czwartek, lipca 29, 2021

Przeczytania... (407) Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula "Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii (Wydawnictwo Literackie)


"Ceniony historyk Andrzej Chwalba i publicysta Wojciech Harpula [...] tym razem prześwietlają polskie stosunki z «niewygodnym» sąsiadem. Zadają pytania o historię i dynamikę relacji polsko-rosyjskich, o decydujące procesy i kluczowe momenty, które zaważyły na losach obu państw: wojny z Moskwą za Batorego, zajęcie Moskwy w 1610 roku, rozbiory i powstania czy może powojenna instalacja komunistów w Polsce" - czytamy na okładce książki,. którą zawdzięczamy Wydawnictwu Literackiemu. Zatem publicysta siada na wprost historyka rodem z Uniwersytetu Jagiellońskiego i mamy z tego książkę: "Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii".
Zatem przed nami kolejny wywiad-rzeka? Tak. Rozpisany na przeszło czterysta stron. Siedem rozdziałów, z których treści mogą być na wiele głów kubłem zimnej wody. Wspominając o książce na moim FB Książkożerca, napisałem: "Temat zawsze aktualny. Do tego rozmowa z prof. A. Chwalbą. Na wakacje, jak znalazł. Leczy z kompleksów? Wbija w kompleksy? Radzę samemu przekonać się. Chwilami zimny prysznic na... narodowe ego". I właściwie winienem tu zamknąć swoje rozważania. Wiem, że okres letni, to nie pora na głęboko posunięte analizy faktów i poglądów. Jestem zdania, że sierpień jest doskonałą ku temu właśnie okazją. Zbiegają się tu rocznice, które cieniem legły u podstaw relacji Polska-Rosja (jakkolwiek byśmy określali wschodniego sąsiada): wybuch powstania warszawskiego oraz bitwa warszawska.
Nie mogłem nie sięgnąć po książkę "Polska-Rosja...". Zawsze tematyka mi bliska. Obciążenie historyczno-rodzinne też występuje i tym bardziej sprawia, że nie gaśnie we mnie chęć czytania wszystkiego, co z Rosją związane. Moi kresowi Dziadkowie urodzili się, jako poddani JIM Mikołaja II Aleksandrowicza. Moi krewni i przodkowie uczestniczyli w powstaniu styczniowym, byli ofiarami terroru M. Murawiowa-Wieszatiela, walczyli o wileńskie Kresy w 1920 i w czasie II wojny światowej (i po jej zakończeniu także), przeżyli dwie sowieckie okupacje. Starczy? Nie zmienia to faktu, że jestem pod wrażeniem dorobku kultury rosyjskiej (m. in. P. Czajkowski, N. Gogol, A. Czechow, L. Tołstoj, I. Riepin, W. Majakowski, W. Wysocki, B. Okudżawa). Na moich lekcjach uczniowie na pewno usłyszą "Swiaszczennają wojnu". I nie jest to neo-bolszewizm, jak chcą apologeci nowych prądów i nurtów tylko sprawiedliwych, tylko prawych. Ja swego ucznia nie usunę ze sceny za śpiewanie "Tiomnaju nocz'". Tyle o moim podejściu do tematu.
Mam zawsze problem z wywiadami-rzekami. Lubie je czytać. Trudniej mi je prezentować w tym cyklu. Jak pisałem ostatnio (patrz odcinek 406 cyklu) muszę redukować swoje akapitowe gadulstwo. Oddaję pole przede wszystkim profesorowi Andrzejowi Chwalbie. chce przypomnieć, że to już czwarta książka, którą tworzył Profesor (odcinki 106, 255 i 363). Zacznę od cytatu, który moim zdaniem jest pierwszym kubłem zimnej wody na narodowe ego: "Polska to zagadnienie  trzeciego planu. Incydentalnie - drugiego. My poświęcamy Rosji znacznie więcej uwagi niż Rosja nam. Z czym nie zawsze chcemy się pogodzić i nie zawsze chcemy to zrozumieć. To słabość naszego myślenia o Rosji". Trudno się nie zgodzić ze stwierdzeniem Profesora: "Ciągle patrzymy na Rosję przez okulary pokoleń, które z Rosją walczyły, dla których była ona najważniejszym zagadnieniem". Nie, nie przepiszę całej książki. Ale budzi się we mnie zapobiegliwy belfer, który nawet w czasie wakacji myśli, jak to tu wykorzystać na swoich lekcjach czy zajęciach. 
Tak, dla wielu czytelników (a ja do nich na 100 % się zaliczam), "Polska-Rosja..." będzie książką stałego użytku. Starczy, że pojawi się wątek wzajemnych relacji, to ja sięgnę po te książkę. Będzie potrzebny cytat, niegrzmocenie swojej tezy (pospolitego magistra) - i po książkę. Na tym polega wartość takich właśnie książek. I jak mam być obojętny wobec takiego zapisu: "Odpowiednio spreparowane wydarzenia z przeszłości mogą stać się pancerzem ochronnym, czynnikiem mobilizującym społeczeństwo, mogą też być narzędziem agresji w stosunku do sąsiada". Tego najbardziej się obawiam. Niedouk w rękach manipulanta, jaka to straszliwa i nieobliczalna broń! Ten pierwszy raczej nie sięgnie po tę książką, ten drugi może opacznie przyjąć jej treść i inny zrobi z niej użytek.  Obym się mylił. Ale wyłazi moje belferstwo. "...mam wrażenie, że Moskwa i Warszawa na dobre ugrzęzły w historii. Ze szkodą dla wzajemnych relacji oraz dla prawdy i pamięci historycznej". I to bardzo źle. I jak znajdujemy dalej: "Obie strony mają wprawę w szermowaniu historycznymi argumentami"
Aby nie przesączyć treściami i dać możliwość innym na polemikę, rozważanie tematu kilkanaście powodów do przeczytania "Polski-Rosji...":
  • Jako historyk mówię: nie było żadnego hołdu ruskiego.
  • Polska to punkt. Rosja to pół Europy i Azji.
  • Polska z reguły była tematem pobocznym lub zupełnie nieistotnym. Dziś jest podobnie.
  • Wybitni twórcy romantyczni zbudowali obraz Rosji jako naszego największego wroga.
  • Dla większości Rosjan wydarzenia z początku XVII wieku to prehistoria.
  • Polakom pozostały kresowe sentymenty, a Rosjanom tęsknota za imperium i chęć jego odzyskania.
  • Polska i rosyjska optyka zawsze będą różne. 
  • Złe relacje polsko-rosyjskie wynikają w dużej mierze z polityki historycznej obu krajów.
  • ...lepsze zrozumienie polsko-rosyjskiej historii jest możliwe tylko wtedy, gdy na pewne wątki spojrzy się także "rosyjskimi oczami". 
  • Elity rosyjskie zawsze uważały, że jeżeli tylko jest okazja poszerzenia granic, zdobycia wpływów - to należy ją wykorzystać.
  • Rosja, jeżeli ustępowała, to tylko przed argumentami siły [...].
  • Nasze wyobrażania o Rosji koncentrują się na zbitkach pojęciowych: rozbiory, Sybir, 17 września, Katyń, komuna.
  • W Polsce uważamy się za ekspertów od Rosji.
  • Państwo i władza państwowa sprawdzają się, jeżeli są agresywne.
  • Rosja zawsze manifestowała swoją kulturową odrębność od Zachodu.
Dla wielu rodaków, których ego wybujały ostatnio propagandowo za sprawą różnych stacji telewizyjnych, radiowych czy prasy na pewno trudnym do przełknięcia będzie takie odarcie z kolejnego mitu: "Gdyby zważyć moc - demograficzną, militarną, gospodarczą, polityczną - Polski  i Rosji, to zobaczymy relację mrówki i słonia. Tak jest, czy nam to się podoba, czy nie". To powinno ostudzić niektóre chore umysły. Trzeba to przyjąć na klatę. Inaczej sami z siebie robimy karykaturę. Tak uważam. Dlatego zgadzam się z prof. A. chwalbą, kiedy mówi: "...historyczne demony mogą zostać oswojone tylko wtedy, gdy przestaje się je karmić". Jak również z tym: "...gdy politycy zaczynają grać wątkami z przeszłości, prawda historyczna przestaje mieć znaczenie. Pamięć ulega zdeformowaniu. I wtedy stajemy się zakładnikami złej, wypaczonej pamięci"
  • Pod  sztandarami Napoleona ruszyła przecież na Rosję niemal cała Europa [...].
  • Od Zachodu różni ich tysiąc lat zanurzenia we wschodnim, greckim chrześcijaństwie, które od czasu wielkiej schizmy w 1054 roku było w konfrontacji z Rzymem i cywilizacją łacińską. 
  • Cerkiew moskiewska nie tworzyła niczego nowego, ożywczego. Rekapitulowała. Bez końca.
  • Od pewnego momentu car zaczął być traktowany jak święty, jak żywa ikona.
  • Mordowano carów wówczas, gdy uznano, że podejmowane przez nich decyzje zagrażają interesowi elit oraz interesowi Rosji.
  • W rosyjskiej opowieści o historii Europy Rosja nie funkcjonuje jako część Starego Kontynentu. 
  • Przypomnę, że pierwszy rosyjski uniwersytet, moskiewski, powstał w 1755 roku. Późno, gdyż uniwersytety są znakiem zachodniej kultury intelektualnej.
  • Rosji, słowiańskiemu imperium, nie mogło się podobać, że zbudowali je Skandynawowie. 
  • Włodzimierz, zmuszając lud Kijowa i elity pozostałych ziem do chrztu, zakorzenił Ruś w Europie.
  • ...ustalenia naukowe Szczerbca nie wyszczerbią, bo legend nauka się nie ima.
  • "Zbieranie ziem ruskich", było jednym z głównych zadań wielkich książąt moskiewskich, później carów, a wreszcie imperatorów oraz pierwszych sekretarzy KPZR. 
  • ...historii nie da się wymazać. Nie mógł tego zrobić nawet Stalin, któremu wydawało się, że może wszystko.
  • Moim zdaniem Rosja nigdy nie pogodzi się z tym, że istnieje Ruś, która nie jest podporządkowana Moskwie. 
  • W Europie tak już jest, że początków procesów i wydarzeń, które są naszą współczesnością, często trzeba szukać w bardzo odległej przeszłości. 
  • Prawidła geopolityki są niezmienne w czasie, zmieniają się tylko aktorzy.
"Nie ma nic dziwnego w tym, że patrzymy na Rosję przede wszystkim jak na złowrogą, niszczycielską siłę i staramy się tłumaczyć Europie, że może stanowić zagrożenie dla wolności jej narodów. Tak ukształtowały nas doświadczenia historyczne. ale taka perspektywa jest zawężona i na pewno nie wyczerpuje rozumienia «rosyjskiej specyfiki»" - kolejny kubeł trzeźwego myślenia. Trzeba mieć dużo w sobie tupetu, aby twierdzić, że rozumie się specyfikę innego narodu, państwa, formy rządów. Wiele norm, jakie uważamy za europejskie nie mają dostępu do tego, co dzieje się choćby nad Wołgą czy Obem. I o tym też przypomina ta rozmowa, kiedy jest wzmianka o relacjach z NATO, Unią Europejską czy USA: "...Rosja nie po to budowała przez wieki odrębny świat, żeby teraz ten rosyjski świat stał się częścią czegoś obcego. Czegoś niestosownego,, nieprzystającego do russkiego mira w żadnym względzie: religijnym, kulturowym, politycznym".  Co tam w rosyjskiej duszy gra? Stan ciągłego oblężenia! Nawet wspomnienie Napoleona! Ale i interwencji w czasach JKM Zygmunta III Wazy! To o tym okresie czytamy: "Wtedy po raz pierwszy obronili odrębny, rosyjski świat. Potem bronili go wielokrotnie. I będą bronili zawsze". Kto będzie chciał ciskać w nie-europejskość Rosjan znajdzie tu pożywkę? Znajdzie. "Za Azjatów Rosjanie oczywiście się nie uważają, choć nie maja problemu z akceptacją swojego wschodniego, azjatyckiego dziedzictwa" - pamiętam, że był czas, kiedy za podobne poglądy usuwano z uczelni lub stawiano odpowiednie stopnie na egzaminach wstępnych na studia. 
  • Że Jagiełło chciał wpoić Polakom przekonanie, że walcząc gdzieś za Dnieprem, w istocie bronią Wisły. Uważam takie poglądy za nadużycie. 
  • Owszem, gdyby nie było unii z Litwą, to prawdopodobnie nie mielibyśmy powodu do zatargów z Moskwą w najbliższej przyszłości.  
  • Unia stworzyła przed Polakami, Litwinami i Rusinami wielkie szanse, ale przyniosła też olbrzymie wyzwania.
  • ...Olgierd lub Jogaiło po przyjęciu prawosławia i przejęciu rządów w Moskwie staliby się ruskimi książętami.
  • Po upadku Konstantynopola w 1453 roku Moskwa stała się jedynym niepodległym państwem prawosławnym na świecie, bo Bułgarzy, Serbowie i Grecy padli pod naporem Turcji. 
  • Bez unii z Litwą Korona miałaby na wschodzi spokój.
  • ..stwierdzenie, że Litwini nie chcieli unii [tj. w 1569 r. - przyp. KN], jest zbyt dużym uproszczeniem.
  • Moim zdaniem sejm lubelski to majstersztyk polityczny Zygmunta Augusta.
  • Polacy przeleją mnóstwo krwi, starając się utrzymać całą Ukrainę pod swoim panowaniem.
  • Historię tworzą żywi ludzie, działający tu i teraz, w konkretnych okolicznościach.
  • Trzeba [...] jasno powiedzieć, że od unii lubelskiej Polska wkracza do historii Moskwy.
  • Wspaniała scena uwieczniona przez Jana Matejkę na obrazie Batory pod Pskowem nigdy się nie wydarzyła, bo rozejm podpisywano bez obecności króla [...].
  • Jako historyk mogę powiedzieć, że nie ma źródeł, które by mówiły o tym, co rozumiał i czego nie rozumiał Zygmunt III.
  • Żadna ówczesna armia cnotami nie błyszczała, a już zwłaszcza na obcym terytorium.
  • Gdy czyta się rosyjskie źródła z tamtych czasów [tj. XVI-wieczne - przyp. KN], można zauważyć charakterystyczny ton: najeźdźcy wyciągają ręce po nasze ziemie, ale to jeszcze byśmy ścierpieli; jednak oni przyszli, żeby zabrać nam prawosławną duszę, a na to nigdy nie możemy pozwolić. 
Bardzo ciekawe rozważania na temat Słowiańszczyzny, dziedzictwa misji Cyryla i Metodego. Spekulowanie na pewne tematy mnie nie przekonuje, ba! prof. a. Chwalba tez chwilami unika zapuszczania się na to poletko. Stąd też w pewnym momencie pada cenne sformułowanie: "Nie ma sensu budować piętrowych hipotez". I brawo za to. Dla kogoś kto nie odrobił lekcji z chrystianizacji Polan i Rusi Kijowskiej - wspaniałe repetytorium. Spodobało mi się stwierdzenie: "Każdy Polak wie to, czego uczą podręczniki. Nad pochodzeniem Mieszka i okolicznościami chrztu mediewiści debatują od dawna i szybko dyskusji nie skończą". Dlaczego? Idźmy dalej i chyba zaskoczy to wielu: o ile Polacy chcieliby widzieć wśród swoich praszczurów Skandynawów, "...o tyle w Rosji włożono wiele wysiłku w dowodzenie, że Rusowie, którzy przybyli w IX wieku w okolice jeziora Ładoga, byli Słowianami". Dość szczegółowo poznajemy historię Rusi, jej mongolskiego zniewolenia, pojawienia się Moskwy. Mamy zatem i Włodzimierza Wielkiego, i Jarosława Mądrego, i Aleksandra Newskiego, i jego potomków. To bardzo szczegółowa podróż. Aż pojawia się Litwa! konkurent! Wróg! Mendog! Olgierd! I jego wyprawy na Moskwę. To o nich czytamy: "Dziś Litwa poprawia sobie samopoczucie, wspominając te chwile. Dzieci w litewskich szkołach uczą się o dzielnym księciu Olgierdzie, przed którym drżeli Moskale". Moją litewskość też łechta ta opowieść. Ciekawe, jak bracia Litwini przyjęliby twierdzenie Profesora: "Litwinom w Wielkim Księstwie udało się zachować odrębność od ruskiego otoczenia, bo przyjęli katolicyzm z Polski". I powtarza: "Jak wiemy, tylko przyjęcie rzymskiego katolicyzmu mogło ocalić ich tożsamość. A najbardziej opłacało się przyjęcie chrztu z Polski". I kropka! Znajdziemy bardzo ciekawe spostrzeżenia na temat Jogaiły/Władysława Jagiełły. Losy unii polsko-litewskiej. Ocena czym było Krewo, czym był Lublin. I na dobitkę braci Litwinów i losie Litwy taki punkt widzenia: "Bez wsparcia Polski, a teraz także bez Podlasia, Wołynia i Kijowszczyzny, nie mieliby z Moskwą żadnych szans. Staliby się łatwym łupem dla Iwana IV".
I taką ocena unii lubelskiej, otwartą (rozgrzebaną) książką zostawiam kolejnych Czytelników mego blogu. "Ten znowu swoje" - protestuje ten i ów. Za nikogo nie przeczytam przeszło czterystu stron. Celowo rozkopuję zostawiam niedomówienia, często tak porzucam też swoich uczniów. Tak, w najciekawszym momencie robię "stop!" i pokazuję lekturę godną ich uwagi, zainteresowań. "A jeśli nie?" - dopytuje ktoś. To znaczy, że poniosłem klęskę dydaktyczną, moja narracja była nudna i nie warta funta kłaków. Tak na pewno nie jest z książką, która jest bohaterem 407. odcinka tego cyklu. Ze smutkiem zauważam błąd rzeczowy. W 1611 r. Stanisław Żółkiewski nie był hetmanem wielkim. Po smierci Jana Zamoyskiego (1605 r.) wielka buława wakowała aż do 1618 r., kiedy to faktycznie otrzyma ją wreszcie Żółkiewski. Ale błąd jest błędem. Choć kilka stron dalej czytamy: "Nie bez powodu Żółkiewski czekał na wakującą po Zamoyskim buławę wielką aż do 1618 roku. Wielkich czynów dokonywał w Moskwie jako hetman polny".

Brak komentarzy: