sobota, marca 30, 2019
Spotkanie z Pegazem... (146) Teofil Lenartowicz "Psie Pole"
Mam słabość do Teofila Lenartowicza (1822-1893). Nie, nie ma śladu na tym blogu. Wiem. Miałem kontynuować cykl "Poeci zapomniani". Nie stało wytrwałości. Miałem w swoim księgozbiorze tom "Poezji"*, aliści kiedyś trafił do szkolnej biblioteki. Chcąc teraz z niego skorzystać muszę go sobie wypożyczyć. Trudno. Niech służy innym.
Poezja Teofila Lenartowicza miłośnikom dobrego wiersza kojarzy się z pochwałą Mazowsza. Litwa miała swego Syrokomlę, Kujawy Kasprowicza, Tatry Goszczyńskiego, a Mazowsze właśnie mistrza Teofila. Ale ja chcę uderzyć w zgoła inne tony. Sięgam po wiersz "Psie Pole".
Już jako młokos słyszałem wierszyk: "Bolesław Krzywousty narobił z Niemców kapusty". I to była cała moja wiedza na temat wojny z 1109 r., kiedy syn Hermana ścierał się ze zbrojnymi zastępami Henryka V. Wychodzi na to, że również Lenartowicz miał swój wkład w utrwalanie mitów, ba! wbijania w poczucie dumy i chwały pokolenia bez państwa. No to i my poznajmy:
"Psie Pole"
Hej! hej! Polem,lasem,
Hej! hej! z trąb hałasem
Ciągną Lachy w sprawnym szyku,
Strach, strach po Henryku,
W zbroję zbroja,
Woj we woja,
Koncerz, topór, młot.
W czas, w czas, rannym świtem:
Grzmi las pod kopytem,
Pierwsi ciągną w bój Pobogi,
Od podkowic tętnią drogi.
Gończa sfora,
K'łowom skora,
Wichrem chwyta w lot.
W ślad, w ślad za Pobogi,
W bój, w bój Koźle Rogi:
Z hełmów stali na dwie strony
Sterczy kozieł rozsadzony,
Giezło z druta,
Pawęż kuta,
Las żelaznych drzew.
Hej! hej! Grzmią Godziemby,
Dąb w dąb, męże dęby,
Łuskowanych prawic drzewa,
Proporczyki, wichr rozwiewa.
Junosz snażna,
Ręka ważna,
Starosławna krew.
W bój, w bój sto pokoleń:
Żnin, Prus, Złoto-goleń,
Role, Gryfy za Kościeszą
Kopytami kamień krzeszą.
Lechia stawa,
Sława, sława!
Grzmot brązowych kotł.
Wrzasł, wrzasł róg bawoli,
Warz, wraz wróg na roli:
Owóż tobie stanąć w sprawie,
Żyj, bij, włady Bolesławie!
Głos by grzmota,
Buław złota,
Wzrok by w ziemię gniótł.
Hej! hej! zwrą się drzewy,
Hej! hej! z prawej, z lewej,
Męże z mężmi, z końmi konie,
Gdzie glew szczęka,
Krew osięka,
Wrzask rogów a trąb...
Hej! hej! Niemców plemię,
Wwłaszcz w paszcz polską ziemię!
Grube knechty nam po drodze,
A cesarskie legły wodze;
Mężu włady,
W gady rady,
Koniem w krwie te wstąp.
Hej! hej! Cesarz złoty
Siągł, ściągł swe namioty
I co krótszą drogę bierze:
Bolesławów sterczą wieże,
Ziemia grząską,
Śliska, szląska,
Psim ją polem zów...
Z chmur, piór barwy piekła,
Z chmur, z gór wrzask rozwlekła
Czarna kruków, wron gromada
I o ścierw się z psy zajada:
Niemców groby,
Kruków dzioby,
A paszcz krwawa psów.
Nie są to strofy ku pokrzepieniu serc? Nie odkrywają epizodów, z których bije duma z wojennych dokonać praszczurów? Chciałem zacytować tylko fragment, ba! nawet tak zapisałem w tytule tego postu/odcinka. A jednak... popłynąłem i całość trafia przed nasze oblicza. Komputer aż krztusił się, kiedy padały archaiczne słowa, a i mnie zmuszało to do większego skupienia. Ufam, że to nie jest ostatnie spotkanie z poezją Teofila Lenartowicza, tym bardziej, że pierwotnie bohaterem cyklu miał być wiersz "Trzy kamienie". Widać, że czas jego jeszcze nie nadszedł...
* Lenartowicz T., Poezje, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968, s. 675-677
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.