piątek, listopada 15, 2019

...na 50-tą rocznicę premiery serialu "Przygody pana Michała" - 14 XI 1969 r.

Oszczędzę widoku mnie z 1969 r. A może bardziej sobie? Krótko mówiąc: miałem wtedy 6 lat, chodziłem do przedszkola, do najstarszej grupy (tzw. starszaki). Zatem byłem w wieku, w jakim obecnie jest mój starszy wnuk Jerzyk. Nie wiem czy odważę mu się pokazać ten serial. Raczej zostaniemy przy "Epoce Lodowcowej" lub "Psim patrolu". Jak się zatem stało, że sześciolatek zasiadał przed ekranem "Aladyna" (jeszcze w kamienicy przy ul. Śniadeckich 25/9 w Bydgoszczy)? Nie wiem. Mój śp. Ojciec był raczej dość stanowczy we wspólnym oglądaniu. Nie pomnę o której była projekcja, bo po "Dobranocce" - było spanie i szlus.
A jednak sześciolatek (i jego o trzy lata starszy Brat) oglądał. Z zapartym tchem. Właściwie, to dobór repertuaru serialowego mógł być zaskakujący (ciekawe, co by na to dziś powiedział psycholog): m. in. "Przygody Marka Piegusa", "Gniewko syn rybaka", "Ivanhoe", "Stawka większa niż życie" i "Przygody pana Michała". Do tego zestaw seriali animowanych, jakie pokazywano w "Zwierzyńcu" i rodzime bajki z "Bolkiem i Lolkiem", "Reskiem", "Koziołkiem Matołkiem" czy "Mieszkańcem Zegara z Kurantem". Ale się zrobił sentymentalizm serialowy. Przepraszam innych bohaterów mego oglądania (np. Misia Colargola czy Rozbójnika Rumacja, ba! Jacka i Agatkę) - kiedyś trzeba będzie nadrobić i napisać też o nich.
"Przygody pana Michała" (w reżyserii Pawła Komorowskiego) były wyjątkowe. Wpisywały się w nurt, który nazywano filmami... płaszcza i szpady. Na naszym gruncie powinno być "...i szabli". Bo już od pierwszych scen (pamiętny pojedynek, kiedy pan Michał z Anulą jechali do ślubu) wiadomym było, że "Mały Rycerz" jak nikt władał szablą. Nie dość na tym, to ona była przecież bohaterką sceny pogrzebu, kiedy hetman wielki koronny Jan Sobieski (w tej roli Mariusz Dmochowski) obnażył bron leżącą na katafalku. A potem ten las szabel nad głowami zgromadzonej szlachty.
Tak, zakochałem się w tej grze aktorskiej! Właściwie powinienem wymienić każdego. Bo serialu nie ma słabych ról (oddzielnym tematem byłoby zestawianie kreacji serialowych z kinowymi). Każda, to perła! Bo i w rękach prawdziwych mistrzyń i mistrzów scen i kina! Pani Makowiecka (Barbara Krafftówna i w filmie kinowym Hanka Bielicka), Krzysia (Barbara Brylska), Baśka/Hajduczek (Magdalena Zawadzka), Ewka (Irena Karel). Nie przesadzę, jeśli napiszę, że to istne perły tej produkcji. Nie uwierzę, że ktoś obojętnie ogląda, jak Baśka uchodzi przed tatarskim pościgiem, za którym co tchu gnają Melechowicz/Azja Tuhajbejowicz (Daniel Olbrychski) i pan Michał (Tadeusz Łomnicki). Gnamy razem z nimi! Chyba by nam serca pękły, gdyby coś stało się uwielbianemu Hajduczkowi, co to kaczym śrutem z guldynki imaginujcie sobie Tatarzyna ustrzeliła!...
Tadeusz Łomnicki w roli Wołodyjowskiego - arcydzieło! Aliści Zagłoba w kreacji Mieczysław Pawlikowskiego, to dopiero dyjament! Miałem onegdaj fotografię (jak dziś pamiętam, wycięta okładkę z tygodnika "Jestem") imć Onufrego herbu Wczele Zagłoby, jako plakat w pokoju. Zawsze będę zazdrościł pomyślunku i sztuki wychodzenia z opresji, pamiętnych forteli! Nie chce mi sie tylko wierzyć, że pan Mieczysław wcielając się w sienkiewiczowskiego bohatera miał zaledwie 48. lat. Proszę sprawdzić w literackim pierwowzorze ile lat ma ów w ostatniej części "Trylogii".
A role drugiego czy trzeciego nawet planu. Epizody! Bogumił Kobiela, jako mnich/kameduła! Nawet drobiazg w wykonaniu Tadeusza Somogi (na koloniach w'77 r. w Sarbinowie poznałem jego syna), szlachcic uchodzący przed potęga turecką, co to miał powąchać szabli pana Michała. Albo Cezary Julski, który pilnował w lochach Potockiego wachmistrza Luśnię (cudowny Ludwik Benoit) i jego "końskie łby". A Zygmunt Zintel, raczej mikrusowaty szlachetka, który stawia się Adamowi Nowowiejskiemu, czyli Markowi Perepeczce! Smaczek. Straszne jest, że przy większości tych aktorów muszę napisać: świętej pamięci. A nie pytajcie mnie: który Ketling lepszy? Łapicki  czy Nowicki? Jestem zdania, że są po prostu inni.
Pewnie, że dostrzegam niedoskonałości. A to peruka się onemu osuwa z czaszki, a to poduszkę widać wepchniętą lub chwyta sie jegomość za łeb, a cios następuje później, albo kaskader udający Baśkę, kiedy ta wskakuje na konia, bo dała po łbie Azji. Dręczy mnie pytanie: co z koniem? Niech mi ktoś odpowie. Czy scena, kiedy lód załamuje się pod Baśką (jej kaskaderem?) koń naprawdę tonie? To jedna z tych scen, która zapadła w umyśle 6-latka AD 1969. Tak jak śmierć starego Nowowiejskiego (Władysław Hańcza). Okrutna. Straszna. Okraszone cynicznym wyrazem twarzy mściwego Azji.
Moja ukochana scena? Och! tych jest wiele. Ale ta wyjątkowa? Kiedy pan Michał zrywa armistycjum! Nadbiega spanikowany szlachcic, poplecznik Lanckorońskiego i Potockiego (Eliasz Kuziemski) i drze się, że armistycjum. Pan Michał ma mu tylko do powiedzenia "Ognia!". Wydaje komendy! I to spojrzenie Wołodyjowskiego. Uwielbiam dialog Lanckorońskiego (Czesław Wołłejko), wygląda niemal jak Richelieu z jenerałem Potockim (Andrzej Szalawski). "Nie mość mnie mościami mości Wołodyjowski" - to kwestia podstolego nowogrodzkiego Bogusza (Józef Nowak). A Halim (Leonard Andrzejewski, również w "Potopie")! 
Pewnie, że mam serial na DVD. Tak, jak parę innych moich ulubionych. "Pan Wołodyjowski" stoi na półce wileńskiej. Pewnie zaraz włączę sobie ulubiony odcinek, pt. "Mąż Basi". Z wielu powodów. Pościgu za Ketlingiem, nerwów Krzysi Drohojowskiej, a przede wszystkim oświadczyn Baśki: "Głupia Krzysia! ja bym wolała jednego pana Michała, niż dziesięciu Ketlingów! Ja pana Michała kocham, z całej siły... lepiej, niż ciotkę, lepiej... niż wujka... lepiej, niż Krzysię!..."*
50 lat, to godny jubileusz. Nie w kij dmuchał. Daj Boże zdrowie, co by każde pokolenie miało w swoim dorobku tak przedni serial i za pół wieku ktoś obchodziłby rocznicę jego emisji. Zdaję sobie sprawę, że oddaję to wspomnienie niedoskonałym. Trudno.  Tak, przyznaję, ta rocznica zaskoczyła mnie. Chylę kapelusza wobec Aktorów, którzy swoją grą zostawili nam plon swej doskonałej pracy!...
I pokażcie mi takiego, kto nie śpiewał (a teraz robią to nawet kibice) za Leszkiem Herdegenem:

W stepie szerokim, którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu**.

* Sienkiewicz H., Pan Wołodyjowski, PIW, Warszawa 1972, s. 171
**  https://www.tekstowo.pl/piosenka,leszek_herdegen,w_stepie_szerokim__piesn_o_malym_rycerzu__.html (data dostępu 15 XI 2019)

5 komentarzy:

  1. Ketling?
    Zawsze Łapicki!!!
    Nowicki,to "Wielki Szu"
    I basta!!!

    Anna

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt! Wszak Nowicki, to osobowość!
    Jednak jako Ketling, Łapicki jest niezrównany. Czar, urok, odrobina powściągliwości...
    Rasowy facet, literacka doskonałość...

    Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. ...choć z drugiej strony: "kinowy" Ketling jest bliższy (opisowo) pierwowzorowi literackiemu. Nie ukrywam, że jednak Łapicki robi większe wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. W rzeczy samej , robi i to jakie...
    Przyznam,iż jest to jeden z argumentów,dla którego wracam do serialu chętniej niż do wersji kinowej.

    Anna

    OdpowiedzUsuń