środa, czerwca 03, 2020

Przeczytania (350) Edward Keble Chatterton "Dunkierka. sukces operacji «Dynamo»" (Wydawnictwo Replika)

"Rankiem 10 maja 1940 roku zaczął się rozgrywać największy i najszybszy dramat współczesnej cywilizacji europejskiej - o 3.30 nad ranem niemieckie samoloty nagle zbombardowały koszary w Hadze. [...] Dosłownie w przeddzień napadu na kraje Niderlandów Niemcy przysięgały, że uszanują neutralność i wolność Holandii" - tak to  się zaczyna. Książka-zabytek: "Dunkierka. sukces operacji «Dynamo»" Edwarda Keble Chattertona (1878-1944), w tłumaczeniu Łukasza Golowanowa, a ukazała się dzięki staraniom Wydawnictwa Replika.  

Wiem, że współczesna ocena "Dunkierki..." wypada na jej niekorzyść. Nie będę polemizował z tą opinią. Sami znajdziemy drogę do Autora. Mimo wszystko warto na "Dunkierkę..." patrzeć, jako na skutek tamtych wojennych czasów, emocji, ale i nie kryjmy: buty angielskiego pisarza, który śni cały czas imperialną bajkę z 1000 i 200 nocy. Już nawet w tych cytowanych dwóch zdaniach dostrzegamy pewne przebłyski angielskości. 
Nie znam twórczości E. Keble Chattertona. Ponoć napisał blisko 100 książek? Czy jedną o kampanii polskiej? Wylewa potoki łez nad krzywdą zachodnich aliantów, piętnuje wiarołomstwo Niemców. Widać niczego nie nauczono się od września 1939 r. A jednak wbijam się w buty osądzacza? Niestety. 
Pewnie, że wczytuję się w każdy wycinek cytowany. to dla mnie źródło. Emocje Autora mniej mnie interesują, choć są zaiste irytujące. W końcu to język sprzed 80-ściu laty. Tak, od operacji "Dynamo" mija w tym roku osiem dekad. Nie wiem, kiedy było pierwsze wydanie tej książki. Wtedy jednak inne emocje pchały piórem. 
Bardzo szybko możemy ułożyć kalendarium walk we Francji. Niemal dzień po dniu, taka sobie linia chronologiczna. "Aby odpowiednio ukazać wszystko, co działo się w tym okresie, potrzeba by czegoś więcej aniżeli tylko drukowanych słów ułożonych w kolejne akapity. Nowoczesne kino - jego impresjonistyczne obrazy, jego retrospekcje, jego wtrącenia - mogłyby stworzyć jednoczesna opowieść" - zgadzam się. Ciekawe, co by powiedział na film Ch. Nolana? Trzy Oscary chyba nie były na wyrost, choć jestem zdania, że widziałem lepsze filmy wojenne.
Przedmiotem opowieści jest: największy ze wszystkich odwrotów? Takie sformułowanie znajdziemy w rozdziale pierwszym. Nikt się nie odważa napisać: ucieczka.  Od razu budzi się pytanie: czym się różni propaganda brytyjska od niemieckiej. Takie eufemizmy mają być usprawiedliwieniem? Niemcy na Wschodzi (od 1943 r.) też nigdy się nie cofali, tylko zajęli z góry upatrzone pozycje. Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie ekscytacja na punkcie holenderskiej marynarki handlowej. Chatterton już wtedy wiedział/zdawał sobie sprawę (niepotrzebne skreślić), że Hitler nie ma przewagi na morzu. 
Oj dostaje się Francuzom za lekceważenie zdolności operacyjnych Wehrmachtu. Francuzi byli źle wyszkoleni, a dowództwo kiepskie! Dostaje się m. in. generałom: M. Gamelin czy A. G. Corapa. Na nic było wydobywanie z niebytu sędziwego M. Weyganda. "Nic nie byłoby w stanie zrównoważyć owego zabójczego wyłomu - żadna mądra strategia, żadne nawoływania nie mogłyby zwęzić coraz szerszej luki, rozciągającej się od Arras na północy do Amiens na południu" - prorokował Chatterton. Po chwili dopełnił treść stwierdzeniem: "Bezpośrednim celem Niemców było otoczyć armię północną i ją unicestwić". Morale Brytyjczyków - nie tknięte zarazą demoralizacji? Dyscyplina i wysokie morale! okazuje się, że kiedy dokonywali największego ze wszystkim odwrotu JKM Jerzy VI 26 V 1940 r. ogłosił Dniem Narodowej Modlitwy.
"Rozumieliśmy po części jego porywcze, neurotyczne, emocjonalne i nieprzewidywalne zachowanie, lecz nijak nie mogliśmy tego zachowania wybaczyć" - nie zostawił suchej nitki na JKM Leopoldzie III, królu Belgów. Na samych Belgach także. Jakżeż cudownie wypadają na tym tle rodacy Autora, o jednostkach walczących w okolicach Calais i Boulogne napisał: "...dokonały ona tam czynów tak mężnych, tak niewiarygodnie bohaterskich w obliczu przewagi nieprzyjaciela, że zanim dotrzemy na piaszczyste wydmy Dunkierki, musimy najpierw przyjrzeć się owym obrazom". W porywie zachwytu tworzy cudowne paralele historyczne: "W maju  1940 roku miasta bronili angielscy wojownicy, krwawiący i umierający z poświęceniem, które wzbudziłoby podziw ich średniowiecznych przodków. wprawdzie  miejsce łuków i strzał zjęły karabiny Bren i bagnety, ale duch naszych ojców nijak się nie zmienił". Aż dziw, że nie przywołano duchów Czarnego Księcia lub Henryka V.
"Dramat nabierał tempa, rosło napięcie, a wciąż nadchodziło pozwolenie na wyjście w morze. Mijały kolejne wypełnione lekiem minuty, życie statku i życie ludzi trwały w niepewnym zawieszeniu. Co nastąpi pierwsze? Pozwolenie na wyjście? Czy kolejny pocisk" - jestem zdania, że E. K. Chatterton umiejętnie wprowadzał czytelnika w nastrój. Stopniował napięcie. Z tą różnicą, że fabuły nie podsuwała mu wyobraźnia, ale pisało samo życie.  Jesteśmy świadkami choćby tego, co działo się na pokładzie "Benlawersa". Walka Anglików i Francuzów zawsze: żarliwa. Ataki Niemców tylko: brutalne!
Trudno śledzić każdy krok: "W sobotę 25 maja wściekły ogień nieprzyjacielskich karabinów maszynowych i potężne bombardowanie artyleryjskie połączone z ciągłą młócką w wykonaniu samolotów dowodziło straszliwej dominacji wroga". Dramatyczny los pułkownika C. B. A. Hoskynsa. Właściwie nie poznajemy szczegółów, jak dowodził. Skupiono się na opisie jego poza wojskowych pasji i uratowaniu przed niemiecka niewolą. Zastanawiam się dlaczego Autor używa określenia "wojownicy". Nie sądzę, aby to była fantazja i dowolność tłumacza. Czy to w oczach czytelników nad Tamizą miało wzmocnić poczucie dumy dla żołnierzy pod Calais?  Ciekawie wypada przykład nie wymienionego z nazwiska oficera Strzelców Królowej Wiktorii, który uciekł z niewoli i łodzią pokonał Kana La Manche. I to nie jedyny przykład desperacji i odwagi. To służyło podparciu autorskiej tezy: "Nawet kiedy walka już się skończyła, nie skończyło się podniecenie. Jak przekonali się Niemcy w poprzedniej wojnie, Anglicy po wzięciu do niewoli wciąż są aktywni". No i byli w ten choćby sposób.
Flota, która ruszyła na pomoc stłoczonym na plażach Dunkierki żołnierzom robi wrażenie. Od zawsze. Postaram się tu wyłuskać z tekstu, jednego tylko akapitu, jakie jednostki popłynęły ku wybrzeżom Francji. Chatterton wymienia: trawlery, lugry, barki żaglowe i motorowe, małe frachtowce, węglowce, motorówki, jachty motorowe, otwarte łodzie wiosłowe, szalupy z linowców, żaglówki, holownika, łodzie do połowy małżów, wycieczkowce bocznokołowce, statek pożarniczy, jachty parowe, szkunery. Jak dalej czytamy: "Trudno byłoby znaleźć jakiś rodzaj jednostki pływającej, który nie byłby obecny". Wybuch roznieconej gorliwości, jak to sam określa Autor, naprawdę maluje obraz niezwykłej solidarności. To musiał być niezwykły widok, kiedy jeden z właścicieli swej pływającej jednostki obiecał załadować na swój pokład pięćdziesięciu żołnierzy. Przypłynął ze stu trzydziestoma. Miał czym dowodzić admirał Bertram Home Ramsay. Okazuje się, że i on nie miał nadziei, że operacja powiedzie się,jak czytamy dalej: "Początkowo chodziło przede wszystkim o to, aby w ciągu czterdziestu ośmiu godzin uratować i odesłać do Anglii możliwie najwięcej żołnierzy". Tylko jednego dnia udało się podjąć z plaży 66 000. W sukurs ewakuowanym (uciekającym) przyszła pogoda! Niski pułap chmur! Kiepska widoczność! Wiatr! Spokojne morze!
"...gdyby marynarze nie stawiali czoła najgorszym warunkom z tak wyśmienitym skutkiem, żołnierze bezdyskusyjnie czekałaby niewola albo śmierć" - Edward Keble Chatterton 335 000 żołnierzy, których uratowano z dunkierskiego kotła. Sam wystawia cenzurkę współczesnym: "Pozostawiliśmy potomnym rozdział historii, którego przyszłe pokolenia będą nam zazdrościć. sprawiliśmy, że najchwalebniejsze karty przeszłości zdawać się będą pospolite". Po chwili wypływa z autora czysta angielszczyzna w postaci takiego zdania: "Jedynie naród o wielkich tradycjach morskich mógł zorganizować taki pierwszorzędny występ".
Okazuje się, że rola Dunkierki, to nie tylko pamiętny rok 1940! Wojny wszelkiej maści i okresów po prostu przewalały sie przez nią. Czytamy np.: "Pięć i pół stulecia temu spalili ją Anglicy, później zdobyli ją Hiszpanie, dalej stała się własnością francuską, potem po bitwie na wydmach trafiła w ręce naszego kraju do czasu, aż Karol II sprzedał ja Francuzom".  Edward Keble Chatterton  zdawał sobie sprawę, że "Wiele niesamowitych przygód naszych marynarzy, żołnierzy i lotników nigdy nie zostanie opowiedzianych. Nie wchodzi również w grę sporządzenie pełnej listy jednostek tworzących flotę ratunkową". Znajdziemy dużo ciepłych słów na temat marynarzy floty handlowej. Swoim oddaniem napisali własna laurkę. Tu na kartach tych relacji znajdujemy tego jawne potwierdzenia. "Kapitanowie z żalem, ale i z odwaga patrzyli, jak pomimo wszelkich starań ich ukochane statki idą na dno. Trudne szlaki usiane były wszelkimi możliwymi przeszkodami, a jednak krążyli w tę i we w tę, rejs za rejsem" - to jeden z rysów do obrazu ich poświęcenia. I znowu wraca angielskie ego: "Nie można mieć wątpliwości, że nasi ludzie morza zawsze byli gotowi walczyć. [...] To przyjemność opisywać, jak wszyscy sobie nawzajem pomagali i nikt nie czuł się zbędny".  Dołączone wyciągi z raportów (np. GSNC "Royal Sovereign") podnoszą walor książki. Warto chyba zamknąć ten wątek oceną: "Wiemy, że Dunkierka dowiodła, iż nigdy wcześniej osobiste męstwo i zdolność osiągnięcia najlepszych rezultatów dzięki znajomości potencjału swojej jednostki nie były tak potrzebne". Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że do czasów Dunkierki nie było heroiczniejszych czynów, chwalebnych przykładów męstwa żołnierzy i cywili (patrz np. marynarze floty handlowej, właściciele jednostek pływających). Oczywiście brytyjskich. Ironizuje opisując, jak Francuzi (jak to się wyrażono: "czują lęk przed morzem") robili sobie z dętek koła ratunkowe i tak zaopatrzeni dopływali do zbawiennych statków, okrętów itp. Choć z drugiej strony zdobywa się na taką ocen wspólnych działań: "Przez te wszystkie wiekopomne dni i noce, gdy śmierć była tania, a chwała zdobywana niełatwo, brytyjscy i francuscy marynarze, zdawałoby się, ciągnęli jedną linę".
Nie zapomniano o wyczynach lotników RAF-u. Szkoda, że Autor nie zadał sobie trudu, aby ustalić personalia opisywanych bohaterów. Stwierdzenia "pewien brytyjski pilot" lub "przeżycia innego pilota" zubażają narrację. Szkoda  też, że nie znaleziono relacji tych żołnierzy, którzy wrócili do domu. "Nigdy powracająca armia nie doświadczyła cieplejszego powitania" - zapewnia Autor, rozwiewając obawy tych, którzy obawiali się powrotu. "Ostatnia scena w dramacie dunkierskim dobiegła końca we wtorek 4 czerwca o  7.00, kiedy wyruszył w drogę francuski admirał Abrial" - nie znam historii morskiej Francji, podpatrzyłem jakie były losy. Uwierzyć nie mogłem, że kilkanaście dni później poddał się Niemcom w  Cherbourgu. Wkrótce stał się jednym z wojskowych filarów rządu kolaboracyjnego w Vichy?
4 czerwca przypada 80-ta rocznica zakończenia operacji "Dynamo". Nie wiem ilu jej uczestników jeszcze żyje. Z każdym rokiem na pewno coraz mniej. Na naszych oczach odchodzi pokolenie II wojny światowej. Książka mimo wszystko warta jest poznania. Śmiem twierdzić, że powstawała w pośpiechu.  Stąd jej niedoskonałość, liczne powtórzenia. Nie zapominajmy, że ówcześnie było społeczne zapotrzebowanie na podobne opowieści. Nie wiem, jak ocenić wartość źródłową pracy Edwarda Keble Chattertona. Nie wiem, jaki był odbiór jej w wojennej Anglii. Nie wiem czy jest wznawiana i wartościowana tam u siebie. Swoistym hołdem dla tamtych dni (27 V-4 VI 1940 r.) niech będzie zdanie, które kończy jeden z rozdziałów:

"HISTORIA ZAWSZE BĘDZIE JEDNAK KOJARZYĆ DUNKIERKĘ 
Z CUDEM, KTÓREGO DOKONANO DZIĘKI NASZYM 
BOHATEROM NA LĄDZIE, W POWIETRZU I NA MORZU".

Wspomnienia tamtych wydarzeń są wciąż żywe w pamięci Brytyjczyków. Jednak przy całym zaangażowaniu Królewskiej Marynarki Wojennej, marynarki handlowej oraz innych armatorów z Wysp Brytyjskich, wkład pozostałych zaangażowanych nacji ‒ Francuzów, Holendrów czy Belgów ‒ pozostaje niedoceniony. Podobnie zresztą jak znaczenie działań obronnych w Calais, Lille czy Amiens, które skutecznie odciągnęły uwagę Niemców od Dunkierki.

Brak komentarzy: