piątek, grudnia 02, 2016

Smakowanie Bydgoszczy... (49) - wykopaliska na Starym Rynku

Podpatrzone w niedzielę 6 listopada.
Wstyd się przyznać, ale może być ździebko nie aktualne? Bo po prostu nie wiem na jakim poziomie zaangażowania są badania archeologiczne na bydgoskim Starym Rynku. Tak, właściwie od miesiąca tam nie byłem. Że nie napisałem "na żywca"? To nie jedyny listopadowy temat, który trzeba nadganiać w pierwszych dniach grudnia. Bez mala miesiąc po fakcie. Mea culpa!...

Tak, dzieje się na Starym Rynku. Dlatego trudno napisać: "żegnaj! adieu!". To zbyt ważne historycznie miejsce nad Brdą. Nie ukrywam, że też urokliwe i wdzięczne dla każdego uzbrojonego w aparat fotograficzny przechodnia. Nie koniecznie turystę. Zresztą, jak już wspominałem, powierzchnia Rynku nie jest oszałamiająca - gdzie mu tam do Krakowa, Poznania, Torunia czy Pułtusku (o! tu dopiero jest zaległość - materiał z wizyty w Pułtusku od lat zalega w moich fotograficznych archiwach, a jestem naprawdę pod wrażeniem powierzchni tego miejsca na ziemi). Ale cieszMY się z tego, co maMY. Wiadomo: Stary Rynek w Bydgoszczy nie jest z gumy i nic na to nie poradzimy, nie rozciągniemy go w żaden sposób.

Badania archeologiczne w takim miejscu od zawsze przykuwają uwagę, ba! rozwijają ciekawość i swoistą spekulację. No tak, bo rodzą się pytania: co tym razem znajdą? a czego naprawdę szukają? I wyobraźnia wchodzi na wysokie obroty. Brawo ona i MY! Tym bardziej, że historia niemiłosiernie okaleczyła, to dawne średniowieczne serce miasta! Tylko sile wyobraźni pozostawiono nam możliwość dostrzeżenia: po pierwsze - ratusza; po drugie - tzw. pierzei zachodniej! Cud, że dawna kolegiata jezuicka ostała się burzom i naporom wojen wszelakich (od  nieszczęsnego "potopu szwedzkiego" poczynając, a na okupacji hitlerowskiej kończąc).

Pewnie, że moje historyczne i do tego ciekawskie oko nie mogło obojętnie przyglądać się czy tylko mijać miejsc, jakie naruszyła archeologiczna łopata rodem z Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego z Bydgoszczy. Można tylko westchnąć: "no! nareszcie!". Nie zapomnę mego wrażenia, jak równe 10. lat temu widziałem rozkopany plac Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Materiału z tej sesji - też nie upubliczniłem po dziś dzień. Jak więc widać zaległości dotyczą nie tylko rodzinnego miasta. Pomyślałem, że trzeba chyba stworzyć kolejny cykl na mym blog? Nazwać go choćby: "Remanenty". Tak, sięgnąć do przepasności moich zasobów.


Co widzimy w ogóle na tych fotografiach? Fundamenty, podpiwniczenia ratusza! Stał ci on w tym miejscu w  okresie 1511-1834. Cytuję za Wojciechem Łochowskim: "Całe miasto jest murem opasane, ma wysoka wieżę na czele rynku, roku 1600 kształtnie postawioną i ratusz ozdobnie murowany. Domy murowane, dachówką pokryte i wytrysk wody na rynku kształtnie urządzony". Nie miał ci on szczęścia. Kilka wydarzeń z jego "bytności" (niestety jestem skazany na podglądanie tego, co nam "uprzejmie donosi" Wikipedia): 1708 r. - pożar!; 1753 r. - ze względu na stan gmachu władze miejskie przeniosły się do jedne z kamienic w Rynku; 1756-68 - kolejne pożary niszczą budynek; 1776-1787 część gmachu wykorzystywano jako... zbór ewangelicki; 1830 r. - decyzja pruskich władz miejskich o rozbiórce ratusza; 1834 r. - ratusz bezpowrotnie znika z płyty Rynku.

Nie wolno nam zapominać, że jesteśmy dokładnie w miejscu, gdzie we wrześniu 1939 r. okupant niemiecki (hitlerowski) dokonał rzezi bydgoszczan! "Rycerski Wehrmacht" brał brutalny odwet za to, że bydgoszczanie chwycili za broń w dniach 3 i 4 IX  broniąc swego miasta! 


Nie wiem, jakie będą skutki tych badań. Cieszy, że nie pozostawia się czasu minionego dokonanego li tylko ziemi, ale przemawia do nas i odkrywa swe sekrety.

Brak komentarzy: