środa, grudnia 02, 2020

Przeczytania... (371) Ewa Zawistowska "Dziadek Władek" (Prószyński i S-ka)

Przepraszam.
Zgrzeszyłem.
Wobec każdego, kogo to dotyczy.
Nie potrafię loginie wytłumaczyć czemu tak długo zwlekałem, skoro książka pani Ewy Zawistowskiej leżała dosłownie na wyciągniecie ręki. A może to... lęk? "Dziadek Władek", to przecież o pasjonującym mnie Poecie, ale i o Ance, i ich rodzinie. I chyba wspomnienie o Ance (zawsze chciałem, aby moja córka nosiła to imię) właśnie zatrzymywało mnie. Na książce rósł stos innych tytułów. A ja zerkałem na grzbiet i zachodziłem w głowę: kiedy wezmę się za ten tom? Nie, nie pchnął mnie tu... Marek Hłasko, który gościł tu jakiś czas temu. Aliści sprawił, że w archiwum blogu zalega kolejny odcinek cyklu "Mój Broniewski".

Wydawnictwo Prószyński i S-ka sprawiło, że ta niezwykła opowieść mogła ujrzeć światło dzienne. Nie dość na tym, mogliśmy uczestniczyć w życiu poety wielkiego formatu, po raz kolejny przemierzać ścieżki obok autora "Wisły". W tę niezwykłą (i intymną) drogę zabrała nas wnuczka Władysława Broniewskiego. Bo pani Ewa Zawistowska, to córka Anki! Niezwykłe jest patrzeć w oczy trzech pokoleń kobiet (Janina-Anka-Ewa) i widzieć je u każdej z nich. Te same! Duży ukłon w kierunku pani Ewy Zawistowskiej, że tak szczodrze otworzyła archiwa i wzbogaciła swą cenną narrację rodzinnym zdjęciami. Brawo! Brawo! Brawo! Nie dość na tym, Autorka sama nas zaprasza do swej opowieści i życie Jej bliskich.
"...10 lutego 1962 roku - wesoła i rozgadana - wracałam z przyjaciółką z zakupów. Zatrzymałam się w progu domu. Wewnątrz siedziała rodzina. Patrzyli w moją stronę. Twarze ściągnięte, smutne miny. Powiedzieli: «Dziadek nie żyje»" - dlaczego zaczynam od tego smutnego faktu, od samego końca? Nie wiem. Tak miało być. Dlatego dorzucam coś z pierwszych akapitów: "Przez większość życia nie uświadamiałam sobie zbyt jasno, że poeta Władysław Broniewski oraz mój dziadek Władek to ta sama osoba. Dziadek prywatny to był ktoś, kogo znałam i pamiętam. Dziadka Poetę wytaczano w mojej szkole na scenę w charakterze pomnika z brązu z okazji święta 1 Maja albo kolejnych rocznic rewolucji październikowej". I tak pewnie zostało w odbiorze Poety i Jego twórczości.
Książka pani Ewy Zawistowskiej nie jest jedyną, która stara się (oceńmy sami) przełamać ten stereotyp. Choć, jak tak się zastanowić, to dotyczy on mego choćby pokolenia (rocznik 1963). Młodzież XXI w. raczej już z poezją Władysława Broniewskiego ma niewiele wspólnego. Tym bardziej jest okazja, aby pobudzić w nich ciekawość twórczością i życiem Poety.
"Zapomniałam mamę jako mamę. Została postać literacka - Anka (dziadek ją kochał tyleż wielką co jedyną wierna miłością) - tytułowa bohaterka tomiku siedemnastu wierszy Broniewskiego, zwanych współczesnymi trenami" - smutne wprowadzenie. Tym bardziej, że moje pisanie zaczynam 26 maja, w Dniu Matki.
Zawsze powtarzam, że listy stanowią najcenniejsza pamiątkę po czasie przeszłym dokonanym. Autor nie liczył, żeby je ujawniać, upubliczniać. Nie mieliśmy mieć prawa wglądu w ich treść. Stało się inaczej. Na szczęście. Pierwszy z wykorzystanych tu dotarł do adresata (czytaj: ojca Władysława) z Paryża, latem 1947 r.: "Władeczku Kochany (13 sierpnia). Tyle mam wrażeń i «sensacji» - że naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Najlepiej od początku - prawda? Otóż początek - to był Gare de L'Est w dzielnicy la Chapelle - ten właśnie dworzec, gdzie Ty przed dwudziestu pięciu laty byłeś tragarzem". Chyba z tego samego listu (wątpliwość rodzi sie, gdyż jest on przedzielony fragmentem do przyszłego męża, Stefana Kozickiego)  pochodzi i ten zapis: "W sklepach i księgarniach dosłownie oszaleć można i wydać całe stypendium w ciągu jednego dnia... [...] Zresztą, nie bardzo jeszcze wiem, co przywieźć - bo gdybym Ci na przykład przywiozła krawat, to z pewnością byś mnie wydziedziczył - pojęcia nie masz, jakie tu są krzykliwe i brzydkie krawaty".
List-odpowiedź ojca, powstał 20 VIII. W sumie pewna huśtawka emocji. Od zachwytu, że córka kroczy śladami jego samego, po przygnębienie, jakie dopadło go po śmierci drugiej żony Marii Zarębińskiej. O tym stanie ducha czyta.my: "Zazdroszczę Ci. Ja od smierci Marysie czuję sie podle, nietwórczo, wydaje mi sie, że mam samego siebie w dupie. Ale muszę się wziąć w kupę, spłacić długi i jakoś wrócić do życia". Wydania swoich wcześniejszych wierszy nazwa: wyprzedażą starzyzny. W takiej chwili, albo sięgam po posiadane zbiory poezji, albo szukam w Internecie. "Do towarzysza więźnia" czy "Do towarzyszy broni" bez problemu odnajdziemy wrzucając tytuły w przeglądarkę.
6000 franków za ojcowskie wiersze (a właściwie za ich przekłady) Anka przekuła na zakupy: "...kupiłam sobie za to zimowe palto (ściśle mówiąc - futro - taki ot strzyżony i ufarbowany na brązowo królik). A w Polsce byłby to wydatek w okolicy pięćdziesięciu tysięcy. Więc mam nadzieje, że mnie za tak karygodny postępek nie wydziedziczysz [...]". Ale była też na demonstracji robotniczej na Polach Marsowych! I nabrała krytycznej oceny samej siebie, skoro wątpiąc w swe dziennikarstwo pomyślała o posadzie... babci klozetowej. I niezwykła tęsknota do Warszawy, z która przegrywa Paryż? To do matki był list: "...domy stoją tak samo, jak prze 100 czy 400 laty, ciągle te same ulice, te same sklepy - wszystko już jest, nic się nowego nie wprowadza. A u nas? Przecież na każdym kroku emocje [...]". Proszę sprawdzić, jakie to emocje powodowały panną Broniewską. Warto. Naprawdę warto. Cudowne zdanie z listu ojca do córki, pisanego w Zakopanem: "Kłaniaj sie ode mnie katedrze Notre Dame, wypnij się natomiast na wieżę Eiffla, ten przestarzały dziwotwór techniki".
Cudownie, że mamy też skutki poetyckich przemyśleń Poety, czyli Jego wiersze. Ten chyba czytelny w treści, nawet we fragmencie, dotyczy wydarzenia z 2 XII 1947 r. Anka miał skończone ledwo co 18. lat:

Córeczko moja, mężatko,
co ja mogę?
Wszystko poszło gładko,
że po prostu - krzyż na drogę.

W. Broniewski sam ożenił się 11 marca 1948 r. po raz trzeci. I jest na to cytat i zdjęcie kartki pocztowej, zaadresowanej: "Joanna Kozicka-Broniewska, Warszawa ul. Koźmińska 2 m 8". Poznanie zawiłości małżeńskich w domu pana Broniewskiego, to chyba też dobry materiał dla psychologa. Niepojęte nawet w dzisiejszych czasach... wspólne zamieszkiwanie w domu przy ul. Czarnieckiego 80 na Żoliborzu pierwszej i drugiej żony. Jedni na parterze, drudzy na piętrze. Zaszła ciekawa zgodność obu żon (byłej i aktualnej): walka z alkoholizmem pisarza. Napisano na ten temat bardzo wiele. Tu tez nie można było uniknąć t ego wątku. Moi zdaniem to raczej smutny zapis zaczerpnięty z listu Anki: "Władek był w ubiegłym tygodniu w Warszawie. Mam wrażenie, że jest w tzw. dobrej formie. a kiedy jest w owej «dobrej formie», to potrafi być bardzo miły". Podziwiam, że Autorka tak obficie cytuję rodzinną korespondencję. Duża odwaga. I duża autorska uczciwość. 
"Anula kochana" - kto dziś tak pisze do swoich Ann? Cudowność. A Anka odwdzięczała się choćby tak: "Tato-demokrato Kochany!". Dlatego tak bardzo lubię czytać listy. A takich psiarzy, jak Władysław Broniewski w szczególności. Skądś moja fascynacja poetą się wzięła. Polecałby tę książkę każdemu, komu marzy sie odrodzenie w XXI w. epistolografii. Nie wierzę w to, aliści cieszy oko, a i duszę, bo mamy też mini-lekcję kultury słowa z najwyższej półki. Przykład? Oj, tych to mnóstwo jest na stronach książki pani Ewy Zawistowskiej. O Wystawie Ziem Odzyskanych (Wrocław 1948) tak pisał z przekąsem i przekorą: "Eksponatem wystawy będzie Żywy Człowiek, który przybędzie... aby zamanifestować swe uczucia patriotyczne i zaufanie dla zdobyczy Polski ludowej oraz niezłomną wolę utrzymania Ziem Odzyskanych".  
I wreszcie Poeta stał się... dziadkiem. Jakie to uczucie? Proszę mi wierzyć (przyszli dziadkowie czytający to teraz) dziwne. I mamy wiersz "Na narodziny wnuczki":
 
Jestem sobie dziadzio maluczki,
piszę mały wierszyk dla wnuczki:
po to, żebyś, Ewciu, była jak grusza w Płocku,
w ogrodzie mojej matki
[...]
żebyś była jak konwalie w maju.,
jak gruszka w kwietniu,
jak najcichsza nad strumykiem zaduma
 
Mamy kolejną miłość Poety. Nie mam, co do tego żadnych wątpliwości. To jednak niesamowite książkę pisać z pozycji wnuczki. Zapraszać do wnętrza swego i rodziny swojej życia. Ten cykl zna już podobny przypadek. Proszę odszukać odcinek 2 tego cyklu (z 16 VII 2014 r.). Tam książka Ludwiki Włodek o jej pradziadku, czyli Jarosławie Iwaszkiewiczu. Tu mamy świadka zdarzeń, kogoś kto znał swego przodka.  Nie dość na tym jest córką Anki (tak naprawdę Joanny), do tego obciążona tą samą, co matka chorobą: magnezopoenią (niedobór magnezu w organizmie). W czasach, kiedy Anka dorastała jedynym antidotum była choćby czekolada. Troskę i miłość ojca odnajdujemy oczywiście w wierszach. Sam się gubię, co lepiej zacytować: strofę czy jakiś fragment listu. stawiam na strofę, która mógł przeczytać każdy czytelnik warszawskiego ekspresiaka 24 V 1949 r., czyli w dniu Anki/Joanny:
 
Kupię wam, obywatele,
świąteczną choinkę kasztanu,
a tobie, córeczko, niewiele
na imieniny: dobranoc...
 
Mógłbym tak pleść bez końca
z poetyckiego nawyku...
Dobranoc. Adres ojca:
Aleja Róż i Słowików.
 
Jest odpowiedź. Obszernie cytowany wiersz z Zakopanego. Trzeba stawiać przypis przy określeniu "pstrowskim", bo niewielu pamięta kim był górnik-przodownik Wincenty Pstrowski Niechętnym doczytywaniu polecam zerknąć na YT, tam "Kronika Filmowa" nr 42/1947 i już rozjaśnia się historii mrok. Cenię te krótki listy i kartki, jakie Władysław Broniewski słał do Anki. Ta z lipca 1949 r. jest moim zdaniem wyjątkowa. Poeta został sam w Łodzi, pisał: "Akochana! Strasznie pusto teraz w mieszkaniu. Kiedy jesteś, wypowiedzenie pewnego słowa jest jak odruch warunkowy i dopiero w psutym mieszkaniu można się przekonać, jak bardzo wiele znaczy Twoja obecność"
Anka miała szczęście, że mogła kontynuować naukę w Paryżu, w tamtejszym Instytucie Filmowym. Dziecko szczęścia, wczasach kiedy ubeckie kazamaty pełne były rozpalonych głów. Mnóstwo informacji w listach. Oto młoda polska inteligentka porusza się w świecie zakazanym, na zgniłym Zachodzie! Bardzo drobiazgowo wspomina o swej edukacji, warunkach lokalowych, czasie wolnym, czytamy m. in.: "...chodzę dużo do kina, ale przeważnie na stare filmy, bo od najnowszej produkcji hollywoodzkiej, którą zasypane sa tutejsze kina, zęby zaczynają boleć". Była bardzo rozgoryczona, że musi sobie na razie darować wizyty w teatrze, bo spektakle zaczynają się o 21 i zmęczenie nie pozwala by mogła wytrwać do pierwszej w nocy. W tym czasie córka Ewa pozostawała pod troskliwą i czujną opieką dziadków Broniewskich. "Córeczko, nie wariuj. Gdyby była chora, to mam przecież telefon i nie jestem na pustyni ani na ewakuacji. Wasz aniołek jest zdrów [..]" - to list od Janiny Broniewskiej, matki i babki.
Muszę się przyznać, że do teraz nie słyszałem o sprawie André Robineau, pracownika Instytutu Francuskiego w Polsce. Został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Sprawa wybuchała pod koniec 1949 r., kiedy Anka/Joanna studiowała w Paryżu. Warszawa i Paryż prześcigały w wydalaniu przedstawicieli zwalczanej strony (ekspulsacja). Dowiadujemy się m. in. o wyroku na Francuzie (12 lat więzienia). Zabrakło smutnego finału: informacji o egzekucji jednego z aresztowanych Bronisława Klimczaka. Anka z mężem została "skoszarowana" (to pomysł Jerzego Putramenta) na terenie ambasady polskiej w Paryżu. Z listu Poety do Paryża, 5 XII 1949 r.: "Pogoda obecna b. źle mnie usposabia; ciągle kwękam, często leżę w łóżku, to zaziębienie, to żołądek. Przy tym nic nie mogę pisać, pcham jedynie naprzód ten przekład". Nie wynika z treści o jaki przekład chodzi.
Za to z innych zachowanych listów przebija tęsknota za pozostawioną w kraju córką. "W jaki sposób Ewa ma nos nad stołem? Bardzo bym już chciała ją zobaczyć. A może gwizdnąć na tę całą «edukację» i przyjechać? Chwilami bardzo mam na to ochotę, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, ze nie byłby to z mojej strony krok najrozsądniejszy".  Lektura tych listów jest niezwykła. Tęsknota za domem. Kupno dla córki cytryn. Kreton z Kubusiem Puchatkiem. "Pomarańcze są tylko dwie, bo paczka nie może ważyć więcej niż kilogram" - pewnie zaskakuje najmłodsze pokolenie. Ale to był rok 1950. Później też się staną towarem luksusowym. Aż chce się wtrącić uwagę na ten temat z lat 80-tych XX w. Daruję sobie.
"Dziadek Władek", to nie tylko opowieść o rodzinnych perypetiach (patrz sprawa Robineau) Broniewskich i Kozickich. To obraz życia ówczesnej młodej inteligencji. Pewnie, że nie typowej. Bo Anna/Joanna w końcu była córką rodziców nietuzinkowych (bez względu, jak ktoś oceniałby dorobek twórcy matki i ojca). Mamy chwilami wrażenie, że zaproszono nas do oglądania wielkiego albumu rodzinnego.  Trudno nie skupić uwagi na wartości zgromadzonych tu fotografii, np. Stefan Kozickiego z Zygmuntem Kałużyńskim. Tyle cytowanych wierszy o Ance/Joannie i Ewie.

Dostała Ewa ciasteczka,
położyła je koło łóżeczka, 
pożegnała Misia i Kaczuszkę,
położyła główkę na podsuzkę
i śpi.
Co jej się śni?

Nie przerobię całości życia tych rodzin, tego pokolenia. Moja fascynacja Władysławem Broniewskim trwa. Ta książka umiejętnie podsyca to zainteresowanie. Urocze, cudowne są takie kartki/zapisy: "Kochany Tato-jubilacie! Nie posyłam Ci róż, bo sama mam kolec, o czym dobrze wiesz. Wyrodna i wyjeżdżająca, aczkolwiek naprawdę kochając Córka 24 września 1950". Przepiękny przykład miłości córki do ojca. Czy dziś córki potrafią tak pisać do ojców (czytaj: choćby w formie esemesów)? Albo dwa miesiące później takie listu otwarcie: "Tato bardzo kochany! Tak mi wstyd tego dotychczasowego niepisania do Ciebie, że po prostu nie wiem od czego zacząć i jak się usprawiedliwić". Książka pani Ewy Zawistowskiej może stanie się zaczynem, że któraś z córek przypomni sobie o swoim ojcu, że napisze jakąś wiadomość, że w ogóle odezwie się? Nie wiem czy takie córki przeczytają tę książkę. 

Anula! Ty mi dałaś w twarz,
moja córko...
Miałaś rację i po śmierci ją masz,
Córko - bzdurko

Patrzymy w oczy trzech pokoleń kobiet: babki-córki-wnuczki. (Janina-Anna/Joanna-Ewa), te same rysy, te same oczy, jakby trzy fazy życia zatrzymane w jednym kadrze. Niemożliwe. A jednak. 1 IX 1954 r. - zamknął bezpowrotnie jeden z tych rozdziałów. Trzeci odcinek cyklu "Mój Broniewski" nosił tytuł: Anka. Opublikowałem go dokładnie w 70-tą rocznicę tamtej śmierci: 1 IX 2014 r. Wtedy też po raz pierwszy na moim blogu pojawiło się imię i nazwisko: Ewa Zawistowska. Trudno bez emocji czytać, co śmierci mamy mówiła mała Ewa: "W przedszkolu jest dziewczynka jeszcze biedniejsza niż ja, bo nie ma ani mamusi, ani tatusia. Oboje umarli i jest tylko stara babcia, chora. Ja jestem bogata: mam tatusia, miałam mamusię, mam Jasię, babcię i prababcię". powinienem podziękować Autorce, że nie poszła na łatwiznę: nie wcytowała wiersza za wierszem. To by było zbyt proste. Każdy zainteresowany sięgnie po nie. To przytłaczająca lektura, jak poznawanie stanu ducha i ciała wielkiego poety.
"Dziadek Władek", to jedna z tych książek, które chciało się przeczytać. Dziękuję pani Ewie Zawistowskiej, że zabrała nas w tę podróż, chwilami intymną, a na pewno bardzo osobistą. I zrobiła to Pani z wielkim wdziękiem, bez patosu, bez odgrzebywania sensacji. Bez wątpienia Władysław Broniewski był chory na miłość do swej Anki. Sam jestem ojcem córki.  Rozumiem. Zawsze będę powtarzał, że nie ma większej miłości niż tej, jaka otacza każdy ojciec swoją córkę. Gorzej, jeśli nasze córki zawodzą nas ojców. Wtedy to bardzo boli. Trzeba jednak pamiętać, że chwilami to nie jest prosta lektura, jedno jeszcze o rodzinie opisywanie. Zakończenie: ekshumować czy nie córkę i położyć w grobie ojca?...
 


Brak komentarzy: