środa, lutego 28, 2018

Przeczytania... (252) Piotr Zychowicz "Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych" (Dom Wydawniczy Rebis)

To nie przypadek, że odcinek 252 tego cyklu ukazuje się dziś, na dzień przed 1 marca. To Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Można zarzucić, że prowokacyjnie sięgam po kolejną już książkę Piotra Zychowicza. Ostatnio (w rozmowie pomiędzy profesorami A. Dudkiem i R. Bugajem, prowadziła ją J. Pochanke w TVN) usłyszałem, że to czołowy prawicowy historyk młodego pokolenia? Wskazywałem na ten fakt przy okazji omawiania "Niemców...". Czemu do tego wracam? Bo zastanawia mnie dlaczego pan Piotr Zychowicz napisał książkę taka, jak "Skazy na pancerzach". Podtytuł dopowiada, że nie będzie to wygadana w treści lektura: "Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych". Apologeci krwawej (i kontrowersyjnej) epoki po zakończeniu II wojny światowej mogą wyciągnąć przeciwko Domowi Wydawniczemu Rebis bardzo ciężkie działa. Książka sama w sobie jest prowokacją? Ma rzucać cień na odzyskiwanych  z takim mozołem bohaterów? Prawda jednak zaboli. Autor na własne życzenia wkłada kij w mrowisko? Jest nad czym się zastanawiać. Mamy na to blisko czterysta stron.
Równe cztery lata temu pisałem na tym blogu o "Szczerbcu" (Gracjanie Frógu). W książce, którą mam przed sobą o "Szczerbcu" jest jedno zdanie, kiedy Autor pisze o "Burym": "W 1943 roku dołączył do działającego w tamtejszych puszczach oddziału AK porucznika Gracjana Fróga «Górala»". Głównymi, jeśli tak można określić, bohaterami "Skazy na pancerzach..." są "Łupaszka", "Szary", "Bury", "Wołyniak", "Ogień", "Wacław". Mimo, że od śmierci tych "wyklętych" mijają dekady całe nie znajdziemy zrozumienia dla obchodów 1 marca! Kolejna linia narodowych i antynarodowych podziałów! "Według części polskich mediów żołnierze powojennego podziemia antykomunistycznego byli aniołami. Skrzydlatymi, świetlanymi postaciami, które spłynęły z nieba, aby walczyć w obronie uciśnionych. [...] Wystarczy jednak wcisnąć guzik pilota i przełączyć się na inny kanał, aby usłyszeć coś skrajnie przeciwnego. Czyli że Żołnierze Wyklęcie byli diabłami wcielonymi. Hordą zdegenerowanych kryminalistów, których głównym zajęciem było mordowanie Żydów i przedstawicieli innych mniejszości" - uświadamia nam już we "Wstępie". O"Szczerbcu" jest jeszcze wzmianka później (choć bez uwzględnienia w skorowidzu): "Do egzekucji jeńców doszło, kiedy w oddziale nie było «Szczerbca» i dowódcę zastępował «Bury». Gdy tylko «Szczerbiec» przejął od niego dowodzenie, oddział wrócił do dotychczasowej praktyki uwalniania schwytanych Litwinów".
"Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych", to kolejna współczesna nam pozycja, którą dobija się do naszego myślenia z jednym przesłaniem: nie ma historii tylko czarnej i tylko białej! Kto tak myśli i wymusza na innych podobne myślenie nie rozumie historii! Nie myli sie pan Piotr Zychowicz konkludując: "Z jednej strony otrzymujemy więc obraz biały jak śnieg, z drugiej - czarny jak smoła". A pomiędzy tym my, czytelnicy, odbiorcy historii. Nie wiem na ile przygotowani, aby zmierzyć się z "czarnymi kartami" historii! 
Wielu z nas pamięta plakat z lat 1980/81 z wizerunkiem marszałka J. Piłsudskiego i zdaniem: "Historię swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i źle". Pan Piotr Zychowicz daje nam szansę, aby poprzez polskiego badacza spojrzeć na polskie zakola dziejów. Pamiętamy pewnie też taki cytat: "...Polacy nie potrzebują się od przybyszów historii sie uczyć, ale też, mając własny rozum, nie potrzebują i Rzymian naśladować, którym zresztą w męstwie i wymowie nic zgoła albo bardzo mało ustępują".* Bo tylko ambaras z tego, gdy kto inny nam wytyka błędy i odstępstwa od uświęconego obrazu herosa. Mamy tego żywy przykład ostatnimi czasy.
Nie wierzę, że historia zawsze jednoczy. Przerabiałem to na własnym ciele... rodzinnym. Wiem, jak bardzo kolega w Tucholi zabiegał o uczczenie pamięci dowódcy 5 Wileńskiej Brygady AK, pułkownika  Zygmunta Szendzielarza. Z jaki skutkiem? wiadomym: nie ma upamiętnienia. Niewielu dziś pamięta o mordzie w Glinciszkach. Nazwa podpowiada, że to pewnie gdzieś "za Bugiem". Litwini pod dowództwem porucznika Petrasa Polekauskasa dokonali mordu na miejscowych Polakach.  39 zamordowanych, w tym 11 dzieci i kobieta w zaawansowanej ciąży. "«Łupaszka» miał więc prawo być poruszony i bez wątpienia jego obowiązkiem było podjęcie zdecydowanych działań. niestety jednak nie zrobił tego, co zrobić należało. Czyli nie zaatakował litewskiego posterunku w Podbrzeziu i  nie wyciął w pień jego załogi" - czytamy o decyzji kresowego dowódcy. 
Otwierając książkę pana Piotra  Zychowicza, bez względu na naszą ocenę dotychczasowych osiągnięć Autora, stąpamy między bardzo krwawe, okrutne, bezwzględne, cyniczne karty historii.Naprawdę bardzo czarne! "Wśród partyzantów byli osobnicy, którzy chętnie wykonywali wyroki i tacy właśnie strzelali do nie uzbrojonych cywilów w czasie tej nie przynoszącej chluby akcji" -  to dygresja jednego z uczestników mordu na Litwinach. Inny rzuca światło na postawy swych podwładnych: "Odwet dokonany na ludności litewskiej był posunięciem barbarzyńskim, odruchem zemsty podjętej natychmiast i emocjonalnie. Mój pluton też brał w tym udział. Sam nie rozstrzeliwałem, ale to nie uwalnia mnie od odpowiedzialności za wykonanie tego rozkazu". Osobiście jestem bezbronny wobec tych wypowiedzi. "...w sumie w akcie zemsty za Glinciszki Armia Krajowa uśmierciła ponad dziewięćdziesięciu Litwinów i Polaków" - to już P. Zychowicz. Często sięga po ustalenia doktora Pawła Rokickiego: "Trzeba jasno podkreślić, iż teza o rzekomej walce zbrojnej w Dubinkach nie znajduje potwierdzenia w relacjach świadków. Niemal wszystkie ofiary zostały zabite przez partyzantów w domach lub w obrębie gospodarstw" - gdyby to był raport KBW, MO, LWP czy NKWD pewnie mogłyby odezwać sie głosy, że postponuje się pamięć m. i n. "Łupaszki" i innych bohaterów książki. Dlatego uważam, że to nawet dość ryzykowna publikacja. Że owo ryzyko podjął pan Piotr Zychowicz?
"Domyślam się, że przedstawione tu relacje wstrząsnęły czytelnikami. Niestety, jak świadczy tragedia Wierzchowin, każdy może ulec wojennej demoralizacji" - to już o "Szarym" i jego odwetowych rajdach. Około 200 ofiar jednej pacyfikacji.  "Szkoda tylko, że ci najwięksi «czerwoni działacze», prawdziwi bandyci, uciekli, a zginęli nie ci, co powinni. Jak to się mogło stać? Nerwy puściły czy takie bestialstwo z ludzi wyszło?" - to wypowiedź jednego z podwładnych i uczestników zbrodni. Piotr Zychowicz uświadamia nam: "Część historyków sympatyzujących z ruchem narodowym stara się zdjąć z "Szarego" i Narodowych Sił Zbrojnych odpowiedzialność za maskarę w Wierzchowinach". Nie da się zacytować ogromu tragedii, jaką poznajemy. Nie szukam po innych portalach czy blogach, jaki jest odbiór tej książki. Nie wiem jaki rezonans niesie się po środowisku szczególnie zaangażowanym w gloryfikowanie każdego faktu związanego z tzw. żołnierzami wyklętymi. Jedna z wypowiedzi żołnierza "Szarego" godna jest cytowania (odsyłam na stronę 77) w całości. Na potrzeby tego pisania wybieram tylko trzy zdania: "Wiem, że niewielu z nas przeżyło to piekło, ale ci, którzy przeżyli, myślą już inaczej i robią inaczej, aby zasłużyć przed Bogiem na przebaczenie.  Chcemy, aby nasze dzieci wnuki nie były wychowywane na przykładach tych pseudobohaterów.  To były wyczyny barbarzyńskie z naszej strony". Poznawane fakty, to niemal, jak  otrzymanie cios obuchem... Mordowanie ludności cywilnej? Kobiet, często w zaawansowanej ciąży, dzieci?! Zachowane relacje Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, Żydów - to jedno, przytłaczające ogromem okrucieństwa oskarżenie.
"Dyskusja na temat kapitana Romualda Rajsa «Burego» stała się niemalże rytuałem, przez który musimy przejść co roku przy okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych" - tak wprowadza nas w kolejny temat, biografię Piotr Zychowicz. To oddział "Burego" jest na okładce książki.** Dalej znajdziemy taki zapis: "...to postać fascynująca. Godna wielkiej powieści i wielkiego historycznego filmu. Ale nie zrealizowanego na zamówienie rządu patriotycznego gniota - lecz psychologicznego dramatu o dzikości wojny i tragedii małych ludzi zmiażdżonych przez tryby wielkiej historii". Zaleszany, Zanie, Szpaki - to wsi, w których trudno by było znaleźć sympatyków "Burego". "Bilans krwawego rajdu «Burego» był zatrważający. Żołnierze Narodowego Zjednoczenia Wojskowego spalili pięć wsi. Śmierć poniosło około osiemdziesięciu osób, w przytłaczającej większości niewinnych cywilów. Dokonała się straszliwa, zupełnie niepotrzebna tragedia" - ocenia Piotr Zychowicz. Autor wdaje się w polemikę z pracami duetu Kazimierz Krajewski i Grzegorz Wąsowski. Zarzuca im m. in.  wybiórcze traktowanie źródeł, kwestionowanie jednych, a bezkrytyczne wykorzystywanie takich, jakie im pasują do idealnego obrazka. Wracają pytania czy pacyfikacje, jakie przeprowadzano miały charakter etniczny, były ludobójstwem? Autor zauważa, że stosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej legło u podstaw wydawanych rozkazów i przeprowadzanych akcji odwetowych. Ciekawe, że jeszcze w 1946 r. Komenda Okręgu Białystok NZW uznała za haniebne pacyfikacje, jakich dokonywał "Bury" i podlegli mu żołnierze.
Książka Piotra Zychowicza wymaga od nas skupienia. Ogrom zbrodni, jakie przewija się przed oczyma jest przygnębiający. "Kogo nie zabili w szkole, tego zabili w krzakach nad Sanem. U sąsiadów byli pozabijani ludzie. [...] Polski ksiądz w Tarnowcu podczas spowiedzi powiedział, że za Ukraińca nie ma grzechu" - wspominał ocalony z pogromu "Wołyniaka". Relacja Hanny Harasiuk wypełnia jeden rozdział. Porażający obraz okrucieństwa, zbrodni - tego, co wydarzyło się w we wsi Piskorowice 17 IV 1945 r. I znowu zderzenie z reakcją kogoś o bardzo narodowych i anty ukraińskich poglądach: "Ta ukraińska dziewczyna pewnie połowę tych rzeczy wyssała sobie z palca. [...] Do relacji naocznych świadków należy podchodzić niezwykle sceptycznie".  Nie cytuję? Proszę samemu przeczytać. Świadectwo zbyt cenne, aby wyrywać z niego po kilka zdań.
Zbrodnia pod Krościankiem, jakiej dokonali żołnierz "Ognia" niezwykle wyraziście wpisuje się w czas, kiedy tyle jest zamieszania dookoła ustawy o IPN-ie.  Ta zaczyna żyć właśnie od dziś, 1 marca. A tu znajdujemy opis zbrodni na ocalałych z holocaustu Żydach! Było ich 26. Zatrzymano ciężarówkę. Kiedy stwierdzono ich narodowość rozpętało się piekło! 11 osób zostało bestialsko zamordowanych. "Jeden z osobników umundurowanych strzelił do mojego syna Józefa, trafiając go w głowę. Mnie rzucili na ziemie i dwukrotnie do mnie strzelił, ale oba strzały chybiły" - relacjonowała jedna z ocalałych kobiet. Ta sama świadek: "Osobnicy ci chodzili z latarkami i kontrolowali, czy ktoś jeszcze żyje, i dobijali". Nie ma żadnego uzasadnienia tej egzekucji! "Ofiary nie były ubekami, nie donosiły bezpiece, nie należały do partii komunistycznej. Zginęły tylko dlatego, że znalazły się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie" - konkluduje Autor książki.
Książka Piotra Zychowicza powinna znaleźć się na półce każdego myślącego historycznie czytelnika. Zważywszy na wiek Autora (rocznik 1980) można naprawdę z podziwem spoglądać na rosnący dorobek książkowy. Nie twierdzę, że każda wcześniejsza pozycja tegoż wzbudzała mój zachwyt. Wręcz przeciwnie, to przeróżne spekulacje na temat choćby Becka i Piłsudskiego (i ich relacji z Sąsiadami) dla mnie nie maja żadnej wartości. A na pewno nie historyczne. I nie wiem czemu lub komu mają służyć. "Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych" jest jakby wkładaniem kija w szprychy. Środowisko, z jakim utożsamia sie Autor, zapewne nie pogłaszcze go za to po główce. Nie wiem, jakie emocje wywołuje jej odbiór.
Można chwilami potraktować tę książkę, jako... instrukcję pracy badawczej. Raz po raz pan Piotr Zychowicz wraca do motywacji, jaka towarzyszyła powstawaniu tej publikacji. Trochę to brzmi, jak ciągłe usprawiedliwianie się przed prawicowymi atakami, asekuracja: "Nie wolno nam [...] udawać, że Polacy w konflikcie polsko-ukraińskim zawsze byli święci. Nie wolno nam kłamać i mataczyć, żeby wymazać z historii mordy dokonane przez Polaków na ukraińskich sąsiadach. Prawdzie trzeba spojrzeć prosto w oczy. Jest to bowiem probierz naszej narodowej dojrzałości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości". Nie kryje swoich politycznych sympatii i wzorców, stąd choćby cytaty z Stanisława Mackiewicza czy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Swoja drogą ciekawe ilu prawicowych publicystów sięga po tekst przemówienia z 2006 r., gdzie padają m. in. "...łączy nas przekonanie, że w żadnych okolicznościach, dla żadnej zbrodni nie ma usprawiedliwienia".  A jednak negacja (i o tym tez jest ta książka) wybucha! Uderza! Jest zadziornie nienawistna i groźna!
Nie pogłaszczą Autora książki za analogię zbrodni "Ognia" czy "Wołyniaka" z tym, co wydarzyło się w... Bydgoszczy we wrześniu 1939 r. Zamurowało mnie, kiedy czytałem: "...obie strony uznały, ze w Bydgoszczy wybuchła wraża rebelia, i przystąpiły do polowania na niemieckich mieszkańców miasta. Przyczesywanie domów i kamienic szybko przeistoczyło się w regularny pogrom". Nie wierzę do teraz w to, co  czytam. Autora tych odkryć nie było pewnie nad Brdą, kiedy prof. W Jastrzębski publikował swe rewelacje i chyba nie zna ustaleń IPN-owskich, które jednoznacznie określiły: dywersja w Bydgoszczy była. Nikt nie twierdzi, że przy okazji nie padały niewinne ofiary, ale wspierać się li tylko cytatami (poza gen. W. Bortnowskim; Autor chyba nie słyszał o spaleniu w Łęgnowie niemieckich domów przez dowódcę A. "Pomorze") niemieckimi, to dopiero jednostronność publikacji. I czemu to ma służyć? Co to niby za analogia? Równie dobrze można pochwalić rycerskich Wehrmacht za krew na Starym Rynku i innych miejscach kaźni bydgoszczan. No tak dostali amoku, jak chce Autor. I na koniec zdanie, które może na P. Zychowicza ściągnąć gromy: "Problem polega na tym, że w Bydgoszczy i okolicach żadnej niemieckiej dywersji nie było. Był tylko strach, panika, frustracja i nienawiść". To ciekawe z kim 3-4 IX 1939 r. walczył mój bydgoski Dziadek (1910-1962), a potem był poszukiwany?
Nie ma książki historycznej bez emocji. Wątek bydgoski nie jest tu jedynym, który poruszy. Tym razem wiek Autora może być argumentem wykorzystanym przeciwko.  Mamy kilka szczegółów dotyczących zbrodni wojennych popełnianych przez wojsko polskie, np. legendarnego mjra H. Dobrzańskiego-"Hubala". Oj będzie gorzko w gębach... "Często spotykam się choćby ze stwierdzeniem, że wielu członków podziemia antykomunistycznego «zbandyciło się». Oczywiście, że tak. Święta racja. ale pamiętajmy, że wcześniej «zbandyciło się» też wielu członków podziemia antyniemickiego".
Dom Wydawniczy Rebis jest jednak odważny. "Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych" Piotra Zychowicza na pewno po raz kolejny udowodni, jak bardzo żywotna jest historia w polskim odbiorze. Szata graficzna powinna nas natchnąć kolejnymi myślami, które wykraczają poza ramy tematyczne książki: komercjalizacja, ba! profanacja epopei Żołnierzy Wyklętych. Nie starczy ubrać się w dres z nadrukiem wilka, Inki czy NSZ, aby byś strażnikiem tamtych prawd. Rośnie nam pokolenie wydmuszek. Agresywny motłoch, którego jednak Autor nie dostrzega? Za to dużo miejsca poświęca "brązownikom naszych dziejów". Trudno nie zgodzić się z tezą: "Niestety w Polsce mówienie o grzechach własnych przodków nie jest uznawana za dojrzałość. Jest uważana za «kalanie własnego gniazda». Zamiast refleksji i empatii dla pokrzywdzonych wywołuje «zwarcie szyków» i dawanie odporu «niesprawiedliwym zarzutom». [...] Za czarną owcę uznawany jest w Polsce nie ten, kto zabija kobiety i dzieci, ale ten, kto po kilkudziesięciu latach ośmiela sie o tym napisać".

* Sienkiewicz H., Pan Wołodyjowski, Warszawa 1972, Państwowy Instytut Wydawniczy,  s. 455
**  Taki zapis znajdziemy na Wikipedii: "kompania szturmowa 3 Brygady Wileńskiej AK wychodzi z kościoła w Turgielach, na czele ppor. Romuald Rajs «Bury»";  https://pl.wikipedia.org/wiki/Romuald_Rajs (data dostępu 22 II 2018)

4 komentarze:

  1. Zawsze w temacie "żołnierzy wyklętych" mam mieszane uczucia.
    Kiedyś, będąc na Żuławach, usłyszałam zdanie, że "AK", to skrót od pytania " A kaczki, a kury?!!"- pytanie padało z ust partyzantów wkraczających do wsi.
    Trudno sie dziwić, że ludność nie pałała" miłością " do partyzantów.
    Oczywiste dla mnie jest , że ludzie ( bez względu na narodowość) poddają się emocjom i (często) owczym pędem ulegają sile okrucieństwa zadawanego w odwecie.
    Historia ma tyle samo bohaterów, co anty- bohaterów.Problem pojawia się jednak wtedy, gdy to Ci sami ludzie...
    Bardzo ciekawa recenzja.
    Pozdrawiam

    Shanti

    OdpowiedzUsuń
  2. Kontrowersje i... pułapki. Najgorsza jest historia wybiórcza i wmawianie, że czarne jest białe. Książka sama w sobie może zaskakiwać. Warto po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że traktowanie jakiegokolwiek tematu wybiórczo, to pułapka. Wystarczy, że adwersarz dysponuje "takimi-samymi" argumentami i nieco bardziej krewkim temperamentem , a może to stanowić zarzewie konfliktu.
    Czyż nie tak rozpoczynają się wojny?

    Shanti

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby nie wypowiedziane w złą godzinę. Niech adwersarze zmagają się na argumenty, a nie na wojenne ciosy. Co do oceny bohaterów tej (i innych książek o tej tematyce), to emocje sięgają zenitu!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.