sobota, sierpnia 08, 2020
Przeczytania (357) Adam Szczepański "Herosi. 20 historii o polskich olimpijczykach" (Wydawnictwo Znak Emotikon)
Czas wakacji nastraja sportowo? Niewiele u mnie książkowych nawiązań do sportu. Dwa wywiady-rzeki z W. Lubańskim i A. Jaroszewiczem. I to wszystko. Tym bardziej sięgnąłem po książkę Adama Szczepańskiego pt. "Herosi. 20 historii o polskich olimpijczykach", Wydawnictwa Znak Emotikon. Ilustracyjnie wzbogacił narrację Matteo Ciompalini.
"Nie mieszkali na Olimpie, ale obok nas. Znasz ich twarze z telewizji. Gdy stają na linii startu, cała Polska wstrzymuje oddech z emocji, ale oni zachowują olimpijski spokój" - to jedna z dostępnych rekomendacji tej książki. 20? Tylko?! Pewnie wielu z nas zrobi, to co ja i zacznie od wertowania całości, albo podglądania spisu treści. Od razu robi się nam lista nieobecności. Muszę zaraz dodać: byłaby dłuuugaaa! Nie wiem jakiego klucza trzymał się autor, Adam Szczepański. Musi jednak liczyć się z tym, że wielu (a i ja w tym gronie znalazłem się) zacznie kręcić nosami i wytykać, i obruszać się. Taka to już metoda odbioru nowości.
"Herosi. 20 historii o polskich olimpijczykach", to opowiastki o mistrzach igrzysk tylko letnich? Muszę tu jednak pomarudzić: gdzie narciarstwo wszelakiej maści? Od Wojtka Fortuny po Kamila Stocha? A nasze damy, np. Justyna Kowalczyk? Dlaczego pamiętano o złocie olimpijskim piłkarzy z Barcelony (1992), a nie wspomniano roku 1972 i Monachium? Chyba, że młodsze pokolenie kibiców dość ma już opowieści o orłach Górskiego? Na szczęście w wykazie strzelców pojawili się choćby W. Lubański, K. Deyna, R. Gadocha, A. Szarmach, G. Lato i J. Gorgoń.
Na bok nieobecni (choć boli bardzo brak Bronka Malinowskiego czy Jacka Wszoły), trudno. Może powstanie książka "Herosi. Dalszych 20 historii o polskich olimpijczykach"? Bardzo bym tego pragnął.
Śmiem twierdzić, że dla bardzo młodego pokolenia, to będzie gruntowna podróż wgłąb historii polskiego sportu. Wiem, bo podpytuję moich uczniów (tak szkoły podstawowej, jak i średniej) czy znają to lub inne nazwisko, jaką dyscyplinę reprezentowali? Odpowiedzią są najczęściej rozdziawione buzie, rozszerzone źrenice i... pustka. Kiedy zagadnę, jaka olimpijka, medalista została pochowana w Bydgoszczy na Cmentarzu Ewangelickim nie pada żadna odpowiedź. Skoro Irena Szewińska, to dla nich... pradzieje sportu?
Chyba musimy się z takim poziomem wiedzy pogodzić. Tym bardziej witam mimo wszystko z radością skutek pracy pana Adama Szczepańskiego, który podjął sie roli propagatora pięknych kart historii królowej sportu. Oczywiście rozpoczął od Haliny Konopackiej i Janusza Kusocińskiego.
Proponuję quiz "O kim to zapis?". W oparciu o zwiastuny, jakie poprzedzają każdą biografię. Wybiorę 10 z 20. Proszę przetestować na najbliższym, przypadkowo spotkanym znajomym, albo też i na sobie. Wtedy przydałoby się zrobić swoiste karty do gry, pomieszać zapisy i...
Zaczynamy!
- Jest przykładem tego, że nie ma rzeczy niemożliwych.
- Pierwszy finał i od razu pierwszy medal dla Polski.
- Nawet jeśli kolejny jego fantastyczny skok nie uciszy wrogo nastawionych kibiców, to na koniec zagłuszy ich Mazurek Dąbrowskiego.
- Kat, tyran, dyktator - różnie jest nazywany, można go nie lubić i nie zgadzać się z jego sposobem trenowania drużyny, ale trzeba przyznać, że jest skuteczny.
- Absolutnie znokautowała rywalki. Ale czy powinno nas to dziwić? Nikt przecież nie zdobył tylu medali co ona.
- Co się dzieje, dlaczego on nie atakuje? Czy to na pewno ten sam bokser, którego znamy?
- Przed każdym rzutem patrzyła w niebo, jakby szukając wsparcia swojej koleżanki.
- Pewnie większość z nas nie zrobiłaby nawet kilku kroków z tak poranionymi stopami, a on pobiegł po złoto!
- ...to więcej niż tylko sportowe zwycięstwo. To narodowy sukces.
- Jeszcze nie tak dawno temu żartowano, że zamiast zastanawiać się, które zajmie miejsce, powinno się obstawiać, na którym kilometrze zostanie zdyskwalifikowany.
I jak było? Trudne? Oczywiście nie było w tym ani chronologii, ani żadnej logiki. Taki mix. Na pobuczenia lekko uśpionych wakacjami szarych komórek. Moich zresztą też.
Lektura
łechta nasze narodowo-sportowe ego? Nie uwierzę, że nie. To dobrze.
Potrzebujemy od czasu do czasu, aby ukochany "Mazurek Dąbrowskiego"
wzbijał się ponad światowe stadiony. Duma nas rozpiera, kiedy
biało-czerwona sunie po najwyższym maszcie ku górze. Moje pierwsze olimpijskie wspomnienia?
To Meksyk '68. Poranne transmisje przed wyjściem do przedszkola (wszak
miałem ledwo lat 5), które włączał ojciec (telewizor marki "Aladyn").
Już wtedy, taki piaskownicowy smarkacz, znał niektórych bohaterów książki Adama Szczepańskiego. Do tego były też znaczki, klaser. Ech!...
Właściwie, to dobrze, że mamy tu wielu... nieobecnych. Wnikliwy czytelnik (bez względu na wiek) zada sobie pytanie: tylko dwudziestu? I wykrzyknie: niemożliwe! To będzie, jak "eureka!" w ustach Archimedesa. Dlatego uważam, że książka Adama Szczepańskiego warta jest zdobycia, poznania, wykorzystania. Na różne sposoby.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.