sobota, stycznia 14, 2017

Krzysztofa Klenczona 75 rocznica urodzin - 14 stycznia 1942 r.

"Tacy ludzie przechodzą, mój drogi, do historii, mimo że sami nie bardzo w to wierzą" - tak, tym zdaniem zamknąłem moje rocznicowe pisanie o Krzysztofie Klenczonie 14 stycznia sprzed trzema laty. Nie, to nie cytat ze mnie, ale  Janusza Kondratowicza. Od tamtego "Spotkania z Pegazem" (odc. 20) śmierć zabrała Janusza Kondratowicza - zmarł 2 lipca 2014 r. w  wieku 74. lat. Rok później zabraknie "ojca polskiego big-bitu", Franciszka Walickiego, miał 94. lata. Kilka dni temu, 7 stycznia, zmarł Jerzy Kossela, współtwórca "Czerwonych Gitar" - miał 74. lata. W 2011 r. zabrakło Henryka Zomerskiego - kolejnego ważnego człowieka z pierwszego składu "Czerwonych Gitar".  Krzysztof Klenczon, gdyby żył 14 stycznia skończyłby 75. lat. Nie dane mu było nawet dożyć czterdziestki. Zmarł 7 kwietnia 1981 r. w Chicago.
To kolejne moje pisanie o Moim Idolu lat 60-tych. Bo ja jeszcze w przedszkolnej piaskownicy śpiewałem m. in. JEGO przeboje, do spodni typu "Szariki" przyczepiałem breloczek z czerwoną plastikową gitarą, w której środku było niewielkie zdjęcie, a na nim ONI:  J. Skrzypczyk, B. Dornowski, S. Krajewski i K. Klenczon. "Czerwone Gitary". Mogę tylko żałować, że ten gadżet sprzed blisko pięćdziesięciu laty nie dotrwał do naszych czasów. Wielka szkoda. Kiedy na przełomie lat 70-tych i 80-tych szukałem Ich płyt moi rówieśnicy patrzyli na mnie z godnym politowania współczuciem? SBB czy Johna Portera oddawałem za krążki "Czerwonych Gitar", long "Trzech Koron"?! Po prostu: wariat!...
Nie chcę się powtarzać. Nie chcę cytować tego, co już napisałem. Moje oddanie dla KK było tak duże, że kiedy kupiłem płytę "Krzysztof Klenczon / powiedz stary gdzieś ty by" (Pronit SX 1614) i ją wysłuchałem, to byłem tak zdruzgotany jej poziomem, że chciałem ją wyrzucić do śmietnika. Nie zrobiłem tego. Na szczęście. 8 kwietnia 1981 r. dopisałem na niej datę śmierci Klenczona. Nagle ta dziwna płyta stała się ostatnim zapisem JEGO twórczości. Nie twierdzę, że się do niej przekonałem. Bo tak nie jest. Ale to ostatni płytowy ślad, że był wśród nas ktoś taki jak ON.

Kiedy powstawały moje poprzednie posty poświęcone KK nie miałem książki Dariusza Michalskiego "Krzysztof Klenczon który przeszedł do historii" (Wydawnictwo MA 2013). Teraz z niej wyszukuję opinii o kompozytorze, muzyku, gitarzyście, kumplu, przyjacielu, mężu, ojcu. Tylko dzięki słowom osób MU bliskich możemy poznać w jakimś ograniczonym zarysie kim naprawdę był.
  • Dla mojego pokolenia Krzysztof był naprawdę KIMŚ. Był symbolem TAMTYCH czasów  i uosobienie młodości, może trochę wtedy surowej, trochę rosochatej, ale niepokornej wobec establishmentu - Dariusz Michalski. 
  • Krzysztof miał notes. Ten zaczarowany notes to był  śpiewnik z piosenkami z Podola, z Polesia. Piękne pieni! On się nimi inspirował, ich brzmieniem, ich zaśpiewem - Seweryn Krajewski.
  • Szkoły muzycznej Krzysztof nie kończył. Był samoukiem. W starszych klasach szkoły podstawowej [...] grał na gitarze stale - Jerzy Klenczon.
  • Nie był prymusem, ale w szkole sobie radził: był dobry z przedmiotów ścisłych, uwielbiał angielski, co mu potem zaprocentowało, bo w Ameryce mówił z dobrym akcentem, ludzie tam nie wiedzieli, że jest Polakiem - siostra. 
  • Zapamiętałem z tego występu Klenczona, bo znakomicie grał na gitarze rytmicznej. To brzmiało, w przeciwieństwie do innych gitarzystów to było takie... kompletne. I to zapamiętałem ze Szczecina. Ale tylko jego postać i piosenkę, którą tam zaśpiewał, natomiast zapomniałem nazwisko - Jerzy Kossela.
  • Na próbach był bardzo stremowany, a na pierwszych koncertach wstydliwie uciekał w najciemniejsze miejsca na estradzie albo chował się za kolumny głośnikowe - Bernard Dornowski.
  • ...Krzysio był skryty. Serdeczny, kumpelski, ale prawie się nie zwierzał, nie opowiadał o swoim życiu prywatnym, o rodzinie, o własnych sprawach. W Niebiesko-Czarnych poznałem go już pierwszego dnia, bo go Walicki do mnie skierował na pierwszą próbę - Henryk Zomerski.
  • Krzysztof się zmienił. Z luzackiego muzyka, amatora hałasującego pod namiotem Non-Stopu, wykształcił się konsekwentny i wyrazisty artysta - Zbigniew Malara.
  • Klenczon miał taki swoisty sposób ruszania się, potem bardzo wielu wykonawców kopiowało to z niego. Sam sposób trzymania gitary był taki dość zabawny, bo on ją trzymał jakby pod pachą, bardzo wysoko [...]. Fajnie wyglądał na stradzie - Marek Karewicz. 
  • ...kiedyś w Rybniku [...] kręcił się podpity facet i ta menda znalazła się na sali, I co kto z nas powie, to on oczywiście ma do tego swój komentarz. Wielokrotne próby uciszenia go nie dały rezultatu. Wreszcie Krzysiek zdjął gitarę, pieprznął nią o ziemię, podszedł do faceta, wziął go za klapy, wyprowadził na korytarz, zatrzasnął drzwi i... wrócił, spontanicznie witany przez widownię, Taki był Krzysztof: jak mu coś się nie podobało, to od razu "dawał w żarówę". A za chwilę do rany przyłóż - Jerzy Skrzypczyk.
  • ...patrząc na Klenczona, takiego troszeczkę rozwichrzonego gitarzystę, który nie umie zapanować nad swoimi odruchami, skojarzyłem go z człowiekiem, który chce wyśpiewać samego siebie.  Jak we wszystkich piosenkach piosenkach Krzysztofa i moich, wymyśliłem sobie tekst będący fragmentem jego biografii. Może nawet fragmencik. Te kwiaty, które niby wpiął we włosy, są symbolem jego niezależności, jego swobody. Jego prawdy o życiu - Janusz Kondratowicz.
  • Przyjaźniłem się wtedy z Kosselą, szczególnie z Krzysiem Klenczonem, przez długie lata. zanim on zasilił Czerwone Gitary, to nawet planowaliśmy odejście od Niebiesko-Czarnych i zrobienie wspólnego zespołu. Ale nie wiem, czemu Krzysztof ostatecznie nie zrealizował tego wspólnego ze mną, nie pamiętam, jak to się stało - Czesław Niemen.



Ile jeszcze razy wrócę do Krzysztofa Klenczona? Nie wiem. W tę sobotę poddaję się czarowi JEGO głosu i piosenek, do których napisał muzykę. Jednak nie mogę nie zacytować tej, która zdobyła me serce tak dawno temu, że aż wstyd się przyznać. Wiem, ktoś powie: stary robi się sentymentalny? Ale ta piosenka często do mnie wracała... Odbijała się echem w moim życiorysie...

Gdy kiedyś znów zawołam cię
Zawołam Cię z daleka
Odpowie mi gasnący dzień
Że dawno już nie czekasz

Gdy w oczach twych ogniki gwiazd
Znów będę chciał zobaczyć
Przypomni mi przelotny wiatr
Że inny już w nie patrzy

Gdy któryś list zatrzymam by
Nie wysłać go na próżno
O wszystkim znów zapomnisz
i powrócisz, lecz za późno  

Wiem, ktoś powie: nie jesteś stary oryginalny! Nie, nie jestem. Za to oryginalny i jedyny w swym rodzaju był KRZYSZTOF KLENCZON. Kiedy przed laty odwiedziłem Pułtusk wiedziałem, że to miasto JEGO narodzin. Muszę kiedyś pojechać do Szczytna. Na JEGO grób, żeby MU podziękować za te chwile z JEGO piosenkami. Dla nikogo, kto czuje klimat tamtego grania nie powinno być zaskoczeniem, że na koniec przypominam (a może powinienem od tego zacząć?) wypowiedź samego Franciszka Walickiego (1921-2015):

"KRZYSZTOF KLENCZON BYŁ NIEPOKORNYM, ZBUNTOWANYM ENTUZJASTĄ ROCK AND ROLLA. POSTAĆ BARWNA I NIEJEDNOZNACZNA, ULEPIONA JAKBY Z RÓŻNYCH GATUNKÓW GLINY, ZŁOŻONA Z RÓŻNYCH KLOCKÓW. POD WZGLĘDEM FIZYCZNYM - ATRAKCYJNY, Z WIELOMA CECHAMI IDOLA. W ŚRODKU - KŁĘBOWISKO SPRZECZNOŚCI: NIEŚMIAŁY I ZADZIORNY ZARAZEM, ROMANTYCZNY I AGRESYWNY, ZAMKNIĘTY W SOBIE, ALE RÓWNIEŻ OTWARTY NA KAŻDY POWIEM NOWATORSTWA".

PS: 3 stycznia 70. lat skończył Seweryn Krajewski.

1 komentarz:

  1. Fajne to bardzo szczere i osobiste wspomnienie, okraszone nieco "podrasowanym, bo skompilowanym moim cytatem. Czuć w tym wspomnieniu drive i wiarę w czasy i muzykę, w których żył i tworzył "Niuniek". Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń