środa, kwietnia 11, 2018
Przeczytania... (258) Mary Beard "Partenon" (Dom Wydawniczy Rebis)
Dom Wydawniczy Rebis przygotował dla nas (a miłośników antyku w szczególności) kolejny tom Mary Beard, tym razem w tłumaczeniu Tomasza Chwałka. Po "Pompejach. Życie rzymskiego miasta" i "SPQR. Historia starożytnego Rzymu" (te dwa tytuły przełożył na polski Norbert Radomski). Tak, wszystkie tu wymienione tomy są częścią mego księgozbioru. Nie dziwota, że "Partenon" staje koło nich. Ci, którzy mnie znają dopowiedzą pewnie: ale ty przecież nie przepadasz za starożytną Grecją. Ale uwielbiam słuchać Mary Beard. Każdy kto teraz błądzi myślami "o kim on tam u diaska mówi?", to proponuję wrzucić frazę do wyszukiwarki internetowej i wszystko będzie jasne. Z jednym wyjątkiem: gro będzie po angielsku. "...jest profesorem filologii klasycznej w Newnham College Uniwersytetu Cambridge oraz redaktorką działu klasycznego «The Times Literary Supplement»" - to z mini biografii na jednym ze skrzydełek okładki. Zaintrygowało mnie, co innego. Taka oto informacja: "W 2014 roku znalazła się na liście dziesięciorga najbardziej wpływowych myślicieli na świecie". Jeżeli ktoś jeszcze ma wątpliwości, to ów argument powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. Innymi słowy: lektura obowiązkowa.
Nie ma tego zbyt wiele, pozostałe dwa tytuły są obszerniejsze, 207 stron samej narracji Autorki. "SPQR..." jest raz jeszcze tak pojemne. Czemu wracam di tego tomu? Zadbano, aby obie książki wydano w podobnej tonacji graficznej i kolorystycznej. Brawa dla Domu Wydawniczego Rebis. Strona graficzna "Partenonu" zapewne zaspokoi gusta poznawcze każdego czytelnika. Ilustracji, rzutów, planów - sporo. Bo nie może być książki (a raczej nie powinno) bez ilustracji, zdjęć itp. A do tego wielokrotne wykorzystywanie różnych relacji świadków zdarzeń. To ubogaca zapis, jest dopuszczeniem nas do świata rodzącej się archeologii, naukowego zainteresowania ruinami w Atenach (wtedy jeszcze tureckich). Biorąc książkę Mary Beard miejmy świadomość, że WSZYSCY JESTEŚMY GREKAMI!
Ubawiło mnie motto, którego bohaterem jest Shaquille O'Neal. To jeden z powodów, dla których powstają takie monografie. Nie ma historii oczywistych. I dlatego zerkając na ten fragment wywiadu możemy poczuć się wyróżnieni, bo my wiemy, co to takiego w Grecji jest Partenonem. "Na wszystkich przybyszach wywiera jednako przemożne wrażenie" - zapewniał już w III w. p. n. e. Heraklit z Krety. To też motto do tej książki. A sama Mary Beard przekonuje nas: "Na przekór wszystkim przeszkodom - słońcu, od którego nie da się uciec, ponurym strażnikom pogwizdującym na każdego, kto zboczy z wyznaczonej trasy, a od wielu lat też mimo zapory z rusztowań - Partenon zdaje się działać zawsze i prawie na wszystkich".
Warto patrzeć na Partenon oczyma angielskiej uczonej, ale i ludzi, którzy ulegli jego urokowi. Kilka z wypowiedzi, jakie zostały tu wykorzystane:
- Nic podobnego nie powstało nigdy i nigdzie na świecie - Le Corbusier.
- ...żaden budynek na ziemi nie zniesie ciężaru tej wagi - John Pentland Mahaffy.
- Staliśmy jak oniemiali w obliczu monumentu zbyt wspaniałego, by go opisać słowami - Virginia Woolf.
- Jest tak przygniatający, że pociekły mi łzy, co normalnie w takich okolicznościach mi się nie zdarza - Cyril Connolly.
- Na Akropol [...] tylko jedno wejście. Drugiego akropolu nie ma, gdyż jest stromym urwiskiem i otacza go silny mur - Pauzaniasz.
- Niepodobna rozumowi ludzkiemu pojąc, jak możliwe jest wzniesienie budowli tak wielkiej - Niccolo da Martoni.
- ...patrząc z miasta, przód i tył świątyni wyglądał [po wybuchu 1687 r. - przyp. KN] jak pozostałość dwóch różnych budynków - John Pentland Mahaffy.
- Jeśli Ateny przez wiele jeszcze lat pozostaną we władzy turków, wszystkie cenne zabytki obrócą się w perzynę - George Byron.
Okazuje się, że Partenon nie wywarł żadnego wrażenia na kim takim, jak... słynny premier Wielkiej Brytanii czasu wojny. Czytamy bowiem, co następuje: "Nieliczni mieli dowagę przyznać, że pierwsze wrażenie nie sprostało ich oczekiwaniom. Winstona Churchilla na przykład rozczarowała liczba zwalonych kolumn, rozważał nawet oddelegowanie kompanii Królewskiej Marynarki, aby postawiła je do pionu". Na szczęść lord admiralicji nie dopuścił się takiej "innowacji".
Mary Beard prowadzi nas po miejscach, w których znalazły się fragmenty Partenonu. Jak sama napisała: "...rozsiana jest po muzeach Europy". I wymienia je. Mnie interesuje coś zgoła innego: "Rzeźby niezdarnie odłupywano i podważano, a czasem, by się do nich dostać, rozbierano fragmenty budowli". Opisuje inny proceder: "...dla odjęcia choć trochę ciężaru ludzie Elgina zaczęli odpiłowywać tylne części co grubszych marmurowych płyt (nie podnosząc przy tym ręki, o ile nam wiadomo, na rzeźbione powierzchnie". Mierne pocieszenie? Niemal krok po kroku możemy prześledzić, jak Partenon ogałacano z swego bogactwa, np. słynnego fryzu. Z wielkich współczesnych, którzy otarli się o Partenon znajdziemy, m. in. G. Byrona, Canovę. Sprawa wywiezionych, kupionych, ale i skradzionych rzeźb (i innych elementów Partenonu) odbija się do dziś czkawką w relacjach choćby na linii Londyn-Ateny: "Kolejne rządy Grecji chętnie wykorzystywały utracone rzeźby jako poręczny symbol narodowej jedności, a żądania ich zwrotu spełniały funkcję taniej i niezbyt ryzykownej kampanii". Okazuje się, że Atenach w muzeum czekają puste ściany na choćby frez!...
"Budowa i finansowanie Partenonu są nierozerwalnie złączone z ateńskim imperium, jego zyskami, dysputami i kłopotami" - przypomina nam Autorka. Miło spotkać starych znajomych i to tej miary, co Perykles, Fidiasz, Tukidydes. Dalej przypominamy sobie czym w ogóle dla Aten była budowa tej niezwykłej świątyni: "Oczywiście, była to chluba Aten. Jakaś jednak mniejszość Ateńczyków musiała wszak widzieć w nim obraz defraudacji dochodów ich mocarstwa". O kontrowersjach wokół jej wznoszenia, finansowaniu poznajemy dość obszernie. I bez znużenia. bo narracja Mary Beard jest przelaniem jej gawędziarstwa, jakie poznajmy oglądając filmy dokumentalne.
"Nie ulega wątpliwości, że o wiele lepiej rozumielibyśmy Partenon, gdyby Turcy osmańscy nie przekształcili go w skład amunicji, czyniąc zeń tym samym tarczę strzelniczą dla Wenecjan podczas wojny w 1687 roku" - to trochę kubeł zimnej wody? Ta oczywistość dla każdego miłośnika po prostu cios, ta świadomość, że jeszcze w XVII w. dzieło antycznych Aten stało kompletne na swym boskim wzgórzu. Mary Beard coraz to wraca do sporów naukowych wokół swego bohatera: "Mnożą się sporne kwestie - przedmiot ożywionych debat. Nie ma, dla przykładu, zgody co do tego, jak wyglądała pierwotna paleta barw płaskorzeźb". Przypomnijmy sobie kiedy pierwszy raz dotarło do nas, że kolumny, portyki, figury była pokryte farbami. To musiał być szok. Dla mnie - był. Spory dotyczą odczytywania reliefów. Jak czytamy w innym miejscu: "Zgłębiać tajniki Partenonu - to stanąć twarzą w twarz z rozchwianym domkiem z kart, jakim jest nasze rozpoznawanie świata Greków i Rzymian [...]".
Autorka pisze m. in o rozterkach wobec samego pomysłu wznoszenia tak niezwykłej budowli. Cytuje np. przyrzeczenie greckie, które gwarantowało zachowanie ruin z tego, co pozostało po najeździe Kserksesa w 480 r. p n. e. Prace budowlane ruszyły w latach 40-tych V w. p. n. e. To stąd wniosek/teza/hipoteza: "Niewątpliwie do tego czasu zblakło już wspomnienie o perskim najeździe, a rumowisko na Akropolu z ważkiego memento stało się utrapieniem". Wielu zapewne zdziwi stwierdzenie: "...należy zadać pytanie: do czego budowla ta w ogóle służyła? Nasuwająca sie odpowiedź, że była to «świątynia» (a więc miała przeznaczenie «religijne»), nie jest tak oczywista, jak by się mogło wydawać. Nie funkcjonowali tam kapłani ani kapłanki, a według naszej najlepszej wiedzy nie odbywały się tam żadne uroczystości religijne ani obrzędy [...]". I to jest kolejna wartość książek taki autorów, jak Mary Beard: odsłania nam świat nie do końca znajomy i zrozumiały, pobudza do myślenia i zastanowienia.
Śmiem twierdzić, że po tej niezwykłej lekturze mamy więcej pytań, niż przed jej zdobyciem. I po to sięgamy po książki. Bo niby jaka miała by być ich wartość, gdyby powtarzała oczywistości. Odłożylibyśmy ją po kilku (-nastu) stronach. A tak, to ciekawość pcha nas ku kolejnym rozdziałom, aby sie przekonać, jakie czeka na nas odkrycie. "A czekają?" - czytam zdziwienie w wielu oczach. Autorka sama nas zapewnia: "W kolejnych rozdziałach zajrzę pod podszewkę wielu z tych kontrowersji, a także jeszcze głębiej poddam rozwadze to, jak możemy zrozumieć miejsce Partenonu w starożytności i kulturze, która go stworzyła". Nie pozostaje nam nic innego, jak pójść dalej razem z Mary Beard. Ja nie tylko idę, jak gnam, by niczego nie uronić. A mój ołówek sunie po karatach i zakreśla, to i owo.
Losy Partenonu przez kolejne stulecia, epoki, panowania, wojny, zmiany granic! Nic nie zostało mu oszczędzone. Zaciekawiło mnie, że nie wiadomo, kiedy stał się świątynią chrześcijańską. "Kolejne oblicze Partenonu, tym razem jako meczetu, zignorowano już całkowicie. Faktem jest, że do zabytków z epoki Grecji tureckiej przywiązuje się mniej wagi niż do obiektów pochodzących z jakiegokolwiek innego okresu"- uświadamia nam ten fakt prof. Mary Beard. I zwraca nam naszą uwagę, że relacje grecko-tureckie nadal są bardzo zagmatwane. 375 lat zniewolenia nie mogło pozostać bez skutków.
"Od początku panowania Turków splot wydarzeń na wiele lat wymazał Ateny i Akropol z mapy dla większości podróżnych z Zachodu: przeszkodą były nie tylko narzucone przez garnizon wojskowy ograniczenia w zwiedzaniu ateńskich zabytków; równie kłopotliwe były okresowe wojny Turków z Wenecjanami przez całe XVI i XVII stulecie [...]" - śmiem twierdzić, że ten okres przeciętnemu zjadaczowi historii jest najmniej znany. Żałuję, że Autorka nie daje nam obszernych cytatów z tego, co pozostawił Ewlija Czelebi. Sama stwierdza, że to najciekawsze opisy Partenonu tamtych czasów. Mamy obszerny, jak na objętość książki, opis tamtego zapisu, ale minimalne wsparcie cytatami ze źródła. Boleję.
"W jaką konsternację wprawiło Jego Ekscelencję to, że zniszczył przepiękna świątynię, która stała tu od trzech tysięcy lat, a był poświęcona Minerwie! Na nic więcej skrucha: bomby spisały się na medal, przeto świątynia stracona jest dla świata" - to relacja kobiety, świadka słynnej eksplozji z 1687 roku. Sama Pani Profesor dodaje od siebie na temat tego smutnego wydarzenia: "Wybuch z roku 1687 całkowicie i bezpowrotnie wyłączył Partenon z użytku po ponad dwóch tysiącleciach pełnienia roli świątyni, kościoła i meczetu. Okaleczył go w stopniu o wiele większym, niż zdradza to świątynia znana nam współcześnie. [...] Po wybuchu zostało tylko morze gruzu i garść kolumn na każdym z przyczółków". Nie wiedziałem, że we wnętrzu szacownej ruiny Turcy postawili jeszcze niewielki... meczet? Widzimy go na reprodukowanym zdjęciu Partenonu z 1839 r. Czytając dalej dowiadujemy się m. in.: "Skutki wybuchu była dla Partenonu opłakane. Jako ruina utracił ochronę, jaką dawał status działającego kościoła czy meczetu, jak większość ruin - pogrążył się w jeszcze większej dewastacji". I tak dociera do nas, że Partenon stał się (skąd my to znamy, nie musze daleko szukać, patrz los ruin zamku bydgoskiego) kamieniołomem, miejscem rabunku antycznych rzeźb i innych elementów architektonicznych. Cytowane są pełne oburzenia wypowiedzi współczesnych tego procederu. "..rozbito niezliczone bloki marmuru pentelikońskiego, aby następnie wnieść z nich nędzne garnizonowe baraki" - to tylko jedna z tych opinii.
Tak, czytamy książkę Mary Beard i... wściekamy się. mimo upływu lat od opisywanych wydarzeń trudno zachować obojętność wobec bezprzykładnej kradzieży i dewastacji chluby starożytnych Aten. Boli cały czas, kiedy czytamy słowa Edwarda Dodwella: "Z taką to przyjemnością nieucywilizowana ignorancja, czy też gorączka przesądów zniszczyły w jednej chwili dzieło lat, wielowiekowy obiekt podziwu". Jeśli nam fakty te są obojętnymi, to rozumiem, że odarto nas z nici wspólnego czucia greckości! Tym bardziej trzeba przeczytać "Partenon", aby uświadomić sobie to dziedzictwo i stratę, jaką poniosła cywilizacja europejska, wspólna nam wszystkim.
Jak zatem na tym tle ocenić zachowanie Thomasa Bruce'a, 7. hrabiego Elgina i 11. hrabiego Kincardine'a?To przecież skutki jego poczynań coraz to wracają w dysputach na linii Ateny-Londyn. Mary Beard tak opisuje poczynanie brytyjskiego arystokraty i dyplomaty: "Około połowy ocalałych rzeźb wywieziono: część zabrano z miejsc gdzie upadły, inne wydobyto w pobliżu, a niektóre w biały dzień odłupano od budowli. [...] Nie dowiemy się już, z jakich pobudek działał, zresztą na pewno nie były one jasne i jednoznaczne. [...] Naiwnością byłoby przy tym wykluczyć motywy bardziej ambicjonalne - honory należne temu, kto zdobył dla Brytanii skarby Grecji, a także prześcignięcie samego Napoleona w mile podówczas widzianej gonitwie za starożytnymi perełkami". Siłą rzeczy nie przytaczam całej opinii, jaką znajdziemy na kartach tej monografii. Ale już współcześni dokonań Elgina dostrzegali barbarzyństwo jego poczynań i nazywali je bez ogródek! A jakże atakując bezmyślne i siłowe pozyskiwanie zabytków, doceniano trud zdobywcy: "...choć z oburzeniem potępiamy i głęboko żałujemy nieodwracalnych zniszczeń, jakie astańskim zabytkom wyrządzono, nie wolno nam zapomnieć o pożytkach dla rozwoju sztuk w naszym kraju, z jakimi wiązać się będzie wprowadzenie tak szacownych okazów helleńskiego kunsztu".
Na tym nie koniec dramatycznych losów Akropolu, aliści zostawiam zainteresowanych w tym miejscu właśnie. Jak zwyciężyła archeologia i zdrowy rozsądek? "Jak Akropol długi i szeroki dziewiętnastowieczne wykopaliska wydobyły na światło dzienne świadectwo wcześniejszych, przedklasycznych okresów"- wspaniale jest móc cytować panią profesor Mary Beard. Zamykam to "Przeczytanie" jeszcze dwoma dygresjami Autorki: "Odwiedzamy sanktuarium, o które od pokoleń toczą się boje, które rozbudzały namiętności i sprawia, że interweniują rządy. Innym słowy dochodzimy do niewygodnych, acz trudnych do odparcia wniosków: otóż Partenon nie byłby i w połowie tak sławny, gdyby nie został pokawałkowany". Drugie zdanie, to chyba kolejne nasze cogito ergo sum: "...Partenon to nic innego jak lekcja poglądowa owych zwodniczych łańcuchów śledztwa, dedukcji, wchodzenia w cudze buty, rekonstrukcji i czystych domysłów, stanowiących filary wszelkich badań nad klasyczną przeszłością". Ktoś wnosi veto? Nie sądzę.
"Nie ulega wątpliwości, że o wiele lepiej rozumielibyśmy Partenon, gdyby Turcy osmańscy nie przekształcili go w skład amunicji, czyniąc zeń tym samym tarczę strzelniczą dla Wenecjan podczas wojny w 1687 roku" - to trochę kubeł zimnej wody? Ta oczywistość dla każdego miłośnika po prostu cios, ta świadomość, że jeszcze w XVII w. dzieło antycznych Aten stało kompletne na swym boskim wzgórzu. Mary Beard coraz to wraca do sporów naukowych wokół swego bohatera: "Mnożą się sporne kwestie - przedmiot ożywionych debat. Nie ma, dla przykładu, zgody co do tego, jak wyglądała pierwotna paleta barw płaskorzeźb". Przypomnijmy sobie kiedy pierwszy raz dotarło do nas, że kolumny, portyki, figury była pokryte farbami. To musiał być szok. Dla mnie - był. Spory dotyczą odczytywania reliefów. Jak czytamy w innym miejscu: "Zgłębiać tajniki Partenonu - to stanąć twarzą w twarz z rozchwianym domkiem z kart, jakim jest nasze rozpoznawanie świata Greków i Rzymian [...]".
Autorka pisze m. in o rozterkach wobec samego pomysłu wznoszenia tak niezwykłej budowli. Cytuje np. przyrzeczenie greckie, które gwarantowało zachowanie ruin z tego, co pozostało po najeździe Kserksesa w 480 r. p n. e. Prace budowlane ruszyły w latach 40-tych V w. p. n. e. To stąd wniosek/teza/hipoteza: "Niewątpliwie do tego czasu zblakło już wspomnienie o perskim najeździe, a rumowisko na Akropolu z ważkiego memento stało się utrapieniem". Wielu zapewne zdziwi stwierdzenie: "...należy zadać pytanie: do czego budowla ta w ogóle służyła? Nasuwająca sie odpowiedź, że była to «świątynia» (a więc miała przeznaczenie «religijne»), nie jest tak oczywista, jak by się mogło wydawać. Nie funkcjonowali tam kapłani ani kapłanki, a według naszej najlepszej wiedzy nie odbywały się tam żadne uroczystości religijne ani obrzędy [...]". I to jest kolejna wartość książek taki autorów, jak Mary Beard: odsłania nam świat nie do końca znajomy i zrozumiały, pobudza do myślenia i zastanowienia.
Śmiem twierdzić, że po tej niezwykłej lekturze mamy więcej pytań, niż przed jej zdobyciem. I po to sięgamy po książki. Bo niby jaka miała by być ich wartość, gdyby powtarzała oczywistości. Odłożylibyśmy ją po kilku (-nastu) stronach. A tak, to ciekawość pcha nas ku kolejnym rozdziałom, aby sie przekonać, jakie czeka na nas odkrycie. "A czekają?" - czytam zdziwienie w wielu oczach. Autorka sama nas zapewnia: "W kolejnych rozdziałach zajrzę pod podszewkę wielu z tych kontrowersji, a także jeszcze głębiej poddam rozwadze to, jak możemy zrozumieć miejsce Partenonu w starożytności i kulturze, która go stworzyła". Nie pozostaje nam nic innego, jak pójść dalej razem z Mary Beard. Ja nie tylko idę, jak gnam, by niczego nie uronić. A mój ołówek sunie po karatach i zakreśla, to i owo.
Losy Partenonu przez kolejne stulecia, epoki, panowania, wojny, zmiany granic! Nic nie zostało mu oszczędzone. Zaciekawiło mnie, że nie wiadomo, kiedy stał się świątynią chrześcijańską. "Kolejne oblicze Partenonu, tym razem jako meczetu, zignorowano już całkowicie. Faktem jest, że do zabytków z epoki Grecji tureckiej przywiązuje się mniej wagi niż do obiektów pochodzących z jakiegokolwiek innego okresu"- uświadamia nam ten fakt prof. Mary Beard. I zwraca nam naszą uwagę, że relacje grecko-tureckie nadal są bardzo zagmatwane. 375 lat zniewolenia nie mogło pozostać bez skutków.
"Od początku panowania Turków splot wydarzeń na wiele lat wymazał Ateny i Akropol z mapy dla większości podróżnych z Zachodu: przeszkodą były nie tylko narzucone przez garnizon wojskowy ograniczenia w zwiedzaniu ateńskich zabytków; równie kłopotliwe były okresowe wojny Turków z Wenecjanami przez całe XVI i XVII stulecie [...]" - śmiem twierdzić, że ten okres przeciętnemu zjadaczowi historii jest najmniej znany. Żałuję, że Autorka nie daje nam obszernych cytatów z tego, co pozostawił Ewlija Czelebi. Sama stwierdza, że to najciekawsze opisy Partenonu tamtych czasów. Mamy obszerny, jak na objętość książki, opis tamtego zapisu, ale minimalne wsparcie cytatami ze źródła. Boleję.
"W jaką konsternację wprawiło Jego Ekscelencję to, że zniszczył przepiękna świątynię, która stała tu od trzech tysięcy lat, a był poświęcona Minerwie! Na nic więcej skrucha: bomby spisały się na medal, przeto świątynia stracona jest dla świata" - to relacja kobiety, świadka słynnej eksplozji z 1687 roku. Sama Pani Profesor dodaje od siebie na temat tego smutnego wydarzenia: "Wybuch z roku 1687 całkowicie i bezpowrotnie wyłączył Partenon z użytku po ponad dwóch tysiącleciach pełnienia roli świątyni, kościoła i meczetu. Okaleczył go w stopniu o wiele większym, niż zdradza to świątynia znana nam współcześnie. [...] Po wybuchu zostało tylko morze gruzu i garść kolumn na każdym z przyczółków". Nie wiedziałem, że we wnętrzu szacownej ruiny Turcy postawili jeszcze niewielki... meczet? Widzimy go na reprodukowanym zdjęciu Partenonu z 1839 r. Czytając dalej dowiadujemy się m. in.: "Skutki wybuchu była dla Partenonu opłakane. Jako ruina utracił ochronę, jaką dawał status działającego kościoła czy meczetu, jak większość ruin - pogrążył się w jeszcze większej dewastacji". I tak dociera do nas, że Partenon stał się (skąd my to znamy, nie musze daleko szukać, patrz los ruin zamku bydgoskiego) kamieniołomem, miejscem rabunku antycznych rzeźb i innych elementów architektonicznych. Cytowane są pełne oburzenia wypowiedzi współczesnych tego procederu. "..rozbito niezliczone bloki marmuru pentelikońskiego, aby następnie wnieść z nich nędzne garnizonowe baraki" - to tylko jedna z tych opinii.
Tak, czytamy książkę Mary Beard i... wściekamy się. mimo upływu lat od opisywanych wydarzeń trudno zachować obojętność wobec bezprzykładnej kradzieży i dewastacji chluby starożytnych Aten. Boli cały czas, kiedy czytamy słowa Edwarda Dodwella: "Z taką to przyjemnością nieucywilizowana ignorancja, czy też gorączka przesądów zniszczyły w jednej chwili dzieło lat, wielowiekowy obiekt podziwu". Jeśli nam fakty te są obojętnymi, to rozumiem, że odarto nas z nici wspólnego czucia greckości! Tym bardziej trzeba przeczytać "Partenon", aby uświadomić sobie to dziedzictwo i stratę, jaką poniosła cywilizacja europejska, wspólna nam wszystkim.
Jak zatem na tym tle ocenić zachowanie Thomasa Bruce'a, 7. hrabiego Elgina i 11. hrabiego Kincardine'a?To przecież skutki jego poczynań coraz to wracają w dysputach na linii Ateny-Londyn. Mary Beard tak opisuje poczynanie brytyjskiego arystokraty i dyplomaty: "Około połowy ocalałych rzeźb wywieziono: część zabrano z miejsc gdzie upadły, inne wydobyto w pobliżu, a niektóre w biały dzień odłupano od budowli. [...] Nie dowiemy się już, z jakich pobudek działał, zresztą na pewno nie były one jasne i jednoznaczne. [...] Naiwnością byłoby przy tym wykluczyć motywy bardziej ambicjonalne - honory należne temu, kto zdobył dla Brytanii skarby Grecji, a także prześcignięcie samego Napoleona w mile podówczas widzianej gonitwie za starożytnymi perełkami". Siłą rzeczy nie przytaczam całej opinii, jaką znajdziemy na kartach tej monografii. Ale już współcześni dokonań Elgina dostrzegali barbarzyństwo jego poczynań i nazywali je bez ogródek! A jakże atakując bezmyślne i siłowe pozyskiwanie zabytków, doceniano trud zdobywcy: "...choć z oburzeniem potępiamy i głęboko żałujemy nieodwracalnych zniszczeń, jakie astańskim zabytkom wyrządzono, nie wolno nam zapomnieć o pożytkach dla rozwoju sztuk w naszym kraju, z jakimi wiązać się będzie wprowadzenie tak szacownych okazów helleńskiego kunsztu".
Na tym nie koniec dramatycznych losów Akropolu, aliści zostawiam zainteresowanych w tym miejscu właśnie. Jak zwyciężyła archeologia i zdrowy rozsądek? "Jak Akropol długi i szeroki dziewiętnastowieczne wykopaliska wydobyły na światło dzienne świadectwo wcześniejszych, przedklasycznych okresów"- wspaniale jest móc cytować panią profesor Mary Beard. Zamykam to "Przeczytanie" jeszcze dwoma dygresjami Autorki: "Odwiedzamy sanktuarium, o które od pokoleń toczą się boje, które rozbudzały namiętności i sprawia, że interweniują rządy. Innym słowy dochodzimy do niewygodnych, acz trudnych do odparcia wniosków: otóż Partenon nie byłby i w połowie tak sławny, gdyby nie został pokawałkowany". Drugie zdanie, to chyba kolejne nasze cogito ergo sum: "...Partenon to nic innego jak lekcja poglądowa owych zwodniczych łańcuchów śledztwa, dedukcji, wchodzenia w cudze buty, rekonstrukcji i czystych domysłów, stanowiących filary wszelkich badań nad klasyczną przeszłością". Ktoś wnosi veto? Nie sądzę.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.