środa, lutego 08, 2017

Przeczytania... (192) Jan Długosz "Komin pokutników" (Wydawnictwo Iskry)

"Zaliczywszy tyle słynnych światowych dróg wspinaczkowych, zginął w 1962 roku w trakcie szkolenia komandosów na obozie wspinaczkowym w Tatrach. Zdarzyło się, jak to niekiedy i w przypadku Gwiazd, Wybitności takich, zdarza się - śmierć znalazł na drodze niemal banalnej, przynajmniej w skali możliwości Palanta" - regularni Czytelnicy tego cyklu powinni powiedzieć: skądś tu już znam. Nie, proszę się nie obawiać nie zniżam lotów, aby ograniczać się do odświeżania dawno napisanych tekstów. To Leszek Długosz o Janie Długoszu w swojej książce "Pod Baranami ten szczęsny czas..." (Wydawnictwa Zysk i S-ka), czyli w odc. 177. I wtedy, 6 XII 2016 r., deklarowałem: "Aha - z ostatniej chwili: wkrótce spotkamy się z... Janem Długoszem. Tak, «Palant» będzie TU za czas jakiś. Mam nadzieję, że jeszcze przed Świętami". No, niestety do świąt Bożego Narodzenia nie udało mi się. Tylko patrzeć Tłustego Czwartku, a ja dopiero piszę na zapewniany temat? Mea culpa! Mea culpa!...
Nie ma, co przedłużać otwieram książkę Jana Długosza (1929-1962) pt. "Komin pokutników". Znawca westchnie: klasyk gatunku! Maruda dorzuci kwaśne: leciwe dzieło! Fakt, od pierwszego wydania minęło pół wieku. Od tragicznej śmierci "Palanta" minie 2 lipca całe 55. lat. Piszący osiągnie taki wiek w maju przyszłego roku. Wypominam swój wiek, aby uświadomić upływ czasu, kiedy po raz pierwszy (chodzi o 1964 r., a więc miałem roczek) Iskry wydały tą ważną książkę.
Już to pisałem i raz jeszcze powtórzę: nie jestem człowiekiem gór. Ale do gór czuję respekt. Dlatego z całą powagą i szacunkiem biorę do rąk kolejną książkę, w których to ONE są potęgą. Człowiek, to tylko mały pyłek. Jeśli ktoś sądzi inaczej, to nie powinien nigdy wychodzić w góry, nie daj Panie, aby lekceważył ich potęgę i zgrozę. Nigdy nie szedłem w nie zimą. Nie mam doświadczenia. A może i odwagi? Bo trzeba wobec grani (bez względu gdzie by one nie były) czuć respekt. Mogę tylko utyskiwać nad sobą, że taterniczo-alpejsko-himalaistyczne książki czekają w swoistej poczekalni, aby zjawić się w tym cyklu. 
Postanowiłem, że tym razem w "Przeczytaniu..." moja rola ograniczy się do zacytowania kilku scen i kilku wypowiedzi Jana Długosza. Zima, wiek młody (młoksowaty), do tego obok dziewczyna i brawura gotowa. A ja nie chcąc silić się na belferski dydaktyzm chciałbym przestrzec: nie igra się z górami! Nie starczy dobry czekan, świetny (zagraniczny) sprzęt alpinistyczny, aby rzucać wyzwanie rodzinnym Tatrom, że o Alpach nie wspomnę.

Scena 1 - "W ułamku sekundy rusza cały otaczający mnie świat. Próbuję hamować czekanem, lecz jeszcze niezupełnie zdaję sobie sprawę z tego, co zaszło. Wylatuję w powietrze jak z katapulty i w szaleńczych saltach widzę tysiące ton śniegu sunące po zboczach. Wiem, że to koniec, żadne tam obrazki z dzieciństwa, tylko myśl: «szkoda, że tak głupio...». Nie ma we mnie cienia nadziei. Lecę, uderzam, odbijam się i znów lecę. [...] Nie może być mowy o jakimś działaniu; porwał mnie piekielny kołowrót, magluje, przewraca, strąca z kilkunastometrowych progów, dziwnym zrządzeniem losu - w miki śnieg".
Scena 2 - "Kiedy wyrosła przed nami groźba nocy, przyszłość nie rysowała się zbyt różowo. W wyścigu z uciekającym dniem, śnieżycą lub gdy zmęczenie napełnia ołowiem stopy - trzeba walczyć o zagrożone istnienie i leży to w prawidłach gry. Ale jeśli do tego wtrąci swoje trzy grosze przypadek, wtedy pogodny western zmienia się nieoczekiwanie w dramat"
Scena 3 - "Trudności nieustannie rosną. W tej właśnie chwili wygięta w łuk postać «Momy» niknie z oczu. Tylko ciemne, odcinające się na tle nieba, oparte na mizernych występach stopy i nerwowy szybki oddech donoszą o zaciekłej, zaczętej wiele godzin temu, a niezakończonej walce. Uświadamiam to sobie w chwili, kiedy tylko myślami i uważną asekuracją pragnę skierować go w bezpieczne miejsce. Zdaję sobie jak nigdy przedtem, że dwójka związanych liną stanowi nierozłączną całość! [...] Liczymy wyłącznie na siebie i nie wolno nam tego zaufania zawieść".
Scena 4 - "Ktoś z  moich przyjaciół zakwestionował kiedyś prawo do naprawdę silnych przeżyć. Dowodził, że istnieje podyktowana stanem  nerwów granica rozpaczy czy strachu, a kiedy się ją przekroczy, występuje zjawisko narkozy psychicznej i zobojętnienia, ratujące przed całkowitym załamaniem. Myślę, że miał rację; boję się teraz znacznie mniej niż rok temu, kiedy rozważałem nasze szanse. Wtedy miałem jeszcze jedno wyjście: mogłem w ogóle nie pójść - a dziś...". 
Scena 5 - "Po kilku godzinach obojętniejmy zupełnie. Nie bardzo wiem, gdzie góra, gdzie dół, czy ściana jest przewieszona czy nie, czy trudno, czy niebezpiecznie. Można się zastanawiać, bać, martwić, szukać innych rozwiązań - tylko do pewnej granicy. Potem działamy jak w transie. Ciało oddaje wszystkie siły, cały zapas doświadczeń i energii, wyłącznie walce o zachowanie istnienia". 
Scena 6 - "Ktoś, kto nie oglądał tego na własne oczy, nie jest w stanie wyobrazić sobie grozy widowiska, przy którym lawiny śnieżne przedstawiają się zupełnie niewinnie. Ogromne lodowe bryły, nieraz wagi kilkunastu ton, toczą się, łamią, pędzą w dół, miażdżąc każdy ślad życia na swojej drodze". 

To nie jest łatwa i lekka lektura. Jeśli nastawiamy się na spotkanie li tylko z romantyczną przygodą, to możemy doznać bolesnego rozczarowania. Bo wyobrażeniem z tym, co naprawdę może stać się w górach (a tu mamy przecież opis zdarzeń, w który uczestniczył Autor) może nami naprawdę poruszyć. Jak choćby rozważania wokół śmierci Wawrzyńca Żuławskiego (1916-1957). Gorzka pigułka.

Scena 7 - "Kluczymy wśród szczelin - jeśli nie liczyć chwilowych, księżycowych iluminacji - zupełnie po ciemku. Skaczemy przez węższe, a na szerokich ciemnych czeluściach wypatrujemy obejścia lub mosty śnieżne. Pogoda robi się coraz gorsza, chwilami i na lodowiec wpełzają od dołu tumany astralnej, materializującej się mgły i wtedy niezbyt odległa już ściana ginie w szarym mroku".
Scena 8 - "W ułamku sekundy następuje coś strasznego: rozpędzona, zbliżająca się lokomotywa, eksplozje bomb, jękliwy łomot walonego wichurą drzewa, warkot odrzutowca - wszystko prędzej niż myśli. Odruchowo kulę się w jamie i uderza mnie fala śniegu. Jestem już w samym sercu huku, rozpłaszczony, przybity do ściany; tony białego ciężaru zrywają mi czapkę z głowy, prą niepowstrzymanie w dół, mokry śnieg zasypuje mnie coraz wyżej, cementuje na stanowisku".
Scena 9 - "Nikt jej nie zna i nikt o niej nic nie wie, nikt jej nie widział, nie wiadomo nawet, czy naprawdę istnieje, ale jeśli nocą zniknie ci sprzed namiotu menażka, na wspinaczce pęknie młotek albo nagle koło głowy warknie kamień - wiedz, że to sprawa Gornej Indyjki".
Scena 10 - "Trudno jest zmusić się wysiłku, kiedy człowiek ma dość, kiedy jest zmarznięty, śpiący i głodny, a tu żądają od niego, żeby poszedł zrobić to czy tamto. [...] Wszystkie myśli, wszystkie pragnienia są tak ubogie, tak zwierzęce. Gdzie to opisywane radości, stany intelektualnego zachwytu, zadowolenie z własnego hartu i «męstwa», te klasyczne: «aleśmy zakosili!». To może jest dobre w Tatrach, ale tu tego nie ma...".
Scena 11 - "Kraina majaków, kraina wolno wlokącej się myśli, przytłumionej, obcej świadomości. Gdzieś tam, ukryte bardzo głęboko pod pokładami znużenia kryje się przeświadczenie, że leżę na boku na śniegu pod wierzchołkiem Le Grand Capucin i że w tym samym miejscu biwakował dziesięć lat temu Bonatti, a po nim inni sławni alpiniści, z których wielu już nie żyje. [...] Przez opary znużenia i poskręcanych myśli bez sensu wiem, że mi potwornie zimno w mokre kolana, że drętwieje i boli łokieć, a ostry kamień ugniata biodro".
Scena 12 - "...rośnie też upór i pragnienie zrobienia tej wspinaczki nawet wbrew całemu światu. Wiem świetnie, że jeśli teraz zawrócę, już nigdy więcej nie przyjdę tu samotnie. To, co robię, jest szaleństwem, ale...".
Scena 13 - "Na szczyt Mont Blanc wchodzimy o dwunastej, pół godziny po Chrisie i Donie. Spotykamy tam fotoreportera z «Le Progrès» z wielką butelką szampana, przeprowadzającego z nimi wywiad. Nie umie ani słowa po angielsku, ma więc trudności w dogadaniu się z Anglikami, którzy z kolei nie znają francuskiego. Jednak reportaż w gazecie się ukazał, a Bonington z Whillansem łapali się za głowy, gdy czytano im to, czego nie powiedzieli".

Trzynaście scen, każda z jednego rozdziału? Tak się starałem. Że nie zdradzam czy to Tatry, Alpy, a może Związek Sowiecki? Jakimi językami posługiwali się wspinający na szczyty? Wspaniałym dopełnieniem treści jest przebogata szata fotograficzna! Niektóre z nich naprawdę robią wrażenie, jak to, które wykonał Czesław Momatiuk, które podpisano: "« Pod piętami zaczyna się powietrze, a gdzie się kończy, wolę nie patrzeć» . Długosz na ścianie Le Grand Capucin". Odrywam się od czytania i w "Wikipedii" szukam dalszych losów bohaterów "Komina pokutników". O Cz. Momatniku znajdujemy m. in. "W roku 1967 przedostał się na Zachód i do USA. Zginął 23 listopada 1972 w wypadku samochodowym". O Adamie Bilczewskim na portalu Tatry z-ne.pl , czytamy m. in. "W 1977 znalazł się w szpitalu (stan przedzawałowy), ale po odpowiednim treningu wrócił w góry i był kier. trzech wypraw w Himalaje: w 1979 na Lhotse (8516 m, był jednym z tych, którzy dotarli na wierzchołek), w 1982 na Makalu (8463 m, doszedł do wys. 7600 m) oraz zim. wyprawy na Dhaulagiri (8167 m, uczestnicząc w akcji do wys. 6200 m). [...] Wracając z Tatr na motocyklu w drodze nagle zasłabł i zmarł".  I tak sprawdzam wielu z nich, na różnych stronach. Życie rozproszyło ich po świecie, np. w Kandzie zmarł Leszek (de facto Lechosław) Utracki. W USA zmarł  wieku 84 lat Jan Mostowski. I na tym polega wspaniałość przekazu Jana Długosza. Losy Jego przyjaciół stają się nam bliskie. To nie tylko osoby, które pojawiają się na kolejnych stronach wspomnień.
To wydanie "Komina pokutników" wzbogacone zostało również o "Notę edytorską" Ewy Dereń oraz tejże "Jan Długosz i jego tatrzańska epoka". Z tego ostatniego tekstu: "Dorobek sportowy w Tatrach i alpach w sposób oczywisty uprawniał Długosza do udziału w wyprawach w góry wysokie. Gdy jednak w 1960 r. ruszyła pierwsza powojenna wyprawa w Hindukusz, nie znalazł się w jej składzie. Co więcej, jego kandydatury nie brano nawet pod uwagę. Na przeszkodzie stanęły względy natury osobowościowej; Długosz uważany był za byt dużą indywidualność, niezdolną do nagięcia się do wymogów pracy zespołowej, jakiej wymaga działalność w górach wysokich. [...] Owa swoista tendencja do popadania w konflikty, także towarzyskie, miewała czasem konsekwencje natury dyscyplinarnej". Jest spojrzenia na Jana Długosza z boku? Chwyta za gardło, to ca napisała o Jego śmierci. Musiałbym tu zacytować cały, długi akapit. Nie mogę. Tylko dwa zdania: "Śmierć Długosza była dla całego środowiska wspinaczkowego szokiem, Wydawało się nieprawdopodobne, by tak doświadczony taternik po prostu potknął się na kamieniu". Spekulacja, sugestie, banialuki - warto jednak przeczytać. Trudno, aby zapomnieć okoliczności pochówku, skąd na mogile ma Pęksowym Brzyzku wziął się kamień z Morskiego Oka?
Jest w opowieści o śmierci Wawrzyńca Żuławskiego, zaginięciu Stanisława Grońskiego pewna myśl, której nie wolno nam bagatelizować. Niech ona stanowi motto do działania, jakie zostawił nam JAN DŁUGOSZ, nie ten od kronik, ale gór. Oby nigdy, nikt z nas nie musiał stać przed podobnym doświadczeniem:
"KIEDY BĘDĄC W GÓRACH, USŁYSZYSZ TEN TAK ŁATWY DO ODRÓŻNIENIA WYSOKI KRZYK CZŁOWIEKA W ŚMIERTELNYM NIEBEZPIECZEŃSTWIE - 
NIE PYTAJ, KTO WOŁA POMOCY".

3 komentarze:

  1. Czytałam :) To świetna książka. Takie opowieści o górach pokazują to, jakim naprawdę jest człowiek wobec potęgi świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znanym faktem jest, że ILLUMINATI składa się z wielu milionerów, miliarderów, którzy mają duży wpływ na sprawy globalne i planowanie nowego porządku światowego. Wielu światowych liderów, prezydentów, premierów, członków rodziny królewskiej i wyższej kadry kierowniczej jest członkami ILLUMINATI. wykonaj kroki do Excela w życiu. będziesz miał wiele korzyści, po raz pierwszy w historii otwieramy nasze drzwi dla tych, którzy wierzą. Jeśli chcesz dołączyć do ILLUMINATI, zarejestruj się Tekst: leovincey08@gmail.com
    tekst WhatsApp +2349033667873

    ZAPRASZAMY DO BRACIA ......

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.