczekują zbawienia. Są to m. in. Franz Gielow (leśniczy królewski), Walther Thiele (syn miejscowego żandarma) czy Marianna Friese (córka nadleśniczego, Georga Friese). Bez trudu można odczytać ich nazwiska, lata życia na żeliwnych krzyżach.  Może gdzieś tam w Bundesrepublik Deutschland żyją jacyś krewni lub powinowaci, a moje (dzięki zdjęciom Jacka Jurkiewicza) pisanie ułatwi im dotarcie do miejsca pochówku, ba! odbudowania zmasakrowanych drzew genealogicznych?
 

 

To kolejne moje wracanie do miejsc, które znaczone zostało formułą: "HIER RUHT IN GOTT". Gdzieś tam w okolicach Mąkowarska, w zapomnianej mogile leżą również kości moich "niemieckich" przodków, Müllerów (zamożnych bauerów). Trudno mi w takiej chwili nie wspomnieć ich. Ja przecież z ich krwi! Nie zapieram się i nie wypieram historii, choć niewiele o niej wiem. Ale też siłą rzeczy myśl moja szybuje daleko stąd, zza Niemen, nad Wilię. Choćby na rodzinny cmentarz w Horodyszczy. Wiem, że to inna opowieść. Skoro ja nie wspomnę, to kto to zrobi? Nie zapominajmy: w tych mogiłach zamknęło się pewne życie, ktoś kiedyś stał nad nimi i ronił łzy. Ktoś przecież kazał napisać, że odszedł syn, dobry człowiek i mąż...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.