wtorek, maja 22, 2018

Pan Jacek Zieliniewicz - nie żyje!...

Dla Niemców czasu wojny nie był człowiekiem! Był numerem 138142! Miał zostać starty z powierzchni ziemi. Jeden z tych, którzy przekroczyli bramę Auschwitz. Odebrano Mu godność, odebrano nadzieję, miał podzielić los tylu przed nim i tylu po nim. Nad obozową bramą, nad głową, niczym ponury chichot historii wisiało "Arbeit macht frei". Ale On przeżył! Na jednej pryczy, m. in. z Tadeuszem Borowskim. Przeżył, aby dać świadectwo prawdzie. Robił to, co m. in. znany aktor August Kowalczyk (1921-2012): odwiedzał szkoły, spotykał z młodzieżą.

Historia skończyła się bezpowrotnie. Nie mamy szans na spotkanie. Nie mamy szans na powtórne wsłuchanie się w głos człowieka, który nie uczył nienawiści, nie uczył wrogości. Nikogo nie opluwał! Nie szczuł na Niemców tylko dlatego, że byli Niemcami. Uczył o godności człowieka, starał się, abyśmy my, którym darowane było podobne doświadczenie, zrozumieli do czego prowadzi nienawiść i fanatyzm. 


Spotkać na swej drodze człowieka, który był obozowym numerem? Nie byłoby tego, gdyby nie trud mego przyjaciela Michała Wawrzyńskiego. Bez jego zaangażowania nie byłoby tych wspaniałych godzin, w czasie których stał przed nami starszy pan i opowiadał. Młodzież słuchała i... chwilami łza spływała po nastoletnim policzku.


Nie spotkamy się już nigdy! Zostaną wspomnienia. Na długie lata. Musimy mieć świadomość tego (co z uporem maniaka powtarzam wszystkim moim rocznikom uczniów): umiera pokolenie II wojny światowej. Ja miałem szczęście spotykać jeszcze ludzi z XIX w., uczestników wielkiej wojny czy wojny polsko-bolszewickiej, pamiętam żołnierzy spod Westerplatte, podkomendnych majora "Hubala", uczestników walk pod Lenino czy Monte Cassino. Trzy razy w życiu widziałem ludzi z wytatuowanym numerem ręku. Jeden jechał pociągiem, drugim był pan August Kowalczyk, trzecim pan Jacek Zieliniewicz (rocznik 1926).


Kiedy wraca problem odpowiedzialności za zbrodnię obozów koncentracyjnych (np. Auschwitz) opowiadam pewną anegdotę, zupełnie autentyczną. Rzecz miała miejsce za PRL-u, na jakieś konferencji międzynarodowej, po której dobywał się bankiet. Przedstawiciela Polski posadzono obok kogoś z RFN-u, tzw. niedobrych Niemiec (według komunistycznej propagandy). Niemiec był bardzo miły dla Polaka, ale ten nie odwzajemniał mu życzliwością, ba! był impertynencki czy wręcz chamski. W pewnym momencie Niemiec zapytał "dlaczego pan jest taki dla mnie nie grzeczny?". Polak demonstracyjnie zdjął marynarkę i odwinął rękaw koszuli, wskazał na obozowy numer. "To pańscy rodacy mi zrobili!" - warknął. Niemiec pobłażliwie popatrzył na adwersarza, zdjął marynarkę, podwinął rękaw i pokazał... swój obozowy numer. "Proszę pana, ja od 1933 r.  byłe w Dachau" - powiedział ze smutkiem w głosie. Polakowi zrobiło się głupio. Ponoć zostali przyjaciółmi.


Po co przypominam ową historyjkę? Ano, żeby idąc tropem nauk pana Jacka Zieliniewicza, nie tkwić w niebezpiecznych stereotypach. Dla Niego nie było złych czy dobrych narodów, byli tylko źli i dobrzy ludzie. I z takim przesłaniem nas osieraca.



PS: Na swoim Facebooku zamieściłem taki anons: "Zamknęła się pewna niezwykła karta historii. Pan Jacek Zieliniewicz, więzień Auschwitz, numer obozowy 138142 już nigdy więcej nas nie odwiedzi, nie wysłuchamy Jego mądrego przekazu". Do chwili zamykania tego zapisu pojawiło się kilka komentarzy, refleksji, wspomnień, cytuję je bez ujawniania Autorów:

zapis 1: Niezwykły człowiek.
zapis 2: I ta wymowna cisza na sali, kiedy opowiadał.... Nigdy tego nie zapomnę. I łzy naszych uczennic po spotkaniu...
zapis 3: Baaaardzo przykro. Doskonale pamiętam to spotkanie. Coraz węższe grono ludzi, którzy mogą podzielić się tymi wspomnieniami i utwierdzać w przekonaniu, że nie wolno pozwolić aby się to kiedykolwiek powtórzyło...
zapis 4: Bardzo przykra wiadomość. Niech odpoczywa w pokoju.

7 komentarzy:

  1. Piękny post i potrzebny. Mnie zdumiewa, że dopiero wymiera pokolenie pamiętające wojnę, a już odradza się rasizm i kult faszyzmu. To szokujące. W pokoleniu moich rodziców nawet włosów się nie czesało 'na Hitlera'!

    OdpowiedzUsuń
  2. To był bardzo mądry życiowo Człowiek. Niezwykły. Mnie też szokuje, że w Narodzie, który tyle wycierpiał w II wojnie światowej może jakiś bandyta czcić Hitlera czy III Rzeszę. Niepojęta paranoja! Ale to ponoć... patrioci? Może to my się mylimy? Obłęd jakiś i reakcji prawie brak, bo to przecież elektorat wiadomo kogo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci neofaszyści to młodzież. Według mnie legalizacja 'Main Kappf' to błąd. Ale tacy szarzy ludzie jak ja nie mają wpływu na legislację.
      Nie, to nie jest patriotyzm, niezależnie od tego czy ktoś to tak nazwie.

      Usuń
    2. Legalizacji raczej nie ma. W 2015 wygasły w RFN prawa autorskie, bo to 70 lat od śmierci A. Hitlera.Nie sądzę, aby ci niby-patrioci czytali "Mein Kampf". To, co ukazywało się w Polsce (razy dwa) to jakieś strzępy. A racja, że ich wyczyny nie mają nic wspólnego z patriotyzmem. Bo niby jakim? Rodem ze szmatławca J. Streichera?

      Usuń
    3. To nawet książki swojego idola nie czytali?
      Gdzieś czytałam o socjologii takich grup, że to polega na szukaniu dowódcy, a reszta się podporządkowuje. To jest bardzo ciekawe socjologicznie. W każdym razie mnie to zjawisko bardzo niepokoi. Prawdę mówiąc, boję się takich radykałów.

      Usuń
  3. Nienawiść, to bardzo silne uczucie.
    Wzmaga siłę " owczego pędu", a bezmuzgą masą,( której wmawia się, iż nienawiść to patriotyzm, wspólny ideał) łatwiej sterować....

    Mona

    OdpowiedzUsuń
  4. To raczej pęd barbarzyńskich hord, masy, która miażdży wszystko i każdego, kto ma odwagę myśleć inaczej, być innym. Nienawiść utożsamiać z patriotyzmem, to bardzo niebezpieczna herezja. Oby nigdy więcej nie było ludzi, których ktoś spychał do poziomu ciągu liczb...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.