wtorek, czerwca 27, 2017

Przeczytania... (221) Piotr Łopuszański "Warszawa literacka w okresie międzywojennym" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)

"Nie chcę drobnego epizodu, jakim jest «antyboyowska» nagonka, porównywać ze znaną kampanią przeciw wielkiemu Fredrze - ale bądź co bądź godny uwagi jest fakt, i ż uśmiech Fredry udało się owego czasu «zlikwidować» tak skutecznie, że Fredro, rozgoryczony, zamknął się na wsi i przestał do końca życia cokolwiek ogłaszać. Mnie to nie grozi; choćby dlatego, że nie mam wsi... Chyba - że mi ją naród zechce w tym celu ofiarować" - to Tadeusz Żeleński "Boy" (1874-1941). Tak, uważne oko Czytelnika dostrzeże Jego osobę na okładce książki Piotra Łopuszańskiego "Warszawa literacka w okresie międzywojennym" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka). Wstydem byłoby uszczegóławianie, która to persona. Nie obrażajmy tych, którzy sięgną po tę pozycję. Rozumiem, że większość z nas, to jednak ci, dla których międzywojenność literacka  II RP, to nie kolejny rozdział z historii pisarstwa narodowego tylko do wyuczenia, zaliczenia na egzaminach i zapomnienia. Starczy uważnie przejrzeć, co już jest na tym blogu, aby zrozumieć, że dla piszącego to nie jest wybór przypadkowy. Wydawnictwo Prószyński i S-ka czyni godny ukłon w mą stronę, kiedy spełnia moje marzenia dotyczące konkretnego tytułu. Tak też było z książką Piotra Łopuszańskiego. 
Jeszcze nie otworzyłem pierwszej (z 416) strony, a wiedziałem, że zacznę od ukochanych Skamandrytów. No i trochę ściął mnie Autor, który swoją myśl ujął tak: "Zwykle gdy się pisze o literaturze dwudziestolecia międzywojennego, wymienia się poetów Skamandra, awangardy, paru prozaików, np. Nałkowską, Dąbrowską, czasem jeszcze jakiegoś pisarza, a pomija wielu twórców, którzy należąc do średniego pokolenia, nadal tworzyli i kształtowali klimat epoki". Trudno się z tym nie zgodzić lub wchodzić w polemikę. Bo tak po prostu jest.
Już we "Wstępie" Piotr Łopuszański kreśli dość ponury obraz losu środowiska literackiego i tych, którzy żerowali na nich, jak pasożyty: "Nakłady książek wynosiły około 3 tysięcy egzemplarzy, poezji jeszcze mniej. W 1929 roku ukazało się około 6 tysięcy książek, od beletrystyki, przez poezję, po dzieła naukowe, podręczniki itd. Honoraria autorów wynosiły wówczas od 5 do 20 % ceny sprzedaży książek. Częstą praktyką nieuczciwych wydawców było nabijanie nakładu ponad wartość umówioną. wielu pisarzy żyło w nędzy [...]".  Po to stajemy wobec owych przeszło czterystu stron, aby ten świat poznać, odkryć, zrozumieć, przekonać się czy poeta/pisarz/felietonista miał "klawe życie". Autor dokonał świetnego zabiegu podpowiadając nam (nim popłyniemy nurtem jego narracji) jakim słabostkom ulegali wielkie tuzy polskiej literatury. Kto i dlaczego nie nosił krawata, jakim atramentem pisała Nałkowska, kto zażywał narkotyki, komu przypadło w udziale przebywać w Tworkach, a kto nie miał matury lub przerwał studia, ba! był osadzony w więzieniu, czyja krew nie była... czysto polska! Już tylko te ciekawostkowi nie pozwolą nam na odłożenie książki na stronie 16.  
Już pierwszy rozdział jest tak niezwykłym spotkaniem z literackim światem Warszawy, że wypisanie każdego napotkanego pisarza/poety uczyniłby z tego "Przeczytania..." mini-poczet twórców. Kogo tu nie spotkamy: jest Tuwim, Reymont, Żeromski, Staff, Askenazy, Nałkowska, Słoński, Dąbrowska, Leśmian, Brzechwa, Sieroszewski, Lechoń, Berent, Wierzyński. Trafimy też na Fraza Fiszera! Ale trafiamy na kasiarza "Szpicbródkę" czy brygadiera J. Piłsudskiego. Wielka polityka plącze się z losami tych, którzy piórem postanowili utrwalać i swoje uczucia, porywy, jak teraźniejszość. Proszę więc przygotować się na... pierwsze manifestacje z okazji 3 maja w wolnej od moskala Warszawie czy ogłoszenie aktu 5 listopada w 1916 r. To, co mnie w takich książkach wzbogaca, to wykorzystanie bogatego dorobku pamiętnikarskiego: "Wczoraj depesza o zniesieniu okupacji. (...) I wieczorem orędzie Rady Stanu, że tworzy się wreszcie Polska Zjednoczona i Niepodległość. [...] Jakaś wielka cisza zaległa wśród ludzi. Wszak teraz każde słowo, które się powie, będzie miało - musi mieć - wagę czynu, a każdy czyn - przewrotu". Tak 8 X 1918 r. notowała Maria Dąbrowska. Oprócz patosu i podniosłości chwili znajdziemy i takie wypowiedzi: "Pan jest wyrafinowanie nieprzyzwoity". Taką ocenę swego narzeczonego, a potem męża wystawiła panna Stefania Marchwiówna, w przyszłości pani Julianowa Tuwimowa. Mieć w jednym miejscu te różne cytaty (patrz J. Iwaszkiewicz czy Z. Nałkowska) wspaniała poręka w przyszłej pracy.  Piotr Łopuszański podpiera się też dobrą anegdotą, np. skąd niby (i dlaczego) pochodził L. Staff. I dlaczego niby był to... Sochaczew?
"Mamy Polskę, sejm, wojsko, dyplomację, będziemy mieli szkołę polską i oświatę ludową, niechże to wszystko działa jak najsprawniej, a literatura niech wróci do tego, co jest jej jedyną prawą funkcją" - to raz jeszcze Tadeusz Boy-Żeleński. I widzimy odradzającą się stolicę nowej Polski, wprawdzie republiki a  nie monarchii jak w 1772 cy jakby sugerowało powstanie Rady Regencyjnej. Ruch w środowisku literackim wzmożony! Kawiarnia poetów "Pod Pikadorem", to jedno z tych pierwszych miejsc ważnych na szlaku odradzającej się wolnej kultury, stąd jasny staje się ten zapis Autora książki: "Pikadorczycy przeciwstawiali się wszystkiemu, co istniało wcześniej w  kulturze, i nagłośniali swoje zjawienie się w stolicy odrodzonego państwa". To tam m. in. swoje wiersze czytali J. Iwaszkiewicz czy K. Wierzyński. Spotykamy też twórców, których nazwiska piszącemu teraz to zupełnie nic nie mówią, jak choćby Xawery Glinka.
Wiem, że książka P. Łopuszańskiego, to nie monografia sensu stricto historyczna, ale dość dużym uproszczeniem jest wzmiankowanie o powstaniu rządu I. J. Paderewskiego, że "...było w zamierzeniu Piłsudskiego próbą przyciągnięcia do pracy nad tworzeniem nowego państwa wszystkich grup społeczeństwa polskiego". Wcześniej był zamach Januszajtisa/Sapiehy (4/5 I 1919 r.). Warte przypomnienia o tyle,  że na okładkowej fotografii jest uwieczniony również Stanisław Thugutt, były minister spraw wewnętrznych w rządzie J. Moraczewskiego, ofiara tegoż puczu (w przyszłości, to on zgłosi z ramienia PSL-Wyzwolenie bezpartyjnego G. Narutowicza na urząd prezydenta najjaśniejszej Rzeczypospolitej).
"Był królem życia. Lubił dobrze zjeść i wypić, bywać w wesołym towarzystwie, grać w brydża, wędrować po górach. Adorował piękne panie i był dwukrotnie żonaty" - z którym doskonale piło się Boyowi (co wzmiankował w liście do żony kompana od kieliszka). To krótki rys z życia autora "Szatana z siódmej klasy" i "Awantury o Basię", czyli Kornela Makuszyńskiego. Zaraz też wpadamy w wir wojny polsko-bolszewickiej. Tak się plecie ta niezwykła opowieść, jak losy kraju i polskiej muzy. "Jako dowódca w boju bardzo odważny, o dużej samodzielności i inicjatywie" - to o jednym ze zdobywców Kijowa w 1920 r., kawalerze Srebrnego  Krzyża Orderu Wojskowego Virtuti Militari Władysławie Broniewskim. Po prostu proza tamtego okresu. Ciekawostką może być fakt, że 14-letni Jerzy Giedroyć pełnił służbę jako telegrafista w Dowództwie Okręgu Generalnego w Warszawie i był podwładnym zapomnianego dziś bohatera bitwy warszawskiej generała Franciszka Latinika. Ciekawe jest to, co pisał w tym samym czasie weteran I wojny światowej, Andrzej Strug: "Mam prawo noszenia munduru oficerskiego - ale nie ma go sobie za co kupić". Imponująca jest lista tych, którzy jak pisze Autor, oddawali swój talent na rzec zagrożone ojczyzny!
Nie zapominajmy, że to w ten czas wojenny (6 XII 1919 r.) w sali Towarzystwa Higienicznego ogłoszono powstanie "Skamandra"! Nazwę podrzucił swą twórczością Antoni Słonimski. Piotr Łopuszański przypomina dwuwers:

"Dziś, gdy dziewka Bellona stanęła u sterów,
Zasię krwisty nurt Wisły płynie, jak Skamander".

"Po latach Witold Gombrowicz z pewną zazdrością pisał, że skamandryci urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą, mogli bowiem zadebiutować wraz z powstaniem odrodzonego państwa" - czytamy dalej w "Warszawie literackiej...". Nie wiedziałem, że w "Skamandrze" pisywali również K. Irzykowski czy S. Żeromski. Smutne, jak w tym samym czasie Adolf Nowaczyński oczerniał dobre imię marszałka Józefa Piłsudskiego. Smutne, jak Jan Lechoń zamilkł na lata, pisał do szuflady, a życie wypełnił szukaniem ludzi ważnych do poznania. Patos miesza z prozą twórczej niemocy. Próbami samobójczymi, izolatkami zakładów psychiatrycznych i towarzystwem Wieniawy? Kilka rysów biograficznych:
  • Coraz bardziej - jak Iwaszkiewicz - pogrążał się w dziwnych związkach homoseksualnych. I chociaż na zewnątrz tryskał humorem, w głębi męczyła go depresja i rozpacz.  (J. Lechoń)
  • Z czasem zorientował się, że w poezji nie ma talentu Staffa i Kasprowicza, więc pozostał przy prozie, pełnej humoru i refleksji godnych literatury francuskiej, gdzie w lekkiej formie pisze się o sprawach ważnych. (K. Makuszyński)
  • Problemem też była jego służba w armii carskiej i stopień. W Rosji miał stopień sztabskapitana, a w Wojsku Polskim tylko porucznika. Po długich korowodach został wcielony do armii i był tłumaczem komisji francuskiej, która szkoliła polskich wojskowych. (Witkacy)
  • ...był dla obcych ludzi uprzedzająco grzeczny, dla przyjaciół - pieniaczem i furiatem. Kłócił się o fakty, daty, chociaż zdarzyło mu się pomylić Mickiewicza ze Słowackim. [...] Uwielbiał narciarstwo, chociaż był najgorszym narciarzem pod słońcem. Nie lubił tłumów, wolał zaszyć się w bibliotece albo redakcji i czytać. (M. Grydzewski)
  • Pisał dużo, nie dbając o oszczędność słowa. Dziś wiele z jego wierszy nie przemawia, czytelników razi retoryka utworów, nadużywanie kostiumu antycznego, ale wiele wierszy, które ostały się czasowi, jest znakomitych.  (L. Staff)
  • Po odzyskaniu niepodległości opuścił Warszawę i zamieszkał w Hrubieszowie, gdzie pracował jako notariusz. Przyjeżdżał bardzo często do stolicy, bowiem tu zostali przyjaciele, tu było wydawnictwo Mortkowicza, gdzie miał wkrótce wydać swój drugi tom. (B. Leśmian)
  • Początkowo poznał nędzę noclegowni dla bezdomnych, potem wynajmowanego pokoju na Pradze, gdzie mieszkał po przyjeździe.  (T. Dołęga-Mostowicz)
  • Pchał się do stanowisk, odtrącał niewygodne kandydatury w stowarzyszeniach i na listach nagród, wypowiadał się brutalnie o innych. (J. Kaden-Bandrowski)
  • ...uwodził wdziękiem. Pensjonarki się w nim kochały. Był od młodości siwy, miał przenikliwe spojrzenie. Jego pina karta legionowa dodawała mu splendoru (A. Strug)
Podejrzewam, że dla wielu z nas (myślę o pokoleniu choćby 50+)  wychowanych jeszcze na przedwojennych filmach gro poetów nawet nie kojarzyliśmy choćby ze Skamandrytami. Nie koniecznie mieliśmy świadomość, że szlagiery śpiewane przez H. Ordonówny, H. Grossówny, A. Żabczyńskiego, E. Bodo czy L. Sempolińskiego wychodziło spod pióra J. Tuwima czy M. Hemara. 4000 zł. - tyle dostawał ten pierwszy od Ordonki za repertuar. Trochę smutno robi się na duszy, kiedy P. Łopuszański uświadamia nam: "Naprawdę niewiele ocalało z masowej produkcji dla kabaretów (były to "Qui Pro Quo", "Morskie  Oko", później "Bandy"). Żarty polityczne zwietrzały, a pozostało kilka piosenek i skeczy, jak Sęk czy Elegia Starozakonna Tuwima".
Otwierając książkę o historii literatury (bo chyba się nie mylę zamysłu Autora) nie spodziewałem się szczegółów natury... komunikacyjnej. I to miejsko komunikacyjnej. Innym słowy mówiąc: czym jeździło się w międzywojennej warszawie. No to znajduję taki dla mnie cymes: "W 1921 roku istniały w stolicy ledwie cztery linie autobusowe, wkrótce zresztą zlikwidowane i od nowa uruchomione w 1928 roku. Komunikację zapewniały głównie tramwaje i dorożki". Na tym nie koniec! Są i demograficzne dane z tegoż 1921 r.: mieszkańców 936 000, powierzchnia 124,7 km². "Przedmieścia były zaniedbane i ubogie. Nie było tu dobrych dróg, wokół domów rozciągały się pola. W latach 20. władze miejskie starały się unowocześnić miasto. Wymieniona kostkę drewnianą, zastępując ją brukiem kamiennym, a później trylinką lub asfaltem"
Kolejny przykład ówczesnych realiów: "Wydawcom nie opłacało się drukowanie ambitnej literatury. Poezja i proza zalegały w składach. Papier był marny, kryzysowy. Wydawano za to na potęgę powieści sensacyjne, reportaże wojenne, romanse. To się sprzedawało". I wymienia poczytnych autorów: A. F. Ossendowskiego czy K. Makuszyńskiego. Dalej mamy jeszcze ciekawsze objawienie: "Wydawnictwo żądało od autorów współfinansowania ich książek, często nie płaciło im honorariów. W efekcie pisarze trudni byli zmuszani do korzystania z usług wydawnictw, natomiast Wańkowicz i Marian Kister porastali w pierze. Wańkowicz mógł postawić willę (zwaną «Domeczkiem») na Żoliborzu". Jako piłsudczyk z wychowania i przekonania nie mogę pominąć takiego cukiereczka, jak szopki z lat 1922-1931: "Marszałek chciał zobaczyć przygotowania do przedstawienia, ale usłyszał od jednego z aktorów animujących lalkę Piłsudskiego stanowcze: «Nie wolno». Naczelnik Państwa grzecznie przeprosił i poszedł na salę, by z innymi obejrzeć widowisko".
  • Pisarka często zakochiwała się w literatach, artystach. Oprócz "Lorenta" do jej kochanką zaliczali się Irzykowski (z którym zresztą szybko się pokłóciła), Michał Choromański, a nawet Bruno Schultz. [...] Szukała człowieka o wybitnej inteligencji, który jednocześnie zaspokoiłby jej pragnienia zmysłów. (Z. Nałkowska)
  • ...mimo sporej inteligencji był człowiekiem pełnym kompleksów. Jąkał się, więc trudno było mu w rozmowie brylować jak inni. Również pisał mętnie i nieprecyzyjnie. (K. Irzykowski)
  • ...lubił na swój temat konfabulować, a to, że wywodzi się ze szlachty kurlandzkiej, a to, że przeżył niesłychane przygody w trupie teatralnej. O terminowaniu w zawodzie krawca nie wspominał. [...] Był przyjacielem Dmowskiego, Jana Popławskiego i innych działaczy Narodowej Demokracji, którzy go wspierali finansowo w trudnych chwilach. (Wł. Reymont)
  • On sam chciał się żenić, i to bogato. Był ubogi, a ona była posażną panną, spadkobierczynią fortuny Lilpopów. [...] Żona znosiła jego skłonności, ale prawdopodobnie przeżywała je w duchu. (J. Iwaszkiewicz)
  • ...był nieczuły na literaturę ziemiańską, na piękno przyrody, która zajmowała wiele miejsca w twórczości np. Weysenhoffa. Nie rozumiał też poezji Norwida. (A. Słonimski)
  • ...bliska ideom narodowej demokracji, ona sama zaś była jednocześnie wielką wielbicielką Józefa Piłsudskiego. W swoim mieszkaniu na Starym Mieście umieściła w widocznym miejscu napis: "W tym domu, w mojej obecności, nie można krytykować Marszałka Piłsudskiego". (M. J. Wielopolska)
  • Choć był synem technika kolejowego, a babka posiadała w stolicy kilka nieruchomości, które wyprzedawała, m. in. dom z knajpą "U Wróbla", to twierdził, że jest synem... zakrystiana, organisty albo człowieka zapalającego lampy gazowe. (K. I. Gałczyński)
  • Ona jako pisarka historyczna nawet dokładała do interesu, gdyż więcej wydawała na poszukiwania, wyjazdy terenowe, pracę w archiwach i bibliotekach, niż otrzymywała od wydawców. (Z. Kossak-Szczucka) 
  • ...syn woźnego, dzieciństwo przeżył w nędzy. Rwał się do książek, ale nie stać go było, na ich kupno, więc przepisywał tomy poezji do zeszytów. (J. Czechowicz) 
  • Po latach wspominał, że kolegów literatów, z przekonania komunistów, "zaraził" herbarzem, o co miał do niego pretensje Władysław Broniewski. Poetom komunistycznym [...] mówił, że talent zależy od wielkości drzewa genealogicznego i koligacji ziemiańskich. (W. Gombrowicz)
Antysemityzm w wydaniu Stanisława Pieńkowskiego (1872-1944) ujawnia nam kolejne oblicze tego zjawiska. Tym razem wymierzonego w środowisko literackie. Ostrze bezpardonowej walki miotało na prawo i lewo. Niemal pastwił się nad Bolesławem Leśmianem. To może ideowe wnuki tego antysemity bez matury stały za tym, aby nie uhonorować roku 2017 r. imieniem Bolesława Leśmiana.
Oczywiście, że szukam i drepczę pomiędzy tuzami literatury. Oto pogląd Pieńkowskiego z 1922 r. (jak na ironię z dnia urodzin A. Hitlera): "Jednym z ważnych objawów duchowego życia narodu byłoby kalekie, a na dłuższą metę - niemożliwe. Wiedzą o tem żydzi i oto przyczyna ich gorliwego zajęcia się nie tylko handlem polskim i polityką, lecz obłoczną dziedziną poezji polskiej. Zmącić i zabrudzić to źródło ducha, sfałszować je, zeszpecić i ośmieszyć - znaczy to w dużym stopniu przyczynić się do upadku narodu. Warunkiem wstępnym tej roboty jest przemycenie do «niewątpliwej» polskości jak największej liczby literatów i artystów żydowskich". Ciekawe czy II wojna światowa odmieniła tok rozumowania tegoż?
Piotr Łopuszański bardzo starannie maluje panoramę polityczną Warszawy z grudnia 1922 r. (tak, jak później z maja 1926 r.). Cieszy mnie, że Autor sięgnął m. in. do wspomnień Edwarda Słońskiego: "Jeśli dziś pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej obrzuca się grudami śniegu zgarniętego z trotuaru, to jutro może znaleźć się nikczemnik, który zagrozi jego życiu". Jak doskonale wiemy wydarzy się dramat w gmachu "Zachęty", 16 XII! Eligiusz Niewiadomski zastrzeli prezydenta G. Narutowicza! Piotr Łopuszański nie powinien był pisać takiego sformułowania: "Jakże wiele mógł dokonać Narutowicz jako prezydent. Historia II RP potoczyłaby się inaczej, gdyby nie to zabójstwo". To niebezpieczna, moim zdaniem, spekulacja, nie mająca nic wspólnego z historią. To już wstęp du budowania narracji w ramach tzw. (nie-)historii alternatywnej. Nie ukrywam, że nie wiedziałem o bytności J. Tuwima w "Zachęcie" w chwili zamachu. Wracając do E. Słońskiego, to o nim czytamy m. in.: "Gdy porzucił stomatologię na rzecz literatury, od razu z człowieka zamożnego stał się biedakiem". Coraz to wraca wątek zamożności, finansowego ubóstwa. Widzimy, jak poetycko-prozatorskie karki gną się przed wydawcami, aby otrzymać zaliczkę na poczet przyszłego dzieła. dodajmy: często nigdy nie napisanego!
Wspaniale jest móc po raz kolejny spotkać Franca Fiszera i czytać o jego przyjaźni z B. Leśmianem: "Ich przyjaźń trwała czterdzieści lat, do śmierci Fiszera, który zmarł na pół roku przed Leśmianem [tj. F. F. zm. 9 IV, B. L. - 5 XI - tego samego 1937 r.- przyp. KN]. Byli nierozłączni, choć posturą różnili się diametralnie. Gargantuiczny olbrzym Fiszer i drobniutki Leśmian". Wnikliwi Czytelnicy odnajdą obu Panów na tym blogu.
"Jeszcze nie ochłonęliśmy po okrutnej stracie, kiedy ugodził nas nowy cios: oto otwiera się świeża mogiła, aby pochłonąć jednego z najlepszych synów Polski. Po Żeromskim - Reymont! [...] Jeden do  ostatniego tchu ogrzewał nasze życie płomieniem swego serca, drugi odzwierciedlił to życie z przedziwnym artyzmem i rozgłosem swego imienia stał się niejako posłannikiem naszego słowa u obcych" - tak Boy żegnał dwóch zmarłych Pisarzy, którzy odeszli w tym samym 1925 r.: Stefan Żeromski 20 listopada, a Władysław Reymont 5 grudnia. Znajdziemy w monografii, że panowie nie stronili od pewnych... złośliwości wobec siebie. Piotr Łopuszański przypomina taką anegdotkę: "Gdy [Reymont - przyp. KN] widywał się z Żeromskim, pytał ze współczuciem: «Nie macie futra, panie Stefanie?». Po czym dodawał z dumą: «Ja mam trzy». Żeromski całe życie był człowiekiem skromnie zarabiającym mimo wielotysięcznych nakładów jego książek". Poruszające są wspomnienia związane z pogrzebem autora "Popiołów". jest też cytowany sam Reymont: "Byłem jego szczerym wielbicielem. Różniliśmy się bardzo, ale podziwiałem w nim genialnego pisarza". Brawooo!... Wspominając wiele innych śmierci i pogrzebów (włącznie ze słynnym sprowadzeniem do kraju J. Słowackiego), cytuje wypowiedź jakiegoś dygnitarza o Stanisławie Przybyszewskim: "Pogrzeb pogrzebem, ale co tu gadać, to był demoralizator i tyle". Smutne, co wspomina Autor o śmierci Edwarda Słońskiego: "24 lipca 1926 roku w biedzie i opuszczeniu zmarł poeta legionowy Edward Słoński. [...] «Wiadomości Literackie» nie odnotowały tego faktu, co wypomniał redaktorowi  «Głos Narodu», Grydzewski tłumaczył się niezdarnie... strajkiem drukarzy". Niestety twórczość Edwarda Słońskiego dziś jest całkowicie zapomniana. W miarę możliwości, co można sprawdzić na tym blogu, wracam do Jego poezji, czytam swoim uczniom. Tym bardziej cenię pracę Piotra Łopuszańskiego, że nie zapomniał o Edwardzie Słońskim.
smutnie, nawet po tylu latach , odbiera się choćby fakt finansowych tarapatów, w jakie popadł Bolesław Leśmian. "Nikt nie wie, ile tragicznych i obcych mi faktów i wypadków zbiegło się dokoła mej osoby. Ginę - za kilka miesięcy chyba już zginę absolutnie" - w takie dramatyczne tony uderzał notariusz/poeta Leśmian w jednym z listów. Okazuje się, że groziła mu egzekucja komornicza! Powiernika znalazł w osobie byłego skamandryty, Kazimierza Wierzyńskiego. Na szczęście nie skończyło się na listownym współczuciu, a konkretnej pomocy poety dla poety! "Wierzyński, przerażony powaga sytuacji, zadzwonił do swojego przyjaciela Ignacego Matuszewskiego, wówczas ministra skarbu, i poprosił o pomoc w sprawie Leśmiana" - nie zdradzę czym skończyła się wizyta poetów u ministra i co się stało z  kwotą 40 000 zł.
Pisząc o Warszawie międzywojennej, pisząc o tym okresie trudno, aby kreśląc rzetelny rys historyczny (mimo pewnych potknięć, o których poniżej) zjawia się postać Marszałka. Tak, wzmianka już tu pojawiła się dwukrotnie. Piłsudski łączył i dzielił, różnił i jednoczył. Przewrót majowy! BBWR! proces brzeski! sanacja! - głęboko chwilami Autor penetruje pole historyczne. Wysłuchamy żalu, że nie było Go np. na pogrzebie Żeromskiego, a na ponowny ślub Andrzeja Struga: "...wśród gości pojawiła się Aleksandra Piłsudska, żona Marszałka. Sam Piłsudski nie przybył, ale przysłał samochód marki citroën z szoferem". Sam Piotr Łopuszański tak charakteryzuje Pierwszego Żołnierza Odrodzonej Rzeczypospolitej: "...powoli odzwyczajał swoich współpracowników od myślenia i odpowiedzialności za decyzje. O sprawach najważniejszych decydował sam, choć rzadko miał po temu tytuł w postaci pełnionej funkcji. Tylko raz był premierem". I na tym ostatnim  zdaniu zgrzytnęło we mnie (nie po raz pierwszy niestety w tym czytaniu!). Otóż marszałek Józef Piłsudski pełnił funkcję premiera   d w u k r o t n i e : 2 X 1926 - 27 VI 1928 oraz 25 VIII - 4 XII 1930.  Tak ironizował swym piórem mistrz Antoni Słonimski:

Pluję ci w twarz, Europo,
Oskarżam cię, cywilizacjo!
Witos siedzi w więzieniu,
Bo zadarł niebacznie z sanacją. 

Od tej lektury termin "antysemityzm" będę kojarzył z kimś kogo naprawdę nie znałem (nie jestem historykiem literatury) i muszę przyznać, że jakoś nie kojarzę (choć wiele czytałem o naszym przedwojennym literackim parnasie). O teraz dopisuję jeszcze jedno nazwisko:  Stanisław Pieńkowski. Piotr Łopuszański pisze m. in. "Pieńkowski wszędzie węszył autorów obcego pochodzenia jakby fakt pochodzenia miał wpływ na wartość ich twórczości. [...] Krytyk-narodowiec «ujawniał» żydowskie korzenie Leśmiana, Jellenty oraz dwóch poetów «Skamandra» (Tuwima i Słonimskiego). Miało to deprecjonować w opinii czytelników jako kaleczących język polski". Obraz tej narodowej ortodoksji nie byłaby pełna, gdyby Autor nie cytował samego Pieńkowskiego, ostrzegam język, retoryka mimo upływu lat nie straciła nic ze swego jadu: "Jednym z ważnych objawów duchowego życia inteligencji narodu jest poezja. Bez tego spoidła życie narodu byłoby kalekie, a na dłuższą metę - niemożliwe. Wiedzą o tem żydzi i oto przyczyna ich gorliwego zajęcia się nie tylko handlem polskim i polityką, lecz i obłoczną dziedzin poezji polskiej. Zmącić i zbrudzić to źródło ducha, sfałszować je, zeszpecić i ośmieszyć - znaczy to w dużym stopniu przyczynić się do upadku narodu". Przepraszam, że tyle miejsca poświeciłem tej jednej wypowiedzi. Znajdujmy wiele przykładów antysemityzmu kulturowego!  Trzeba jednak oddać, że i Autor "Warszawy literackiej..." nie zapomina, aby przypomnieć pierwotne brzmienie nazwisk literatów. Nie myślmy, że antysemickie myślenie było tylko okazjonalne. Anna Iwaszkiewiczowa tak pisała: "Tuwim to prosta dusza, biedny strachliwy Żydek (...). Co mu do głowy strzeliło politykować!". Te cięgi dotykały poetę za jego wiersz "Do prostego człowieka".
Proszę nie wyobrażać sobie, że listy protestacyjne, to wymysł opozycji w czasach PRL-u czy przywilej środowisk związanych choćby z KOD-em. Przeciw polityce Marszałka, sanacji, procesowi brzeskiemu występowali choćby W. Berent, K. Makuszyński, L. Staff, M. Dąbrowska, E. Szelburg-Zarembina, M. Pawlikowska, M. Rodziewiczówna, A. Grzymała-Siedlecki, J. Tuwim. Nie ukrywam, że wymieniam tylko tych twórców, których sam znam i identyfikuję (przy ulicy imienia jednego z nich mieszkam z pewną przerwą od 1972 r.). Jak to podsumował Autor: "Jak widać, środowisko literackie było poruszone brutalnością władz i bez względu na przekonania polityczne większość literatów zabrała głos (oprócz zagorzałych zwolenników polityki Marszałka)". Jak widzimy tzw. jedność narodowa, to kolejny mit. Wśród tych, którzy niezachwianie stali przy Marszałku był chociażby Wacław Sieroszewski. Proszę zwrócić, jak bardzo rozeszły się drogi byłych legunów: Sieroszewskiego i Struga. Smutna lekcja...
"Pracuję jak szalona - ponad moją możliwość, piszę dniami i nocami, rękami i nogami. A potem idę na śliczny bal (...) i dobrze, cudnie się bawić, jestem jeszcze raz ładna, jeszcze raz zadziwiająca" - tak o swej pracy i wypoczynku pisała Zofia Nałkowska. Autor znów wraca do kwestii zarobków, honorariów, nakładów, cen książek. Kryzys uderzył brutalnie w to środowisko. W tym okresie (1931 r.) zaczęły się ukazywać pierwsze tomy "Nocy i dni" M. Dąbrowskiej: "Czytelnicy domagali się od autorki - czytam za P. Łopuszańskim - wyjaśnień co do rozmaitych wątków i przesłania dzieła. [...] Pisarkę zasypywano listami, w których czytelnicy domagali się... dalszego ciągu. Najwyraźniej przyzwyczaili się do serialu powieściowego (cztery tomy) i chcieli dalszych «przygód»".
Biorąc do ręki książkę zastanawiałem się, jak to w ogóle było z czytelnictwem w okresie międzywojennym. No to Autor "Warszawy literackiej..." rozjaśnia nam umysły: "Czytelnicy woleli literaturę lekką, felietony, humoreski, powieść sensacyjną, poradniki, dzieła religijne i... senniki, których nakłady były wyższe niż książek kucharskich i wydawnictw religijnych". Nie spodziewałem się, że spotkam na kartach tej monografii takich moich bohaterów, jak Koziołek Matołek: "Obie serie były po wojnie wznawiane, ale w przypadku Koziołka Matołka zmieniono rysunki i miejscami tekst. Oto zamiast policjanta jest milicjant, zamiast polskiego żołnierza w rogatywce jest żołnierz Ludowego Wojska Polskiego w czapce typu «naleśnik». Również Stare Miasto w przedwojennej wersji wygląda inaczej niż w edycji powojennej. Warto wznowić Koziołka Matołka w jego oryginalnej wersji". Jest też małpka Fiki-Miki, krasnal Hałabałę, król Maciuś czy uwielbiany przeze mnie pan Maluśkiewicz! Nie spodziewałem się, że spotkam na kartach tej monografii Stefana Wiecheckiego ("Wiecha") czy... Wiesława Wernica! Jakoś uszło mej uwadze, że ten ostatni (tak bardzo kojarzący mi się li tylko z powieściami, których akacja działa się na Dzikim Zachodzie) był związany z czasopismem "Kwadryga".
Sprawa antysemityzmu wraca w cieniu problemów ekonomicznych i gospodarczego kryzysu! Kiedy Wiadomości Literackie zaproponowały utworzenie Akademii Niezależnych i pod koniec 1934 r. rozpisały plebiscyt, czytelnicy rzucili się do typowania swych ulubieńców. 11 000 głosów wygrał Julian Tuwim, aliści pisano do Redakcji m. in. takie, bardzo szczere i antysemickie w treści osty: "Pominęłam dwa nazwiska ludzi o bezsprzecznie wielkim talencie: Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego, z tego prostego powodu, iż twórczości ich nie uważam za mogącą się zmieścić w ramach twórczości polskiej. Jest poza nią. A chciałabym, żeby Akademia Niezależnych była akademią polskich pisarzy". Warto poznać, co o Adolfie Nowaczyńskim pisał atakowany J. Tuwim, jak również co o swej żydowskości pisał sam autor "Lokomotywy".
Piotr Łopuszański coraz to odsłania przed nami nieznany świat prywatnych doznań, przeżyć, rozterek ludzi pióra tego okresu. Entuzjazm Andrzeja Struga nad wynalazkiem radia! Radosny promyk wobec wielu chmur, jakie zbierały się nad życiami ludzi, których znanym tylko poprzez ich utwory. Dla Czytelników mego blogu nie jest sekretem, jak bardzo bliski mi jest los Jarosława Iwaszkiewicza. Przecież to jego "Podróże do Włoch" (patrz "Przeczytania..." odc. 9)  zajmują V miejsce w rankingu popularności moich postów (11 158). Trudno bym nie zatrzymał się na dłużej nad tym, co zapisała Irena Krzywicka wspominała wspólną podróż kolejką EKD: "...nadeszła stacja Tworki. Jarosław wstał dość gwałtownie i wyszedł z wagonu. Widziałam przez okno, jak w bramie szpitala złamany się niejako wpół, jak zgięty niemal, z opuszczonymi ramionami wszedł do szpitalnego parku. Zmiana, która zaszła w tym momencie w jego sylwetce, była wstrząsająca". Pisarz/poeta jeździł do Tworek do swej... żony. Dla wielu Czytelników, którzy nigdy nie zgłębiali życiorysu J. Iwaszkiewicza fakty zawarte w "Warszawie literackiej w okresie międzywojennym" mogą być zaskoczeniem. Sam przyznaję, że to i owo jest dla mnie naprawdę odkrywaniem nowych szczegółów.
Nie mogę o każdym z nich tu pisać.
Oddzielnym cyklem na tym blogu są teksty publikowane pod wspólnym szyldem: "Mój Broniewski". Dziewięć odcinków chyba potwierdza, jak bardzo interesuje mnie ten niezwykły (mimo wszystko) twórca. P. Łopuszański nie pomija faktu aresztowania w 1931 r. poety "...wraz z redakcją «Miesięcznika Literackiego» za działalność komunistyczną. Prasa podała, że aresztowano «groźnych wrogów państwa». I rzeczywiście, byli to zagorzali komuniści". Istnieją sprzeczne informacje kto stał za jego zwolnieniem. Bolesław Pieracki, Julian Tuwim czy gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski? Ciekawe, że pozwolono Broniewskiemu na podróż w 1934 r. do ZSRR/ZSRS/CCCP. Niestety wolał po powrocie nie wiedzieć i nie słyszeć o zbrodniczych "czystkach" Stalina. Nie zapomniano przypomnieć losu, jaki spotkał tam Stande i Wandurskiego (przyjaciół Broniewskiego).
Trzeba przyznać, że Autor "Warszawy literackiej w okresie międzywojennym" nie pomija żadnej okazji, aby wspomnieć o rozwoju miasta: ekonomicznym, społecznym czy urbanistycznym. Stąd m. in. szczegóły o budowie nowych osiedli, arterii, prezydenturze S. Starzyńskiego, ówczesnych inwestycjach miejskich. Nie zapomina o Marszałku. Tak zamyka czas żywota tegoż: "...Piłsudski ciężko chorował, co było widać na zdjęciach. Wychudł, osłabł i w ostatnim okresie życia nie miał już sił, by decydować o państwie". Moim zdaniem P. Łopuszański trochę przeszarżował. Zdjęcie, o którym pewnie wzmiankuje (patrz tekst na tym blogu pt. "Był Ziuk i... nie ma - cz I [...]", z 11 V 2013 r.) nie było nigdy publikowane za życia Marszałka. Nikt też nie informował opinii publicznej o ciężkim stanie zdrowia. Trudno nie zgodzić się ze zdaniem: "Śmierć Marszałka mimo to zaskoczyła jego współpracowników, tak jakby sądzili, że będzie żył wiecznie. Nie byli przygotowani na ten zgon, nie wiedzieli, kto obejmie jego funkcje". Bardzo drobiazgowo możemy poznać, co działo się w Warszawie po godzinie 20,45 12 maja 1935 r. I oczywiście, kto z literatów i jak odebrał fakt zgonu Pierwszego Żołnierza Odrodzonej Rzeczypospolitej. Można by poświęcić oddzielne pisanie tylko tym żałobnym głosom.

Ciemne Łazienki szumią wiosną.
Pośród tych liści młodych szmeru
Posągi budzą się i rosną
I patrzą w okna Belwederu.

To też Antoni Słonimski. Cieszy mnie wzmianka o tomie "Wolność tragiczna" Kazimierza Wierzyńskiego. Nieopacznie wypożyczoną go kiedyś memu koledze w szkole średniej w 1980 lub 81 r. Potem Piotr pożyczył mi go. Mieliśmy po 18. lat. To było odkrycie! To było przeżycie! Ależ ja do dziś mam notatnik, do którego wpisywałem fragmenty przepisanych strof, ba! po latach uczennica w w SP nr 1 w Nakle nad Notecią przepisywała strofy na wystawę jaką zrobiłem z okazji 59. rocznicy przewroty majowego. Proszę zobaczyć, co się dzieje: kolejny raz budzą się wspomnienia i osobiste dygresje. Miast pisać o "Krzyżowcach" Z. Kossak-Szczuckiej, "Zmorach" E. Zegadłowicza, "Granicy" Z. Nałkowskiej lub "Dr Murku zredukowanym" T. Dołęgi-Mostowicza - ja sobie robię wycieczkę we własną przeszłość. Taki skutek lektury! Brawo ONA!...
Z wielką ciekawością odbierałem to, co Autor napisał o reformie ortografii. Sam dopytuję polonistów dlaczego piszemy "tryumf" lub "triumf": "Doprecyzowano, kiedy stosować «h», a kiedy «ch» itd. [...] Teraz niektórzy albo ignorowali dyrektywy komisji ortograficznej (jak Witkacy), albo jak Uniłowski nie znali dobrze zasad i pisali «bochaterowie» przez «ch»". Proszę zwrócić uwagę, jak na ów temat wypowiadali się Stanisława Wysocka czy Boy. Po raz kolejny wpadniemy na "Wiecha", tym razem w związku z problemami z wydaniem "Znakiem tego", które akurat teraz przypominam sobie czytając "Dzieła wybrane czyli Wiech Śmiej się pan z tego"*. Nie znam lepszego lekarstwa na chandrę i złe samopoczucie, jak twórczość tego satyryka. Okazuje się, że ten zbiór wydał własnym sumptem, a książka rozeszła się w ciągu kilkunastu dni! Nie wiedziałem, że: "Przy ulicy Stalowej 1 na Pradze prowadził sklep ze słodyczami znanej firmy «Fuchs i Synowie». Pod tym adresem zresztą mieszkał wraz z żoną Leokadia".
Książka Piotra Łopuszański "Warszawa literacka w okresie międzywojennym" (Wydawnictwa Prószyński i S-ka) - jest za każdą niemal stroną odkrywaniem świata bardzo interesującego. Wierni Czytelnicy tego cyklu wiedzą, że odc. 64 poświęcony został innej książce tegoż Autora pt. "Warszawa literacka w PRL", która pojawiła się dzięki Wydawnictwu Bellona. Ponoć gimnazjaliści tego roku zawalili na egzaminie końcowym... chronologię? Oczywiście chwytamy pierw książkę, która jest bohaterką odc. 221 moich "Przeczytań..." - wtedy nie będzie bałaganu w naszej chronologii. Wzmiankowałem coś o błędach. Dwa już wytknąłem. A pozostałe? To nieprawda, że Witkacy był spokrewniony przez matkę z J. Piłsudskim, gdyż pokrewieństwo było tacierzyńskie! W opowiadaniu o perypetiach niejakiej Barbary Giżanki z XVI w. mógł pojawić się JKM Zygmunt II August (1520-1572), ale na pewno nie JKM Stanisław August Poniatowski (1732-1798)! W Grobie Nieznanego Żołnierza nie umieszczono zwłok "obrońców Lwowa"! W Grobie Nieznanego Żołnierza umieszczono zwłoki bezimiennego obrońcy Lwowa! Jednego! Plus wcześniej wzmiankowane nieścisłości o Marszałku.
Za podsumowanie międzywojennej literackiej Warszawy niech posłużą słowa, jakie w swoim dzienniku pozostawiła Maria Dąbrowska. Na ile to aktualne przesłanie, sami rozsądźmy w sobie:

"W POLSCE BYŁO ZAWSZE TAK, JAK JEST DZISIAJ. 
POMYJE I PLWOCINY DLA WIELKICH I SZLACHETNYCH, 
UZNANIE I ENTUZJAZM DLA BAŁWANÓW LUB ZGOŁA NĘDZNIKÓW".

* Wiech (Stefan Wiechecki) "Znakiem tego" /w:/ "Śmiej się pan z tego". Wybór felietonów. Tom pierwszy 1936-1939, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958, s.5-78

1 komentarz:

  1. "Interes, władza, maszyna – te rzeczy nie widzą człowieka, potrzebują tylko masy."
    M.Dąbrowska
    Te i inne myśli pisarki nie dewaluują się mimo upływu czasu.
    Mi bardzo podoba się ta
    "Inteligencja jest tą przyprawą, która z najpospolitszych rzeczy robi cuda."
    Oby nigdy jej nie zabrakło...

    Mona

    OdpowiedzUsuń