poniedziałek, października 17, 2022
Pandemiczne opowieści - odsłona XLIV - szabla dziadka Giacomo
- Zaczęło się! - krzyknął. Iolanda wypuściła z rąk wyszywaną serwetę. Orlando chyba recytował znowu Petrarkę, bo zatrzymał się w dziwnej pozie, niczym uniesiony wielką poezją. - Nie słyszeliście?
- Czego? - odezwała się Iolanda. Egzaltacja Bruna nie mogła ujść niczyjej uwadze. Te roznamiętnione oczy, drżące dłonie. Jakby sam ujął Burbona i zdobył Palermo i Neapol.
- Biły działa na barbakanie! Zaczęło się! - wyrzucał w siebie. To musiało starczać za odpowiedź?
- O czym ty mówisz? - Orlando wracał do pozycji normalności, czyli po prostu ruszył w kierunku brata.
- Garibaldi! Crispi! Nie rozumiecie?! Lądują na Sycylii!
- Oszalałeś?! Francesco rozpędzi ich bagnetami! - realizm Orlanda był niczym kubeł zimnej wody. Ale nie na Bruna:
- To nie '48! Garibaldi nadciąga!
- A ile prowadzi on bagnetów?! - Orlando zawsze był sceptykiem.
Bruno na chwilę zamilkł.
- A widzisz?! - Orlando poczuł, że ostudzi entuzjazm brata. - Nie starczy wypisywać "Viva V.E.R.D.I.!", aby zepchnąć z drogi burbońską armię. Na to trzeba armat, karabinów, żołnierzy!
- Ale... Garibaldi...
- Garibaldi! Czy mały Sabaudczyk też nadciąga? A może Napoleon też!
- I Napoleon się znajdzie! - Bruno uderzył pięścią we framugę drzwi.
Iolanda patrzyła na braci. Przerażała ją ten widok. Dwa nastroszone koguty, które zaraz rzucą się sobie do oczu, choć po Orlando nie było widać jeszcze żadnych emocji. Zbyt dobrze znała swoich braci, aby wiedzieć, że na takiej wymianie zdań nie skończy się. Tu musi polać się co najmniej pot.
- Zapominasz, co Bonaparte zrobił w '59? Zwąchał się z Wiedniem i jakoś zapomniał o tym olbrzymie z Turynu. Wszyscy podwinęli ogony, jak zbite psy! Nawet Cavour!
- Orlando, dlaczego ty zawsze tak? - Bruno nie chłonął.
- Jak?!
- Zimny! Wyrachowany! Jakby nie z tej ziemi! Z drewna jesteś?!
- Nie. Nie jestem. Ale masz rację. Mam w sobie wyrachowanie. To się braciszku nazywa: realizm! Zbyt wiele nas fantazja kosztowała przez stulecia! Mało było szubienic?! Mało śmierci?! Gdzie jest nasz ojciec?! Dlaczego ze zgryzoty nasza matka odeszła tak młodo?!
- To... to... co... co... innego!
- Nieprawda! To ta sama hekatomba! - Orlando przybrał wyraz twarz coraz bardziej władczy. Dla Iolandy stawało się jasne, że otwiera się kolejny akt. - Niech się tam Turyn bije z Wiedniem! Co nam do tego?!
- Głupi jesteś?! - Bruno nie wytrzymał. Wypalił bez myślenia nad tym, co i jak powiedział do brata.
- Uważaj, abyś nie przegiął!
- Głupi jesteś! Italia!
- Italia?! A, co ty wiesz o Italii?!
- Dziadek Giacomo był pod Arcole!
- Heros! - ironia nie opuszczała Orlanda.
- A żebyś chciał wiedzieć! Jak Scypion!
- No, trochę dorzucasz.
- Dla mnie dziadek to bohater! A, co nie? - spojrzał w kierunku Iolandy. Zawsze w niej szukał oparcia. Była z nich najstarsza. Bardzo przypominała matkę. I zastąpiła ją im, kiedy nagle zmarła. Wiedział jednak, że wobec Orlanda stawała się beznamiętną istotą. Obserwatorką , pozbawioną działania i woli. Nie inaczej zachowywała się teraz. - Iolanda, przemów do niego! Cap zatwardziały!
- Co masz na przeciwko armatom Burbona?! - Orlando nie dał jednak siostrze dojść do słowa. - Zagrasz im "Marsyliankę" czy uwerturę z Verdiego?!
- A żebyś chciał wiedzieć, że zagram!
- Na czym?
- Jest szabla dziadka Giacomo!
- No toś się już uzbroił?! - Orlando parsknął. - Tylko nie zapomnij zapytać babci, aby ci ją dała.
- Da! Babcia Rosa...
- I jeszcze pobłogosławi?! - dorzucił Orlando z cynicznym akcentem na ostatnie wypowiedziane słowo.
- Żebyś chciał wiedzieć!
- To się Pius IX przestraszy! Nie zapomnij idąc na Rzym, że tam Francuzi stoją. Już raz tam twój Garibaldi zęby kruszył!
- Mój? - Bruno stawał się coraz bardziej rozpalony. - Myślałem, że on jest nasz! Nie tylko mój!
- Neapol zmiażdze jego zuchwałość jedną salwą! Nie rozumiesz tego?!
- Dlatego trzeba chwytać za broń i przepędzić Burbonów, jak Habsburga z Lombardii! Nie widzisz, co się dzieje?!
- Zbyt wiele czytasz "L' Italia del popolo". To zbyt dla ciebie trudne, braciszku.
- Tylko ty jesteś taki mądry?! Iolanda, powiedz coś!
Iolanda rozłożyła tylko ręce. Z chęcią chciała by wrócić do swego wyszywania, ale bracia wciągali ją w wir swoich spraw.
- Mazzini świata nie zbawi! To idealista! Warto więcej poczytać. On tylko spiskuje - Orlando nie czekał, aż siostra zajmie jakieś stanowisko w sprawie.
- Dlatego teraz czas chwycić za broń!
- Z zardzewiałą szablą dziadka Giacomo? Myślałem, że tak głupi w Europie są tylko Polacy.
- Nie jestem Polakiem! Jestem Włochem!
- A ja Sycylijczykiem! Widzisz różnicę?
- I dlatego mają nami rządzić Burbonowie?! Nigdy! Italia o morte!
- A twoja Mirella wie, że chcesz się dać zabić na pierwszej lepszej barykadzie? Zapowiedzi już poszły.
- To... to...
- Czyli nie wie. Brawo bracie! Brawo! Niech mała Mirella wypłacze oczy za swoim Bruno! Viva Italia!
- Nie kpij!
- Nie kpię!
I nie wiadomo jak daleko zabrnęliby w swej zapalczywości, gdyby nie Iolanda.
- Basta! - krzyknęła. - Garibaldi! Mazzini! Jesteście braćmi i...
- Nie rozumiesz - Orlando chciał przejąć znów inicjatywę, ale Iolanda przerwała mu wstając:
- Milcz! Ja tu jestem najstarsza. I choć nie jestem Polką, to powiem: Bruno ma rację!
- Ale...
- Milcz Orlando! Milcz! Choć ten jeden raz nic nie mów! Szabla dziadka Giacomo może jest i zardzewiała, ale jest na niej krew Austriaków! Pora, żeby obmyła ją krew Burbonów i ich sługusów! Babcia Rosa na pewno odda ci ją. Idź!...
- Może dorzuci jeszcze medaglia al valore militare! - zadrwił Orlando, ale już bez poprzedniego przekonania.
Brunowi aż zapłonęły oczy. Nie spodziewał się odsieczy ze strony siostry. Zwykła przecież opowiadać się po stronie Orlando.
- I ty tez pójdziesz! - wskazała na niego. - Nie zniosłabym hańby, że jeden z braci idzie do Garibaldiego, a drugi roztrząsa jakieś "za" i "przeciw"! Jest rewolwer ojca spod Magenty!
- Rewolwer?! - Orlando nie potrafił odnaleźć się w tym, co siostra mówiła. - Mama twierdziła, że wyrzuciła go...
- Bo wyrzuciła! Do jeziora! Ale ja... ja go wyłowiłam! Wymyłam, naoliwiłam, jak robił to ojciec nasz.
Wyszła z pokoju. Orlando i Bruno stali, jakby ktoś obuchem uderzył w ich rozpalone czaszki. Iolanda wkrótce wróciła. niosła jakieś zawiniątko. Położyła je na stoliku.
- Masz!
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale"! Italia o morte!
- Iolanda, nie poznaję ciebie - Orlando dotknął materiału, który krył...
- To nic, że jestem Sycylijka! Kiedy Garibaldi stanie na Sycylii nie wolno zostać obojętnym. Jesteś za nim czy za Burbonem?! Mów! Nie ma czasu!
Orlando pierwszy raz naprawdę nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
Bruno ruszył się, ale Orlando nie pozwolił. Odwinął materiał. Podniósł wzrok na Iolandę:
- Italia o morte! - powtórzył.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.