czwartek, marca 22, 2018
Przeczytania... (256) Henryk Grynberg "Uchodźcy" (Wydawnictwo Czarne)
"Ja myślałem, że Polański - typowy krakowski cwaniak i szwicer - jest antysemitą i trzymałem się od niego z daleka" - błąd. Tak sam o sobie wspomina Henryk Grynberg. Obiecałem i sięgam po kolejną książkę, jaką czytam dzięki Wydawnictwu Czarne. Tym razem "Uchodźcy". Wspaniała lektura na marzec, kiedy tyle słyszmy o 1968 roku i jego konsekwencjach. Szczególnie tych, jakie uderzyły w polskich Żydów. "Studenci łódzkiej szkoły filmowej naśmiewali się z Żydów i wymyślali jeden drugiemu «ty Żydzie!». Dla żartu, dla sztuki, ale z okiem w stronę antysemitów: jakie to my równe chłopaki, no nie! Tak zmyłkowo, że nikt nie miał pewności,co naprawdę jest grane, ale antysemici mieli niewątpliwie ubaw" - ciekawy obrazek środowiskowy. Tym bardziej, że H. Grynberg opisuje również wizytę wielkiej hollywoodzkiej Gwiazdy, Kirka Douglasa - jak to ci sami studenci hołubili pamiętnego Spartakusa. "Padali przed nim na twarz, nie wiedząc, że ten arcykowboj to Żyd i w dodatku taki, który to lubi. Ja też bym nie wiedział, gdyby nie przyszedł w Warszawie do naszego Teatru Żydowskiego - co starannie przemilczała prasa".
Przygotujmy się na wiele niezwykłych spotkań. Samo wyliczenie/wymienianie ich robi wrażenie: Osiecka, Hłasko, Stachura, Dymny, Dygat, Minkiewicz. Robi się mały słownik literacki. I to wielkich osobowości twórczych. Dla kilku pokoleń drogowskazy, natchnienia, ba! nauczyciele (w tym duchowym znaczeniu). "Maheczko! Maheczko!" - tak żydowscy (izraelscy?) barmani witali Marka Hłaskę. "Był wysokim blondynem, jakich w Izraelu - kilkanaście lat po Zagładzie - wprost uwielbiano. Reporterzy za nim chodzili, stawiali mu stock 84 i czekali na awanturę, a on nie miał nic przeciwko temu, narzekał tylko na brak godnych przeciwników" - dopełnia H. Grynberg opisem autora "Następnego do raju". I jeszcze jedno zdanie: "Hłaskę wszyscy znali i wszystko o nim wiedzieli, nawet tacy, co nie czytali żadnej jego książki - jak w Warszawie".
Odbieram książkę Henryka Grynberga, jako obrazy z tamtego świata. Wczytuję się i... zazdroszczę tego z kim i gdzie się zetknął. Dostrzegam wiele cudownych spostrzeżeń. Nie umiem koło nich przejść obojętnie. Musze je tu zostawić.
- ...podróżowało się w cywilizowany sposób, nie w trampkach, dżinsach i pomiętych szmatach. Golono się i czesano.
- W 1939 Polska zmobilizowała przeszło milion żołnierzy, w tym co najmniej 130 tysięcy Żydów, czyli całkiem sporo. [...] W Katyniu, Charkowie i Miednoje NKWD zamordowało 538 Żydów - sporo jak na nikłą liczbę Żydów w polskim korpusie oficerskim i policji.
- Wypiłem ciepłe mleko, bardzo smaczne, z bułką, która tu nazywa się krakowska w Krakowie - wiedeńska, a w Warszawie - paryska.
- Ona mówiła po włosku, on po hiszpańsku, ja polską angielszczyzną i całkiem nieźle się rozumieli - Europa.
- Hłasko twierdził, że w Izraelu wszyscy policjanci umieli po polsku. On wiedział.
Komentowanie tego moja się z celem. Nie mogę być mądrzejszy od autora. Nie mam takiego doświadczenia. Nie mam takiego prawa.
Rzadko cytuję dialogi. Ten jednak wart jest tego:
" - No, to chyba już tam nie wrócisz?
- Jeszcze nie wiem.
- Jak to nie wiesz? A co ty tam masz?
- Mam mój teatr żydowski i mój polski język".
Henryka Grynberga zaskoczyło w Neapolu spotkanie z... portretem pewnego nie lubianego monarchy: "W pałacu, ku memu zdziwieniu, wisiał okazały Augusto III Sassoni. Ta sama bezmyślna, tłusta twarz co w podręcznikach historii Polski, ale żadnej wzmianki, że siedział trzydzieści lat na polskim tronie, ani co właściwie robił w Neapolu". Autor nie wiedział widać, że Maria Amalia Wettyn, królewna polska i córka Augusta III, była królową neapolitańską. To z nią związane są m. in. wykopaliska w Pompejach.
Życie potrafiło pisać scenariusze, jakie w późniejszych latach (bardzo podobne?) rodziły się w wyobraźni Stanisława Barei. Chciałbym widzieć scenę, kiedy H. Grynberg dowiedział się: "Varsovia? Pologna? Takich stacji nie ma". I, co takiej zrobić? Varsovi nie ma i kropka! "Bardzo żałuję, signore, ale nie wysyłamy bagażu do miejsc, których nie ma" - takie oświadczenie niczym stalowy szlaban zakończyło próbę wysłania bagażu do Warszawy.
"Żadnych granic, żadnych wiz! A ile pieniędzy się zaoszczędzi, wyrzucają na zbity łeb tych wszystkich prezydentów, premierów, ministrów, posłów, senatorów, ambasadorów, nie mówiąc już o sztabach generalnych" - to nie postanowienia stworzenia Unii Europejskiej. Taką opinię poznał H. Grynberg w Mediolanie/Milano w pewnym hoteliku, z ust syna właściciela. Świetnie spuentował to Autor "Uchodźcy": "Jeszcze tylko trzeba, żeby Chruszczow się zgodził". Czyli mamy już wskazówkę, o jaki czas w historii chodzi. Tak, przed 1964 r.
"Uchodźca", to cudowny nieomal przewodnik po miejscach, które odwiedził Henryk Grynberg: "Pojechałem pociągiem do Wenecji. Gniła w mętnej, ciemnej wodzie. Wygięte, czarne gondole pływały po niej jak zeszłoroczne liście w kałuży. Gondolierzy, o których tyle pisano i śpiewano, popychali je niezgrabnymi, kuśtykającymi ruchami". Plastyczność przekazu sprawia, że jesteśmy tam. Do tego dorzucona garść o dziejach (historii) weneckich Żydów.
"W Polsce było bardów wielu, nie gorszych niż we Francji, a nawet w Rosji. Był polski Aznavour, polski Brel, polski Wysocki, chyba tylko Okudżawy nikt u nas nie umiał podrobić" - cudowna odmiana, te krajowe wtrącenia. Bardzo ciepłe uznanie dla talentu Agnieszki Osieckiej.
- Powrót do matki jest cudownym odpoczynkiem, kuracją. Odpręża, wyprostowuje, wygładza.
- W ogóle nie wracać do swojego języka, nawet w domu, bo to regres, każda godzina języka macierzystego przekreśla dwie godziny angielskiego.
- Genialny Lenin sam sie nauczył francuskiego, niemieckiego i angielskiego i wygłaszał referaty we wszystkich trzech językach - dlatego ruch komunistyczny okazał sie takim nieporozumieniem.
- Ameryka najpierw przybysza zachwyca, a potem szokuje, wzbudza opór.
- Nikt z nas nie ukrywał dumy z dzielnego, małego państewka żydowskiego.
Wątek żydowskości powraca. Chwilami czytamy i nie wierzymy. Dla naszego pokolenia oczywistym jest fakt, że Anna Frank była Żydówką. Nie uczono, że Kafka i Schulz byli Żydami? Dlatego tak zaskakujące jest (dla mnie) takie stwierdzenie: "Wykładowca był Żydem i został później uchodźcą jak ja, ale zrobiłem u niego magisterium z literatury powszechnej, nie wiedząc, że Kafka i Schulz byli Żydami". Okaleczanie historii, wybiórcze jej traktowanie bynajmniej nie skończyło się z 4 VI 1989 r.
Ciekawe doświadczenie językowe, jeszcze wtedy nie emigranta Henryka Grynberga, kiedy przebywał w Stanach Zjednoczonych: "Z językiem jest jak z pływaniem, można wszystko o nim wiedzieć i utonąć przy pierwszym zanurzeniu. Zwłaszcza w Ameryce. Żadna samogłoska mi się nie zgadza - «a» brzmiało jak «e» albo «o», «o» jak «a», «i» jak «y»". Nikt go nie rozumiał na ulicy. "Prosiłem, żeby powtórzyli, to myśleli, że jestem kretynem" - smutna konkluzja.
Ciekaw jestem, jak współcześni mieszkańcy Jeleniej Góry odbiorą taki zapis H. Grynberga: "Jelenia Góra, malownicze niemieckie miasto, była harmonijnie wkomponowana w landszaft gór okrytych sinosiwymi niemieckimi świerkami, mało kto umiał tak komponować miasta jak Niemcy". Do 1945 r. był to Hirschberg. Moja Bydgoszcz do 1920 r., to Bromberg (takoż w latach 1939-1945). W tym samym duchu pisze o "...poniemieckiej Ustce, gdzie spaliśmy [tj. z poślubioną żoną - przyp. KN] w poniemieckiej willi na trzeszczącym poniemieckim łóżku i wyboistym poniemieckim materacu". Oberwało się też Bałtykowi: "Poniemieckie morze było mroczne i zimne i nabawiłem się od niego okropnego bólu w stawie barkowym [...]".
Nie spodziewałem się spotkać na kartach tych wspomnień doskonale mi znanego prof. Karola Grünberga (1923-2012), którego książki są też w moim posiadaniu. Pan profesor pośredniczył w pewnym "załatwianiu" niby-kuzynowi, bo miał bliskie dojścia około Gomułki. Jakie? Proszę sprawdzić. Zabawna miała być "cena", jaką miał Henryk Grynberg okupić pomoc starszego niby-kuzyna: "...musiałem mu tylko przyrzec, że zapoznam go z Kalina Jędrusik, aktorką o interesującej żydowskiej urodzie, choć, notabene, osobiście jej nie znałem".
A jednak będąc w Bawarii nie odważył się na wizytę w rozgłośni Radia Wolna Europa. Zapewne powrotu do PRL-u już by wtedy nie było. Za to odwiedził m. in. ulubioną piwiarnię... Hitlera. Był tez w jednym z zamków Ludwika II Wittelsbacha, o którym bezimienni napisał: "Pokazał mi [kompozytor Erich - przyp. KN] zamek z wariackim przepychem urządzony przez króla Bawarii, który zwariował". Jest też akcent o lokalności landu wobec Berlina.
Proszę zwrócić uwagę jak różniły się między sobą spotkania Henryka Grynberga-uciekiniera z Ireną Kirszenstein (Szewińską), Aleksandrem Bardinim, Kubą (Januszem) Morgensternem i Stefanem Kisielewskim. Spotkaniowy epizod Autor zakończył stwierdzeniem: "Oczywiście Żyd miał więcej powodów się bać i nie wiem, jak ja na ich miejscu bym się zachował, ale nie ulega wątpliwości, że wybór był: bać się albo się nie bać". Ciekawe spostrzeżenie na temat pewnego muzyka: "Nie potrzebował mówić, bo miał muzykę, dużo lepszy język, który nawet taki mistrz słowa jak Conrad nazywał «the art of arts»". O kim to? A o Krzysztofie Komedzie. Kogóż tam jeszcze nie wymienia: cały gwiazdozbiór przedwojennego kina z Henrykiem Warsem i Lodą Halamą. Nawet jest wzmianka o... Sam nie wierzę. Tak, to John Wayne?
Pomysł, aby "Uchodźcy" ukazali się w 2018 r., to doskonałe wydawnicze przedsięwzięcie. 50-ta rocznica Marca aż prosiła się, aby wzmocnić ją o książki Henryka Grynberga. Żartów nie ma. Mamy panoramę życia młodej inteligencji, która tryby systemu PRL-owskiego mieliły, chciały zmiażdżyć lub okaleczyć. To gorzka lekcja historii. Potrzebna szczególnie teraz, kiedy hordy ONR-owskie paradują ulicami Warszawy ze swymi rasistowskimi hasłami!...
"Uchodźcy" chwilami... przygnębiają. Poznawanie losu tych, którzy uszli z PRL-u, ich frustracji, życiowych zakrętów, upadków i wzlotów, i znów upadków wszystko to takie poruszające i pouczające. "Uchodźcy"są bezcenną lekcją historii. to bezcenny obraz, który należałoby analizować, aby nigdy już nie było wychodźstwa tylko dlatego, że w kimś jest mniej Polaka w Polaku! Nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po "Memorbuch". I to będzie koniec spotkań z niezwykłą prozą Henryka Grynberga? Bez obaw. Pewnie na czas jakiś...
Ciekawe doświadczenie językowe, jeszcze wtedy nie emigranta Henryka Grynberga, kiedy przebywał w Stanach Zjednoczonych: "Z językiem jest jak z pływaniem, można wszystko o nim wiedzieć i utonąć przy pierwszym zanurzeniu. Zwłaszcza w Ameryce. Żadna samogłoska mi się nie zgadza - «a» brzmiało jak «e» albo «o», «o» jak «a», «i» jak «y»". Nikt go nie rozumiał na ulicy. "Prosiłem, żeby powtórzyli, to myśleli, że jestem kretynem" - smutna konkluzja.
- Brzydcy Żydzi zostawali komunistami, a brzydkie Żydówki komunistkami, bo nie mieli wyjścia.
- A Hłasko, choć duży, silny i najsprawniejszy z nas wszystkich, nie uprawiał żadnego sportu prócz alkoholu.
- Granica między świadomością i nieświadomością jest czasami nieuchwytna, nawet bez alkoholu.
- W Polsce biedacy byli chudzi, a bogacze grubi, w Ameryce na odwrót.
- Myślenie był wielka przyjemnością, ale bardzo ryzykowną [...].
Ciekaw jestem, jak współcześni mieszkańcy Jeleniej Góry odbiorą taki zapis H. Grynberga: "Jelenia Góra, malownicze niemieckie miasto, była harmonijnie wkomponowana w landszaft gór okrytych sinosiwymi niemieckimi świerkami, mało kto umiał tak komponować miasta jak Niemcy". Do 1945 r. był to Hirschberg. Moja Bydgoszcz do 1920 r., to Bromberg (takoż w latach 1939-1945). W tym samym duchu pisze o "...poniemieckiej Ustce, gdzie spaliśmy [tj. z poślubioną żoną - przyp. KN] w poniemieckiej willi na trzeszczącym poniemieckim łóżku i wyboistym poniemieckim materacu". Oberwało się też Bałtykowi: "Poniemieckie morze było mroczne i zimne i nabawiłem się od niego okropnego bólu w stawie barkowym [...]".
Nie spodziewałem się spotkać na kartach tych wspomnień doskonale mi znanego prof. Karola Grünberga (1923-2012), którego książki są też w moim posiadaniu. Pan profesor pośredniczył w pewnym "załatwianiu" niby-kuzynowi, bo miał bliskie dojścia około Gomułki. Jakie? Proszę sprawdzić. Zabawna miała być "cena", jaką miał Henryk Grynberg okupić pomoc starszego niby-kuzyna: "...musiałem mu tylko przyrzec, że zapoznam go z Kalina Jędrusik, aktorką o interesującej żydowskiej urodzie, choć, notabene, osobiście jej nie znałem".
A jednak będąc w Bawarii nie odważył się na wizytę w rozgłośni Radia Wolna Europa. Zapewne powrotu do PRL-u już by wtedy nie było. Za to odwiedził m. in. ulubioną piwiarnię... Hitlera. Był tez w jednym z zamków Ludwika II Wittelsbacha, o którym bezimienni napisał: "Pokazał mi [kompozytor Erich - przyp. KN] zamek z wariackim przepychem urządzony przez króla Bawarii, który zwariował". Jest też akcent o lokalności landu wobec Berlina.
- Polscy antysemici są przekonani, że Żydzi szczególnie interesują się Polską, ale trochę prawdy w tym jest. A to dlatego, że najwięcej Żydów pochodzi z Polski.
- Polska mogłaby mieć dużo przyjaciół w świecie, gdyby chciała.
- Co to jest wolność? Siedzieć pod swoim własnym drzewkiem figowym i niczego się nie bać -mówili starożytni Żydzi. I bez obawy pisać - dodałby Żyd nowożytny. Tylko pytanie, skąd to drzewko wziąć?
- Głównym zajęciem Amerykanów nie jest zarabianie, lecz wydawanie pieniędzy.
- Mrożek mi od razu powiedział, że z książek się nie utrzymam.
Proszę zwrócić uwagę jak różniły się między sobą spotkania Henryka Grynberga-uciekiniera z Ireną Kirszenstein (Szewińską), Aleksandrem Bardinim, Kubą (Januszem) Morgensternem i Stefanem Kisielewskim. Spotkaniowy epizod Autor zakończył stwierdzeniem: "Oczywiście Żyd miał więcej powodów się bać i nie wiem, jak ja na ich miejscu bym się zachował, ale nie ulega wątpliwości, że wybór był: bać się albo się nie bać". Ciekawe spostrzeżenie na temat pewnego muzyka: "Nie potrzebował mówić, bo miał muzykę, dużo lepszy język, który nawet taki mistrz słowa jak Conrad nazywał «the art of arts»". O kim to? A o Krzysztofie Komedzie. Kogóż tam jeszcze nie wymienia: cały gwiazdozbiór przedwojennego kina z Henrykiem Warsem i Lodą Halamą. Nawet jest wzmianka o... Sam nie wierzę. Tak, to John Wayne?
- Pisanie bywa przymusem artystycznym, obowiązkiem moralnym, środkiem utrzymania [...].
- ...nic tak nie wzmaga męskiej potencji jak parę dobrze napisanych stronic.
- Pióro i prącie to jak sprężyny zwrotne.
- Czy może być coś gorszego dla pisarza, który jest piewcą męskości?
- Większość czytelników to kobiety i pisze sie przede wszystkim dla nich.
Pomysł, aby "Uchodźcy" ukazali się w 2018 r., to doskonałe wydawnicze przedsięwzięcie. 50-ta rocznica Marca aż prosiła się, aby wzmocnić ją o książki Henryka Grynberga. Żartów nie ma. Mamy panoramę życia młodej inteligencji, która tryby systemu PRL-owskiego mieliły, chciały zmiażdżyć lub okaleczyć. To gorzka lekcja historii. Potrzebna szczególnie teraz, kiedy hordy ONR-owskie paradują ulicami Warszawy ze swymi rasistowskimi hasłami!...
"Uchodźcy" chwilami... przygnębiają. Poznawanie losu tych, którzy uszli z PRL-u, ich frustracji, życiowych zakrętów, upadków i wzlotów, i znów upadków wszystko to takie poruszające i pouczające. "Uchodźcy"są bezcenną lekcją historii. to bezcenny obraz, który należałoby analizować, aby nigdy już nie było wychodźstwa tylko dlatego, że w kimś jest mniej Polaka w Polaku! Nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po "Memorbuch". I to będzie koniec spotkań z niezwykłą prozą Henryka Grynberga? Bez obaw. Pewnie na czas jakiś...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.