poniedziałek, maja 28, 2018

Toruń - jeszcze całkiem inaczej?...

Toruń, to klejnot ziemi chełmińskiej. Niemal do furii doprowadziło mnie, kiedy podczas ostatniej bytności na dziedzińcu najsłynniejszego gotyckiego ratusza w Polsce usłyszałem, że... Toruń leży na Pomorzu. To konfekcjonowany przewodnik takie brednie tłoczył do głów jakieś wycieczki. Nie wiedziałem, że JKM Konrad I Mazowiecki oddał Zakonowi we władanie Pomorze, uczono mnie (i dalej tak uczę), że utracił je dopiero w XIV w. jego wnuk Władysław Łokietek. Zaraz przypomniała mi sie wypowiedź ks. Michała Czajkowskiego: "...urodziłem się i to w pięknym chociaż dzisiaj biednym miasteczku Chełmża na Pomorzu, do której chrześcijaństwo zawitało już w XI w."*. W podobnych chwilach zapytuję się: kto was ludzie historii uczył? Skoro Chełmża i Toruń (dorzućmy do tego Bydgoszcz!), to rzekomo Pomorze (Bydgoszcz według niektórych też!), równie dobrze można powiedzieć, że jestem z Warszawy, gdyż odległości miedzy T., Ch., B. a Bałtykiem jest mniej więcej taka sama jak ze Stolicą...


Po co ta moja gorączka? Ano, co by uświadomić, że na każdym kroku spotykamy się  z ignorancją, idiotyzmem, mitomanią i niedouczeniem. Turyści (nie wiem skąd) wrócą do swych pieleszy nie dość, że zmęczeni, to jeszcze przeświadczeni o pomorskości grodu Kopernika. Smutne. Umysłowe zapleśnienie, intelektualne ugory mają się, jak widać bardzo dobrze. A ile emocji wzbudzają w postronnym słuchaczu, to chyba już tu ujawniłem.


Dlaczego: całkiem inaczej? Bo nie zabiorę pod żadne znaczące miejsca! Koniec! Basta! Albo, żeby uspokoić: nie tym razem. Bo niby, co to za sztuka próbować ustanąć w idealnym pionie przed Krzywą Wieżą, stanąć w cieniu św. Janów czy św. Jakuba, zwiedzić komnaty domostwa Wielkiego Uczonego. Banalne! Dlatego ma być inaczej!

Inaczej - wcale nie oznacza, że nudno. Bo Toruń, to jedno z tych magicznych miast (i ja, bydgoszczanin w trzecim, męskim pokoleniu piszę to całkiem świadomie), w którym na nudę nie ma miejsca i czasu. Z każdego zakątka spogląda na nas historia. I to historia różna. Tak różna, jakiej tylko chcemy.




Nie zapuszczam się nigdzie daleko poza obręb Starego i Nowego Miasta. Tak, kroczymy utartym szlakiem ulicy Szerokiej i okolicznych, jak choćby Szewskiej, Szczytnej, Panny Marii czy Królowej Jadwigi. To od nas zależy ile tej inności znajdziemy. Czy będziemy patrzeć pod nogi czy zerkać na fasady, dachy, wieżyczki. Tym razem wybieram spoglądanie ku górze.

Nasze (żona i ja) spacerowanie po znajomych skądinąd mi kątach jest o tyle wyjątkowe, że przez ostatnie półtorej roku (może dwa lata?) nie byłem, nie zwiedzałem. Aż tu wreszcie 13 maja, nie bacząc na obciążenie daty, pojechaliśmy. Pewnie, że nie obeszło się bez piernikowych zakupów, bo to niemal obowiązek! A później obiadu w ukochanej restauracji przy Szewskiej i kawie oraz szarlotce w cieniu dawnego kościoła Franciszkanów. Samodzielność życiowych wyborów naszych dzieci (lat 30 i lat 25) sprawiła, że byliśmy tylko my.



Chodzimy, mijamy, a nie widzimy. Dawałem już tego przykłady choćby w cyklu "Mury mruczą dawne dzieje...". Dwa z sześciu odcinków poświęciłem Toruniowi (odc. I z dn. 8 II 2013 i odc. III z dn. 20 VII tegoż samego roku). Także "Wakacyjne zwiedzanie..." z 2014 r. to dwa teksty z czterech o Toruniu. Tam też pojawia się inaczej? Trudno. Nie zmieniam tytułu.


Uwielbiam detale. Zatrzymuję się i żongluję ciałem, aby wpić obiektyw aparatu w zaskakujący detal, zastanawiające okno, framugę, portyk, figurkę. I wkurza mnie, kiedy kolejna próba kończy się niepowodzeniem, albo cichym westchnieniem: pora kupić lepszy sprzęt fotograficzny. Na razie jednak musi mi wystarczyć mój Samsung z obiektywem VARIOPLAN ZOOM 4.0-72 mm 1:3.2-5.8 24 mm. Gro zdjęć na tym blogu wykonałem tym aparatem. Każde wojażowanie, to sumienna praca tego cyfrowego sprzętu.


Tych kilkanaście kadrów, to wierzchołek góry lodowej możliwości, jakie na nas czekają w Toruniu. Setki zdjęć, to dobry bilans pobytu. Potem dokonać wyboru. O! to dopiero sztuka. Pozostawiam torunianom przyjemność docierania kto jaką kamienicę (i kiedy) wzniósł. Dla mnie istotę stanowić artystyczny urok. Moje tym razem pstrykanie, to tylko 84. zdjęć. Trochę więcej, niż dawne dwie rolki filmu (36-ścio klatkowego).


Dla mnie zapuszczanie się w te uliczki, to zarazem powrót do przeszłości. Wielu miejsc pamiętających moje studiowanie już nie ma. Po prostu tamtego Torunia już nie ma. Nie zjem obiadu ani "Pod Gołębiem", ani "Pod Orłem". Nie odwiedzę antykwariatu na Starym Rynku. Jak ma coś kupić w "Pewexie" czy "Baltonie"? Tych miejsc już nie ma. Niezmienny jest Kopernik, którego utrwalił dla potomności Christian Friedrich Tieck (1776-1851) i intencja na cokole: "Nicolaus Copernicus Thorunensis. Terrae motor, Solis Caelique stator". Proszę zwrócić uwagę, że Rudolf Brohm nie machnął o... pruskości czy niemieckości mistrza Mikołaja. 



Wracać do Torunia można na okrągło. To stąd ruszał wesoły statek znany z "Rejsu", a na pobliskim moście (któremu patronuje sam marszałek J. Piłsudski) kręcono 60-siąt latem temu finałowe kadry do filmu "Zamach" w reż. J. Passendorfera. Ale tym miejscom przyjrzymy się innym razem. 


* Nie wstydzę się ewangelii. Z ks. Michałem Czajkowskim rozmawia Jan Turnau, Wydawnictwo WAM, Kraków 2004, s. 9

4 komentarze:

  1. 5 lat studiowałam w Toruniu i tych detali nie kojarzę! To nie ma już antykwariatu? A to szkoda. Za ten Toruń na Pomorzu to faktycznie się oburzano.

    OdpowiedzUsuń
  2. Antykwariatu, kilku księgarń restauracji "Pod Orłem" i "Pod Gołębiem" - takoż. Świat pogalopował, że ho ho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy mieszkałam w Toruniu, to na ul. Żeglarskiej był taki uroczy antykwariat ze starymi książkami. Na pewno już go nie ma.

      Usuń
    2. Nadal jest :)

      Usuń