czwartek, października 14, 2021

Pożegnanie - pan Michał Gąsior (1930-2021)

Smutna wiadomość. 6 października tego roku zmarł pan Michał GĄSIOR (16 VIII 1930- 6 X 2021). Był jednym z świadków rzezi wołyńskiej. Sam otarł się o śmierć. Podziwiałem odwagę, że chciał się ze mną (zupełnie obcym człowiekiem) podzielić swoimi dramatycznymi wspomnieniami. Miałem zaszczyt być zaproszonym do domu pana Michała, dwukrotnie: 4 listopada 2016 r. oraz 30 lipca 2018 r. To po nich zrodził się tematyczny dyptyk pt. "Rzeka krwi". Kolejny świadek historii - opuścił nas. Ale też zostawił nam prawdę o czasach, które dla Jego pokolenia były wyjątkowo okrutne. A mimo wszystko nie usłyszałem z tych ust: nienawidzę! Te spotkania były dla mnie ogromnym przeżyciem. Naukę, którą wtedy pobrałem zabieram ze sobą i zostawiam jej okruchy moich uczniom, czyli kolejnemu pokoleniu. Dziękuję panie Michale! Za wszystko. Za te godziny. Za tą moc. Za zaufanie. Być goszczonym u Pana poczytuję jako wielki zaszczyt. 

Nie mogłem osobiście pożegnać pana Michała. Pogrzeb odbył się 11 października w miejscowości Czarże, gdzie rodzina znalazła drugi dom po opuszczeniu Wołynia i rodzinnego Rumna. Tych kilka zdań, które zostawił pan Michał, a teraz przypominam niech będą moim z Panem pożegnaniem. Dziękuję, że pozwolił mi Pan wejść do swego życia i zrozumieć czym był dramat polskiego Wołynia oddanego na żer mściwości i cierpienia, jakie zadali bliscy, znajomi, sąsiedzi! Nie znaczy to, że wszystko zrozumiałem. Bo mój umysł tego nie był w stanie ogarnąć.
  • U mnie zawsze rysowała się i rysuje do chwili obecnej nie nienawiść raczej żal. Żal do człowiek, że taki człowiek istnieje, który czuje nienawiść do drugiego człowieka. Ja od maleńkich lat, bo żyłem z Ukraińcami, razem siedziałem w ławce w szkole, razem graliśmy w piłkę. Nigdy nie odczuwałem wrogości do kolegi, że jest on Ukraińcem. On siedział obok mnie, ba! nawet nadmienię panu inaczej, że on już za rok nie mówił do mnie «dzień dobry» czy «cześć» , tylko «Lach». Ja do niego nie czułem nienawiści, że jak mówią wziąłbym pistolet i zastrzelił tylko za to, że on mnie obraził jako Polaka, ale raczej czułem do niego żal. Dlaczego on to robił?
  • Razem żyliśmy. Razem chodziliśmy do szkoły. Razem dzieliliśmy się. Zdarzały się się przypadki, że on nie zabrał chleba do szkoły, to dzieliliśmy się ta kromką chleba, drugim śniadaniem. I do dnia dzisiejszego nie nasuwała mi się myśl wrogości. I do dnia dzisiejszego ja nie czuje tego, ale odczuwam pewien uraz żalu dlaczego człowiek w stosunku do człowieka staje się wrogiem. Taki wrogiem, bezwzględnym wrogiem, raczej zdziczałym. To jest najgorsze. Ja sobie tego czasami nie potrafię wytłumaczyć, że ten kolega, który ze mną chodził do szkoły mówił «Smiert Lachom». 
  • Nasze władze na wszystko jakoś dziwnie reagowały. 1938, 1939 my jako dzieciaki szkolne zbieraliśmy przed kościołem na rozbudowę polskiego lotnictwa. A Ukraińcy właśnie, dorośli, zrzeszeni w OUN wykorzystywali to. Wybudowali sobie takie samolociki z drewna i przychodzili do nas, przed kościół, i wręczali nam to jako samoloty dla obrony Rzeczpospolitej. Tak wykorzystywali swoje zachowanie względem nas Polaków. Do dzieci. Dorośli nic nie mogli zrobić, bo oni później to wykorzystywali w inny sposób. Oni już przed wojną od czasu do czasu zastrzelili kogoś w ukryciu, trudno to było rozpracować. Przed wojną broń mógł mieć każdy. Tam zawsze ginął ktoś w tygodniu, jeden Polak. Przede wszystkim gdzie mieszkali, jak to oni nazywali «mieszańcy». Albo 1/3 Polaków, a 2/3 Ukraińców. W Rumnie, to było nas 700 rodzin, ale 200 było Polaków. Jedni mieszkali po jednej stronie potoku, drudzy po drugiej. To już się tarło, tarło o wiele, wiele wcześniej. Oni to wykorzystywali, a jak już przyszedł rok '37, '38, to już tego.. 
Dane mi było spotykać bohaterów czasu przeszłego dokonanego. Jeszcze mogłem słuchać uczestników I wojny światowej, tych, którzy walczyli z nawałą bolszewicką w 1920 r. Wszystko zostaje w mej pamięci. Tamte twarze, tamte wzruszenia. Wraz ze śmiercią pana Michała (a kilka miesięcy też mojej Mamy) tracę okazję  obcowania ze świadkami II wojny światowej. Powiedzmy sobie szczerze i uczciwie: na naszych oczach bezpowrotnie odchodzi pokolenie dzieci tej najstraszliwszych z wojen. O ile zaprzepaścimy dorobek tego pokolenia, to znaczy, że okazaliśmy się kiepskimi strażnikami dziedzictwa, jakie nam zostawili nasi rodzice, dziadkowie czy pradziadkowie. Dla mnie te dwa spotkania, to była prawdziwa lekcja historii. Cieszę się, że mam nagrania i w każdej chwili mogę wrócić do tego, co pan Michał mówił. Zatem ratujmy od niepamięci ślady naszych krewnych i powinowatych. Niech ci, co przyjdą po nas mieli skądś czerpać wiedzę.
  • Kiedy młodzież szła ze szkoły i śpiewała różne piosenki, to oni w moim wieku, ośmio- dziewięciolatki śpiewali «Stan Chmelnycki, stan Bohdany...». Nie wiem dlaczego tak się działo. We mnie, z tego powodu, nie narodziła się nienawiść, tylko taki odczuwałem żal dlaczego mój kolega czy koleżanka w ten sposób postępuje. Bawiliśmy się na jednym podwórku, przychodzili do nas do domu, działo się tak jak w przeciętnych domach w rodzinie, dobrych sąsiadów. Ja sobie sam nie potrafię tego wytłumaczyć.
  • Muszę panu powiedzieć, jak była żona Ukrainka, to miała nakazane, żeby męża Polaka bezwzględnie zabić. Nie w inny sposób, jak poderżnięcie gardła.  Ala ta jego żona była na tyle czuła,  to było małżeństwo, mieli dzieci i mówi do niego «Słuchaj Józek, uciekaj do domu, do Rumna, bo będę cię musiała zarżnąć, tak jak oni sobie tego życzą,  bo mi broni innej nie dadzą». On zabrał swoje rzeczy, marynarkę i uciekł do Rumna.
  • ...mieliśmy sąsiadów, nazywał się Dymitr Bokałoj. On miał szwagra, który mieszkał we Lwowie i ożenił się z siostrą jego żony tego Ukraińca.  I mąż tej siostry, jeszcze przed wojną, przyjaźnił się z nami jako rodziną, i ciągle przychodził i opowiadał, że musimy na nich uważać, na tego Dymitra, bo on wyglądał taki ponury, taką miał twarz drastycznie nastawioną na każdego człowieka, może tylko do nas, ale raczej do każdego Polaka i mówił do mego ojca «Słuchaj Szczepan, ty uważaj mówił, bo to może być różnie. Ten płaszcz, mundur elegancki, który on nosi, polski, mundur polskiego oficera, to on właśnie zabił oficera i ściągnął z niego. Ten pistolet, który leży u niego za obrazem, tam była wykrojona tylna deska. Uważaj, bo on zamordował tego oficera». Potem okazało się, że na tym płaszczu były ślady normalnie dwóch belek i gwiazdka. Majora 
Na swoim Facebooku pożegnałem pana Michała Gąsiora, pisząc: "Panie Michale, żegnam! To były dwie ważne dla mnie wizyty. Poznałem wtedy Niezwykłego Człowieka. Przeżył Pan rzeź na Wołyniu. Widział Pan śmierć swoich bliskich. Otarł się Pan o własną zagładę. A mimo tego, co nosiła pamięć, Pan nigdy nie powiedział: nienawidzę Ukraińców. Był Pan Wyjątkowy! Bałem się pierwszej wizyty u Pana. Starczyło kilka minut z Panem, aby żałować, że nie jest Pan moim dziadkiem. Dziękuję Natalii, że pozwoliła mi Pana poznać. To był dla mnie zaszczyt. Panie Michale, żegnam!".
  • Spakowaliśmy dwa ręczniki, miałem jeszcze roczną siostrzyczkę taką małą. I poszliśmy na noc do pana Michała Breneckiego, przyjaciela mego ojca ze szkoły podchorążych w Zaleszczykach. Miał dom murowany, bo u nas z reguły budowano w takim stylu podhalańskim. One były kryte blachą, dachówką, ale nie murowane. On miał murowany, w stylu bardziej współczesnym. Tego wieczoru, pod osłoną nocy spakowaliśmy swoje ciuszki, to co było potrzebne. Drzwi domu już były tak zabezpieczone od wewnątrz blachą, taki rygiel poprzeczny. I poszliśmy do tej piwnicy. I poszli nasi sąsiedzi. My położyliśmy się w pokoju. To był wysoki parter. To była chyba godzina 23,30, nie pamiętam dokładnie, może zerowa, jechała bryczka od strony Stanisławowa. Normalnie bryczka. My otworzyliśmy okna, jeszcze moja kuzynka Hania mówiła: «E! będzie spokój, bo Niemcy wjechali». Bo oni byli przebrani w niemieckie mundury. Do drogi było nie więcej, jak 25 metrów. Nie minęło więcej jak pięć minut dwie czerwone rakiety poszły w górę. I zorientowaliśmy się, że coś się dzieje.
  • Strzały. Trzy grupy pohorczi. Podpalali. Najpierw rozpalili ognisko. Ja tego nie zapomnę do końca życia. Naszego domu nie spali. Raz, że nie mogli go podpalić, bo on by się tak szybko nie zapalił. Dom był kryty blachą i murowany. A w jednym pokoju mieszkała córka popa, nauczycielka.  Ona normalnie uczyła w szkole. Helena miała na imię, pamiętam ją dokładnie. I chyba ze względu na to, ale i to, że trzeba by beczkę benzyny użyć, żeby spalić nasz dom. To było niemożliwe do podpalenia.
  • Ona jedna malutka, mówili, zginie. A jak nie, to zginie 30 ludzi. Przecież oni mogli też jeszcze jedną rzecz zrobić przez te okienka piwniczne granaty wrzucić, te koktajle Mołotowa. Przez otwarte okienko słyszeliśmy ten jęk i rżenie koni, ryk krów. A najbardziej, jak mordowali tę rodzinę, sześć osób. A tak ich stratowali końmi i ułożyli w kształt gwiazdy. Sąsiedzi. Piersi odcięli. Jak schwytali Polaka gdzieś, to kładli na stół nóż, coś w rodzaju harpuna, szczypce i inne rzeczy, i pytali: «Czym chcesz być zabity? Czy chcesz mieć poderżnięte gardło». Najgorsze było, że oni obcinali ręce i nogi. Takie piły pałąkowe, normalne. Wbijali dzieci na sztachety płotów.  
Nie potrafię ze spokojem czytać wspomnień pana Michała. Nigdy nie  zrozumiem tego bezprzykładnego okrucieństwa. Wołyń spłynął krwią. Przerażające okazało się spotkanie z młodymi Ukraińcami kilka lat temu w Bydgoszczy. Całość zostawiam w odcinku drugim "Rzeki krwi...". Tu przypominam tylko jedno, porażające zdanie: "Treba to by my jeszcze rezali". Nie wiem czy pamięć o mordach UPA czy OUN kiedyś zblednie. Zapewne tak. Emocje wygasną. Czy wolno nam jednak zapomnieć? Nie, to by było, jak zgoda na to, co działo się m. in. w Rumnie. Warto na koniec przytoczyć jeszcze jedno wspomnienie pana Michała: "...wielu uczyło się modlitwy ukraińskiej, żeby... jak dostać się w szeregi Ukraińców.... «Отче нaш, щo є нa небеcaх! Нехaй cвятитьcя Ім'я Твoє. Хaй прийде Цaрcтвo Твoє, нехaй бyде вoля Твoя як нa небі, тaк і нa землі». Parę słów jeszcze znam. Ale umiałem całą, bo jak tego... to uratowało życie... Bo jak oni chwycili, to modlitwa i żegnanie się. A oni odwrotnie to robili. I oni mają wszystkich świętych innych". 
 
Pan Michał Gąsior i Autor blogu - 2018 r. - foto Natalia Gąsior
 

Pan
Michał GĄSIOR
(1930-2021)

R. I. P.

4 komentarze:

  1. Pamiętam ten odcinek. Wyjątkowo wstrząsający, a jednak napawający nadzieję, że wiary w człowieka nie można utopić nawet w morzu krwi.
    To, że te wspomnienia ujrzały światło dzienne ,to dowód na maksymę-
    NON OMNIS MORIAR.

    "...wspomnień astry blade
    Wschodzą samotne na schyłku jesieni
    I chcą trwać tylko, i walczą z ulewą,(...)"

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pełen podziwu dla pana Michała. To były tylko dwa spotkania, ale nauczyły mnie bardzo wiele. Z przykrością muszę dodać, że kilka dni temu odeszła żona pana Michała, pani Elżbieta. Życie dopisuje smutne ciągi dalsze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Panie Robercie za oba spotkania i wysłuchanie mojego dziadka historycznym uchem. Dużo dziadka kosztowało opowiadanie o Rzezi Wołyńskiej i czasach wojny, ale jego potrzeba przekazania tych historii kolejnym pokoleniom była większa niż żal, który odczuwał. Zostawił po sobie ogromną liczbę opowieści i pamiątek; nigdy nie odejdzie w niepamięć. Jeszcze raz dziękujemy za przyjemność jaką Pan sprawił mojemu dziadkowi, to były wyjątkowe wizyty dla nas wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powtórzę się, ale to ja czuję się wyróżniony i zaszczycony, że mogłem poznać kogoś tak wyjątkowego, jak pan Michał. Cudownie, że mogliśmy się poznać i stanowię jedno z ogniw pamięci, bo ja na pewno nigdy nie zapomnę p. Michała Gąsiora.

    OdpowiedzUsuń