niedziela, maja 24, 2020

Przeczytania... (349) Marek Hłasko "Piękni dwudziestoletni" (Iskry)

"Nadając Pięknym dwudziestoletnim rys powieściowy, zrewolucjonizował Hłasko polskie myślenie o literaturze wspomnieniowej. Umiejętnie balansując między prawdą a zmyśleniem, wplątał czytelnika w niemożliwą do rozwiązania grę. Tylko autor potrafi z całą pewnością rozróżnić fakty od zmyślenia, a odbiorcy pozostają domysły i próby rozwikłania najbardziej zagadkowych fragmentów. Oczywiście można przyjąć także inną strategię lektury i zawierzyć Hłasce całkowicie, wówczas pozostaje tylko radość ze znakomicie napisanego utworu, bezkompromisowo rozprawiającego się z oficjalną wizją Polski Ludowej" - taka rekomendacja na okładce, taka rekomendacja na portalu Wydawnictwa*. 
Co ja mogę wobec takiego mocarza, jak Marek Hłasko (1934-1969)? Czytam. Wracam do lektur onegdaj obwiązujących  dostrajającą inteligencję czasów PRL.  Stachura i Hłasko, na co zwrócono mi uwagę na moim tematycznym FB, że to była podstawa. Cytuję dokładnie: "Kiedyś każdy szanujący się licealista czytał Hłaskę i Stachurę...". Dziś?
Nie wiem czy obecna młodzież zachwyca się takim książkami. Nie czarujmy się "Piękni dwudziestoletnich", których wznawiają Iskry, to dla mego pokolenie (rocznik '63), to też podróż do przeszłości, której znać ani pamiętać nie mogłem. w chwili śmierci pisarza miałem 6 lat i 16 dni. Gdzie mi tam rozważać wtedy (w piaskownicy?) o sprawach tamtego świata. W 1969 r. byłem wolny od tego wszystkiego. Nadrabiałem z czasem. Tylko teraz w zasięgu wzorku i moich długich rąk (pamiątka po germańskich przodkach?)  dwa tytuły: "Następny do raju" oraz "Szukając gwiazd i inne opowiadania"**. "Bazę ludzi umarłych" w reżyserii Cz. Petelskiego uważam za jeden z najważniejszych filmów w  moim życiu, choć wiem, że  M. Hłasko wycofał swoje nazwisko z czołówki. 
"Jeśli pan chce coś napisać, niech pan o tym opowiada. Wszystkim. To nieważne, czy pana ludzie rozumieją, czy nie. Niech pan mówi; za każdym razem opowiadając, musi pan budować swoją historię od początku do końca; po jakimś czasie zrozumie pan, które elementy są ważne, a które nie" - to cenna rada od I. Newerlyego. Tą droga podążył. To droga, która zapewne wielu z nas idzie, kiedy sami w sobie znajdujemy chwile, aby to i owo napisać. Najczęściej do szuflady. Taka szufladowa pisanina. Ciekawą jeszcze radę zapamiętał: "I w ogóle proszę pisać jak najmniej. Niech pan robi wszystko, co chce, tylko  niech pan pisze jak najmniej"
Tak, szukam w wspomnieniach Marka Hłaski wartości, które docierają do mnie. Należymy do dwóch pokoleń. Mógłby być moim... rodzicem. Rocznik 1934. Moi rodzice, to lata 1935-1936. Czy czytali kiedyś Hłaskę? Nie sądzę. Nie odziedziczyłem po nich żadnej książki autora "Pięknych dwudziestoletnich".
  • Genezą westernu jest obsesja sprawiedliwości: samotny człowiek, który musi niszczyć zło i przemoc. 
  • Życie, które mi dano, jest tylko opowieścią; ale jak ja ją opowiem, to już moja sprawa.
  • Pierwsze ubranie sprawiłem sobie, mając dwadzieścia dwa lata.
  • Nie jestem inżynierem; ale wydaje mi się, że o sukcesie technicznym można mówić tylko wtedy, jeśli zna się koszty inwestycji. 
  • Jestem jeszcze zbyt młody i zbyt mało znaczę, aby pisać pamiętniki.
Tak, zaczynam wczuwać się w atmosferę książki. Wnikam i przenikam. I zazdroszczę. Przecież moje dorastanie budowało się na tym, czego dokonywali choćby Zb. Cybulski czy  R. Polański. Starczy poszukać na moim blogu. Dla M. Hłaski, to byli ludzie bliscy, to był jego świat, oddychali tymi samymi emocjami. PRL wypalił na nich swoje piętno. "Poszedłem. Siedział tam mały facet w okularach; drzwi były obite skórą; chodziło pewnie o to, aby w przesłuchiwanym wywołać nastrój grozy. Wszystko jak w kiepskich filmach" - od razy cytata-zderzenie. Nie, nie zdarzenie, ale zderzenie. Hłasko i UB. Ciekawe czy naprawdę było mu tak do śmiechu, jak to dalej opisuje, włącznie z przytoczeniem dialogu. I to zaskakujące wyznanie dotyczące roku 1952: "Mistrzem mojej młodości nie był Hemingway ani Jerzy Andrzejewski. Był nim Tadeusz Barwiński, oficer Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego".
Mimo upływu wielu lat od premiery wydania "Pięknych dwudziestoletnich" zmusza cały czas do... myślenia. Nagle mamy jakby... wykład z teorii literatury? "Nigdy nie mogłem zrozumieć, na czym polega nieszczęście literatury polskiej. Logicznie rzecz biorąc, mało który naród ma tak wiele szans na dobra literaturę jak my, Polacy. Mamy wszystko: nieszczęścia, mordy polityczne, wieczną okupację, donosicielstwo, nędzę, rozpacz, pijaństwo - czegoż trzeba, na Boga?" - czyż nie wbija w stan zamyślenia. Chyba takich rozważań nikt się nie spodziewał. Oto droga do pisarstwa Marka Hłaski. Ale nie tylko. Świat się na szczęście nie skończył na prozie jednego pisarza. Każdy początkujący powinien sobie wziąć do serca słowa Pawła Hertza, jakie usłyszał Autor "Pięknych dwudziestoletnich": "O ile pan a dobrze zrozumiałem, pan chce się zająć pisaniem. To nie jest zajęcie przyjemne ani dla pana, ani dla ludzi, którzy będą pana czytać. Czegóż pan oczekuje?".
A jednak odnajdujemy idoli ważniejszych niż oficer UBP: "...Gombrowicz był uwielbiany przez młodszych i starszych. Ja sam pożyczałem Ferdydurke - ale musiałem zastawić za to swój zegarek, gdyż właściciel nie miał do mnie zaufania; i słusznie". To było czytanie AD 1953. Dalej czytamy o książkach Gombrowicza: "Tych książek nie można było kupić, pożyczało się je na dni; czasem na pół dnia".  Czy nie przypomina to czytania książek drugiego obiegu choćby w latach 80-tych XX w.? W identycznym klimacie czytywałem książki Piaseckiego, te o Katyniu.
  • W ogóle nie jest źle, jeśli tylko zaufa się szaleństwu. 
  • ...sytuacja, że człowieka zupełnie niewinnego [tj. R. Polańskiego - przyp. KN] wypuszczają za poręczeniem alkoholika wydaje mi się świeża, dlatego o tym piszę.
  • Lektura faktów z życia Napoleona może się przydać nawet w sprawach bagatelnych.
  • Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie. 
  • Piszę o ludziach, których znałem i których kochałem.
"We Wrocławiu nie czułem się dobrze; jestem warszawiakiem i nie bardzo umiałem żyć bez Warszawy" - tęsknota za miastem i miejscem na ziemi. Jak sobie z nią radził, kiedy mieszkał poza Europą? Oba miasta na "W" wplecione są w moją osobistą biografię. Każde na inny sposób. Nie wiem czy tęskniłbym za swoją Bydgoszczą. to mój fyrtel. Do tożsamości z tym miejscem musiałem dorastać, tym bardziej, że historyczne rozdarcie moich rodzin chwilami utrudniało utożsamienie się. dlaczego moje tu pisanie zmierza w tym dziwnym (bydgoskim) kierunku? Bo do tego spycha mnie lektura Marka Hłaski. Taki efekt uboczny. Tak, to rozmawianie z czytaną książką.
Nie spodziewałem się "spotkać" na kartach tego wspominania kogoś tak przerażającego jak Józefa Różański (de facto: Goldberga). "Interesowali mnie zawsze oprawcy; ciekaw byłem, jak wyglądają ci, którzy innym ludziom wyrywają paznokcie i włosy i łamią żebra" - zaskoczyło mnie porównanie do kunsztu aktorskiego Marlona Brando. Sporo miejsca poświęca komuś, o kim sam napisał, że "...był najbardziej okrutnym pracownikiem aparatu bezpieczeństwa". Nie spodziewałem się "spotkać" na kartach tego wspominania wrażeń z lektury Tadeusza Borowskiego, o którego książkach pisze z jednej strony, że dzieła powinny stanowić warsztat dla młodych pisarzy, z drugiej określa jego postawę pisarską: "...zaczyna jak anioł gniewu,a kończy jak szpicel" . Bez wątpienia zabolała M. Hłaskę ocena tegoż na osobę W. Faulknera.
  • Wiem tylko, że będę biegł przez całą drogę; i że będę mówił przez cały czas. 
  • Kiedy zaczynałem pisać zdawało mi się, że powinienem czytać, gdyż to pomoże mi w pisaniu [...]. 
  • Czytałem jednego dnia Misia-Czeszkę, drugiego - Balzaka; potem odrywałem się od Dostojewskiego, aby czytać słownik Lindego; nocami szukałem  wuja i znów wracałem do swoich książek.
  • W tych relacjach na temat tortur zadawanym ludziom przez UB nigdy oczywiście nie wiadomo, co jest, a co nie jest prawdą [...].
  • Pewnego dnia Broniewski przestał pić i zaczął pisać nowe wiersze i nawet dobrze mu szło.
Kolejnego "spotkania" szczerze zazdroszczę. "Dziwny to był człowiek; oficer legionów, komunista nienależący do partii, więzień naszych kapryśnych braci, najbardziej polski poeta, jakiego można sobie wyśnić [...]". Dalej bardzo celny rys do obrazu: "Był przy tym zadziornym szlachciurą [...]". O kim to? Chyba uważny czytelnik mego blogu nie ma wątpliwości. Chodzi o jedynego poet, któremu poświęcam monograficzny cykl, zatytułowany "Mój Broniewski".  Raczej pewne, że w kolejnym odcinku wykorzystam "Pięknych dwudziestoletnich" właśnie pod tym kątem. "Żal mi go; zamęczyli go ludzie i na pewno ludzie męczyli go przez całe życie. I był dziwakiem: kapitan legionów, kawaler Virtuti Militari był dumny, że zdobył ten order, walcząc przeciw bolszewikom, którym kłaniał się czapką do ziemi". Porusza mnie (po prostu wzrusza), kiedy przyznaje: "Nie potrafię o nim myśleć inaczej jak dobrze; nie potrafię przestać czytać jego wierszy; i nie potrafię przestać ich kochać".
Dla mnie "Po prostu", to tylko zapis w podręcznikach. Jeden z kamieni milowych na drodze do wydarzeń '56 roku. Marek Hłasko w TYM był. Zmagał się z redaktorem naczelnym Eligiuszem Lasotą. Sama ta szamotanina mogłaby stanowić kanwę oddzielnej opowieści. Odrzucane teksty, wyrzucanie za drzwi, nadgorliwa ostrożność naczelnego. Nie nam oceniać. Nie byliśmy w tym wirze. Nie nas pociągnęłoby na dno. Marek Hłasko jawi się nam jako jeden ze sprawiedliwych pośród wielu biernych. Oddaje sprawiedliwość innym: "Pismo robiła Hanka Bratkowska, która z tej szmaty, jaką było  «Po prostu» przed końcem roku pięćdziesiątego piątek, zrobiła najbardziej czytane i ukochane pismo w Polsce". I ocenia, co my znamy z podręczników historii, a znajdujemy na stronach "Pięknych dwudziestoletnich": "«Po prostu» przed październikiem roku pięćdziesiątego piątek było pismem przeznaczonym dla studentów; osiemdziesiąt procent pisma wracał z powrotem na przemiał. Po przerwie wakacyjnej [...]  «Po prostu» zaczęło się rozchodzić w setkach egzemplarzy i kiedy dziś przeglądamy stare roczniki, widzimy na okładce wciąż zwiększającą się liczbę nakładu podaną w cyfrach". Eksplozja! Da się ją do czegoś porównać? "Tygodnik Solidarność"? Nie wiem. Nie znam żadnych badań na ten temat. No i smutna konkluzja: "Kiedy «Po prostu» zaczęło myśleć na swój sposób - zostało rozwiązane".
  • Trudno mi już dzisiaj powiedzieć, co z przeczytanej przeze mnie masy książek zrobiło na mnie wrażenie, a co nie.
  • Nie jestem właściwie pewien, czy postępują fair, pisząc o moich łapsach tak krótko i bez sympatii; oni przecież dali mi podnietę twórczą i czasami, piszący donosy, ponosiła mnie fantazja, a wtedy cytowałem wymyślone przeze mnie wypowiedzi i wkładałem je w usta swoich ofiar. 
  • ...w literaturze decyduje wizja i szaleństwo; to dobrze, jeśli ludzie mówią to samo, jeśli depczą sobie po piętach i bredzą bez przerwy o tym samym. 
  • Książki trzeba pisać tak jak donosy, pamiętając przy tym, że głupio napisany donos może zniszczyć przede wszystkim ciebie. 
  • Nad moralnością publiczną i zachowaniem spokoju czuwali szatniarze oraz kierownik sali.
Kiedy teraz, w maju AD 2020, czytam "Pięknych dwudziestoletnich"  dochodzę do smutnego wniosku: niezbyt daleko odeszliśmy od atmosfery i mentalności opisywanych zdarzeń, ludzi, postaw. Chcę zostawić każdego zainteresowanego z miną nieukontentowania, jak tych, co obejrzeli finał czwartego sezonu "Domu z papieru / La casa de papel". Dwa cytaty: "I po co ludziom niepodległość. Niech pozostaną do końca świata stróżami braci swoich, i niech się nudzą" (to po donosie, jaki na Hłaskę dokonały maszynistek z redakcji "Po prostu")  i "Każdy człowiek wierzący naprawdę w Boga powinien nosić na szyi gwiazdę Dawida obok krzyża tak długo, aż ostatni antysemita nie zostanie zabity, i dopóki ciało jego nie zamieni się w proch, które ze wstydem przyjmie cierpliwa ziemia" (to izraelskie doświadczanie i nauka).
Że nie wspomniałem L.Tyrmanda, J. Urbana, wyniesienia tomów Żeromskiego z życia (czytaj: do antykwariatu),  przekrętach na mięsie w rzeźni, chodzenia przez granicę z Czechami,  alkoholowych libacji i losu pana Miecia z "Kameralnej" i całej reszcie? Nie, żeby mnie to nie interesowało, tym bardziej, że wpisywały się w to losy... B. Bieruta czy W Gomułki. Muszę coś zostawić dla chętnego odbiorcy. Smutne, co znalazłem na swoim FB "Książkożerca", kiedy podałem cytowany tu fragment o Wł. Broniewskim, cytuję: "Dziś prawie zapomniany, wywalony z programu nauczania, bo komunista...a przecież poezja najwyższych lotów. Mistrz piękna w prostocie słowa/frazy. O Hłasce też pamiętają nieliczni...". Dodaję, że to opinia byłego belfra, polonisty, który naprawdę wie. Zatem czytajmy Marka Hłaskę! Nie sądzę, aby to było ostatnie z NIM spotkanie. Tym bardziej, że wspomnienia o Autorze "Anki" już znajdują swoje ujście w cyklu, który ma kilkanaście odcinków.

_______________________________
* http://iskry.com.pl/literatura-piekna-poezja/593-piekni-dwudziestoletni-9788324410439.html
** Hłasko M., Następny do raju, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 1994; tenże, Szukając gwiazd i inne opowiadania, Iskry, Warszawa 2019
***https://www.filmweb.pl/film/Baza+ludzi+umar%C5%82ych-1958-4081 (data dostępu 11 V 2020) 

Brak komentarzy: