czwartek, kwietnia 11, 2019

Przeczytania... (297) Damian K. Markowski "Dwa powstania. Bitwa o Lwów 1918" (Wydawnictwo Literackie)

Pozwolę sobie od bardzo osobistej dygresji. To był element mściwości pana doktora na UMK w Toruniu. Bardzo, bardzo dawno temu. Nazwisko znane redakcji blogu, bo to dziś szanowany pan profesor. Otóż na jednym z wykładów, siedząc vis a vis prelegenta z tytułem doktora (a ja nawet bez marnego mgr przed herbowym nazwiskiem) pozwoliłem sobie poprawić błędy, jakie spływały z oświeconych ust. Nie zapomniano mi tego. Pan doktor wykazał się pamięcią słonia i na egzaminie (zakończonym tylko oceną "4+", indeks do wglądu) zarzucał mnie pytaniami z jakieś zdecydowanie wysokiej półki. Jedno z nich brzmiało (choć każdego innego dotykały zagadnienia tzw. problemowe, związki przyczynowo-skutkowe): gdzie w listopadzie 1918 r. walczył Michał Karaszewicz-Tokarzewski? Z mojej strony - pauza. Na twarzy pana doktora - triumf, jakby to on wygrał w Lesie Teutoburskim. Po chwili usłyszał odpowiedź:  Michał Karaszewicz-Tokarzewski w XI 1918 r. walczył we Lwowie. Uczona twarz wykrzywiła się w grymasie. Nie jedynym tego dnia.
Czemu poprzedzam tę książkę takim zawiłym wstępem biograficznym?  Powodów znalazłbym wiele. Szanowny Wykładowco/Nauczycieli/Adwersarzu nigdy nie lekceważ swego przeciwnika w rozmowie/egzaminie/itp. - ten po drugiej stronie może coś wiedzieć. Drugi powód: kiedy ja zmagałem się z pytaniem o M. Karaszewiczu-Tokarzewskim Autor "Dwóch powstań..." (rocznik '86) był małym chłopczyną w wieku przedszkolnym. Ale urósł, sam jest doktorem nauk historycznych. Teraz leży przede mną plon mozolnej pracy historycznej pana doktora Damiana K. Markowskiego "Dwa powstania. Bitwa o Lwów 1918". O to, że możemy ją czytać zadbało Wydawnictwo Literackie. Na portalu tegoż czytamy, m. in. o Autorze: "...historyk, sowietolog, pracownik Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa, autor publikacji Płonące Kresy. Operacja „Burza” na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej (2011) oraz Anatomia strachu. Sowietyzacja obwodu lwowskiego 1944–1953. Studium zmian polityczno-gospodarczych (2018)". O książce choćby taka zachęta: "Damian Markowski z dokładnością badacza, ale i rozmachem godnym mistrza pióra kreśli dramatyczną historię walki o wielonarodowy Lwów, który po upadku monarchii austro-węgierskiej staje się krwawą areną sporów między wykluwającymi się organizmami państwowymi. Opierając się na solidnych naukowych źródłach, autor odtwarza przebieg wydarzeń dzień po dniu, pokazuje ich przyczyny oraz skutki, a także zastanawia się nad konfliktem pamięci wokół lwowskiego listopada". Rekomendacja na okładce idzie trochę dalej: "Pomimo znanej od dawna legendy «obrony Lwowa» i  «Orląt Lwowskich», jest to dopiero pierwsza książka odtwarzająca dokładnie losy konfliktu z końca 1918 roku. Po raz pierwszy także walka o miasto przedstawiona została jednocześnie z perspektywy obu walczących stron".
Zawsze będę chwalił każde wydawnictwo za ikonograficzne bogactwo ich książek. Wydawnictwo Literackie (czy mogę pisać o historycznej serii, kiedy szata graficzna jest tożsama z innymi tytułami, patrz "Przeczytania..." np. odc. 146, 193, 244, 255) nie poszło na łatwiznę i nie dało na okładkę reprodukcji jednego z obrazów W. Kossaka. Jest młodzież lwowska w obecności jakiegoś oficera w mundurze ck. armii. Pośród wielu bezcennych fotografii znajdziemy i te z Jurkiem Bitschanem, a jakże jest i podpułkownik Michał Karaszewicz-Tokarzewski, ale jest też... jęk zawodu. Nastąpił on na stronie 351. Zamieszczono tam zdjęcie i zatytułowano: "Pogrzeb poległych w obronie Lwowa, listopad 1918 r.". Chyba ten, kto dokonał wyboru zdjęć (sam Autor?) czytał artykuł  Piotra bojarskiego "Dzieci bronią Lwowa" w "Ale historia" dodatku do "Gazety Wyborczej" z 2013 r.* Bo tam, jak łatwo sprawdzić, zrobiono dokładnie ten sam błąd! Osoby zainteresowane informuję, że za kilka tygodni minie 6. lat, jak czekam na odpowiedź/sprostowanie. W podobnych okolicznościach wali się we mnie cała wiarygodność wobec wykorzystanej ikonografii.
Nie ujmuję niczego Autorowi i Jego dziełu. Tym bardziej, że sam należy raczej do młodego pokolenia badaczy, bo to ledwo rocznik '86. Dzięki drobiazgowej rekonstrukcji zdarzeń mamy właściwie kronikę walk o polski Lwów. Nie ukrywam, że i dla mnie wiele ciekawych faktów, i szczegółów. Tym bardziej kładę tu kilka cytatów:
  • Wybuch krwawych walk, w tym z użyciem karabinów maszynowych, wstrząsnęła tak polską, jak i ukraińską społecznością. Tylko w pierwszym dniu było kilkunastu zabitych i rannych. 
  • Aby zdobyć broń niezbędną do prowadzenia walki, ppor. Felsztyn ruszył z grupą dwunastu żołnierzy ubranych po cywilnemu na rogatkę gródecką. Byli uzbrojeni tylko w rewolwer, ale udało im się zaskoczyć obsadzający rogatkę pododdział żandarmerii. Jego ukraiński dowódca został zastrzelony przy próbie stawiania oporu. 
  • Praktycznie od początku ukraińskiego powstania zaczęły się mnożyć trudności wynikające z nieznajomości topografii Lwowa wśród żołnierzy. Bardzo niewielu uczestników przewrotu wojskowego pochodziło z samego miasta lub jego okolic, i mowa tu nie tylko o żołnierzach, zwykle prostych, galicyjskich chłopach, ale i oficerach. 
  • Plan militarny strony polskiej właściwie nie istniał, a przyszły komendant de facto zdawał się na ślepy los. Spore wrażenie zrobiła na Polakach informacja, że Ukraińcy będą się starali ściągnąć do miasta Legion USS [tj. Legion Ukraińskich Strzelców Siczowych - przyp. KN]. 
  • Choć w literaturze ukraińskiej wystąpienie dość powszechnie określa się mianem "przewrotu wojskowego" i "zamachu stanu", najbardziej adekwatnym terminem wydaje się "powstanie".
  • Już po kilku godzinach od zatknięcia na ratuszowej wieży błękitno-żółtej chorągwi ulice zahuczały od strzałów, oddawanych znienacka do zdezorientowanych, źle czujących się w dużym mieści żołnierzy. 
  • Działania polskie, choć jeszcze niezorganizowane i nieujęte w karby jednej akcji zbrojnej, praktycznie od początku zaczęły przynosić efekty. Polowanie na pojedynczych Ukraińców i słabsze patrole przybrało takie rozmiary, że mianowany komendantem miasta Seń Horuk ogłosił stan oblężenia. 
  • gniew Polaków potęgowała też butna postawa wielu żołnierzy ukraińskich, wymuszających schodzenie im z drogi, rabujących zegarki i portfele, nieustannie strzelających w powietrze.
  • W chwili gdy ważyły się losy utrzymania miasta, jego niedoszli obrońcy tłumnie rzucali broń i zmierzali do domów, a tysiące zdemoralizowanych żołnierzy i maruderów narodowości ukraińskiej z transportów przewalających się przez Dworzec Główny nie było zainteresowanych walką o narodowa sprawę. 
  • Chaos jest czymś normalnym w trakcie działań wojennych. Lwów pogrążał się w nim stopniowo, w miarę upadku państwa austro-węgierskiego i rozpalania się krwawej bitwy między armią ukraińską a polskimi powstańcami.
Nie mam żadnych lwowskich koneksji. Nie pcha mnie ku lekturze sympatia, jaka darzę np. Wilno. Jedyna, nie żyjąca już ciocia Marysia z tamtych stron, pochodziła ze słynnego Jazłowca.Tym bardziej cenne są dla mnie (z możliwością wykorzystania na własnych lekcjach lub innych zajęciach dydaktycznych) wykorzystane relacje świadków zdarzeń, tak Polaków jak i Ukraińców:
  • Jako reduty wybrać należało budynki do obrony najłatwiejsze i wymagające jak najmniejszych sił. Nie mogły to być kamienice zamieszkane przez rodziny, trudniej jeszcze koszary wojskowe. Nadawały się do tego dobrze szkoły i różne urzędy publiczne -  Czesław Mączyński.
  • Ta krótka wiadomość: "Polskie placówki na ulicach!" podziałała jak uderzenie iskry elektrycznej i coś poderwało człowieka, coś kazało brać broń, bo nadszedł czas czynu dla ludzi silnych - Jan Rogowski.
  • Każda minuta wydawała się nam wtedy rokiem, a godzina wiekiem. Sześciu oficerów i czterech czy pięciu młodziutkich gimnazjalistów - zwiadowców. I cztery rewolwery - to cała broń, jaka posiadaliśmy na wypadek ewentualnej obrony -  Dmytro Palijiw. 
  • Niecierpliwie czekałem godziny 4 rano, kiedy Dworzec Główny miała zająć nasza załoga wojskowa. Godzina zbliżała się [...] a naszego zapowiedzianego wojska nie ma. Dopiero po 5 rano zobaczyłem przez okno, jak czotar Poljanśkyj prowadzi około 40 młodych żołnierzy z karabinem maszynowym [...]. Odetchnąłem - Antin Czernrećkyj. 
  • Znowu pytać się chce, czy to być może, czy to nie sen. Ale nie piękny [...] lecz straszny sen. Dziś w nocy Ukraińcy zbrojnie zajęli Lwów. Więc nowy wróg, może jeszcze gorszy od tamtych, więc złe żywioły wzięły górę! - Zofia Romanowiczówna. 
  • ...przy skrzyżowaniu z ul. Szumlańskich, spostrzegłem 2 samochody ciężarowe jadące w kierunku Dworca, obsadzone wojskiem w austriackich mundurach [...] z najeżonymi do przechodniów bagnetami. W pierwszej chwili myślałem, że to władze austriackie wzięły się do uspokajania wzburzonego miasta. Wkrótce jednak spostrzegłem przypięte do mundurów kokardki żółto-niebieskie - Mieczysław Smerek. 
  • Mama otworzyła mi drzwi, zdziwiona moim pojawieniem się, a jeszcze bardziej moim wyglądem. Książki poleciały w kąt, a ja krzyknąłem, że Lwów ukraiński i poleciałam do góry [...] żeby i z nimi podzielić się radosną nowiną. Otwiera panna Marusia. Rzuciłam się jej na szyję, całuję, łzy lecą mi po policzkach i krzyczę: "Panno Marusiu, Lwów ukraiński!" - Marija Litynśka. 
  • Wkrótce przeciw nam stał już cały polski Lwów, wszyscy, co mówili i myśleli po polsku: obok inteligenta ulicznik, obok mężczyzn kobiety i młodzież szkolna - Jarosław Hrynewycz.
  • Stało się! Lwów w ruskich rękach! O szóstej rano zbudzono nas ta straszną wieścią - Mieczysław Szneid. 
  • ...nadzieja odrodzenia Polski stawała się realna. Tymczasem powstaje nowe niebezpieczeństwo! Widać to już tak musi być, że we krwi miało się zrodzić dla Polski nowe życie. A więc bić się i światu wykazać polskość Lwowa - kpt. Mieczysław Boruta-Spiechowicz.
Nie wyobrażam sobie, aby ktoś kogo pasjonuje tematyka odbudowywania granic nowej Rzeczypospolitej nie posiądzie książki Damiana K. Markowskiego. Ciekawość bierze, czy trafi ona też na lwowski grunt. Ciekawość bierze, jak potomkowie tych, którzy walczyli o ukraińskość Lwowa/Львівa. Już tych kilka wykorzystanych tu cytatów ujawnia, że Autor nie ograniczył się do przytaczania polskiego tylko obrazu walk. Nie ukrywa wstydliwych przykładów, takich jak rozboje, pijaństwo, brak dyscypliny w szeregach. To bardzo uczciwie i rzetelnie napisana monografia. 
"Dwa powstania. Bitwa o Lwów 1918", to hołd złożony walczącym o miasto.  Lwów - polski. Lwów - ukraiński. chciałbym wierzyć, że podobna książka powstanie kiedyś o Wilnie. Lektura to skłaniająca też do innej refleksji: nad wielokulturowością Kresów lwowskich. Cudowny dialog jednego z "Orlątka" z matką. Chwyta za gardło. On nazywał się Tadeusz Silber, chłopiec żydowskiego pochodzenia. Czy każdy z bohaterów był etnicznym Polakiem? Nie! Przecież w szeregach polskich służyli też Ukraińcy, Czesi, ba! dwaj Włosi (jeden o nazwisku... Ferrari).
Chcę to "Przeczytanie..." zamknąć takim oto cytatem z Autora książki: "W chwili wybuchu bitwy o Lwów strona polska posiadała tę przewagę, że dysponowała ukształtowana moralnie młodzieżą i wysoce ideowymi ochotnikami. Strona ukraińska dopiero próbowała przekonać swoją młodzież do walki o własne państwo".

* patrz ten blog http://historiaija.blogspot.com/2013/04/uwaga-bad-w-ale-historia.html?q=rokitn%C4%85

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.