czwartek, marca 25, 2021

Przeczytania... (393) Violetta Wiernicka "Polacy którzy zadziwili Rosję" (Bellona)

"Czy to prawda, że prawdziwy Polak patriota mógł znaleźć się w Rosji tylko jako więzień polityczny lub pozbawiony tronu monarcha? Książka Violetty Wiernickiej udowadnia, że prawdziwa historia naszych rodaków w tym kraju jest znacznie bardziej złożona" - zapewnia nas Wydawca, pisząc taką zachętę na okładce. I wymienia głównych bohaterów: J. Chodźkę, A. Czartoryskiego, S. Kierbedzia, T. Kościuszkę, M. Krzesińską, A. Mickiewicza, W. Niżyńskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, A. Skąpską. Dziewięć żyć, cztery rozdziały, przeszło trzysta stron pisania. Bez obaw, tych żyć będzie więcej. Też zaniepokoiło mnie, że brak w tej wyliczance choćby generała Józefa Dowbora Muśnickiego. Na pewno zaznaczyłbym, o którego z książąt Czartoryskich chodzi. "Czepia sie się znowu!" - obrusza się pan z parasolem. Nie, po prostu staram sie być ścisły. Adamów było dwóch: Adam Kazimierz i Adam Jerzy. W samym tekście zagnieździła się niekonsekwencja: z uporem podaje się pierwsze imię, ale drugie odnajdujemy pod portretem. Proszę brać pod uwagę, że z książką zainteresuje sie ktoś kto dopiero spotyka się z księciem Adamem Jerzym, niech uczy się prawidłowości. 
Zatem mamy książkę pani Violetty Wiernickiej pt. "Polacy którzy zadziwili Rosję" (Wydawnictwa Bellona). "Najwięcej uwagi poświęcono okresowi zaborów - od roku 1795 do 1915, co jest spowodowane faktem,  iż w ciągu tych 123 lat ziemie polskie, które przypadły Rosji, były wówczas najściślej związane z Imperium Romanowów, a kontakty międzyludzkie - najbardziej ożywione" - rozumiem, że rok 1915 przyjęto, jako wyparcie Moskali z Królestwa Polskiego i ziem zabranych. Tylko, że wtedy, to nie 123, a 110 lat.  
Ładny gest: dedykacja. Od razu wiemy, że Autorka ma emocjonalny stosunek do tematu: prababcia z Podola (Hreczany). Autorka postawiła sobie ambitny cel: odczarowanie mitu o wzajemnych stosunkach polsko-rosyjskich. Muszę dodać, że połowa mnie pochodzi zza Niemna, a pracę magisterska (pod czujnym okiem śp. prof. S. Alexandrowicza) pisałem z historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mam i ja emocjonalny stosunek do tematu: relacje polsko-rosyjskie. Nie jest to bez znaczenia przy wyborze choćby tej pozycji. Autorka bierze się za bary z tematyką zsyłek. No nie jest proste wyłożyć czym było zesłanie administracyjne, a co to była katorga. Już pierwsze przypisy podpowiadają nam: Autorka bardzo ochoczo wzięła się do kwerendy też zasobów  rosyjskich. Brawo! I widzimy, że są to też publikacje z XXI w. Tym bardziej - brawo!
Jak wspomniałem dziewięcioro z okładki, to nie wszystkie losy, jakie przypomina nam pani Violetta Wiernicka. Dlatego i ja w swym tu pisaniu ani myślę się nad nimi pochylać! Niech mi będzie darowane, ale skupię się na innych, chwilami mi kompletnie nieznanych. Na pierwsze spotkanie Autorka wybrała nie byle kogo, kobietę wyjątkową, ba! w przyszłości teściową samego Adama Mickiewicza: Marię z Wołowskich Szymanowską (1789-1831). Teraz ja jestem nieprecyzyjny, bo pianistka nie dożyła ślubu Celiny z Adamem. No i mamy pierwszą osobę,, która nie wymieniono spośród owej dziewiątki! Jest okazja podpatrzyć, co to znaczy było być kobietą na początku XIX w., jakie kłody rzucało życie (czytaj: relacje małżeńskie). Bez wątpienia była osobą wyjątkową i odważną: "Nie obawiała się skandalu, zmiany pozycji społecznej czy swojej przyszłości jako artystki, gdyż uważała, że swą wspaniałą sztuką zrekompensuje stracone przywileje życiowe [...]" - czytamy. Nie wiem dlaczego cytat/życiowe motto sprowadzono do zapisu w nawiasie. Ja je tu wyeksponuję: "MAM DANY TALENT OD BOGA, WYŻYWIĘ NIM I SIEBIE, I DZIECI" - i brawa dla Marii Szymanowskiej. Co zrobiła z tym darem? Bądźcie Państwo chętni i sprawdźcie sami. Ja tego ani myślę ułatwiać.
"Obecnie utwory Bułharyna nie wchodzą do kanonu lektur, a jego twórczość zna niewielu Rosjan. Jest to spowodowane m. in. tym, że Polak był do pewnego stopnia pisarzem okresu przejściowego, jego utwory torowały drogę takim mistrzom rosyjskiej prozy, jak: Aleksander Puszkin, Michaił Lermontowa czy Mikołaj Gogol" - o! takich chwil szukam w czytaniu! Zaskoczenia! Nie będę zastanawiał się na rosyjskimi (czytaj: petersburskimi) ścieżkami dajmy na to  Adama Mickiewicza.  Ale Tadeusz Bułharyn (1789-1859)? Pierwsze słyszę! Rówieśnik M. Szymanowskiej. Że był autorem pierwszej bestsellerowej powieści w Rosji?! Źrenice rozszerzają się. Brawo Autorka, że wraca nam pamięć o kimś takim. Imię ponoć dostał po Kościuszce? Zali generał "dwóch narodów" tak bardzo był w kraju popularny w 1789 r., aby dzieci chrzcić jego imieniem? To tylko moja wątpliwość. I to też lubię przy takich lekturach: budzą nie tylko ciekawość, ale i... wątpliwości, zaczyna się z nimi dyskutowanie. Brawo! Robi na mnie wrażenie biografia nazwijmy to wojskowa: uczeń w Lądowym korpusie Kadetów, służba w Lejb-Gwardyjskim Pułku Ułanów, podkomendny wlk. ks. Konstantego Pawłowicza, kawaler orderu św. Anny, uczestnik wojen napoleońskich (i po stronie rosyjskiej, i po francuskiej), kampanii zwanej II wojną polską, a wszystko zakończone niewola pruską. Szkoda, że nie poznajmy szczegółów tego zniewolenia, np. kiedy i jak? Po powrocie najpierw zamieszkuje w... Królestwie Polskim? Czyli znowu ciśnie się: gdzie? No, a potem Petersburg! Czasopismo "Syn Otieczestwa" i kontakty m. in. z A. Bestużewem! W 1825 stał się jednym z wydawców "Siewierneje Pczeły", której nakład rychło osiągnął 10 000 egzemplarzy. Poczytna lektura zamieszczała m. in: "...ogłoszenia, wiadomości  z kraju i ze świata (poważne i ciekawostki), recenzje książek i spektakli, teksty o Petersburgu i modzie, publikacje utworów poetyckich". Nie wiem czy powodem do dumy są relacje, jakie łączyły T. Bułharyna z... carem-królem Mikołajem I. Ten zasięgał opinii Polaka po stłumieniu powstania dekabrystów. To on, jak czytamy: "...zdiagnozował stan ówczesnego społeczeństwa, ale także podpowiedział, jak można skutecznie wpłynąć na opinię publiczną". Trzeba przyznać, że zaskakująca rola. 
Kiedy poznajemy świat muzyki, jaki kwitł w Petersburgu w XIX w. może w nas obudzić się... zawstydzenie. Bo o ile muzykach, o których pisze pani V. Wiernicka, tak naprawdę coś wiemy? Dwóch, trzech? W porywie czterech? Jest M. K. Ogiński, S. Moniuszko, H. Wieniawski. Kto dziś pamięta choćby Teodora Leszetyckiego (1830-1915)? Jeden z bohaterów "Ziemi Obiecanej" Wł. Reymonta powoływał się na fakt, że jest jego uczniem. Któryś z rosyjskich krytyków tak pisał o wirtuozerii tegoż: "Nie można sobie wyobrazić niczego bardziej eterycznego, przezroczystego, słodkiego, niż gra Pana Leszetyckiego. Różnorodność i urok dźwięków wydobywanych przez niego z instrumentu, ujmujące tucher, oryginalne i często zmysłowe wyrażenie, żwawość, witalność, czystość są w stanie nie tylko oczarować, lecz także zadziwić w tak młodym wirtuozie". Zapytajcie kogoś wirtuozem jakiego instrumentu był pan Teodor? Skrzypce, fortepian, a może bałałajka? Włączam YT - i robię wielkie oczy, jak dwa dorodne pomidory! Jest nagranie z... 1906 r.! Nie wierzę własnym uszom. Nagranie  będące równolatkiem mego wileńskiego dziadka? Możemy spojrzeć w oczy mistrza! Jest jego fotografia, kiedy był profesorem Konserwatorium Petersburskiego! Już dopisuję, za Autorką : "Podziwiano go za interpretację dzieł Fryderyka Chopina, Roberta Schumanna i Franciszka Liszta". A grał na fortepianie! Okazuje się, że i to muzyczne życie splotło się z carem-królem, tym razem Aleksandrem II! V. Wiernicka przypomina: "Leszetycki został nauczycielem księżnej Katarzyny Długorurkowej, kochanki Aleksandra II, oraz jednej z córek Heleny Pawłownej". Ciekawa była przyczyna, dla której pianista musiał pożegnać się z Petersburgiem. Napisze tylko enigmatycznie: nieokiełznany charakter.
O Matyldzie Krzesińskiej (1872-1971) raczej średnio inteligenty konsument historii słyszał. Kilka lat temu kinematografii rosyjska (tak bardzo lubująca się w odgrzewaniu klimatów carskiej Rosji panowania niby-Romanowów) uraczyła stęsknionych swych rodaków filmem "Матильда", w reż. А. Е. Учи́тельa. Mnie urzekła fotografii Adelajdy Bolskiej de facto Skąpskiej (1863 lub 1864-1930). W pierwszym momencie pomyślałem o H. Modrzejewskiej. Ale skąd ta w Petersburgu? Adeptka Konserwatorium Moskiewskiego! Jak wprowadza ns Autorka książki była: "Najjaśniejszą polską gwiazdą w Teatrze Maryjskim [...]". Pierwsze słyszę! A tu od razu cios jeszcze większe zaskoczenia artystycznego: "...Piotr Czajkowski zaprosił Skąpską do wykonania partii jednej ze swoich oper". Jakich? Nie podano. Gubi Autora takie perełki. Te niedomówienia, a może rzeczywisty brak informacji w źródłach? Nie wiem. Toż to diamenty jakieś rozsypuje się przed nami! Czajkowski polecił też Skąpską do Teatru Bolszoj w Moskwie! Niestety w sferze domysłów (a tak być moim zdaniem nie powinno) pozostaje, jakim głosem czarowała pani Adelajda. Sopran? A może sprawdzę w internecie? I sprawdzam. I uśmiecham się do siebie, bo strzeliłem w "10"! Zdobyć tytuł "solistki dworu Jego Cesarskiej Mości", to nie w kij dmuchał. Szkoda, że nic nie napisano o relacjach z carem-królem Mikołajem II. Okazuje się, że artystka w 1901 r. wstawił się u imperatora z sprawą ufundowania  w Warszawie pomnika Fryderyka Chopina. A potem nadeszła wielka wojna i spadła na Rosję rewolucje (nawet dwie) i... załamała się wielka kariera. Aha! - i jest jedną z dziewiątki, o której wspomniano na okładce.
Nigdy wcześniej nie spotkałem się z zasługami na polu nauki profesora Leona Cienkowskiego (1822-1887). "...jest uważany za «założyciela mikrobiologii i nauk o mikroorganizmach»" - to pierwszy krok do poznania niezwykłej drogi. Niedoszły matematyk za sprawą przypadku został studentem biologii? Przypadkowo trafił na pewien zoologiczny wykład, oczarował się poznanymi treściami i zmienił kierunek swej wyższej edukacji. Autorka cytuje nawet samego Cienkowskiego. Szkoda, że nie poznajemy tytułów prac magisterskiej i doktorskiej. Jest za to zdjęcie okładki książki z 1854 (?) o... wodorostach. Okazuje się, że w jego czasach używanie mikroskopu było jeszcze w powijakach? Robi na mnie wrażenie, że udał się na naukową peregrynację do Afryki. Niestety nie dowiadujemy się ani kiedy to było, ani jakie rejony Czarnego Lądu odwiedził i spenetrował, ba! z jakim bagażem doświadczeń powrócił do Rosji. Szkoda. "Tam Polak m. in. zbierał okazy rzadkich roślin dla Cesarskiej Akademii Nauk" - czytamy. Zatem poznajmy choć cel. Później była praca na uniwersytetach w Odessie i ostatecznie Charkowie. Tam pracował aż do śmierci. Swoją droga ciekawe czy zetknął się tam ze studentem medycyny niejakim Józefem Piłsudskim? Kolejne zaskoczenie i rozjaśnienie mej niewiedzy: "W swoim charkowskim gabinecie opracował [...] pierwsze w Rosji szczepionki przeciw wąglikowi, które zaczęto stosować w całym kraju". Mamy i inne przykłady osiągnięć, np. odkrycia nowych gatunków Flory i Fauny na Wyspach Sołowieckich, tak tych samych, które bolszewizm okrył ponurą sławą. Miło czytać o obchodach XXXV-lecia pracy naukowej. Nie mnie równać się z doniosłością pana Profesora (np. 1000 naukowców zjechało do Charkowa), ale mojego XXXV-lecie pracy pedagogicznej nawet w minimalnym ułamku nie da się porównać z uznaniem świata naukowego dla Leona Cienkowskiego. Piękny jest cytat z mowy, jaką wygłosił wówczas Szacowny Jubilat. Bije z niego skromność i pokora. Warto zacytować ją choć we fragmencie: "Na wszystko, co tu było powiedziane i odczytane, mogę tylko odpowiedzieć najgłębszą, serdeczną wdzięcznością i szczerą chęcią służenia nauce, dopóki mi sił starczy". Władze Uniwersytetu Charkowskiego po smierci uczonego ufundowały m. in. stypendium jego imienia, którą przyznawano za "wyróżniające się prace uczonych rosyjskich odnoszące się do badań nad zwierzętami niższymi i sporowcami". Musiałem włączyć sobie słownik PWN, aby sprawdzić, co to są owe sporowce. Na szczęście nie musiałem sprawdzać, jak wyglądał profesor Leon Cienkowski - jest wizerunek. A w Afryce, jak odnajduję w internecie, odwiedził Egipt i Sudan. Wstyd, że rosyjski zapis biograficzny na Wikipedii wielokrotnie bije ten sporządzony w języku polskim. Tam stoi napisane, że to był польско-украинский botanik, protozoolog i bakteriolog. Polsko-ukraiński?... Bardzo przypadło mi do gustu to zdanie, którym kończy się rosyjski biogram: "Очень многие из зоологов и ботаников России XIX—XX веков были прямыми или косвенными учениками (ученики учеников) Ценковского".
Prawda, jaką niezwykłą historią raczy nas Autorka "Polaków którzy zadziwili Rosję"? Pójdę krok dalej: ta książka zadziwia nas samych, czytelników. Sylwetek polskich na scenie przewija się tak wiele, że nawet jeśli ktoś chce rachować, to szybko się gubi i zarzuca tę czynność. Tym bardziej, że wielu Autorka poświęca symbolicznie miejsca. Nie każdy może być w końcu Matyldą Krzesińską, Stanisławem Kierbedziem  czy Benedyktem Dybowskim.Ufam, że tych kilka różnych sylwetek zachęci, aby znaleźć się w gronie odkrywców żyć niezwykłych, niesłusznie zapomnianych. Lustrując bibliografię po każdym zakończonym rozdziale widzimy, jak rzetelną robotę źródłową odrobiła pani Violetta Wiernicka. Nie ukrywam, że temat relacji polsko-rosyjskich w XIX i XX w., to również świat mej rodzinnej historii, np. Petersburg czy Taszkient. Nie, nie szukałem śladów moich krewniaków, nie ta skala zasług. Jestem zdania, że zbyt mało wiemy o losach Polaków i ich potomków w Rosji. Ciekawy byłby tom o ewentualnych potomkach Polaków, o ile zostali w Rosji i dalej tam żyją. Ciekawi mnie jak współcześnie Rosjanie oceniają (czy w ogóle doceniają?) wkład Polaków w rozwój ich kultury, nauki i sztuki.

PS: Kiedy Autorka wspomina o relacjach na linii Denikin-Piłsudski pada nazwisko generała Aleksandra Karnickiego. Pragnę przypomnieć, że grób tegoż znajduje się w Bydgoszczy na cmentarzu przy ul. Kcyńskiej. Jest o tym wzmianka w odcinku 19 cyklu "Nekropolie", na tym blogu.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.