wtorek, lipca 13, 2021

Przeczytania... (404) Krzysztof Potaczała "Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu" (Prószyński i S-ka)

 

"Naród polski wydał ze swego łona niemało bohaterów. Lecz bohaterów podobnych generałowi Świerczewskiemu niewielu jest w naszej historii" - to wypowiedź natchnionej druhny drużynowej z pewnego liceum w Przemyślu. Wymienia się Ją w książce z imienia i nazwiska. Pozwolę sobie jednak darować ten szczegół. Sam w latach 70-tych należałem do Szczepu ZHP, którego patronem był generał Walter, ba! swoją drogę nauczycielską zaczynałem w Nakle nad Notecią, gdzie szkole przyświecał duch tegoż samego bohatyra. Nie dość na tym: nieopodal miejsca mego zamieszkania był skwer poświęcony temuż: betonowa ściana z wypisanym imieniem i pseudonimem, cokół, a na nim popiersie. Jeszcze w połowie lat 80-tych XX w. postępowała dewastacja oblicza. Dziś nie ma po nim śladu! Tylko starzy mieszkańcy (a ja już zaczynam sie do takowych zaliczać) pamiętają, że taki koszmar stał w tym miejscu, gdzie dziś trawnik, klomb i alejki.
Książka pana Krzysztofa Potaczały pt. "Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu" (Prószyński i S-ka), to dla mnie swoista podróż w czasie. Nie, nie byłem nigdy w Jabłonkach. O Baligrodzie, jak pewnie wielu moich rówieśników, dowiedziałem sie z powieści pani Janiny Broniewskiej. Wpajano nam, cóż to za niezwykły generał, co się kulom nie kłaniał. Żałować mogę tylko, że nie zachował się egzemplarz tej kultowej książki w moich zbiorach. To w tej lekturze czytamy m. in.: "Niezależnie od innych kilkunastu książek i broszur o generale Walterze ta właśnie odegrała największą rolę, a określenie użyte w jej tytule stało się jedną ze słownych ikon PRL, hasłem identyfikowanym zapewne przez większość społeczeństwa". Dodam, że to nie cytat z Autora omawianej książki.
Skoro uderzyłem we wspomnieniową nutę, to w takim razie i ja dam upust tej linii zapisu, aby przytoczyć to oryginalne wypowiedzi sprzed laty. Pewnie, że dobijało mnie za komuny, że ktoś taki miał swoje ulice, place, patronował szkołom i drużynom harcerskim, gdy milczano o rzeczywistych bohaterach niepodległości (choćby tych z lat 1914-1922). A! zapomniałem, że moja szkoła średnia, do której uczęszczałem w latach 1978-1983 stała przy ul. Świerczewskiego. Stąd mówiło się, że idę na Świerka! Bez obaw. Nie ma już takiej ulicy. Przywrócono przedwojenną nazwę: Świętej Trójcy. 

Wspomnienie 1: Nazwa Walterowcy, urobiona od rewolucyjnego imienia patrona, w naszej tradycji wiążę się ze składanym ślubowaniem, które po raz pierwszy odbyło się w miejscu, gdzie poległ Generał, w Jabłonkach pod Baligrodem.
Wspomnienie 2: Dla nas nastolatków, takie wyprawy były przede wszystkim przygodą. Dostarczały mnóstwo wrażeń i radości, bo wiązały się ze spotkaniem setek rówieśników. Aspekt patriotyczny tez był ważny, ale jednak drugoplanowy. 
Wspomnienie 3: Wszystko podporządkowaliśmy gloryfikacji imienia generała. Wierzyliśmy święcie, że poległ za naszą wolność, więc byliśmy w niego zapatrzeni.

Obejrzałem sobie przed laty na YT film Wandy Jakubowskiej "Żołnierz zwycięstwa" (w roli tytułowej Józef Wyszomirski). Agitka, że aż strach przebrnąć przez dwie jego części. Ale... warto! Żeby zrozumieć, jak realizowano wtedy rolę kina, propagandy, nowego budowania człowieka! Tym bardziej, że demony hulają i obecnie. Nie wiedziałem, że (premiera w 1953 r.): "Film nieoczekiwanie schodzi z ekranów już kilka miesięcy po premierze i aż do końca PRL nie jest pokazywany publicznie". Nie ma go już na YT. Usunięto. Szkoda. Za to można obejrzeć "Kronikę filmową 15/1947" - ta m. in. relacja z pogrzebu. Wiadomo kogo. 
Jak na objętość książki i format mamy dość szczegółowy źródłowy zapis tego, co wydarzyło się 28 marca 1947 r..

Wspomnienie 4: Żołnierze Wojska Polskiego na rozkaz gen. Świerczewskiego podjęli próbę zaatakowania stanowisk przeciwnika, ale zostali zmuszeni do odwrotu [...]. Napastnicy wycofali się bez strat własnych, gdy na pole walki przybył samochód z tą częścią eskorty, której wóz doznał wcześniej awarii.
Wspomnienie 5: Byliśmy zdumieni i zaskoczeni... Cisna oznaczała konieczność przesunięcia sie przez cieśninę między masywami leśnymi Chryszczatej, gdzie po zachodniej stronie rozciągał się rejon działania "Hrynia" [Chrina] i "Stacha", a po wschodniej "Bira". Zasadzki były tam zjawiskiem częstym.
Wspomnienie 6: Po kilku skokach podbiegłem do ukrycia na brzegu rzeczki, gdzie leżał gen. Świerczewski pomiędzy dwiema drewnianymi belkami i obserwował ruchy bandy. W pewnej chwili wyprostował się i w tej pozycji dostał kulę w brzuch.  
 
Z raportu oględzin zwłok bezpośrednio po ich przywiezieniu do Baligrodu wynika: "Wszystkie trzy rany posiadają cechy wlotu pocisku kalibru ok 7 mm o raz cechy strzałów oddanych z dalszej odległości [...] Jako przyczynę zgonu uważać należy najprawdopodobniej krwotok wewnętrzny do jam opłucnych z możliwością uszkodzenia mięśnia sercowego oraz jamy brzusznej". Ciekawie wypada, co o wydarzeniu zabicia wiceministra obrony narodowej  pisali sami Ukraińcy, żołnierza UPA: "To ważna robota! Ona poruszyła opinię całego świata. [...] Wiecie, że nie mogą sie nacieszyć w całym świecie z tego wypadku". W Baligrodzie wybuchła... panika? W szkolnej kronice zapisano: "Ludzie uciekają i kryją się w kryjówkach, gdyż każdemu się wydaje, że banderowcy lada chwila uderzą na słaba placówkę WOP-u [...] i dokonają zniszczenia i mordów". Zanotowano również zaskakującą, moim zdaniem, opinię: "Ukraińcy między sobą mówią, że to będzie źle, że (...) Lachy nam toho ne darujut. Jednak noc minęła spokojnie"
Dopiero teraz możemy poznać rzeczywiste opinie na temat śmierci gen. K. Świerczewskiego. Przed 1989 r. dowiadywaliśmy się o nim jako bohaterze, uczestniku walk w Hiszpanii, dowódcy 2 Armii Wojska Polskiego. Oficjalni rzecz miała się tak: "Odbyły się liczne żałobne manifestacje, pogadanki o życiu, walkach i zasługach gen. Świerczewskiego oraz apele, w czasie których dał się zauważyć (...) pęd do pomosty nad bandami". To jeden z oficerów tego czasu. Ktoś inny zanotował: "Nawet dziś gotowi jesteśmy wyruszyć przeciw bandom z UPA i nie żałować krwi". Taka uwaga jest niemniej cenna: "Żołnierze samorzutnie zgłaszają się, by iść pomścić gen. Świerczewskiego". Mi imponują odważne wypowiedzi trzech żołnierzy:

Wypowiedź 1:  Gdyby gen. Świerczewski był dobrym Polakiem, toby go nie zabili, ale że był komunistą, więc został sprzątnięty.
Wypowiedź 2: Dobrze, że gen. Świerczewskiego zabili, teraz powinni jeszcze zabić Bolesława Bieruta i marszałka Żymierskiego, to wówczas dopiero może w Polsce byłoby lepiej.
Wypowiedź 3: Nie ma tam co żałować Świerczewskiego (...). Będzie mniej jednego komunisty w Polsce i on był właśnie tym, co sprzedają Polskę Sowietom.
 
Już wtedy rodzi się mity, niejasności, teorie spiskowe. Trzeba przyznać, że trzeba było dużej dowagi, aby takie poglądy ujawniać:
 
Wypowiedź 4: Świerczewskiego to tak samo jak Sikorskiego zabili Rosjanie, a winę zwalają na bandy.
Wypowiedź 5: Gen. Świerczewski nie został zabity przez bandy UPA, lecz przez naszych, a dlatego, że był dobrym Polakiem i myślał inaczej jak obecni demokraci. Teraz pod płaszczykiem UPA zacierają ślady. 
Wypowiedź 6: Nie żadna banda go zabiła, a polskie gestapo, bo im stał na drodze. Nie był im na rękę, więc go sprzątnęli.  

Tak rodzą się legendy. Im więcej kontrowersji wokół postaci tym dla niej lepiej. Z czasem obrasta tego wokół pomników, cokołów itp., że trudno dociec, co jest prawdą, a co wymysłem, prostacką hagiografią. Widać każdy system potrzebuje ołtarzy, na których sadza swoich herosów, nieomalże bogów. Nie inaczej było z generałem Walterem. "Pseudonim «Walter» ma związek z jego ulubionym pistoletem Walther PP. Rozstrzeliwuje z niego jeńców i innych «wrogów ludu»". Ważne, że chwilami Autor ma... wątpliwości, sam nie dotarł do wszystkich źródeł, skoro pisze: "Czy to pełna prawda - nie wiadomo". W innym miejscu znajdujemy zapis: "Nie ma jednej wersji wydarzeń". Ten dotyczy już samego zamachu.
Źle się jednak dzieje, jeśli do książki historycznej (nawet jeśli, to jej popularna forma) wdzierają się błędy rzeczowe. Autor chyba nie odrobił lekcji z dziejów Imperium Rosyjskiego, ale od czasów Piotra I Moskwa traci stołeczny status! Stolicą staje się Sankt-Petersburg/Санкт-Петербург! Na pewno nie była nią Moskwa, jak chce Krzysztof Potaczała: "Najpierw Kazań, potem Moskwa. Stolica imperium robi na nim piorunujące wrażenie". To o tułaczce po Rosji, gdy został ewakuowany w głąb państwa niby-Romanowów. Razi mnie (i każdy kto mnie zna o tym wie), kiedy słyszę lub czytam o... "cudzie nad Wisłą". Tak, chodzi o ten fragment, kiedy Autor wzmiankuje o roli, jaką odegrał krasnoarmiejec Karol Świerczewski w wojnie polsko-bolszewickiej. Z rezerwą używałbym cytat córki Antoniny, bo trąca ona swoistą spekulacją, która niewiele ma wspólnego z historią. Stwierdzenia "chyba uważał" lub "to musiał być" raczej wzbudzają wątpliwości i przychylność dla Ка́рольa Ка́рловичa Сверче́вскoго. A raczej na takową nie zasłużył. Tym bardziej, że nawet o tzw. dąbrowszczakach wypowiadał się tak: "Dzielni rewolucjoniści, ale niezdyscyplinowanie jako żołnierze. Polacy nie rozumieją do końca, że każde z ich zwycięstw jest bezpośrednim uderzeniem w bandę Piłsudskiego, który zmienił kraj w więzienie dla ludu".
 
Wypowiedź 7: Na hiszpańskiej ziemi ostatecznie ukształtował się styl dowodzenia generała.
Wypowiedź 8: Nie ma co ukrywać - bałem się kul. A generał stał. Co robić? Stoję i ja.
Wypowiedź 9: ...nad samym brzegiem Wisły zanurzył ręce w wodzie, twarz zanurzył w rękach. I nikt nie wie, od czego była twarz mokra, od wiślanej wody czy od łez?

Wojna w Hiszpanii, pierwsze miesiące sromotne klęski po agresji niemieckiej na ZSRR/ZSRS/CCCP ujawniły brak kompetencji dowódczych. Potem tworzenie Ludowego Wojska Polskiego, 1 i 2 Armii, niesnaski z gen. Z. Berlingiem, wręcz zbrodnicze dowodzenie pod Budziszynem. "Zamiast zdegradować Świerczewskiego lub przynajmniej pozbawić go możliwości podejmowania kluczowych decyzji, w zamian, niejako w nagrodę, otrzymuje on awans na generała broni" - czytamy dalej. Śledzenie tej kariery po prostu poraża. Cisną się na usta różne pytania: jak można było kogoś takiego tak wysoko awansować?! Ale mechanizmy bolszewizacji Polski nie mieszczą się w żadnych normach i barierach. Jedno z haseł zapewniało/deklarowało: "GENERAŁ WALTER - NASZ WZÓR".
Jesteśmy świadkami, jak narastała niechęć, nienawiść, wrogość wobec Ukraińców zamieszkujących  ówczesne Bieszczady. Śmierć Świerczewskiego potęguje te zjawiska! I to widzimy, śledzimy. Nie, nie staram się oceniać. To takie proste dziś, po blisko osiemdziesięciu latach. Widzimy plądrowanie ukraińskich wsi, pacyfikacje, zemstę, bestialstwo, mord. 
"W miejscu, w którym zginął generał Walter, złożymy przysięgę, że wypełnimy testament, który nam zostawił, testament pracy i walki za Polskę, wolność i lud" - współczesny głos, apel, deklaracja. Jak zwał, to nie ma znaczenia, ale tak wykuwa się kult bożyszcza komunizmu w Polsce. I my, dzięki książce Krzysztofa Potaczały, dotykamy tego czasu, kiedy zobowiązania partyjne czy młodzieżowe są jawnym dziedzictwem idei gen. K. Świerczewskiego. Cytowane przykłady mogłyby zemdlić nieuświadomioną jednostkę społeczną. Nie wiedziałem jednak, że chciano zrzucić odpowiedzialność za zamach na życie wiceministra obrony narodowej na... generała Mariana Spychalskiego. Cień padał też na Jana Gerharda! I nie chodzi tylko o rok 1954, kiedy śledczy próbowali złamać tegoż i przypisać mu odpowiedzialność za wydarzenia z 1947 r.
"Hasła niosą się po kraju i wlewają w ludzkie serca. Powtarzane są w fabrykach, szkołach, na otwartych wiecach. Trzeba być czujnym, gdyż wróg jest przebiegły" - Autor doskonale oddaje atmosferę kształtowania się kultu. Kiedy wspomina o harcerskich biegach patrolowych, to nachodzi mnie... wspomnienie i przypomnienie! Przecież i ja, harcerz-zastępowy BDH "Piechurzy", biegałem w takich biegach. Masło maślane? Wiem, że tu w książce opisuje jeszcze lata pięćdziesiąte XX w., a więc daleko mi do nich, ale jak widać kult wodza kwitł i w latach 70-tych tegoż stulecia. Swoją drogą ciekawe, że niektórzy świadkowie tamtych dni kryją się pod inicjałami swoich nazwisk, jak były milicjant w KM MO w Rzeszowie, kiedy wspomina "dobrowolną zbiórkę" pieniędzy na budowę domu im. gen. K. Świerczewskiego. Niezwykła jest panegiryzacja wydarzeń z 1947 r., narastanie obchodów, zachwyt dookoła, kreowanie historii, której nie było. 
I niech tak narasta. Do czego doszli propagandyści PRL-u? A nie zdradzę. Nie byłoby ciekawie. Nie po to pan Krzysztof Potaczała ślęczał nad swoją książką/pracą, abym ja teraz popsuł ciekawość czytania. Mamy wakacje, część z nas na pewno zawędruje w rejon Bieszczad, trafi w strony, w których dał się zabić generał Karol Świerczewski. Warto na taką wędrówkę zabrać tę książkę. Dla mnie "Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu", to doskonały pretekst do budzenia ciekawości epoką, ale też materiał do rozważań nad zmienności losów, ocen, wartości. Pomniki mają to do siebie, że z czasem wiele z nich bezpowrotnie znika. Odchodzą w niełasce, wcześniej są profanowane (patrz okładka). 23 lutego 2018 r. z Jabłonek zniknął pomnik. Historia wystawia dziś rachunek gen. K. Świerczewskiemu. I całemu tamtemu pokoleniu. Jakie wnioski wyciągnie obecne pokolenie? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Ilu dzisiejszych bohaterów zniknie z cokołów, gdy zmieni się władza? Wtedy książka taka jak ta stanie się... socjologicznym zjawiskiem. Jedno jest pewne: dla ludzi takich, jaki był gen. K. Świerczewski, nie ma miejsca we współczesnej przestrzeni publicznej, nie odważałbym się jednak wyrzucać takie życiorysy na śmietnik historii. Mimo wszystko są zbyt pouczające i kryją w sobie ziarno przestrogi...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.