piątek, czerwca 16, 2017

Smakowanie Bydgoszczy... (55) pożegnanie "Astorii"

"Adieu!" - chce się rzeknąć, krzyknąć, pożegnać. Na naszych oczach bezpowrotnie odchodzi kawałek historii Bydgoszczy. Kawałek historii wielu z nas - piszącego ten blog również. Wydawało mi się, że co jak co, ale basen "ASTORII" jest po prostu wieczny. Mogę tylko teraz mieć do siebie pretensje, że chyba na żadnym moim zdjęciu (a od wakacji 1978 r. powstały ich pewnie tysiąceeee!) nie uwieczniłem tej bryły, która stała nieopodal ulicy Królowej Jadwigi, tuż przy jedynym ocalałym sprzed wojny bydgoskim moście. 

Myślałem, że burzenie tego historycznego obiektu pływackiego (najstarszego zachowanego nad Brdą), to kwestia czasu. Ostatnio nie jestem na bieżąco z lokalną prasą i byłem przekonany, że to jeszcze czas planowania, konsultacji, a do realizacji długa droga. Wielce się myliłem: "Mea culpa!". Kiedy dziś (w Boże Ciało AD 2017) dotarłem spacerkiem z Małżonką do mostu...


Tak, zobaczyłem widok apokaliptyczny! Mego basenu po prostu nie ujrzałem. Tu dopiero politycy wiadomej opcji i pozycji mogliby triumfować i krzyczeć, by ich słyszano nad Wieprzem, Drawą, Nidą, Wisłoką, Słupią czy Dziką Orlicą, że "Dojna Rzeczpospolita w ruinie! Rozkradziono kraj do gołej ziemi!" - itd., itp., etc.!


I zrobiło mi się smutno! Bo po kolejnym miejscu mego dorastania nie ma już praktycznie śladu. Te kikuty? Te zdruzgotane siłą mechaniki trybuny? To o nich wspominam dziś moich... sportowcom, czyli uczniom obu "sportówek" (Gimnazjum nr 54 i XX Liceum Ogólnokształcącemu - obie szkoły o profilu sportowym, z klasami pływackimi). To o dopingu z tych trybun opowiadam Wam, że to niesamowite i niezapomniane doświadczenie: ty płyniesz, raz po raz kryjesz głowę w wodzie i dociera do ciebie szarpany dźwięk dopingu!


Skąd mam pływackie doświadczenie? Chodziłem sobie na sobotnie zajęcia? Nie, w latach 1970-1972 byłem uczniem klasy pływackiej w pobliskiej (już nie istniejącej) Szkole Podstawowej nr 39 przy ul. A. Fredry 3 (sam mieszkałem przy ul. Śniadeckich 25/9). Przez dwa lata (rok szkolny: 1970/71, 1971/72) znałem tylko basen! Nie widziałem sali gimnastycznej. Kiedy jeszcze pływaliśmy na małym basenie (chyba do końca I półrocza klasy I), to kibicowały mi moja Mama i  babcia Jadwiga. Na dużym basenie pamiętam zawody, jakie rozegrano między czterema podstawówkami z pływackimi klasami (SP: 2, 3, 39 i chyba 10). 


Ale "Astoria", to nie tylko sam basen. Była jeszcze hala. A na niej? Jedyny w życiu obejrzany "na żywca" mecz pięściarski! Dostaliśmy się na niego trochę "na gapę". Kolega zagadywał biletera, a my czmychaliśmy ku ringowi. Jednej zimy pobliska górka (dziś w tym miejscu są schody) stanowiła świetną zjeżdżawkę! Tornistry pod pupę i sru! na dół! Tak nas wzięło, że bardzo nam się owa zabawa przedłużyła. Z przyczyn wychowawczych (odwiedzają ten blog m. in. moi obecni uczniowie) nie wspomnę, jakie pomysły zrodziły się w naszych głowach, aby wyjaśnić rodzicom gdzie nas posiało tyle godzin... Osobistemu Tacie wyjawiłem prawdę jakieś trzydzieści lat później...
Ale "Astoria" była też dla mnie miejscem niezwykłego przeżycia. Byłem już uczniem SP 46 (rok szkolny 1972/73), kiedy gruchnęła wieść: "W Polsce będzie produkowany fiat 126p!". Kto żyw z męskiej populacji (nic nie ujmując jej żeńskiej części) gnał do hali przy tejże "Astorii", bo przywieziono dwa modele tego cudu techniki! Jeden był biały, drugi czerwony. I ten tłum ciekawskich, co to zaglądał w każdy kącik, dopytywał o każdy szczegół, wzdychał i marzył. Piszący ten blog (191 cm) tylko kilka razy w życiu cierpiał jadąc tym pojazdem, który usamochodził PRL! Pierwszy kontakt ze 126 p zawdzięczałem tacie mego kolegi Jarka Danielskiego (serdecznie Panów pozdrawiam), który obu nas ze sobą zabrał.


Ostatnie doświadczenie związane z "Astorią", to szkoła średnia. W słynnym bydgoskim mechaniku ("jedynce") w roku szkolnym 1982/83 mieliśmy możliwości, aby przepłynąć po kilka długości (25 metrów?) basenu. To wtedy... goły kolega Rafał D. wystraszył naszą panią profesor od wuefu. Nie pytajcie w jaki sposób (czytaj: nieletnie młodzież).  I to było de facto pożegnanie. Nigdy więcej nie wróciłem tam. Przyznam się na ucho: ja po prostu nie lubię basenów. W życiu pływałem tylko w trzech bydgoskich basenach, z czego dwa już nie istnieją (patrz ten przy ul. Nakielskiej). Widząc jednak dziś te ruiny zrobiło się jednak gorzko. Wiem, że idzie nowe! Stare won! Postęp (a i pewnie wymagania techniczne) nakazuje usunąć starego ramola! W końcu zaraz wejdziemy w dwudziestolecie XXI w. Jeśli ktoś nie rozumie mojej egzaltacji, to proszę o wybaczenie. Ale tak mnie naszło. Jak żal za starą gazownią, kominami nad miastem czy kinem "Gryf" czy "Polonia", które fizycznie też już nie istnieją.


Nie wiem ilu moich kolegów z SP 39 w ogóle mnie jeszcze pamięta i kojarzy (to ja, ten najwyższy z klasowej fotografii z 1972 r.). Chyba niewielu lub nikt, jak mogłem przekonać się kilka lat temu korzystając z portalu naszej klasy, ale chcę tu pozdrowić tych kilku, których pamięć przechowuje w moich zwojach mózgowych: Mirka Fierka, Cześka Lewandowskiego, Piotrka Przybylskiego, Tomka Borakiewicza, Gucia Gutowskiego, Michała Łabuza, Piotrka Oparkowskiego, Jacka Kowalskiego, Andrzeja Olbrychta, Krzyśka Kalinowskiego. Jak po 45-ciu latach, to chyba sporo jeszcze pamiętam. Do dziś mogę wskazać, gdzie każdy z nich mieszkał.

1 komentarz:

  1. Moje wspomnienia związane z Astorią nie są tak rozciągnięte w czasie i sięga połowy lat 90tych, to i tak budzą sentyment.
    Pamiętam bardzo intensywny, wciskający łzy, zapach chloru, ubytki w glazurze na basenie, ale to tam uczyłam się skakać na tzw."główkę"do wody.
    Wspomnienia bezcenne...

    Mona

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.