środa, października 30, 2019

Nekropolie - wizyta 28 - Wojskowy Cmentarz Francuski w Gdańsku

Mort Pour La France
Jadąc do Gdańska na letni wypoczynek (22-28 VII 2019) nie miałem wiedzy o istnieniu tam Wojskowego Cmentarza Francuskiego. Na szczęście dla mnie zamieszkiwałem nieopodal, ba! mijałem tę nekropolię każdego dnia. Nie mogłem jej nie odwiedzić. Po prostu pewnego poranka udałem się, zobaczyłem i przeżyłem to miejsce. Mogłem o nim pisać już w lipcu lub sierpniu, ale pisany od lat cykl "Nekropolie" aż się prosił, aby poczekać tych kilka miesięcy i teraz dzielić się refleksjami sprzed kilku miesięcy.


Nie spodziewałem się takiego widoku: biało od krzyży. Wiem, że to nie Verdun czy inne miejsce, na który spoczęli bohaterowie Wielkiej Wojny, ale miałem jedno skojarzenie: pole śmierci. Biel krzyży po prostu oślepiał. Nie wiedziałem początkowo, że tabliczki są po drugiej stronie krzyży. Myślałem, że mam przed sobą rzędy bezimiennych mogił. Pomyliłem się. Na szczęście. Co nie znaczy, że nie zatrzymywałem się nad krzyżami, na których było napisane jedno słowo: "INCONNU". Nie znam francuskiego, ale domyśliłem się, że natrafiałem na bezimienne mogiły. Jak się później miałem dowiedzieć gro z nich, to żołnierze z wojny francusku-pruskiej (1870-1871).

Mort Pour La France
Cmentarz, to jednak dość ponure miejsce. Nasze żywych ze śmiercią obcowanie. Ale ja nigdy nie unikam takich spotkań. Wiedziałem, że chcę w Gdańsku odwiedzić co najmniej jeszcze jeden cmentarz. Okazało się, że będą dwa. O tym jednak w kolejnych odsłonach tego cyklu.
Nigdy nie ma tak, że spacerowanie (czy to w ogóle odpowiednie określenie?) po cmentarzach pozostaje u mnie bez... skutków. Oczywiście pochylam się nad miejscami wiecznego spoczynku. Czytam wyryte nazwiska, daty śmierci. Zaskakuje mnie, że na wielu krzyżach wyryto: "Victime Civile". Skąd tak wielu cywili? Nie wiem. Robotnicy przymusowi? Nie chcę spekulować. Może ten tekst dotrze przed oblicze kogoś kto wie, kto może uzupełnić (poprzez wpisanie komentarza) mą niewiedzę.


Mort Pour La France
Wyróżniają się płyty, które przypominają o ofierze islamskich poddanych Republiki Francuskiej. Z premedytacją użyłem słowa "poddani", bo zapewne chodzi o żołnierzy zwerbowanych w dawnych afrykańskich koloniach francuskich. Część z nich leże pojedynczo, kilkoro razem, obok siebie. Robi to wrażenie. Nie zapomniano o nich, m. in. Amar ben Zardurd, Thami ben Mohamed, Nemouchi Labri Ben Hamar, Lahoucine ben Mohamed* leżę pod płytami z inskrypcją arabską/muzułmańską/islamską.

Trudno nie zwrócić uwagi na jeden krzyż. Pochowany pod nim, to Charles Brunet. Czym wyróżnia się ten pochówek? Przymocowano porcelanową fotografię: mężczyzna z chłopcem. Można domyśleć się, że to Ch. Brunet z synem. Ale ja poznałem historię ich obojga. Cierpliwości.



Trzy potężne krzyże w pomniku-ołtarzu. Moje skojarzenie mogło być tylko jedno: trzy krzyże Wiwulskiego w Wilnie. Choć pewnie gdańszczanin  może szukać innego podobieństwa do tych, które stoją przy bramie dawnej Stoczni Gdańskiej im. W. Lenina. Nieistotne. Fakt, że budzą się takie porównania. Dodajmy: niezamierzone. Nie mogłem przecież wiedzieć, jak bardzo TO miejsce, TA nekropolia mną poruszy. Do tego byłem sam w ten lipcowy wtorek. Cisza. Tylko białe krzyże i ja...



Mort Pour La France
Opuszczając Wojskowy Cmentarz  Francuski zwróciłem uwagę na dom, na którym powiewały dwie flagi: polska i francusku. Kręcił się tam jakiś pan, w roboczym uniformie. Zapytałem czy są do kupienia jakieś foldery dotyczące tej nekropoli. Niestety niczego takiego nie posiadano. Mężczyzna okazał się zarządzającym tym miejscem. Niestety nie poznałem personaliów mego rozmówcy, poza faktem, że był onegdaj stoczniowcem, ba! dokopaliśmy się wspólnych... wileńskich historii.

Pan poinformował mnie, że Cmentarz, na którym byłem został stworzony w 1967 r.  Wtedy to Polskę odwiedził legendarny prezydent Francji, generał Charles de Gaulle. "De Gaulle tu był?" - trzeba było słyszeć ogrom zaskoczenia w tym jednym pytaniu i moim głosie. Akcent położyłem na słowo "tu". Okazuje się, że wieczny spoczynek znaleźli tu również uczestnicy wojen napoleońskich, żołnierze wojny francusko-pruskiej oraz tej z lat 1914-1918.
Wtedy też poznałem historię porcelanowej fotografii na krzyżu Ch. Bruneta. Oto po latach syn odnalazł grób ojca! Miał ze sobą owo zdjęcie. Usłyszałem też o matce, która szukała syna. Trudnością było, to że na potrzeby tego cmentarza ekshumowano Francuzów z różnych rejonów Polski. Ten konkretny zmarł w Grudziądzu, skąd jego szczątki sprowadzono właśnie do Gdańska.
Nagle cmentarz stał się... żywy. To już nie były tylko krzyże i stele. Nagle podnosili się z nich ludzie. Usłyszałem też m. in. o wizycie jakiegoś muzułmańskiego studenta. Dostał szału, ba! wymachiwał jakąś maczetą (?), że sprofanowano jego ziomków kładąc ich pomiędzy... niewiernymi!
Nie przesadzę pisząc, że Wojskowy Cmentarz Francuski w Gdańsku: oczarował mnie. Przeżycie tych kilkunastu minut - bezcenne. Włączyłem na smartfonie "Marsyliankę".

* Dlaczego raz zapisano słowo "ben" wielką literą, a raz małą? Błąd kamieniarza? 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.