sobota, sierpnia 05, 2017
Przeczytania... (228) Jerzy Strzelczyk "Bohaterowi Słowian Połabskich" (Wydawnictwo Poznańskie)
"Bohaterowie i władcy słowiańskiego Połabia zostali postaciami zapomnianymi. Jednak to oni w czasach od Karola wielkiego po Fryderyka Barbarossę stawiali czoło niemieckiemu parciu na wschód. Poprzez częste powstania, walki i potyczki, ale też intrygi i spiski sprawili, że na kilka wieków byli języczkiem u wagi pogranicza słowiańsko-germańskiego" - znajdujemy taki zwiastun na okładce książki pana profesora Jerzego Strzelczyka. "Bohaterowi Słowian Połabskich" (Wydawnictwa Poznańskiego) nie mogą pozostać nie zauważeni przez miłośników Słowiańszczyzny, średniowiecza, historii Polski. Zresztą, co ja tam piszę "nie zauważeni"! Nie wyobrażam sobie, aby móc poznawać ten okres bez znajomości tego, co szacowny Autor już wcześniej napisał. Nie odważę się przypominać od ilu lat jednym z tych, którzy kształtują mój smak mediewistyczny jest prof. Jerzy Strzelczyk. Odwracając głowę widzę tylko trzy z nich. Zrozumiały więc staje się, że do kolejnego czytania (a potem umieszczanie w tym cyklu) wziąłem "Bohaterów Słowian Połabskich". Po prostu konsekwencja.
O Słowianach Połabskich dowiadywali się przed laty uczniowie już klas V-tych szkoły podstawowej. Milsko, Miśnia czy Łużyce nie znikają z podręczników aż po liceum. Przed laty dorastający miłośnik epoki mógł przeczytać powieść Anny Świrszczyńskiej "Arkona gród Świętowita", po latach pewnie wielu z nas miało w rękach dzieło klasyczne prof. A. Brücknera "Mitologia słowiańska" albo prace nieodżałowanej pamięci prof. H. Łowmiańskiego, np. "Studia nad dziejami Słowiańszczyzny, Polski i Rusi w wiekach średnich". Prace wszystkich wymienionych uczonych znajdują się też w moim księgozbiorze. Wzmiankowana powieść też przed laty była. Stąd i nie dziwota, że na jednym ze skrzydeł okładki znajdziemy fotografię z trzema pozycjami autora i następującej treści zachętę: "Dzięki książkom wybitnego znawcy średniowiecza JERZEGO STRZELCZYKA świat dawnych epok będzie Ci bliższy".
Wydawnictwo Poznańskie zadbało o stosowną oprawę graficzną. Mapa zaraz na początku książki pozwoli nam ogarnąć, po jakim obszarze historycznym będziemy się poruszać. O błądzeniu nawet nie ma i mowy. Mnogość wykorzystanych źródeł, to to, co bardzo zawsze sobie cenię, bo myślę jak belfrem (w końcu nim jestem) i nawet w ten czas wakacyjny zastanawiam się, co z tego wykorzystam w swej przyszłej pracy. Bo, że tak będzie, to nie ulga dla mnie wątpliwości. Jeśli sięgam po kolejną książkę, to nie tylko z ciekawości, ale z chęci dopełnienia wiedzy, a później jej spożytkowania. Pro publico bon! - cytuję bez ironii.
Też zaliczę się do grona zaskoczonych, że poznawanie dziejów połabskich Słowian prof. J. strzelczyk rozpoczął od nakreślenia nam sylwetki magnata-pisarza-podróżnika Jana Potockiego (1761-1815), który okazuje się nie tylko pozostawił nam "Pamiętnik znaleziony w Saragossie", ale badał region, o którym czytamy, ba! uratował bezcenne zapiski Jana Paruma Schultzego.O, co konkretnie chodziło? Proszę przyjąć ten fragment zapisu J. Potockiego, jako zwiastun tego rozdziału: "Pan de Plato był łaskaw przysłać mi swój słownik wendyjski: jest to rękopis, który otrzymał od swoich przodków. Pismo jest tego rodzaju, jakiego w Niemczech się już dziś nie używa, ale na szczęście bardzo wyraźne. Zostanę w Lüchow tak długo, aż sporządzę kopię, co zajmie mi kilka dni".
I właśnie poprzez źródła postaram się niezdecydowanych skierować ku lekturze "Bohaterów Słowian Połabskich". Skoro Rzymianie zaczynali ab Iove, to my Słowianie musimy od... Samona. O ile ktoś studiujący szlachetną dziedzinę, jak jest historia, nie przysnął na wykładach, to pewnie usłyszał o tzw. "państwie Samona". Stąd otwiera te źródłowe wyciągi zapis o tymże:
Spotykamy też luminarzy rodzimej nauki, bez których nasz zasób wiedzy byłby żenująco niski, albo zgoła żaden. Wstyd się robi, kiedy młodsze pokolenie odbiorców historii (bez względu na poziom edukacji: od pasji po dyplomy!) nie kojarzą tych osobowości:
Cenne są spostrzeżenia Autora na temat języka połabskich Słowian: "Do początku XVIII w. relikty żywego języka słowiańskiego przetrwały [...] w tak zwanym Hanowerskim Wendlandzie ma lewym brzegu dolnej Łaby, do dzisiaj zaś na Górnych i Dolnych Łużycach". Nie zapominajmy, że: "Dane toponimii historycznej mają duże znaczenie dla historyka osadnictwa, ułatwiają bowiem, a czasami wręcz umożliwiają określenie zakresu dawnego osadnictwa słowiańskiego [...]". Oczywiście przeogromne znaczenie odgrywa archeologie. Zbyt drobiazgowo omówiono ten wątek, abym chciał tu cytować choćby we fragmentach. Pewne złudzenia rozbijają się jednak o to, co wspomina prof. J. strzelczyk: "...nasza znajomość wczesnych faz osadnictwa słowiańskiego na Połabiu ciągle jeszcze jest niedoskonała i trudno się łudzić, by w przyszłości wyjaśnione zostały wszystkie problemy z tym się wiążące [...]". To jest ta bezradność badacza na każdym poziomie poszukiwań. Trafiamy na mur! Może też być udziałem każdego z nas, kto choćby prowadzi kwerendy genealogiczne. Zbyt daleko odbiegam od książki. Chyba jednak - nie.
Zaskoczyć nas może ten fakt: "...mimo iż pewne fragmenty tej siatki [plemiennej Słowiańszczyzny - przyp. KN] nadal nastręczaj uczonym trudności, podział plemienny Połabszczyzny znany jest w stopniu znacznie wyższym niż na przykład na ówczesnych ziemiach polskich". No i Autor bardzo nam ułatwia orientację w geografii plemienno-politycznej Słowiańszczyzny Połabskiej, gdyż na kilku stronach przedstawia nam ich rozmieszczenie. Pójdźmy tą drogą i przytoczmy za publikacją kilka z tych nazw: Bieżuńczanie, Doszanie, Drzewianie, Głomacze, Hawelanie, Morzyce, Obodrzyce, Redarowie, Smeldingowie, Wagrowie, Warnawowie, Wieleci, Wkrzanie. Pewnie, że część z tych nazw komputer podkreśli nam na czerwono.
Czujność Czytelnika pewnie wzrasta, kiedy pojawiają się Karolingowie, a Karol Wielki w szczególności. To jest ta magia i... smaczek średniowiecznej historii. Nie potrafi pozostawić nas obojętnymi na pewne wydarzenia. Autor ułatwia nam to choćby głęboko sięgając po kronikarstwo słynnego Einharda i tegoż "Żywot Karola Wielkiego": "...zmusił do płacenia trybutu barbarzyńskie i dzikie narody osiadłe w Germanii między Renem a Wisłą i między Oceanem a Dunajem, mówiące prawie wspólnym językiem, le bardzo różne w obyczajach i ubiorze; wśród nich najważniejsi są: Weletabowie, Sorabowie, Obodrzyci, Czesi - z tymi nawet wojnę prowadził [...]". Prof. J. Strzelczyk bardzo drobiazgowo analizuje kolejne kampanie Karola wobec Słowian. Widzimy, jak różną postawę reprezentowali choćby Wieleci lub Obodrzyci: jedni chwytając za broń, gdy tylko Sasi podnosili bunt przeciw karolińskiej dominacji, gdy drudzy wiernie stali przy Frankach. Ci drudzy (choćby w osobach Sławomira/Sclaomira i Czedroga/Caedragusa) oddawali się powadze Karola Wielkiego, jako rozjemcy. Proszę zwrócić uwagę na... wątek polski (lechicki). Ja zaś chyba wrócę do uważnego przeczytania "Pieśni o Rolandzie", w której pojawiają się określenie: Polain, Pouille, Poulaingne. Tym razem prof. J. Strzelczyk studzi głowy rozpalone wyobraźnią: poemat powstał w XI i XII w. nie może więc być brany pod uwagę, jakoby Polacy brali udział w kampanii hiszpańskiej wielkiego Karolinga.
Kolejne rozdziały, to kolejne kampanie wojenne wobec Słowian Połabskich. Trafiamy nie tylko na Henryka I, ale przede wszystkim Widukinda z Korbei. O kampanii wojennej 928/929 r. znajdujemy cytat m. in. "...znienacka napadł na Słowian, którzy nazywają się Heweldi [Hawelanie]. Nękając ich wieloma utarczkami, wreszcie podczas twardej zimy, rozłożywszy się obozem na lodzie, wziął głodem, żelazem i mrozem gród zwany Brennaburg". Na tym nie koniec walk w tym regionie europy. znajdujemy wyliczenie ich z lat 931-934. Ledwo zdążymy zazdrościć Czechom, że znają swego władcę Wacława I i nie dziwota, że sam, Autor "Bohaterów Słowian Połabskich" stawia pytanie: "Czy wiedzieli o tym na poły legendarni przodkowie naszego Mieszka I w Gnieźnie?". Cały rozdział został poświęcony dziejom Tęgomira. Potępieniec, zdrajca, renegat, a może realista? Powraca zasadnicza kwestia: przetrwanie Słowian wobec ekspansji żywiołu niemieckiego (germańskiego)! Średnio wykształcony miłośnik historii nie ma, co polemizować wobec stwierdzenia na temat zagłady: "Sami sobie Połabianie zaszkodzili niewykształceniem wyższych form rodzimej organizacji społeczno-politycznej [...]". Fakt bezsporny. Wcześniej stoi jak byk: "Te ludy, które zdołały na przełomie wczesnego i pełnego średniowiecza, nieprzymuszone z zewnątrz, zerwać z pogaństwem, przyjąć religię chrześcijańską, przezwyciężyć ślepą uliczkę ustroju plemiennego i podążyć drogą budowania własnych, rodzimych państw - zachowały i umocniły tożsamość". Nie trzeba dodawać, że byli i wśród nich Polacy.
Koncentruję się na samych Słowianach, kto, co o nich pisał, a gdzie sami bohaterowie, że się tak rzeknę: indywidualni? Dwaj są wymienieni. Tych znajdziemy tu bardzo wielu, choćby Żelibora, Nakona, Mściwój czy Stojgniewa. Trudno, abym zamieścił biografię każdego z nich.Wspaniale jest móc czytać Thietmara: "...gdy już wszystkie miasta i wsie do rzeki zwanej Tangera padł ofiarą niszczycielskiego ognia i rabunku, nadciągnęło od strony Słowian więcej niż trzydzieści pieszych i konnych oddziałów, które z pomocą swych bożków i przy dźwięku poprzedzających je trąb wojennych nie zawahały się przed spustoszeniem reszty, same nie ponosząc tym żadnych strat". Nie znane są szczegóły kim konkretnie byli owi Słowianie i kto nimi dowodził. Bardziej szczegółowy jest kolejny wykorzystany fragment: "Książę Obodrzyców Mściwój spalił i spustoszył Hamburg, gdzie niegdyś była siedziba biskupia. Jakie jednak cuda zdziałał tam Chrystus z nieba, niech słucha cała społeczność chrześcijańska!". Na czym polegała boska interwencja, a trwogę wpędziło w serce Mściwoja? Proszę sprawdzić. Jest też wspomniane, jaki dziwny los spotykał ów zapis kronikarski. Zachęcam do lektury.
Bardzo szybko okazuje się, że prof. J. strzelczyk prowadzi nas po świecie zupełnie nam nie znanym. W każdym bądź dla mnie, a nie ukrywam, że średniowiecze Polski, to czas mych najwcześniejszych fascynacji. Okazuje się, że nawet piątka na egzaminie (UMK Toruń) nie gwarantuje, że wiem coś więcej o gniewie, Anatrogu, Raciborze czy Raciborzycach w ogóle. N i c nie wiedziałem. niczym małe dziecko nowa bajka wciągają mnie dzieje Gotszalka. Zawstydza mnie pan Profesor, kiedy pisze: "Gotszalk to jedna z najważniejszych i najlepiej jeszcze znanych postaci dziejów obodrzyckich, a nawet - szerzej - połabskich. Także kontrowersyjnych". Cytat z Adama z Bremy (ok. 1040 - ok. 1081) dopełnia reszty: "Gdy jednak usłyszał o śmierci swego ojca, owładnął nim straszny gnie, porzucił wiarę i naukę, chwycił za broń i przyłączył się do słowiańskich nieprzyjaciół Boga. Ci pomagali mu zwalczać chrześcijan, a ten miał z zemsty za ojca zabić tysiące Sasów". Jest też dopełnienie onego kronikarskiego zapisu ręką Helmolda z Bozowa (ok. 1125-1277). Niezwykłe (jak dla mnie) odkrywanie kronikarzy, których znało się raczej z imion, niż z lektury: "...spustoszył całą ziemię Nordalbingów, takiej przy tym dokonał rzezi ludu Chrystusowego, że jego okrucieństwo przeszło wszelkie granice". To oczywiście o Gotszalku. Zaskakujące były losy tegoż, np. pobyt w Anglii u Kanuta Wielkiego, porzucenie pogańskich sojuszników, misje chrystianizacyjne. Znów ciekawe wykorzystanie zapisków Adama z Bremy. Cytat powyżej. Tragiczny dla Gotszalka okazał się rok 1066 r. Gro z nas kojarzy go z bitwą pod Hastings, a tu mamy poruszające fragmenty z kroniki adamowej o zabójstwie Gotszalka, męczeńskiej śmierci choćby biskupa Jana czy prześladowań chrześcijan. "...gdy nie można go [tj. bpa Jana - przyp. KN] było odwieść od imienia Chrystusowego, po obcięciu rąk i nóg, został jako kadłub rzucony na ulicę. Odciętą zaś głowę poganie ofiarowali swemu bogu Radogostowi, osadziwszy ją na znak zwycięstwa na włóczni". Żeby dodać smaczku dorzucę jeszcze jeden cytat z Autora "Bohaterów Słowian Połabskich": "Synowie Gotszalka musieli zbiec z kraju, nie zamierzali jednak poddać się bez walki. Młodszy Henryk udał się do Danii (skąd pochodziła jego matka), zaś starszy Budziwoj schronił się u księcia saskiego Ordulfa (zm. 1072), oczekując odeń pomocy". Zainteresowany Czytelnik dotrze do ciągu dalszego...
"Przez trzydzieści lat mężnie i nie bez dużej zręczności starał się jak najlepiej wykorzystywać niewielkie możliwości, jakie mu pozostały. Inna rzecz, że swym oporem tylko powiększył i przedłużył nieszczęścia swego ludu. Któż jednak na jego miejscu lepiej sprostałby wyzwaniu chwili?" - pozostawiam Czytelników z tym pytaniem, jakie postawił prof. Jerzy Strzelczyk. "Bohaterowi Słowian Połabskich" (Wydawnictwa Poznańskiego) to książka naprawdę odkrywcza. Dla kogoś, kto nie znał (jak piszący te słowa) szczegółów zdarzeń, to po prostu otwieranie oczu. I kolejne uświadamianie sobie, jak niewiele wiemy. Na koniec zatrzymałem pewną konkluzję Autora: "Dzieje Słowiańszczyzny Połabskiej to zamknięta karta w dziejach Słowiańszczyzny i Europy. Nikt się do ich tradycji od dawna nie poczuwa, ani Niemcy, ani Polacy, ani Czesi [...]". Smutna. Osądźcie sami.
I właśnie poprzez źródła postaram się niezdecydowanych skierować ku lekturze "Bohaterów Słowian Połabskich". Skoro Rzymianie zaczynali ab Iove, to my Słowianie musimy od... Samona. O ile ktoś studiujący szlachetną dziedzinę, jak jest historia, nie przysnął na wykładach, to pewnie usłyszał o tzw. "państwie Samona". Stąd otwiera te źródłowe wyciągi zapis o tymże:
- ...człowiek imieniem Samo, rodem z państwa Franków [...] pociągnął za sob wielu jeszcze kupców i podążył do handlu do Sklawów, zwanych Winidami. Sklawowie już zaczęli się buntować przeciw Awarom, zwanym Hunami, i ich królowi chaganowi. Winidowie byli od dawna pastuchami (befulci) Hunów [...]. - Fredegar
- Ci Obrzy wojowali Słowian i uciemiężali Dulebów będących Słowianami, i gwałty czynili niewiastom dulebskim: jeśli Obrzyn miał jechać, nie pozwalał wprzęgać konia ani wołu, jeno kazał wprzęgać do wozu trzy, cztery lub pięć niewiast, by wiozły Obrzyna - i tak męczyli Dulebów. - Anonim zwany Nestorem
- ...otoczyły gród Wogastisburg, gdzie znalazła się część sił Wenedów i stoczyły trzydniową bitwę; wielu tam z wojska Dagobertowego poległo od miecza, a następnie w popłochu, porzucając wszystkie namioty i bagaże, jakie mieli, powrócili do swego kraju. - Fredegar
- ...z taką gorliwością przestrzegają wzajemnej miłości małżonków, że kobieta, kiedy mąż jej umrze, nie chce żyć dłużej. I z uznaniem spotyka się u nich taka niewiasta, która własnoręcznie sobie śmierć zadaje i na jednym stosie spłonie ze swoim mężem. - św. Bonifacy
- Jest w Germanii lud pewien słowiański, siedzący nad brzegami Oceanu, który we własnym języku Weletabami, we frankońskim zaś Wiltzi się zowie. - Einhard
- [lud Wieletów] zawsze był nieprzyjazny Frankom, a sąsiadów swoich, poddanych albo sojuszników frankijskich, zwykł był ścigać nienawiścią oraz uciskać i nękać wojną. Król [tj. Karol Wielki -przyp. KN], nie mogąc dłużej znieść tej pychy, postanowił nawiedzić ich wojną. - Einhard.
- ...Słowianie zniszczyli klasztor św. Wawrzyńca w mieście Kalbe, a następnie ścigali naszych uciekających jak pierzchliwe jelenie. Nasze bowiem grzechy przydawały nam strachu, a im męstwa. - Thietmar.
- ...tak twardo [chodzi o Gotszalka - przyp. KN] panował nad Słowianami, że okazywali mu posłuszeństwo jakby swemu królowi, uiszczali trybut i pokornie błagali o łaskę. Ze względu na to, panował wówczas w naszym Hamburgu spokój, a Słowiańszczyzna napełniała się kapłanami i kościołami". - Adam z Bremy
Spotykamy też luminarzy rodzimej nauki, bez których nasz zasób wiedzy byłby żenująco niski, albo zgoła żaden. Wstyd się robi, kiedy młodsze pokolenie odbiorców historii (bez względu na poziom edukacji: od pasji po dyplomy!) nie kojarzą tych osobowości:
- Kryteria do zlokalizowania ośrodka Samonowego powinna być z jednej strony bliskość ośrodków awarskich, a z drugiej - własna, rozległa i silna podstawa osadnicza. Niestety, nie widać, aby okolice nadmeńskie odpowiadały tym warunkom. - prof. H. Łowmiański
- W świetle ostatnich badań można stwierdzić, iż ten aspekt [chodzi o znaleziska typu praskiego - przyp. KN] wiąże się z południową strefą Słowiańszczyzny zachodniej i częściowo wschodniej, a centrum jego krystalizacji [...] możemy się domyślać na terenach pomiędzy Bugiem a środkowym Dnieprem. - prof. Zofia Kurnatowska
Cenne są spostrzeżenia Autora na temat języka połabskich Słowian: "Do początku XVIII w. relikty żywego języka słowiańskiego przetrwały [...] w tak zwanym Hanowerskim Wendlandzie ma lewym brzegu dolnej Łaby, do dzisiaj zaś na Górnych i Dolnych Łużycach". Nie zapominajmy, że: "Dane toponimii historycznej mają duże znaczenie dla historyka osadnictwa, ułatwiają bowiem, a czasami wręcz umożliwiają określenie zakresu dawnego osadnictwa słowiańskiego [...]". Oczywiście przeogromne znaczenie odgrywa archeologie. Zbyt drobiazgowo omówiono ten wątek, abym chciał tu cytować choćby we fragmentach. Pewne złudzenia rozbijają się jednak o to, co wspomina prof. J. strzelczyk: "...nasza znajomość wczesnych faz osadnictwa słowiańskiego na Połabiu ciągle jeszcze jest niedoskonała i trudno się łudzić, by w przyszłości wyjaśnione zostały wszystkie problemy z tym się wiążące [...]". To jest ta bezradność badacza na każdym poziomie poszukiwań. Trafiamy na mur! Może też być udziałem każdego z nas, kto choćby prowadzi kwerendy genealogiczne. Zbyt daleko odbiegam od książki. Chyba jednak - nie.
Zaskoczyć nas może ten fakt: "...mimo iż pewne fragmenty tej siatki [plemiennej Słowiańszczyzny - przyp. KN] nadal nastręczaj uczonym trudności, podział plemienny Połabszczyzny znany jest w stopniu znacznie wyższym niż na przykład na ówczesnych ziemiach polskich". No i Autor bardzo nam ułatwia orientację w geografii plemienno-politycznej Słowiańszczyzny Połabskiej, gdyż na kilku stronach przedstawia nam ich rozmieszczenie. Pójdźmy tą drogą i przytoczmy za publikacją kilka z tych nazw: Bieżuńczanie, Doszanie, Drzewianie, Głomacze, Hawelanie, Morzyce, Obodrzyce, Redarowie, Smeldingowie, Wagrowie, Warnawowie, Wieleci, Wkrzanie. Pewnie, że część z tych nazw komputer podkreśli nam na czerwono.
Czujność Czytelnika pewnie wzrasta, kiedy pojawiają się Karolingowie, a Karol Wielki w szczególności. To jest ta magia i... smaczek średniowiecznej historii. Nie potrafi pozostawić nas obojętnymi na pewne wydarzenia. Autor ułatwia nam to choćby głęboko sięgając po kronikarstwo słynnego Einharda i tegoż "Żywot Karola Wielkiego": "...zmusił do płacenia trybutu barbarzyńskie i dzikie narody osiadłe w Germanii między Renem a Wisłą i między Oceanem a Dunajem, mówiące prawie wspólnym językiem, le bardzo różne w obyczajach i ubiorze; wśród nich najważniejsi są: Weletabowie, Sorabowie, Obodrzyci, Czesi - z tymi nawet wojnę prowadził [...]". Prof. J. Strzelczyk bardzo drobiazgowo analizuje kolejne kampanie Karola wobec Słowian. Widzimy, jak różną postawę reprezentowali choćby Wieleci lub Obodrzyci: jedni chwytając za broń, gdy tylko Sasi podnosili bunt przeciw karolińskiej dominacji, gdy drudzy wiernie stali przy Frankach. Ci drudzy (choćby w osobach Sławomira/Sclaomira i Czedroga/Caedragusa) oddawali się powadze Karola Wielkiego, jako rozjemcy. Proszę zwrócić uwagę na... wątek polski (lechicki). Ja zaś chyba wrócę do uważnego przeczytania "Pieśni o Rolandzie", w której pojawiają się określenie: Polain, Pouille, Poulaingne. Tym razem prof. J. Strzelczyk studzi głowy rozpalone wyobraźnią: poemat powstał w XI i XII w. nie może więc być brany pod uwagę, jakoby Polacy brali udział w kampanii hiszpańskiej wielkiego Karolinga.
Kolejne rozdziały, to kolejne kampanie wojenne wobec Słowian Połabskich. Trafiamy nie tylko na Henryka I, ale przede wszystkim Widukinda z Korbei. O kampanii wojennej 928/929 r. znajdujemy cytat m. in. "...znienacka napadł na Słowian, którzy nazywają się Heweldi [Hawelanie]. Nękając ich wieloma utarczkami, wreszcie podczas twardej zimy, rozłożywszy się obozem na lodzie, wziął głodem, żelazem i mrozem gród zwany Brennaburg". Na tym nie koniec walk w tym regionie europy. znajdujemy wyliczenie ich z lat 931-934. Ledwo zdążymy zazdrościć Czechom, że znają swego władcę Wacława I i nie dziwota, że sam, Autor "Bohaterów Słowian Połabskich" stawia pytanie: "Czy wiedzieli o tym na poły legendarni przodkowie naszego Mieszka I w Gnieźnie?". Cały rozdział został poświęcony dziejom Tęgomira. Potępieniec, zdrajca, renegat, a może realista? Powraca zasadnicza kwestia: przetrwanie Słowian wobec ekspansji żywiołu niemieckiego (germańskiego)! Średnio wykształcony miłośnik historii nie ma, co polemizować wobec stwierdzenia na temat zagłady: "Sami sobie Połabianie zaszkodzili niewykształceniem wyższych form rodzimej organizacji społeczno-politycznej [...]". Fakt bezsporny. Wcześniej stoi jak byk: "Te ludy, które zdołały na przełomie wczesnego i pełnego średniowiecza, nieprzymuszone z zewnątrz, zerwać z pogaństwem, przyjąć religię chrześcijańską, przezwyciężyć ślepą uliczkę ustroju plemiennego i podążyć drogą budowania własnych, rodzimych państw - zachowały i umocniły tożsamość". Nie trzeba dodawać, że byli i wśród nich Polacy.
Koncentruję się na samych Słowianach, kto, co o nich pisał, a gdzie sami bohaterowie, że się tak rzeknę: indywidualni? Dwaj są wymienieni. Tych znajdziemy tu bardzo wielu, choćby Żelibora, Nakona, Mściwój czy Stojgniewa. Trudno, abym zamieścił biografię każdego z nich.Wspaniale jest móc czytać Thietmara: "...gdy już wszystkie miasta i wsie do rzeki zwanej Tangera padł ofiarą niszczycielskiego ognia i rabunku, nadciągnęło od strony Słowian więcej niż trzydzieści pieszych i konnych oddziałów, które z pomocą swych bożków i przy dźwięku poprzedzających je trąb wojennych nie zawahały się przed spustoszeniem reszty, same nie ponosząc tym żadnych strat". Nie znane są szczegóły kim konkretnie byli owi Słowianie i kto nimi dowodził. Bardziej szczegółowy jest kolejny wykorzystany fragment: "Książę Obodrzyców Mściwój spalił i spustoszył Hamburg, gdzie niegdyś była siedziba biskupia. Jakie jednak cuda zdziałał tam Chrystus z nieba, niech słucha cała społeczność chrześcijańska!". Na czym polegała boska interwencja, a trwogę wpędziło w serce Mściwoja? Proszę sprawdzić. Jest też wspomniane, jaki dziwny los spotykał ów zapis kronikarski. Zachęcam do lektury.
Bardzo szybko okazuje się, że prof. J. strzelczyk prowadzi nas po świecie zupełnie nam nie znanym. W każdym bądź dla mnie, a nie ukrywam, że średniowiecze Polski, to czas mych najwcześniejszych fascynacji. Okazuje się, że nawet piątka na egzaminie (UMK Toruń) nie gwarantuje, że wiem coś więcej o gniewie, Anatrogu, Raciborze czy Raciborzycach w ogóle. N i c nie wiedziałem. niczym małe dziecko nowa bajka wciągają mnie dzieje Gotszalka. Zawstydza mnie pan Profesor, kiedy pisze: "Gotszalk to jedna z najważniejszych i najlepiej jeszcze znanych postaci dziejów obodrzyckich, a nawet - szerzej - połabskich. Także kontrowersyjnych". Cytat z Adama z Bremy (ok. 1040 - ok. 1081) dopełnia reszty: "Gdy jednak usłyszał o śmierci swego ojca, owładnął nim straszny gnie, porzucił wiarę i naukę, chwycił za broń i przyłączył się do słowiańskich nieprzyjaciół Boga. Ci pomagali mu zwalczać chrześcijan, a ten miał z zemsty za ojca zabić tysiące Sasów". Jest też dopełnienie onego kronikarskiego zapisu ręką Helmolda z Bozowa (ok. 1125-1277). Niezwykłe (jak dla mnie) odkrywanie kronikarzy, których znało się raczej z imion, niż z lektury: "...spustoszył całą ziemię Nordalbingów, takiej przy tym dokonał rzezi ludu Chrystusowego, że jego okrucieństwo przeszło wszelkie granice". To oczywiście o Gotszalku. Zaskakujące były losy tegoż, np. pobyt w Anglii u Kanuta Wielkiego, porzucenie pogańskich sojuszników, misje chrystianizacyjne. Znów ciekawe wykorzystanie zapisków Adama z Bremy. Cytat powyżej. Tragiczny dla Gotszalka okazał się rok 1066 r. Gro z nas kojarzy go z bitwą pod Hastings, a tu mamy poruszające fragmenty z kroniki adamowej o zabójstwie Gotszalka, męczeńskiej śmierci choćby biskupa Jana czy prześladowań chrześcijan. "...gdy nie można go [tj. bpa Jana - przyp. KN] było odwieść od imienia Chrystusowego, po obcięciu rąk i nóg, został jako kadłub rzucony na ulicę. Odciętą zaś głowę poganie ofiarowali swemu bogu Radogostowi, osadziwszy ją na znak zwycięstwa na włóczni". Żeby dodać smaczku dorzucę jeszcze jeden cytat z Autora "Bohaterów Słowian Połabskich": "Synowie Gotszalka musieli zbiec z kraju, nie zamierzali jednak poddać się bez walki. Młodszy Henryk udał się do Danii (skąd pochodziła jego matka), zaś starszy Budziwoj schronił się u księcia saskiego Ordulfa (zm. 1072), oczekując odeń pomocy". Zainteresowany Czytelnik dotrze do ciągu dalszego...
"Przez trzydzieści lat mężnie i nie bez dużej zręczności starał się jak najlepiej wykorzystywać niewielkie możliwości, jakie mu pozostały. Inna rzecz, że swym oporem tylko powiększył i przedłużył nieszczęścia swego ludu. Któż jednak na jego miejscu lepiej sprostałby wyzwaniu chwili?" - pozostawiam Czytelników z tym pytaniem, jakie postawił prof. Jerzy Strzelczyk. "Bohaterowi Słowian Połabskich" (Wydawnictwa Poznańskiego) to książka naprawdę odkrywcza. Dla kogoś, kto nie znał (jak piszący te słowa) szczegółów zdarzeń, to po prostu otwieranie oczu. I kolejne uświadamianie sobie, jak niewiele wiemy. Na koniec zatrzymałem pewną konkluzję Autora: "Dzieje Słowiańszczyzny Połabskiej to zamknięta karta w dziejach Słowiańszczyzny i Europy. Nikt się do ich tradycji od dawna nie poczuwa, ani Niemcy, ani Polacy, ani Czesi [...]". Smutna. Osądźcie sami.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.