środa, lutego 21, 2018

Przeczytania... (251) Agnieszka Teterycz-Puzio "Polscy krzyżowcy" (Wydawnictwo Poznańskie)

Są w historii słowa klucze, które nęcą, które nie pozostawiają nas obojętnymi. Jednym z nich są "krucjaty", "wyprawy krzyżowe". Nie wiem ilu Czytelników sięga jeszcze dziś po powieści Zofii Kossak-Szczuckiej, ale ja nie wyobrażam sobie lekcji bez skorzystania z "Krzyżowców" czy "Króla Trędowatego". Do pomocy mamy też wielkie produkcje kinowe, jak "Królestwo Niebieskie" (reż. R. Scott) czy "Templariusze: Miłość i krew" (reż. P. Flinth). Wydawnictwo Poznańskie proponuje nam książkę pani Agnieszki Teterycz-Puzio "Polscy krzyżowcy". Na okładce znajdziemy dopisek: "Fascynująca historia wypraw Polaków do Ziemi Świętej". Jest i zachęta do lektury: "Autorka zbiera wszystkie mozliwe informacje na ten temat i odsłania wiele nieznanych faktów. Z książki dowiemy się nie tylko kto, kiedy i dlaczego, ale przede wszystkim poznamy ówczesne oceny, środki lokomocji, szlaki i relacje ze spotkań z obcymi". Pójdę tym tropem. Dla kogoś, kto wychował się m. in. na pracach sir Stevena Runcimana (1903-2000), to poważne wyzwanie. Tak, będę wybredny. 
"W roku następnym ruszyły ogromne rzesze ludzi nieprzygotowanych do walki. Sam papież widział ruch krzyżowy jako wyprawę jednej armii pod wodzą jednego człowieka wyznaczonego przez siebie. Urban II prowadził rozmowy z hrabią Tuluzy Rajmundem. Na jednego z wodzów był przewidziany Władysław I Święty, król węgierski [...]" - tak nas pani Agnieszka Teterycz-Puzio wprowadza w świat wypraw krzyżowych. Przypomina: "Krzyżowcom sprzyjało rozdrobienie świata muzułmańskiego pod koniec XI w.". I daje wykładnię, jak ich pojawienie się zjednoczyło "wobec wspólnego wroga" wyznawców Allacha. Niknącym chyba epizodem krucjat był w niej udział rycerzy z dalekiej Norwegii, o których czytamy m. in.: "Wojowie norwescy zachowywali się jak wikingowie. Gdy zabrakło prowiantu, dostali zgodę na zdobycie go na własną rękę. Krzewili chrześcijaństwo zgodnie z zasadą: chrzest albo śmierć"
Proszę nie spodziewać się wnikliwej czy drobiazgowej analizy krucjat. Sama Autorka we "Wstępie" wyjaśnia intencje swego pisania: "Głównym zadaniem autorki było zatem zebranie imion znanych pątników i krzyżowców wyruszających z ziem polskich. [...] Podstawowym problemem [...] jest uboga podstawa źródłowa dotycząca wypraw podejmowanych z ziem polskich, zwłaszcza w stosunku do informacji o pielgrzymkach i krucjatach z Europy Zachodniej". Nawet średnio  zorientowany miłośnik epoki wie, że tak jest. Podjęcie się zatem tego tematu należy powitać z zainteresowaniem.
Książka podzielona jest na trzy części: "Podróże do Palestyny w średniowieczu. Warunki podróży, motyw jej podejmowania i szlak podróżników"; "Uczestnicy wypraw krzyżowych i pielgrzymi z iem polskich do Ziemi Świętej w XII-XIII w."; "Pobożni pielgrzymi w XIV i XV w.". Mamy więc dość szerokie ujęcie tematu, jak na format całości. Bez przypisów, bibliografii, to ledwo trzysta stron. "Dużoooo!" - ktoś zawyrokuje. No, czytelnicy Sir Stevena Runcimana raczej nie podzielili by tej opinii. Dla wielu z nas książka pani Agnieszki Teterycz-Puzio może stanowić dopełnienie trzytomowych "Dziejów wypraw krzyżowych"*. Możliwe też, że bardziej wybredni Czytelniczy będą kręcić nosem.
Jestem zdania, że "Polscy krzyżowcy" spełniają swoją rolę, jako książka popularna i polaryzacyjna dzieje krucjat. To jest kapitalny przykład, aby poznać epizody związane z udziałem Polaków w tych burzliwych wydarzeniach. Dopisek na okładce nie wprowadza nas w błąd: "Fascynująca historia wypraw Polaków do Ziemi Świętej". To nie tylko chwyt marketingowy. Zresztą proszę przyjrzeć się przypisom i bibliografii. Tu nie ma lipy. Autorka nie szła na skróty, aby tylko zaspokoić zlecenie Wydawnictwa. Odbiera to, jako doskonały warsztat, merytoryczne kunktatorstwo. Nie wiem kto pisał omówienie na okładce, ale całkowicie zgadzam się z takim stwierdzeniem: "Autorka zbiera wszystkie mozliwe informacje na ten temat i odsłania wiele nieznanych faktów. z książki dowiemy się nie tylko kto, kiedy i dlaczego, ale przede wszystkim poznamy ówczesne ceny, środki lokomocji, szlaki i relacje ze spotkań z obcymi".
Dla każdego miłośnika epoki będzie to też spotkanie ze starymi znajomymi, m. in.  Urbanem II, Baldwinem IV, Saladynem, Sybillą, Filipem Augustem, Ryszardem Lwie Serce czy Fryderykiem II. To wszystko w pierwszej części książki. Szkoda, że Autorka nie daje nam cytatów z ówczesnych kronik. Tak, powołuje się na nie, wspomina autorów (jeśli takowych znamy), ale ogranicza się do omówienia źródeł. no, ale to nie jest rozprawa naukowa.  I ja to rozumiem, i ja to szanuję. W końcu "Polscy krzyżowcy" mają przyciągnąć do tematyki, a nie ją przestraszać. W sumie 1/3 całości wypełnia nam treść czym były krucjaty, pielgrzymki, jakie przebieg miały kolejne wyprawy i kto w nich brał udział.
Drugą część otwiera nam stwierdzenie, które podetnie nasz entuzjazm do podjętego tematu (czy nawet jego wiarygodności?): "Trzeba zaznaczyć, że nie jest znana żadna kronika opisująca krucjatowe czyny rycerstwa ziem polskich, Właściwie w przypadku krzyżowców ziem polskich domyślać się musimy nawet imion uczestników wypraw, daty tych wypraw czy trasy, którą podróżowali". Odkładamy zatem pracę pani A. Teterycz-Puzio? A niech Pan broni! To powinna być zachęta do czytania, a nie powód do rejterady sprzed książki.
To w tej części odnajdujemy cytaty źródeł. Pierwszy na jaki napotykamy pochodzi od Jana Kinnamosa: "Niemcy połączyli się w Nikei z idącymi szlakiem Francuzami i innymi królami, którzy wiedli ze sobą liczne wojska. Spośród nich jeden dowodził plemieniem Czechów... Inny przewodził Lechitom, plemieniu scytyjskiemu, które zamieszkują w pobliżu zachodnich Węgrów". I zaczynają się rozważania kto mógł być owym Lechitą. Raczej Autorka podważa, że chodzi o Henryka Sandomierskiego. Stawia na przyrodniego brata, czyli Władysława Wygnańca, ba! ewentualnie na tegoż syna Bolesława Wysokiego.
"O pobycie Henryka Sandomierskiego w Królestwie Jerozolimskim oraz o udziale jego oddziału w walkach właściwie nic nie wiadomo" - czytamy w kolejnym rozdziale. Autorka nie kładła by takiego znaczenia na zapis Jana Długosza z XV w. Przypomina nam: "...ten późny w stosunku do czasu wyprawy Henryka opis wyprawy nie przynosi konkretnych szczegółów bowiem celem Jana Długosza było stworzenie na przykładzie Henryka Sandomierskiego wzorca dwunastowiecznego rycerza".  Nie rozumiem dlaczego w takim razie sięga po cytat z "Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae". Mamy więc wątek dydaktyczny słynnej kroniki. Skoro tak niewiele wiemy o wyprawie (pielgrzymce) Bolesławowica, to i nie dziwota, że Autorka używa określeń takich jak: mogła mieć miejsce... trudno powiedzieć... możliwe przebywał zapewne... że... mógł... być może... Przy okazji kreśli nam mentalną sylwetkę człowieka średniowiecza. Więcej w tym człowieka, niż szczęku oręża. I bardzo dobrze.
Śmiem twierdzić, że dla większości z nas epizod z księciem Henrykiem otwiera i zamyka znajomość udziału Polaków w wyprawach do Ziemi Świętej. Kto z nas słyszał o Jaksie z Miechowa? Sama Autorka daje nam do zrozumienia: "Jaksa to jedna z bardziej tajemniczych i kontrowersyjnych postaci działających na ziemiach polskich w XII w.". I od razu wzmiankuje o wątpliwościach czy nie mamy do czynienia o dwóch dostojnikach tego samego imienia: jeden z Miechowa, a drugi z Kopaniku. Wspiera się autorytetem m. in. prof. G. Labudy, że chodzi jednak o dwie oddzielne postacie. Cytuje kluczowy zapis Rocznika kapituły krakowskiej": "Iazko Jerosolimam ivir". Pani Agnieszka Teterycz-Puzio zapewnia nas: "Wynikiem tej pielgrzymi była fundacja klasztoru Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego, czyli tzw. Bożogrobców, w Miechowie. Tam też przez długi czas wierzono, że na miejscu klasztoru rozsypano kilka worków ziemi przywiezionej przez Jaksę z Jerozolimy do Miechowa". Jaksa miał dwukrotnie udać się do Ziemi Świętej.
Nigdy nie ukrywam , że mam wyczulony nos na... genealogię i powiązania rodzinne. Nie do przyjęcia jest dla mnie zdanie: "Kolejny kandydat - Kazimierz szczeciński, wnuk Miszka Starego spowinowacony z Piastami [...]". Powiecie: "znowu się czepia!". Ja tylko wymagam od książki historycznej sumienności i skrupulatności. Wnuk, to krewny, a nie powinowaty! Zaskakują mnie hipotezy (czy może spekulacje) na temat ewentualności udziału w krucjatach Piastowiczów: Kazimierza Opolskiego czy Władysława Odonica. Za tym ostatnim mają przemawiać zapisy "Rocznika wielkopolskiego"? Ale jest i materialny ślad po ewentualnym udziale w krucjacie: "...brakteat znaleziony w miejscowości Głębokie w Wielkopolsce. Wyobrażenie na nim przedstawione związane jest z ideą krucjatową". I znów dowiadujemy się czegoś nowego.
Ciekawe, że wiele miejsce Autorka poświęca książętom pomorskich (zachodnim, Gryfitom). Zastanawiam się nad... polskością tychże.  Barnim III, Warcisław VII, Warcisław VIII, Eryka II czy Bogusława X. Nie wiem tylko czy wyprawa tego ostatniego pod koniec XV w. może być zakwalifikowana jako "wyprawa krzyżowa"? Co nie odbiera nam przyjemności poznania jej przebiegu. Niezwykła jest wiedza na ten temat. Bardzo szczegółowa. Wiemy kto udał się z księciem, ilu ludzi (pielgrzymów)  towarzyszyło mu, skąd i kiedy wypłynął. Dramaturgia podróży mogłaby stanowić kanwę filmu przygodowego: "Turcy napadli na wenecka galerę, mimo posiadania przez nią listów gwarancyjnych. Atak trwał cztery godziny. W tym czasie strzelano do przystawiających drabiny, używano  podczas walki wszelkich dostępnych przedmiotów, np. garnków, koców lub derek zamiast hełmów, czy tarczy z desek". W walce wręcz brał udział sam Bogusław X. Brawo zięć JKM Kazimierza IV Jagiellończyka!
To tylko kilka epizodów. Nie odsłaniam całego bogactwa i różnorodności, żeby nie popsuć efektu pracy pani Agnieszki Teterycz-Puzio. "Polscy krzyżowcy", Wydawnictwa Poznańskiego, mogą stanowić przyczynek do dalszego poznawania historii krucjat. Nie łudźmy się, zabraknie bohaterów na miarę Ryszarda Lwie Serce, czy to jednak oznacza, że mamy przed sobą nudną narrację i byle jakość? Nie sądzę, abyśmy w większości znali te historie. Za opracowanie graficzne i okładkę - brawa!...

* Runciman S., Dzieje wypraw krzyżowych, t. 1-3, tłum. J.Schwakopf, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy 1987

Brak komentarzy: