sobota, października 24, 2020

Pandemiczne opowieści - odsłona XI - antałek albo sprawka brata Teofila

- Siostro Domityllo! Siostro Domityllo matka przełożona wzywa! - siostra Humbelina chaotycznie chwytała kolejny łyk powietrza. Wchodzenie po kamiennych, wyślizganych schodach nie było już na jej zaawansowany wiek.

- A co się stało? - usłyszała leniwie wyrażone pytanie. - Ojciec Święty zszedł?

- A uchowaj, pani Boże! Niech nasz Ojciec Leon XIII i stu lat dożywa.

- W sumie niewiele mu zostało - głos siostry Domityllii rozrechotał się w mrocznej celi.

- Czy siostra mogłaby zachować powagę? - siostra Humbelina dopiero teraz dostrzegła w ręku swej rozmówczyni kieliszek. - A to cóż znowu?

- Brat mi z Wiednia przysłał - oznajmiła siostra Domitylla. I wzrokiem pokazała na antałek.

- Z Wiednia? - dla siostry Humbeliny w tym jednym słowie zamykała się magia starej dynastii i miasta, o którym wiedziała, że tylu wielkich tam tworzyło muzykę: Mozart, Beethoven, Strauss jeden i drugi i cała gromada. - Pewnie ten huzar?

- Łajdak! Lubieżnik! - wyrzucała z siebie siostra Domitylla i ukradkiem zerkała, jak lico słuchającej płonie żarem oburzenia i bezsilności. 

- Pan go pokaże! Zobaczy siostra!

- Już pokarał.

- Tak?

- Syfilis go drąży, jak zły omen. Rana gnije na ranie.

Twarz siostry Humbeliny osiągnęła stan jakiej błogości i dziękczynności. Może już nawet w przebłysku myśli oddała dzięki Najświętszej Panience za szybkie rozprawienie się z grzesznikiem. 

- Nie ma grzechu bez kary - oświadczyła, jakby to ona stała na górze i wskazywała ludowi ziemię obiecaną. - Lubieżnik?

- Ech ten zwariowany Lajos! - westchnęła siostra Domitylla. - Nie starczyło mu żony, dwóch kochanek, to jeszcze... A konie! A karty! A wina beczkami. Chłopcami nie gardził. Właśnie to mi wysłał.

- A... a... a... matka przełożona wie? - siostra Humbelina zadrżała w sobie, jakie diabeł chciał z niej wytrząś duszę. 

- A po co ma wiedzieć? To dla zdrowotności. Dla krwi wzmocnienia. Ech Lajos! A Sándor! - pociągnęła łyka. - Jak siostra myśli jest li czy już nie ma diabła w tym kielichu?

- Diabła? - siostra Humbelina pospiesznie zrobiła znak krzyża. - A ten  Sándor? Też lubieżnik?

- Może jeden śliczny Otto mu by dał rady. Strzelał się przez cztery wariatki...

- Wariatki?! - siostra Humbelina wyglądała na osobę, jakby rozsypywała się w niej osobowość.  Rozum jednak nie nadążał za tym, co słyszała. Ledwo ochłonęła po Lajosie, a tu jakiś Sándor, albo jakiś śliczny Otto. Na szczęście Pan oszczędził jej takich pokus. - Pan mnie ustrzegł.

- Tak? Przed czym?

- Grzechem! Te wszystkie obleśne umizgi, pocałowania! Fuj! Rajfurstwo jedno! A upadek moralny! Zgnilizna!

- A kto by siostrę zgnilić zechciał? Chyba ślepy! - siostra Domitylla znana była ze swego niewyparzonego języka. Raz po raz bodła nim pobożną i oddaną Panu służkę Humbelinę. - Widziała siostra swą szpetotę w lustrze? No, cesarzową Sissi, to na pewno nie jesteś.

- Co siostra mówi?! Ja nic nie rozumiem! Ani chcę wiedzieć.

- Żadne rajfurstwo siostrze by nie groziło. Zbiry Karola V już tu nie wtargną, bez obaw. Oni brali jak leciało i...

- I?

- Historii siostra nie zna? Sacco di Roma!

- Ja tylko Pismo Święte czytam i żywoty świętych! - gram dumy pojawił się w głosie siostry Humbeliny.  Ale to na jej rozmówczyni wrażenia nie robiło.

- Nalać siostrze?

- Siostro Domityllo ja nie w takich sprawach! Nie takich - poprawiła habit, bo miała wrażenie, że coś ją obnaża. Choć tak naprawdę leżał na niej, niczym druga skóra. 

- Jakaż to sprawa?

- Matka przełożona...

- Co znowu nabroiła siostra Leokadia? Brat Teofil był? Ten świętoszek od kapucynów bosych? - siostra Domitylla powstrzymywała śmiech.  Zawsze tak było. Pukał jako spracowany pielgrzym, a potem kłopoty ze skutkami tych peregrynacji trzeba było wojować.

- Skąd matka wie, że brat Teofil?

- Bo rozum mam. I to wino!

- Ale... On taki... stary...

- Starszy jest tylko nasz cesarz - ryknęła siostra Domitylla i zamoczyła usta w winie.

- Cesarz?

- Franciszek Józef! Chlapnij sobie!

- Ja... ja... jestem służebnicą Pana - broniła się napadnięta propozycją siostra Humbelina. - Chlapać nie zamierzam, siostro...

- No i koniec - siostra Domitylla dokonała dzieła. Kieliszek był pusty, antałek był pusty. Wzrósł za to poziom szumów w kształtnej i szlachetnej głowie. - Tak mnie siostra zgadała, że zapomniałam o moim eksperymencie. 

- Ja... ja... jakim ekspery... mencie... - cedziła zaskoczona oskarżeniem siostra.

- Czy jest-że w nim diabeł? - wskazała na kieliszek.

- Diabeł? Diabeł jest wszędzie! Jeśli w oku, to trzeba ci oko usunąć.

Rozbawiło to siostrę Domityllę.  

- To by dopiero świat o kiju chodził!

- A czemuż to, siostro o kiju? 

- Bo by każdy bez oczu chodził.

- Ale...

- Siostry nie licząc, bo chyba poza brewiarzem świata bożego nie widziałaś.  

- Byłam w Asyżu.

- No to... bardzo daleko... 

- U św. Klary.

- No przecież nie u  Il Moro!...

- Pójdźmy do matki przełożonej, bo tam na nas czekają. Bo matka przełożona mówiła przy siostrach innych, że tylko siostra Domitylla poradzić może.

- A co tu radzić? - niezadowolenie odmalowało się na twarzy siostry. - Musi urodzić!

- U - r - o - d - z - i - ć ?

- Dla Leokadii, to nie pierwszyzna. Jak tylko brata Teofila zobaczy, to zaraz...

- Zaraz?

- Daruję siostrze szczegółów - odstawiła pusty antałek. - Chodźmy. 

Poszły. A o czym rozmawiały w zaciszu celi matki przełożonej zostało rozmawiających cierpką tajemnicą. Jedno poszło w świat, że brata Teofila, kiedy tylko pojawił się nie tylko, że gościnnie nie przyjęto, ale psami szczuto, a gromami z jasnego nieba ciskano, że sturlał się z klasztornego wzgórza ku uciesze gawiedzi. Nikt więcej onego w okolicy nie widział. Powiadali, że zmarł na suchoty lub ze zgryzoty. 

 

                                                                         Amen

4 komentarze:

  1. Ta opowieść przywodzi mi na myśl "Dekameron" Giovanniego Boccaccia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałem "Dekamerona". Muszę uzupełnić swoje czytelnicze nraki. Inspiracją jest tu ilustracja. Jak wypadły moje bohaterki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Siostrzyczki są rewelacyjne!
    Prześmiewczy obraz panoptikonu tkwiącego we wnętrzu wielu z nas...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze w każdym opowiadaniu jest coś z nas samych. Bez względu na strój czy płeć.

    OdpowiedzUsuń