wtorek, kwietnia 09, 2019
...na 15-tą rocznicę śmierci Jacka Kaczmarskiego - 10 IV 2004 r.
To już XV lat.
Dla mnie rok 2004 r., to trzy ciosy, trzy śmierci: Niemen, Przybora*, Kaczmarski. Płyty każdego z nich rzecz jasna są w mojej płytotece. Twórczość każdego z tych Tytanów odcisnęła na mnie swe artystyczne piętno. Chyba nigdy się od niego nie uwolnię. Jacek Kaczmarski odszedł ostatni, 10 kwietnia. A jakże w ówczesnej mej szkole zrobiłem wystawę poświęconą pamięci tak ważnego dla mnie Twórcy. Od mojej klasy dostałem zbiór ostatnich wierszy pt. "Tunel".
Wiele jest cytowania Jacka Kaczmarskiego na tym blogu. To dobitnie świadczy jak wiele dla mnie znaczy ta twórczość. Zaraziłem nią również mego Syna. Nie mogłem wiedzieć, że po latach skutkiem tego stanie się maturalna prezentacja z języka polskiego. Mój Syn poświęcił ją twórczości Kaczmarskiego i Wysockiego. Dla Niego przygoda z twórczością Jacka Kaczmarskiego bodaj zaczęła się od piosenki "Czołg" lub "Krowa". Dla mnie, to "Obława". Kiedy przed laty organizowałem spotkanie z ofiarami stanu wojennego, to ten utwór pojawił się, jako pierwszy. W przygotowanej prezentacji, co rusz pojawiały się... wilki. Nie dość na tym: swoich gości przedstawiłem, jako Wilki, na które polowała ówczesna władza.
Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał
I spały małe wilczki dwa - zupełnie ślepe jeszcze
Wtem stary wilk przewodnik, co życie dobrze znał
Łeb podniósł, warknął groźnie, aż mną szarpnęły dreszcze
Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń
Woń, która tłumi wszelki spokój, zrywa wszystkie sny
Z daleka ktoś gdzieś krzyknął nagle krótki rozkaz - goń!
I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Ten, który na mnie rzucił się, niewiele szczęścia miał
Bo wpadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany
Gdym teraz - ile w łapach sił - przed siebie prosto gnał
Ujrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!
Zginęły ślepe, ufne tak, puszyste kłębki dwa
Bezradne na tym świecie złym, nie wiedząc kto je zdławił
I zginie także stary wilk, choć życie dobrze zna
Bo z trzema na raz walczy psami i trzech ran na raz krwawi.
Obława! Obława! Na młode wilki...
Wypadłem na otwartą przestrzeń, pianę z pyska tocząc,
Lecz tutaj także ze wszech stron - zła mnie otacza woń!
A myśliwemu co mnie dojrzał już się śmieją oczy
O ręka pewna, niezawodna podnosi w górę broń!
Rzucam się w bok, na oślep gnam, aż ziemia spod łap tryska
I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje
Wciąż pędzę słyszę jak on klnie i krew mi płynie z pyska
On strzela po raz drugi! Lecz teraz już pudłuje!
Obława! Obława! Na młode wilki...
Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w jakiś las,
Lecz ile szczęścia miałem w tym to każdy chyba przyzna
Leżałem w śniegu, jak nieżywy długi, długi czas
Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna!
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy
I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
Obława! Obława! Na młode wilki...
I spały małe wilczki dwa - zupełnie ślepe jeszcze
Wtem stary wilk przewodnik, co życie dobrze znał
Łeb podniósł, warknął groźnie, aż mną szarpnęły dreszcze
Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń
Woń, która tłumi wszelki spokój, zrywa wszystkie sny
Z daleka ktoś gdzieś krzyknął nagle krótki rozkaz - goń!
I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Ten, który na mnie rzucił się, niewiele szczęścia miał
Bo wpadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany
Gdym teraz - ile w łapach sił - przed siebie prosto gnał
Ujrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!
Zginęły ślepe, ufne tak, puszyste kłębki dwa
Bezradne na tym świecie złym, nie wiedząc kto je zdławił
I zginie także stary wilk, choć życie dobrze zna
Bo z trzema na raz walczy psami i trzech ran na raz krwawi.
Obława! Obława! Na młode wilki...
Wypadłem na otwartą przestrzeń, pianę z pyska tocząc,
Lecz tutaj także ze wszech stron - zła mnie otacza woń!
A myśliwemu co mnie dojrzał już się śmieją oczy
O ręka pewna, niezawodna podnosi w górę broń!
Rzucam się w bok, na oślep gnam, aż ziemia spod łap tryska
I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje
Wciąż pędzę słyszę jak on klnie i krew mi płynie z pyska
On strzela po raz drugi! Lecz teraz już pudłuje!
Obława! Obława! Na młode wilki...
Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w jakiś las,
Lecz ile szczęścia miałem w tym to każdy chyba przyzna
Leżałem w śniegu, jak nieżywy długi, długi czas
Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna!
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy
I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
Obława! Obława! Na młode wilki...
To moje skojarzenia, kiedy myślę o 13 XII '81 r. "Mury" - też są. Ale w tym przypadku pozostają na drugim planie. Włączam "Охотy на волков", tak musi być chrapliwy głos, musi być Владимир Высоцкий:
Рвусь из сил - и из всех сухожилий,
Но сегодня - опять как вчера:
Обложили меня, обложили -
Гонят весело на номера!
Из-за елей хлопочут двустволки -
Там охотники прячутся в тень, -
На снегу кувыркаются волки,
Превратившись в живую мишень.
Идет охота на волков, идет охота -
На серых хищников, матерых и щенков!
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты,
Кровь на снегу - и пятна красные флажков.
Не на равных играют с волками
Егеря - но не дрогнет рука, -
Оградив нам свободу флажками,
Бьют уверенно, наверняка.
Волк не может нарушить традиций, -
Видно, в детстве - слепые щенки -
Мы, волчата, сосали волчицу
И всосали: нельзя за флажки!
И вот - охота на волков, идет охота -
На серых хищников, матерых и щенков!
Кричат загонщики, и лают псы до рвоты,
Кровь на снегу - и пятна красные флажков.
Наши ноги и челюсти быстры, -
Почему же, вожак, - дай ответ -
Мы затравленно мчимся на выстрел
И не пробуем - через запрет?!
Волк не может, не должен иначе.
Вот кончается время мое:
Тот, которому я предназначен,
Улыбнулся - и поднял ружье.
Идет охота на волков...
Я из повиновения вышел -
За флажки, - жажда жизни сильней!
Только сзади я с радостью слышал
Удивленные крики людей.
Рвусь из сил - и из всех сухожилий,
Но сегодня не так, как вчера:
Обложили меня, обложили -
Но остались ни с чем егеря!
Идет охота на волков...
Nie da się uniknąć twórczej analogii. Jej też poświęcił przed laty mój Syn ową prezentację. Z tym, że On już nie uczył się rosyjskiego, nie rozumiał, co miał do wyśpiewania Wysocki. Musiałem pomóc Mu zrozumieć. Coraz młodszym etije stichi. Pozostaje im moje wyjaśnienie i barwa głosu. Myślicie, że ze znajomością Jacka Kaczmarskiego jest lepiej? Jest kiepsko. Wiem, co piszę. Pokazuję nastolatkom zdjęcie Jacka Kaczmarskiego, włączam nagrania. Na pytanie kogo widzą lub słuchali przed chwilą zapada milczenie ,wzrok ucieka pod ławkę, długopis pada ofiarą pospiesznego miętolenia.
To już XV lat.
Cała epoka. Straszne, że sześć lat później w ten sam dzień wpisała się smoleńska katastrofa. Czy to tylko przypadek? W tomiku "Tunel" wsadziłem ulotki dwóch kandydatów na urząd prezydenta w walce o ten urząd AD 2005. Tak, panów Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Tym razem jednak myślami jestem przy roku 2004. Dlatego zostawiam tu wiersz z ostatniego tomiku wierszy. Chyba nikogo mój wybór nie powinien dziwić: "Oddział chorych na raka a la Polonaise A.D. 2002".
Pięciu na jedną salę kładli na Banacha
(miejsca ciągle za mało, a rak coś się pleni),
więc pięciu nas leżało, a każdy miał stracha,
że to kres jego drogi na tej ciężkiej ziemi.
Ten spod okna z godnością znosił swoje lęki:
Drugi, z guzem na wardze, lubił telewizję,
więc każdą wolną chwilę na kobiecym siedział;
mówił - wie pan, w cywilu to ja jestem fryzjer,
ale teleturnieje mnie biorą, ta wiedza!
Trzeci wciąż się naświetlał, miał głowę w bandażach,
skórę twarzy jak sandał i dziurę po uchu.
Znikał „płucka przewietrzyć i raczka podsmażać”
Nikotynka - powiadał - podtrzymuje na duchu.
Czwarty też małomówny. Wwieźli go o zmierzchu
i wcisnęli na siłę w kąt pod Krucyfiksem.
- Tak na oko - oświadczył - jestem zdrów! Po wierzchu!
Ale rak mnie wyżera, jak żyd krem w Bar Micwę!
- Polacy Adzikowi winni są pomniki
za to, że tyle tego robactwa wypalił!
- Ale żydki się w Krzyżu kryją, jak korniki!
Papieżowi jarmułkę założyć kazali!
- Pan zgasi już to światło! Przecież spać chcą chorzy! -
Sklął mnie potem wsłuchany w radiowe nieszpory
Ów, co godnie ból znosił, ale się położył,
Bo po takiej dyskusji poczuł, że jest chory.
Rano mnie wypisali zaraz po badaniach.
Teraz już tylko dni do wyroku odliczać…
Pod oknem siedział Godny. Wkładałem ubranie.
Nagle, ni stąd, ni zowąd mówię – Zdrowia życzę…
Oj, odjęło mu mowę. Bo o co tu pytać?
Wyraźnie było widać kiedy się przeraził,
że pacjent - żyd już wie, kto jest antysemitą
i zgładzi go przez Spisek Żydowskich Lekarzy!
Niech ten wiersz zostanie przy nas. Szczególnie odsyłam go tym wszystkim, którzy szukają ile Polaka w Polaku. Powtarzam się. Będę za każdym razem, tak mnie nauczyli moim wileńscy krewni: dziadek Stanisław i wujek Telesfor. Nie sprzeniewierzę się ich naukom.
To już XV lat.
Cała epoka. Straszne, że sześć lat później w ten sam dzień wpisała się smoleńska katastrofa. Czy to tylko przypadek? W tomiku "Tunel" wsadziłem ulotki dwóch kandydatów na urząd prezydenta w walce o ten urząd AD 2005. Tak, panów Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Tym razem jednak myślami jestem przy roku 2004. Dlatego zostawiam tu wiersz z ostatniego tomiku wierszy. Chyba nikogo mój wybór nie powinien dziwić: "Oddział chorych na raka a la Polonaise A.D. 2002".
Pięciu na jedną salę kładli na Banacha
(miejsca ciągle za mało, a rak coś się pleni),
więc pięciu nas leżało, a każdy miał stracha,
że to kres jego drogi na tej ciężkiej ziemi.
Ten spod okna z godnością znosił swoje lęki:
szlafrok, kapcie, tranzystor, oficerska mina.
Dyrygował, jak mamy korzystać z łazienki…
a ja – nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Dyrygował, jak mamy korzystać z łazienki…
a ja – nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Drugi, z guzem na wardze, lubił telewizję,
więc każdą wolną chwilę na kobiecym siedział;
mówił - wie pan, w cywilu to ja jestem fryzjer,
ale teleturnieje mnie biorą, ta wiedza!
Godny zgodził się, owszem, że bez wiedzy nijak,
on jednak osobiście zwykł chadzać do kina;
po czym włączył tranzystor na Radio Maryja,
a ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
on jednak osobiście zwykł chadzać do kina;
po czym włączył tranzystor na Radio Maryja,
a ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Trzeci wciąż się naświetlał, miał głowę w bandażach,
skórę twarzy jak sandał i dziurę po uchu.
Znikał „płucka przewietrzyć i raczka podsmażać”
Nikotynka - powiadał - podtrzymuje na duchu.
Ten od teleturniejów odmawiał jej zalet
- Panie! Pański nowotwór, to ta nikotyna!
Obrażał się Palacz - Przecież uchem nie palę!
A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Obrażał się Palacz - Przecież uchem nie palę!
A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Czwarty też małomówny. Wwieźli go o zmierzchu
i wcisnęli na siłę w kąt pod Krucyfiksem.
- Tak na oko - oświadczył - jestem zdrów! Po wierzchu!
Ale rak mnie wyżera, jak żyd krem w Bar Micwę!
Tu Godny się ożywił słysząc temat „Żydzi”.
-Zlatują się, jak muchy, a my - jak padlina!
Nie dość, że takie żyje, to jeszcze z nas szydzi!
A ja? - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
Nie dość, że takie żyje, to jeszcze z nas szydzi!
A ja? - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
za to, że tyle tego robactwa wypalił!
- Ale żydki się w Krzyżu kryją, jak korniki!
Papieżowi jarmułkę założyć kazali!
- Odwiedzał synagogę - tłumaczył Telewidz,
ale go zakrzyczała rakowa rodzina.
- Niech pan tutaj nie broni żydowskiej bolszewii!
A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
ale go zakrzyczała rakowa rodzina.
- Niech pan tutaj nie broni żydowskiej bolszewii!
A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.
- Pan zgasi już to światło! Przecież spać chcą chorzy! -
Sklął mnie potem wsłuchany w radiowe nieszpory
Ów, co godnie ból znosił, ale się położył,
Bo po takiej dyskusji poczuł, że jest chory.
Z twardą kulą w przełyku łaziłem po ciemku
zimną wodą spod kranu chłodzić suche usta,
a Bezuchy po łóżku ciskał się i stękał
zimną wodą spod kranu chłodzić suche usta,
a Bezuchy po łóżku ciskał się i stękał
- Kładą tu byle kogo i nie można usnąć!
Rano mnie wypisali zaraz po badaniach.
Teraz już tylko dni do wyroku odliczać…
Pod oknem siedział Godny. Wkładałem ubranie.
Nagle, ni stąd, ni zowąd mówię – Zdrowia życzę…
Wyrwał się z odrętwienia, jakbym był majakiem.
- No proszę! Jednak umie pan mówić, jak widzę!
A myśmy już myśleli: z książką, to snob jakiś…
A myśmy już myśleli: z książką, to snob jakiś…
- Nie, proszę pana - mówię - nie snob. Jestem Żydem.
Oj, odjęło mu mowę. Bo o co tu pytać?
Wyraźnie było widać kiedy się przeraził,
że pacjent - żyd już wie, kto jest antysemitą
i zgładzi go przez Spisek Żydowskich Lekarzy!
Odszedłem, bezskutecznie próbując przełykać
i w ustach mi gęstniała tysiącletnia ślina.
i w ustach mi gęstniała tysiącletnia ślina.
- Spluń za siebie - mówiło mi coś - spluń i zmykaj!
A ja obracałem w pamięci kryminał.
A ja obracałem w pamięci kryminał.
Niech ten wiersz zostanie przy nas. Szczególnie odsyłam go tym wszystkim, którzy szukają ile Polaka w Polaku. Powtarzam się. Będę za każdym razem, tak mnie nauczyli moim wileńscy krewni: dziadek Stanisław i wujek Telesfor. Nie sprzeniewierzę się ich naukom.
Jacek Kaczmarski
(22 III 1957 - 10 IV 2004)
R. I. P.
Żałuję ,że w szkole język rosyjski był przymusem .Może teraz więcej zostałoby mi w pamięci ,niż znajomość cyrylicy i niewielkiego zasobu słów.
OdpowiedzUsuńCo do Jacka Kaczmarskiego , jak sam powiedział
"Poezja nie służy ułatwieniu życia ludziom. Otwiera im oczy na pewne aspekty istnienia".
Wszak jego "Mury" początkowo miały inny wydźwięk ,jednak zaśpiewane w Stoczni stały się protest songiem .
Poezja powstaje z potrzeby serca ,ducha. Jednak odbiór,to bardzo indywidualna i specyficzna sprawa.
Pozostaje mieć nadzieję, że wrażliwość na poezję nie ulegnie komercjalizacji.Nie zabraknie miejsca dla wartościowej literatury i nie zabraknie nauczycieli z charyzmą, którzy porwą młodzież do rzeczy wzniosłych .
Będąc rodzicem i obserwując obecną sytuację wyrażam głęboki niepokój o losy kolejnych pokoleń i jednocześnie solidaryzuję się z nauczycielami w ich walce o godne wynagrodzenie za trudną i odpowiedzialną pracę .
Shanti