sobota, listopada 28, 2020
...na 190-tą rocznicę nocy listopadowej - 29/30 XI 1830 r.
"Związkowi przebiegli pokoje pierwszego piętra, daremnie szukając Konstantego. Nie było mowy o spokojnym przeszukaniu pałacu. niektórzy ze służby pałacowej podnieśli gwałt, wołali o pomoc. [...] Naraz na dziedzińcu pałacu rozległy się krzyki: «Już krótki nos nie żyje!» Na krzyki te poczęli wybiegać z pałacu sprzysiężeni: jedni głównym wejście, drudzy z prawej oficyny" - nie, to nie jest relacja świadka wydarzeń. Przede mną klasyka historiografii polskiej: Wacław Tokarz i jego "Sprzysiężenie Wysockiego i noc listopadowa". Prezent na Mikołaja, sprzed równo 40-tu laty.*
W. Kossak "Noc listopadowa" |
Ku pamięci tamtych listopadowych dni pragnę przypomnieć wiersz Artura Oppmana (1867-1931). Od czasu do czasu wygrzebuję to i owo z tej zapomnianej poezji. Tym razem sięgnąłem po wiersz, który dokładnie wpisuje się w rocznicę, o której tu mowa: "Noc Belwederska".
- fragmenty -
Milcz! Wybił zegar świata! W otchłań nocy czarnej
Ogniem lunęło z chmury od łuny pożarnej.
W dali coś drga! - coś kipi! - coś grzmi! - To Warszawa!
Na niebie, jakby rzeka rozlała się krwawa,
We krwi park, we krwi gwiazdy lśniące w podobłoczach,
Sobieski - nieznajomi z piorunami w oczach
I to widmo, co obok krwawą nogą krąży:
Stary browar na Soku zażegł Podchorąży!...
I znów ciemno: zgasł pożar... ale tam... bez szmeru -
Patrz! - pomyka mar szereg w stronę Belwederu...
Już pod pomnikiem pusto... już króla oblicze
Wytęża wzrok za nimi w gęstwie tajemnicze.
Idą... cicho jak wizya... nagie drzew szkielety
Zadygocą od grozy... na mgnienie bagnety
Iskrą błysną miesięczną... I los się dokonał!
I nagle wrzask ogromny wybuchnął i skonał...
Ogniem lunęło z chmury od łuny pożarnej.
W dali coś drga! - coś kipi! - coś grzmi! - To Warszawa!
Na niebie, jakby rzeka rozlała się krwawa,
We krwi park, we krwi gwiazdy lśniące w podobłoczach,
Sobieski - nieznajomi z piorunami w oczach
I to widmo, co obok krwawą nogą krąży:
Stary browar na Soku zażegł Podchorąży!...
I znów ciemno: zgasł pożar... ale tam... bez szmeru -
Patrz! - pomyka mar szereg w stronę Belwederu...
Już pod pomnikiem pusto... już króla oblicze
Wytęża wzrok za nimi w gęstwie tajemnicze.
Idą... cicho jak wizya... nagie drzew szkielety
Zadygocą od grozy... na mgnienie bagnety
Iskrą błysną miesięczną... I los się dokonał!
I nagle wrzask ogromny wybuchnął i skonał...
[...]
A tamci z Belwederu lecą. Nito ptaka
Skrzydła czarne, opończa wieje Nabielaka,
Jak wtór żywy swej mściwej bojowej piosence
Biegnie Goszczyński z krwawym karabinem w ręce;
Już most! już widzą: trupy na stosach listowia,
Skrawe światła kagańców... kłąb ludzkiego mrowia...
Jakieś wielkie westchnienia, lecące na gwiazdy,
Ura! Niech żyje Polska! Salwa! galop jazdy:
Kirasyery!...
Tam - obacz! Podchorążych maszeruje szkoła...
Wysocki z szablą nagą u kolumny czoła;
Tak broń podniósł ku niebu, kiedy przed momentem
Młode lwięta Ojczyzny zaklął sakramentem
I wołał, płomień święty w każdej czując żyle:
«Z piersi naszych uczyńmy wrogom Termopile!»
Teraz idzie natchniony, jakby od modlitwy,
Jest wodzem Polski! Polskę prowadzi do bitwy!
Trąbka. Jazda naciera. Oddział otoczony,
Jakby na Saskim placu łamie się w plutony,
Sprawnie, na głos komendy i szabli błyśnienie,
Rozsypuje się w łańcuch, wsiąka w groźne cienie,
Z za drzew, z za płotów, z pustki pali w tyralierce,
Czarne siecze powietrze iskra po iskierce,
Klątwy, dziki kwik koni, pierzchających wrzawa
I wielki krzyk tryumfu: «Formuj się!» Warszawa!
Skrzydła czarne, opończa wieje Nabielaka,
Jak wtór żywy swej mściwej bojowej piosence
Biegnie Goszczyński z krwawym karabinem w ręce;
Już most! już widzą: trupy na stosach listowia,
Skrawe światła kagańców... kłąb ludzkiego mrowia...
Jakieś wielkie westchnienia, lecące na gwiazdy,
Ura! Niech żyje Polska! Salwa! galop jazdy:
Kirasyery!...
Tam - obacz! Podchorążych maszeruje szkoła...
Wysocki z szablą nagą u kolumny czoła;
Tak broń podniósł ku niebu, kiedy przed momentem
Młode lwięta Ojczyzny zaklął sakramentem
I wołał, płomień święty w każdej czując żyle:
«Z piersi naszych uczyńmy wrogom Termopile!»
Teraz idzie natchniony, jakby od modlitwy,
Jest wodzem Polski! Polskę prowadzi do bitwy!
Trąbka. Jazda naciera. Oddział otoczony,
Jakby na Saskim placu łamie się w plutony,
Sprawnie, na głos komendy i szabli błyśnienie,
Rozsypuje się w łańcuch, wsiąka w groźne cienie,
Z za drzew, z za płotów, z pustki pali w tyralierce,
Czarne siecze powietrze iskra po iskierce,
Klątwy, dziki kwik koni, pierzchających wrzawa
I wielki krzyk tryumfu: «Formuj się!» Warszawa!
[...]
Stój! Jenerał Trębicki z szablą, jak do cięcia,
Leci do Belwederu, do Wielkiego Księcia.
«Jenerale! Pod białym opowiedz się ptakiem!
Prowadź nas! kraj cię woła! Pomnij, żeś Polakiem!»
I wstrzymują rumaka i wznoszą ramiona.
Trębicki z dumną twarzą słucha: raczej skona,
Niźli złączy się z buntem! Grożą! a on hardo
Śmierć - żołnierz nieugięty! - wyzywa z pogardą.
Leci do Belwederu, do Wielkiego Księcia.
«Jenerale! Pod białym opowiedz się ptakiem!
Prowadź nas! kraj cię woła! Pomnij, żeś Polakiem!»
I wstrzymują rumaka i wznoszą ramiona.
Trębicki z dumną twarzą słucha: raczej skona,
Niźli złączy się z buntem! Grożą! a on hardo
Śmierć - żołnierz nieugięty! - wyzywa z pogardą.
Z pianą gniewu na ustach, ze szpadami w dłoniach
Rwą Hauke z Meciszewskim na dyszących koniach,
Despotyzmu narzędzia, tyranom powolne,
Napowrót chcą w obroże zakuć szyje wolne.
«Jakobiny! do koszar! Precz! zegnijcie grzbietu!»
I huknął w Podchorążych wystrzał z pistoletu.
O, swobodo! krew zlała twe graniczne słupy:
Trębicki - Meciszewski - Hauke: krwawe trupy!
Naprzód! Leć, orle biały, w pęd do przyszłych losów!
Od Arsenału bije gwałt zmieszanych głosów.
Ciężki tupot piechoty, która kłusem bieży,
Łoskot dział zataczanych rękami żołnierzy,
W dźwierze kute żelaznych drągów dźwięczne razy,
Górujące nad wrzaskiem dowódców rozkazy,
Rozlana od Nalewek skrzy się łuny smuga...
Biegiem! Wylot Bielańskiej! jeszcze moment! Długa!
Arsenał!...
Rwą Hauke z Meciszewskim na dyszących koniach,
Despotyzmu narzędzia, tyranom powolne,
Napowrót chcą w obroże zakuć szyje wolne.
«Jakobiny! do koszar! Precz! zegnijcie grzbietu!»
I huknął w Podchorążych wystrzał z pistoletu.
O, swobodo! krew zlała twe graniczne słupy:
Trębicki - Meciszewski - Hauke: krwawe trupy!
Naprzód! Leć, orle biały, w pęd do przyszłych losów!
Od Arsenału bije gwałt zmieszanych głosów.
Ciężki tupot piechoty, która kłusem bieży,
Łoskot dział zataczanych rękami żołnierzy,
W dźwierze kute żelaznych drągów dźwięczne razy,
Górujące nad wrzaskiem dowódców rozkazy,
Rozlana od Nalewek skrzy się łuny smuga...
Biegiem! Wylot Bielańskiej! jeszcze moment! Długa!
Arsenał!...
[...]
Pstry widok: gołowąsy i srebrzyste dziady,
Ten z siekierą, ten dumny z rdzawej szwedzkiej szpady,
Ów z halabardą, inny z tureckim bułatem,
Broń ze skrytek wyjęta pali się szkarłatem,
Czamary, kurty, fraki, kapoty, kontusze,
Rogatywki, kołpaki, czapki, kapelusze,
Ten z czasów Stanisława, ten z pruskich, ten z Księstwa,
A z ust wszystkich «Do broni!» grzmi, jak pieśń zwycięstwa.
Do broni! głosów tysiąc powtarza to hasło.
Do broni! z okien, z sieni, z wnętrz domów zawrzasło.
Do broni! jak piosenkę śpiewają dziewczęta.
Do broni! woła przeszłość z mogiły odklęta.
Do broni! zbór kamienic modli się prastary.
Do broni! od zbudzonej odhuknęło fary,
Do broni! na wiślane gdzieś topiele goni.
Do broni! lud warszawski łańcuch rwie... do broni!**
Ten z siekierą, ten dumny z rdzawej szwedzkiej szpady,
Ów z halabardą, inny z tureckim bułatem,
Broń ze skrytek wyjęta pali się szkarłatem,
Czamary, kurty, fraki, kapoty, kontusze,
Rogatywki, kołpaki, czapki, kapelusze,
Ten z czasów Stanisława, ten z pruskich, ten z Księstwa,
A z ust wszystkich «Do broni!» grzmi, jak pieśń zwycięstwa.
Do broni! głosów tysiąc powtarza to hasło.
Do broni! z okien, z sieni, z wnętrz domów zawrzasło.
Do broni! jak piosenkę śpiewają dziewczęta.
Do broni! woła przeszłość z mogiły odklęta.
Do broni! zbór kamienic modli się prastary.
Do broni! od zbudzonej odhuknęło fary,
Do broni! na wiślane gdzieś topiele goni.
Do broni! lud warszawski łańcuch rwie... do broni!**
Nie wiem, kiedy teraz znów sięgnę po poezję Artura Oppmana. To poetyckie spotkanie było zaskakujące i nagłe. Znalazłem wiersz i szybka decyzja: piszemy! Zawsze może uciec. Powinienem zapisywać, a to jednak umyka. Kto dziś czyta poetę Warszawy? MY! Czyli każdy, kto choćby dziś odwiedził blog historia i ja. Czy warto było, to proszę samemu rozstrzygnąć.
_____________________________________________
* Tokarz W., Sprzysiężenie Wysockiego i noc listopadowa, PIW, Warszawa 1980, s. 167, 211
** https://pl.wikisource.org/wiki/Noc_Belwederska (data dostępu 26 V 2020)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.