czwartek, lipca 28, 2022

Przeczytania odcinek 449: Anthony Summers "Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe" (Znak litera nova)

Dla jednych największe objawienie złotej ery Hollywood. Dla drugich sztuczna lalka, produkt oszukany. Jedno jest pewne: starczy napisać M. M. - i każdy ma trafne skojarzenie. Gdyby była tylko wytworem komercji dawno zostałaby zapomniana. Marilyn Monroe (Norma Jeane Mortenson) - żyje! O czym świadczy kolejna książka. Tym razem przeszło sześćset stron tego, co napisał Anthony Summers i mamy volumen pt. "Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe", w tłumaczeniu Grażyny Jagielskiej i Henryka Ziętka (Znak litera nova).
4 sierpnia przypadnie 60-rocznica tej śmierci, która w 1962 r. zaskoczyła. "Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Kto wezwał pogotowie? Kto był w stanie zapewnić cichy powrót ciała do domu przed podniesieniem alarmu przez Murray o trzeciej trzydzieści? I jeśli tak rzeczywiście było, to jak wytłumaczyć słuchawkę w martwej ręce aktorki" - jak na trzy zdania (jeden akapit), to Anthony Summers stawia aż dwa znaki zapytania. Nie łudźmy się będzie ich więcej. I nie wierzmy, że kiedykolwiek padną nań wyczerpujące odpowiedzi. "Marilyn sprawiała wrażenie odurzonej, gdy rozmawiała z różnymi przyjaciółmi między dwudziestą dwudziestą drugą tego sobotniego wieczoru. Najprawdopodobniej wkrótce po dwudziestej drugiej zapadła w śmiertelny sen" -  tyle wątpliwości, sugestii, różnych opinii, zmieniających się zeznań. Śmierć MM doskonale wpisuje się w teorię spiskową. Pewnie znajdziemy takich, którzy z premedytacją odgrzewają życie i upadek gwiazdy. Interes się kręci, kasa płynie, ludzie dociekają.
Chyba nie mogę być obiektywny, skoro należę do tego grona, które podziwia. Pamiętam filmy dokumentalne i widziałem tam zaszczutą, osaczoną, odartą z prywatności kobietę. Nie będę oryginalny, kiedy napiszę, że podziwiam i cenię MM za role w takich filmach, jak "Asfaltowa dżungla" (reż. J. Huston), "Mężczyźni wolą blondynki" (reż. H. Hawks), "Rzeka bez powrotu" (reż. O. Preminger, J. Negulesco), "Słomiany wdowiec" (reż. B. Wilder), "Przystanek autobusowy" (reż. J. Logan),  "Pół żartem, pół serio" (reż. B. Wilder) czy "Skłóceni z życiem" (reż. J. Huston). To już się stał kanon światowego kina, a nazwiska reżyserów w większości znane są do dziś miłośnikiem X Muzy. 
Bez wątpienia A. Summers, rozpoczynając swoją podróż po życiu MM, nie myli się, kiedy pisze: "Późniejsze triumfy i upadki Normy Jeane były efektem jej własnych poczynań". I wchodzimy w to życie od jego samego początku, czyli 1 VI 1926 r. Wiele wypowiedzi samej Marilyn, wiele wspomnień tych, którzy żyli z nią, obok niej, wiedzieli jak wyglądało to życie burzliwe, dramatyczne, pełne właśnie triumfów i upadków. Chwilami mamy wrażenie, że zbyt wiele tego jak na jedno życie, na zaledwie 36. lat. A jednak zdarzyło się. A jednak było. Bo to życie Marilyn Monroe. 
"Czułam się jak w zoo. Nasze małżeństwo było czymś w rodzaju przyjaźni urozmaiconej seksem. Potem przekonałam się, że małżeństwa często nie są niczym innym" - szczere wyznania. I chyba dość odważne. To o związku  z J. Doughertym. Potem było ich jeszcze dwóch, jak bardzo różnych, ze światów odmiennych: J. DiMaggio (baseballista) i A. Miller (pisarz). To o autorze "Śmierci komiwojażera" powiedziała: "Zainteresował mnie, ponieważ jest genialny. Nie spotkałam jeszcze takiego umysłu. Poza tym on rozumie i aprobuje moją potrzebę doskonalenia się". Przyrównała go nawet do... Abrahama Lincolna!
To, co powiedziała Marilyn Monroe:
  • Kazać dziewczynie nosić kombinezon to prawie to samo, co kazać jej pracować w rajstopach, zwłaszcza jeżeli dziewczyna umie go nosić.
  • Mężczyźnie kręcili się wokół mnie, jak dawniej chłopcy w szkole.
  • Głodówka to najlepszy sposób na szczupłą talię. Nie ma nic lepszego niż płaski brzuch.
  • Nigdy nie żyłam, nigdy nie byłam kochana.
  • Nikt mi nigdy nie mówił o seksie i nie wydawało mi się to ani złe, ani ważne. 
  • Nocami leżałam z otwartymi oczami, próbując zrozumieć, czym jest seks, a czym miłość. Miałam tysiące pytań i nikogo, komu mogłabym je zadać.
  • ...będę grała w filmie. niewielką rolę, ale niech tylko znajdę się na ekranie [...].
  • Nie łudziłam się wtedy, że jestem dobra aktorką. Należałam do trzeciej kategorii.
  • Potrzeba zwracania na siebie uwagi odegrała, jak sądzę, pewną rolę w problemach, jakie miałam co niedziela w kościele.
  • Mężczyźni, którzy próbowali zaciągnąć mnie do łóżka, budzili we mnie wstręt.
  • ...mężczyźni są takim łajdakami, że zasługują na to, by wyciągnąć z nich wszystko do ostatniej kropli!
  • Miałam mnóstwo przyjaciół i znajomych. [...] Ale żadna z tych grubych ryb, żaden z nich nie kiwnął nawet palcem, żeby mi pomóc.
     
To, co powiedziano o Marilyn Monroe:
  • Nasze małżeństwo było czymś bardzo bliskim raju, jakby wymyśliły je sobie dwie starsze panie  - J. Dougherty.
  • Powiedziała mi, że wzywano ją, kiedy ktoś miał ochotę na towarzystwo pięknej dziewczyny. Później czuła, że jej przeszłość call girl działa na jej niekorzyść - L. Strasberg. 
  • Czuła sie bezpiecznie w towarzystwie nieznajomego mężczyzny tylko wtedy, gdy wiedziała, że jej pożąda - Ph. Halsman. 
  • Sprawa wrażenie osoby, która żyje w świecie fantazji, uwikłana we własne urojenia i obsesje seksualne - L. Shearer.
  • Marilyn lubiła zmyślać, szczególnie kiedy chciała kogoś zaszokować, wywołać żywą reakcję - A. Green.
  • ...ta dziewczyna miała nie tylko dobra twarz. Na dodatek potrafiła się poruszać! - B. Lyon.
  • Miała w sobie niezwykłe piękno jak Gloria Swanson, i masę seksu jak Jean Harlow... Pokazała, że umie sprzedawać uczucia... - L. Shamroy.
  • Bez wątpienia miała w sobie to coś, potencjał na gwiazdę, już w wieku dwudziestu jeden lat... - B. Burnside.
  • Była pijana w sztok. rozebrała się do naga. Lubiła pokazywać się mężczyznom - G. Fowler.
  • Marilyn była najbardziej wystrzałową dziewczyną, jaką zdarzyło mi się widzieć. Nie, żeby była specjalnie piękna, ale zdawała się emanować ukryta siłą - M. Wagner. 
  • Było coś w tej dziewczynie, co kazało wierzyć, że zdobędzie wszystko, czego pragnie - J. Bacon.
  • Nie potrafiła powiedzieć normalnie ani słowa. Miała zwyczaj mówienia bez używania warg, co wyglądało nienaturalnie. Ewidentna maniera! - N. Lytess.
  • Z wdzięcznością przyjmowała każdy objaw uczucia, którym ktoś chciał ją obdarzyć, bez względu na płeć dającego - L. Pepitone.
  • ...nie wierzyła także w siebie. Jak ktoś mógł ją pokochać, skoro nie kochała samej siebie? - V. Russel. 
  • Mea West, Theda Bar i Bo-Peep w jednej osobie - G. Marx.
  • Była tak radosna i pełna życia. Ach, jak dobrze pamiętam jej śmiech! - H. Rosenfeld.
  • Ze swoimi krótkimi nogami i tłustą pupą wyglądała jak dziecko plączące się po garderobie w starych sandałach - H. Knef. 
  • Stała bez ruchu pośród narastającego szmeru, blond zjawisko w czarnej koktajlowej sukience bez ramiączek, lekko zdyszana niby Kopciuszek po wyjściu z karocy - R. Cahn. 
  • Kiedy szłam do kibla bała się, że zniknę i znowu zostanie sama. [...] Była jak dziecko - S. Winters.
     
Jak bardzo silną osobowością była MM oddają jej własne słowa: "Patrząc tak na światła Hollywoodu, myślałam często, że są w tym mieście tysiące dziewcząt takich jak ja, dziewcząt, które marzą o sławie. Ale co mi tam one, mówiłam sobie. Ja marzę najmocniej". Zapewne wiele dziewcząt i przyszłych gwiazd mogłoby tak o sobie powiedzieć. Zostawiła świat Normy Jeane, aby stać się Marilyn Monroe. Ale od roli call girl po szczyt gwiazdorstwa droga długa i wyboista. I o tym jest też książka A. Summersa.W końcu docierał nie tylko do dawnych wywiadów, zapisów prasowych, ale również ludzi, którzy osobiście znali MM. Cenna jest diagnoza, jaką postawił lekarz R. Greenson, który był zarazem przyjacielem Marilyn: "Kluczowe wydają mi się skłonności do ostrych epizodów depresyjnych i towarzyszące im gwałtowne mechanizmy obronne". Czy to nie wyjaśnia nam jak potoczyło się życie pacjentki/przyjaciółki, dlaczego było tyle euforii i rujnujących upadków?
"Chciała zostać aktorką i gwiazdą. Wiedziała, że nic nie zdoła jej powstrzymać. Jej determinacja i pragnienie osiągnięcia celu były zbyt silne" - to Sidney Skolsky, publicysta "New York Post", którego recenzje wznosiły ku szczytom lub strącały w otchłań. Okazuje się, że ten dziennikarz był "...był powiernikiem aktorki aż do śmierci". Ciekawe ile dzisiejszych serialowych aktorek, które mienią się gwiazdami (a to tylko kolejne sezonowe celebrytki) umiałoby powiedzieć o sobie: "Mój brak talentu był niemal namacalny, czułam się tak, jakby moja dusza wtłoczona została w tanie cichy. [...] Chciałam tylko umieć grać".
Nie wiedziałem, że życiową pasją MM był okultyzm. "...często odwiedzała astrologów i spirytystów" - czytamy w biografii. Zodiakalna Bliźniaczka przywiązywała wagę do tego spod jakiego znaku jest! Za -naście lat miało się okazać, że również ten, który skradł jej serce był spod tego samego znaku: JFK (ur. 29 V 1917 r.). Nie wiedziałem, że czytała m. in. J. Joyce'a. nie wiedziałem, że jej bohaterem historycznym nr był Abraham Lincoln. "Przez całe życie portret prezydenta, wraz z nieodłącznym orędziem gettysburskim, będzie wędrował z nią od mieszkania do mieszkania" - podaje A. Summers. Nie powstrzymał się, aby w następnym zdaniu ukąsić: "Był to pierwszy romans Marilyn Monroe z prezydentem Stanów Zjednoczonych". Tak to odczytuję. Nie wiedziałem, że miała romans z Charlie Chaplinem-jr. 
"To ludzie zrobili ze mnie gwiazdę, jeżeli w ogóle nią jestem. Ludzie. nie wytwórnia czy jakiś konkretny człowiek, ale ludzie" - trudno polemizować z samą MM. Ja naprawdę widzę czasami zagubioną, przestraszoną dziewczynkę. Tak odczytuję to życie. Kiedy ta skorupa, w której ukryła się rudowłosa Norma jako Marilyn pękała, to zaczynał się kolejny akt dramatu. Chęć zostania matką, liczne zabiegi usuwań ciąż - pomieszanie z poplątaniem. Jak wobec tego cenić MM jako kobietę? Już widzę, jak klerykalni dewoci rzucają się jeszcze teraz i triumfują nad losem zgubionej gwiazdy. Taki miejsc w życiu MM jest mnóstwo. Nie wiem czy podlegają one jakieś ocenie. Ja jej nie czynię. Zresztą nie pot sięgnąłem po książkę Anthony Summersa, aby teraz bawić się w prokuratora stanu wojennego. Wiem, że ktoś inny tak może odebrać swoje czytanie. Moje temu nie służy
"Hollywood to miejsce, gdzie płacą tysiąc dolarów za pocałunek i pięćdziesiąt centów za duszę" - to sama MM. To, co wtedy wyznawała dziennikarzom wpisuje się w głośne obecnie skandale, kiedy aktorki oskarżają producentów, aktorów, reżyserów o molestowanie seksualne czy wręcz gwałty. Marilyn bez pozerstwa wspominała swoje rozbierane sesje fotograficzne. "Wiesz, kiedy producent zaprasza aktorkę do swojego pokoju, żeby porozmawiać o roli, wiadomo, że nie tylko o pracę mu chodzi" - i dalej przyznaje, że chodziła z producentami swoich filmów do łóżka. Ale też zostawiła wypowiedź-przestrogę: "Nie da się dojść do gwiazdorstwa wyłącznie przez łóżko. Konieczne jest coś więcej". Anthony Summers przypomina: "Marilyn chciała być kochana. Każde szczere uczucie było dla niej czymś bezcennym". Czy to nie zagubiona Norma?
Nawet gdyby z mego pisania zostało tylko to, co nazwałem "To, co powiedziano o Marilyn Monroe" daje nam obraz jak i dokąd zmierzała, kim była, ale też kim nie była. Ktoś powie, że to opinie z początku życiowej drogi, prawda. Ale nie czarujmy się: znamy MM z czasów, kiedy błyszczała w świetle jupiterów. "Słomiany wdowiec" - i pamiętna scena sukienkowa! - to dopiero przyszłość. Rzucona na żer Hollywoodu sama gubiła się w sobie. Czytamy np. takie wyznanie: "Czasami wcale nie czułam się człowiekiem, a czasami mogłam myśleć jedynie o śmierci". Nie brzmi to optymistycznie.  Widzimy naprawdę MM, jakiej nie utrwalił żaden film. Autor biografii dodaje: "Przez całe życie robiła to, co dyktował jej instynkt osieroconego dziecka: znajdowała sobie rodzinę i starała się zostać jej częścią". Bogini jest naga! Chwilami dosłownie! Ale jeśli ktoś chce się nasycić tylko jej nagością, to niech idzie do diabła! To nie książka dla niego. Nie przesadzę, że dostajemy też obraz kina amerykańskiego z przełomu lat 40-tych, 50-tych oraz 60-tych XX w. Zaskakująco ujął charakter MM jeden z jej mężczyzn: "W porównaniu z ciałem znajduje się w stadium embrionalnym". Nie jest wcale obojętnym czytanie o kolejnych rozsypanych i zawiedzionych związkach. Poznajemy skrajne oceny jej jako kobiety  i aktorki. "Co ta gruba świnia robi w tym filmie?!" - tak, to też opinia o Marilyn, padła z ust szefa Columbia Pictures. "Marilyn jest przebiegła. chciałabym mieć dziesiątą część jej smykałki do interesów, umiejętności wybierania tego, co dla niej dobre, i odrzucania tego, co złe" - pozytywna czy negatywna cenzurka? No to jeszcze jedna: "Obawiam się, że pod fasadą Monroe kryje się jedynie przerażona kelnerka z jadłodajni". Szok? Ale znajdziemy też takie wspomnienie: "Była zupełnie pozbawiona egoizmu. Chciała jedynie zaspokoić partnera". Tak, to o jej seksualności. Staram się wypośrodkować cytowanie. Może znaleźliby się i tacy, którzy opatrzyliby wydanie tej naklejką "dozwolone od lat 18-tu"?
"Chcę być artystką, nie nimfetką. Nie chcę, by sprzedawano mnie jako afrodyzjak" - to brzmi niemal, jak krzyk rozpaczy. Potrafiła mile zaskoczyć, jak Teda Straussa: "Spodziewałem się spotkać banalną laleczkę uganiającą się za karierą, a wyszedłem z restauracji pod wrażeniem tej kobiety". Dlatego nie przestanę powtarzać, że MM była osoba wyjątkową. Gro z nas patrzy na opakowanie (przepraszam za zwrot). "Dla Marilyn - w podzięce, w wyrazami szacunku i miłości, Albert Einstein" - taką fotografię odnaleziono w rzeczach zmarłej Aktorki. Konsternacja? Też ją przeżyłem, ale za chwilę dotarło do mnie, że to żart w wykonaniu przyjaciela, Eli Wallacha (pamiętny Calvera z "Siedmiu wspaniałych" oraz Guido z "Skłóconych z życiem", ostatniego filmu MM). Pikanterii dodaje historia innej fotografii. Tej, którą Hugh Hefner wykorzystał w pierwszym wydaniu "Playboya". Ale zostawię tę historię, choć jest ona niemniej ciekawa, jak słynne foto Che, wykonane przez A. Kordę w 1960 r. (Guerrillero Heroico), ale to inna historia, do której wkrótce zresztą powrócę na tym blogu. Zapewniam. 
60-ta rocznica śmierci Marilyn Monroe nie skutkuje wysypem książek na Jej temat tu nad Wisłą, Bzurą czy Nysą Kłodzką. Warto w tym miejscu przypomnieć, że to druga biografia MM prezentowana w tym cyklu. Proszę odnaleźć odcinek 107, kiedy w "Przeczytaniach" omawiałem książkę: M. Morgana "Marilyn Monroe. Za kulisami", w tłumaczeniu T. Szlagory (Wydawnictwo Dolnośląskie). Tu też zostawiam czytelnika na rozdrożu? Zawsze będę się bronił: nie mogę Wydawcy i Autorowi odebrać chleba. Biografia A. Summersa godna jest poczytania. Dawno już aktorska biografia mnie tak nie zauroczyła. Potwierdza to, co od zawsze powtarzam: MM była złożoną osobowością, a nie tylko panienką do oglądania. Bez wątpienia to życie powinno stanowić też przestrogę. Dla tych, które rzucą się w wir świata filmu. Cena za sukces może być okrutnie droga i zdradliwa. Myliłby się ten kto sądziłby, że to taka banalna opowieść rodem z Hollywood. Oddaję pole Autorowi, niech wieńczy swe dzieło: "Ta książka z założenia była próbą opowiedzenia historii Marilyn Monroe, zebrania wszystkich znanych faktów dotyczących okoliczności jej smierci i przedstawienia wiarygodnych świadectw na ten temat"

1 komentarz:

  1. Wyjątkowa wrażliwość w tej branży jest pożądana. Jednocześnie " gruba skóra" bardzo potrzebna.
    Nadwrażliwych ta branża niszczy...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.