poniedziałek, sierpnia 10, 2020

Przeczytania (358) Mikołaj Szymański "Ab ovo: Antyk, Biblia etc." (Iskry)

"Mówią ci, co się na rzeczy prawdziwie znają, że nie ma w Polsce człowieka, co by mowę starożytnych Greków tak świetnie znał jak Mikołaj Szymański. Nie mnie osądzać ten wyrok, ale wierzę weń chętnie" - to stwierdzenie nie byle kogo, samego Leszka Kołakowskiego, filozofa i kawalera Orderu Orła Białego. A dotyczy autora książki "Ab ovo: Antyk, Biblia etc.", profesora Mikołaja Szymańskiego (rocznik 1954). Tak, znajdziemy ją na skrzydłach okładki. Jak więc widac, nie dość ze zerka na nas z niej młodzieńcy Wawrzyniec Wspaniały Medyceusz (Lorenzo il Magnifico de' Medici), to jeszcze mamy taka pochwałę pióra.
"Abo ovo..." - to dla mnie trochę lekturę ku zawstydzeniu. Tak, mnie samego. Absolwenta historii, magistra historii, bo moja znajomości łaciny (o grace nawet nie napomknę) przypomina trunek, który sączył u Rejenta Papki: cieńkusz, dereń, istna lura. Tylko przez grzeczność nie wspomnę, jak przebiegał lektorat z zacnego języka podziwianych przeze mnie Rzymian. Amoe, amare... - tyle mi z niego zostało. To, że przy pewnych okazjach podrzucam to i owo z łacina zawdzięczam sam sobie. Na moim osobistym profilu FB stoi napisane: "Hominem non odi, sed eius vitia". Taki indywidualny dokształt. Przepraszam. Tym bardziej sięgam po książkę pana prof. Mikołaja Szymańskiego. I oderwać się do niej nie potrafię. 
"Ab ovo..." - to książka dla każdego z nas. Nie trzeba być wielbicielem Homera, Ajschylosa, Herodota, Tukidydesa, Appiana z Aleksandrii, Polibiusza czy Cycerona, aby to ona stała się nasza lekturę w każdym miejscu i o każdym czasie. I nie chodzi tylko o to, że odziera nas z podziwu nad własnym wykształceniem. Bo obnaża braki, to fakt. W tym jej moc i siła, i przyciąganie. 
"Ab ovo..." - to swoista wędrówka, alfabetyczna peregrynacja od a, b, c, d, etc. Autor stara się nam oświetlić szare komórki (a może komory?) i prowadzi od słowa do słowa, cytuje klasyków i tych zapomnianych twórców. Sam się łapię na tym, że oto dostaję do rąk dodatkowy materiał, który należałoby wykorzystać na tym blogu (np. w cyklu "Spotkanie z Pegazem"). Jeden drobny przykład:

Był pewien poeta z Ołyki,
Co nie znał prawideł rytmiki.
Spytano go raz, czy nie wstyd mu
Tak pisać poezje bez rytmu.

O! już ktoś by krzyczał "veto! veto!", że toć nie żadna klasyczna sentencja. No bo ten angielski limeryk (tu w tłumaczeniu J. Minkiewicza), to kolejne krok poznania. Ale tu znajdziemy wiele bardziej nam współczesnych nawiązań, choćby do twórczości A. Słonimskiego czy T. Konwickiego. Ta żonglerka epokami, cytatami, pojęciami, spojrzeniami, to dopiero smaczek "Ab ovo...". Horyzonty stają się horyzontami, a nie myślowym opłotkiem. Polecam np. wiersz Williama Gilberta "Ania Protheroe". Możliwe, że sięgnę poń we wspomnianym cyklu.
"Śmiesznie wygląda, gdy ktoś paznokciami lub kciukiem wybiera resztki jajka ze skorupki. Jeszcze bardziej ośmiesza się ten, kto robi to włożywszy do środka język. Wytworniej jest posłużyć się nożem" - to nie Autor, to cytat. I z najwyższej półki intelektualnej renesansu: Erazm z Rotterdamu! 
Cudowne są te cytowania Autora. Odwołanie się choćby do twórczości Władysław Bełzy. Tak, tego który kolejnym pokoleniom Polaków zafundował "Wyznania wiary dziecięcia polskiego", określane tez jako "Katechizm dziecka polskiego" (o ile czegoś tu nie plączę). Zabawny (tu tylko fragment)  wierszyk o JKM Auguście II:

Zasiadł na tronie elektor saski
Między Jagiełły i Piasty,
A ziemie naszą własne niesnaski
I Karol szarpał Dwunasty. 

Też przed laty byłem zachwycony wierszowanym humorystycznie na raperską nutę "Pocztem..." Grzegorza Wasowskiego. Autor cytuje strofki o Mieszku II (tu tylko fragment):

Choć łacinę znał i grekę
I choć mężnym był człowiekiem
Mieszko II- król nasz trzeci,
To nie sławią go poeci...

Ktoś może wyciągnąć mylne wnioski, że "Ab ovo...", to antologia poezji wszelakiej i różnoepokowej?  Pewnie, że nie! Doświadczenia Autora (patrz np. o bibliotekach), to zapewne też i nasze wspomnienia. Ciekawa konkluzja zamyka ten wątek: "Najistotniejszą wada bibliotek nie są jednak wspomniane wyżej drobne frustracje, jakie doznają czytelnicy. Główny kłopot to bliskość, tysięcy książek, nie pozwalających nam się skupić na tej, która akurat czytamy". Zdradzę pewien biblioteczny mój przypadek/wypadek. Jak opasłym tomem jest "Genealogia" W. Dworzaczka wie każdy, kto po ów volumen sięgnął. Akurat stał na najniższej półce czytelni. Kucnąłem, szarpnąłem i... obaliło mnie i moje 191 cm na glebę.
Proszę zobaczyć, co znowu się dzieje, kiedy mamy przed sobą taką lekturę, jak "Ab ovo...": budzi wspomnienia, rozmawiamy z nią, odnajdujemy analogię i zarazem siebie.  "Dzisiejsi bibliści zajmujący się Koheletem nie znajdują w powyższych wersetach nic niepokojącego..." - tak, musi być o "Biblii", bo tak stoi w tytule. I rodzi się w nas skupienie. I wstyd? Że tak niewiele wiemy o świętej księdze. Autor zmusza nas do przemyśleń, wysilenia komórek, skupienia, szczególnie gdy pisze o numerologii, rabinackich naukach. 
"Ab ovo..." odsłania nam świat, który umyka przy opasłych tomach jakichś syntez historycznych czy filozoficznych. Dlatego napisałem, że to książka na każde miejsce i porę (czas). Cudowne opisy doświadczeń z... uczonymi od logiki. Każdy chyba podglądał swoich profesorów (myślę o tych akademickich, a nie licealnych potocznie nazywanych w ten sposób) i dostrzegał ich przyzwyczajenia, śmiesznostki (sam sprawdziłem teraz w internecie, jak potoczył się los mego uniwersyteckiego wykładowcy logiki). Ale to oni kształtowali nasze świata odbieranie, bez względu na kierunek obranych studiów. Te rozważania kończy cytat: 

Młodość jest silna, starość zażywa szacunku.
Czyż warto nie przyjść na świat lub, gdy ktoś się zrodzi,
Wnet umrzeć? Wszystko w życiu na dobre wychodzi. 

Jak widać Autor naprawdę głęboko sięgnął do poezji epok wszelakich. I ja pod tym urokiem pozostając dorzucam kolejny wybór.  I myślę, że to dobre kierunek, aby sprawić, żeby "Ab ovo..." zainteresować niedecydowanych. Osobiście jestem nią zachwycony. Tym bardziej, że narracja nie zmusza nas do... chronologicznego czytania całości. Może podrzucę kilka tytułów (w kolejności alfabetycznej): "Barokowość poezji średniowiecznej", "Dobre wychowanie", "Erotyki średniowieczne", "Jedzenie", "Kalendarz", "Katastrofa kata", "Małżeństwo", "Nudziarstwo", "Obżarstwo", "Pisanie po książkach", "Samobójstwo", "Spartanie", "Wordswroth William", "Zagadki starożytne". Tak, możemy niezależnie sięgać do każdego z tych rozdziałów. Nie ukrywam, że sam jednak zachowuję porządek i sunę kartka po kartce, aż do strony 256. Przy okazji proszę zwrócić uwagę na bogatą bibliografie, źródła pozyskania cennych cytatów. Cztery strony drobnym maczkiem! Niewiele z tego w moim osobistym księgozbiorze.

Żeniąc się, tak robisz, jakbyś szóstki trzy lub trzy jedynki
grając w kości rzucił;: jeśli trafi żona sie porządna,
co trosk żadnych nie przysparza, to szczęśliwe jest małżeństwo,
a jeśli latawica, gadatliwa i rozrzutna,
to ba całą resztę życia masz nie zonę, lecz nieszczęście.

To rada sprzed... 2500 laty! znaleziona u greckiego poety Epicharma. Na bogów! Nigdym nie słyszał o tym autorze. Powinienem wdzięczność Autorowi, że podzielił się tym znalezieniem. Zerkam szybko do ogólnodostępnej i powszechnej w odbiorze wolnej encyklopedii i tam m. in. znajduję cytat z tegoż: "Powinien zwyciężyć rozum, a nie namiętność"*. Innymi słowy lektura "Ab ovo..." dorzuca ciekawość, która popycha do działania, szukania, dopełniania do pustego. Epichram odkryty dla mnie! Przy okazji wartościowy cytat z Plutarcha, którego raczej średnio inteligentny czytelnik na pewno zna. Ciekawe, na ile rady sprzed tylu stuleci znalazłyby dziś zastosowanie: "Dawny obyczaj zabraniał Egipcjankom noszenia butów, aby stale przybywały w domu. Podobnie ma się sprawa z większością kobiet: jeśli im zabierzesz pozłacane sandały, bransolety, purpurę i perły, pozostaną w mieszkaniu". Zresztą to nie jedyne spotkanie z filozofem-moralistą. Pewnie można by wykroić z tego, co tu znajdziemy, mały monograficzny tekst/post.
Nikt mnie nie przekona do czegoś, co szumnie określono jako... historia alternatywna! Nie ma czegoś takiego. Ale M Szymański nie ucieka od gdybologii. Poświęcił jej rozdział "Możliwe warianty dziejów". Nie zatrzymywałbym się nad nim, gdyby nie dwa zapisy: tego dotyczące alaski i ewentualnego losu resztek Państwa Kościelnego. Cytat pierwszy: "...dzisiejsza alaska zachowała ślady przynależności do Rosji. Indianki wciąż tam noszą takie same chusty jak rosyjskie babuszki, a wielu Indian i Eskimosów wyznaje prawosławie i chodzi do cerkwi na nabożeństwa odprawiane po starocerkiewnosłowiańsku". No, przyznaję to chyba dla mnie największe z zadziwień wynikających z czytania "Ab ovo...". Pan profesor sam przyznaje, że fascynuje go inne wydarzenie historyczne: plany przeniesienie siedziby papieża (przed 1914 r.)  do... Liechtensteinu. Nigdy o nich nie słyszałem. Kolejna argument za tym, aby poszperać na tychże przeszło dwustu pięćdziesięciu stronach. 
Jeśli dopadnie mnie ględziarz-gaduła, to chyba zacznę cytować Arystotelesa (był raptem bohaterem jednego z pierwszych odcinków cyklu "Myśli wygrzebane" z  20 II 2017), którego myśl znalazłem na jednej ze stron: "Mnie dziwi tylko jedno: że ktokolwiek, kto ma nogi, sucha tu ciebie zamiast czym prędzej uciec!". To może i ja na tym zamknę to "Przeczytanie". Żeby nie-przenudzić. Żeby nie osiągnąć takiego poziomu zmęczenia, gdy ktoś krzyknie: mam dość! Byłoby to ze szkodą dla nas samych, bo wtedy wielu interesujących spraw się po prostu nie dowiemy. A podanego w takiej formie, takim językiem, to po prostu uczta, na którą warto pójść.

______________________________
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Epicharm (data dostępu 7 VIII 2020)

Brak komentarzy: