czwartek, grudnia 08, 2016

"Jastrząb / The Goshawk" - odc. 7

Powrót do Londynu nie mijał w radosnej atmosferze. Niedoszli zwycięzcy wracali z podwieszonymi ogonami? Zdawało się, że rodzinny trop wiódł wprost do Hastings! Wizyta u doktora Sheldona Gootha w  Worthing wszystko zburzyła. W notatce, jaką sporządził inspektor Caxton pojawił się zapis: "Wight? Wright? Cartwright?". Po chwili dopisał: "Fedora Beatrycze".
Zza drzwi  dobiegło go oburzone "Niech mnie pan nie pcha!". Te po chwili otworzyły się z hukiem. Panna Clarissa  Neville groźnie potrząsała swą parasolką przed oczyma posterunkowego Starcka. Widać było, że ostatkiem sił hamował się, by kobiecie nie spuścić manta?
- Witam panią  Neville - z sarkazmem przywitał kobietę inspektor Paul Caxton.
- Pannę! Pannę! - miotała się kobieta. - To pana pomysł znowu?!
Pewnie gdyby mogła przeskoczyłaby biurko i dopadła razem ze swą parasolką winowajcę? I puściła w ruch groźny sprzęt.

- Ile można?! No ile można niepokoić porządną kobietę w jej dzielnicy?! Pan nie ma sumienia, panie komisarzu! 
- Obawia się znowu pani plotek sąsiadek?
- Pan nie zna tej wariatki... tej... Sally Horn i... Margaret Bedlington! Mieć do czynienia z Margaret?! Diabłu nie życzę!  Gorsza od tych... Beduinów, czy jak tam ich zwą, co naszego biednego Gordona... No, pan wie.
- Nic mnie nie interesują panie  Sally Horn czy Margaret jakaś tam!
- Bedlington! 
- Prowadzę śledztwo, a pani je mi utrudnia! Mogę za to panią posadzić! Rozumie to pani?! 
- Mnie? Za co, królu złoty!
- Za utrudnianie śledztwa! - powtórzył z naciskiem, ciskając swoje notatki na stół. Zrobiło to wrażenie na pannie Neville, bo jakby spuściła z tonu. - Za nie mówienie całej prawdy!
- Ja?
- Nie, ja!
- A, co ja takiego...
- Opowiadała pani, że zjawił się brat Jean Gooth.
- No tak... taki nerwowy.
- A może ten nerwowy, to był ktoś zupełnie inny.
- Inny? - panna  Neville nie potrafiła wytrzymać ciężkiego spojrzenia inspektora. Zaczęła rozglądać się. Kiedy jej wzrok spoczął na obliczu Jej Królewskiej Mości, jakby uspokoiła się ostatecznie. Znalazła oparcie w monarchini? - Ja szczerą prawdę...
- Dlaczego nic pani nie powiedziała, że mężczyzn było dwóch?!
- No... no...
- A może jeszcze więcej? - dorzucił swoje posterunkowy Starck.
Panna Clarissa  Neville powoli traciła orientację, na kim powinna była skoncentrować swoją uwagę. Postanowiła ignorować posterunkowego i tylko inspektora traktować niczym wyrocznię...
- Bo... bo... zapomniałam... Oni byli tacy podobni...
- Kto?
- No ten brat Jean i ten drugi...
- Jak się nazywał?!
- Ten drugi?
- No chyba pan inspektor wyraźnie pyta! - obruszył się posterunkowy. - Co to panna Neville źle słyszy?! Bo mówią, że przez dwa piętra dochodzi kto z kim i dlaczego...
- Potwarz! Straszliwa potwarz! - panna Neville poczerwieniała z oburzenia. - Kto tak plecie? Ta wariatka Horn czy ta zazdrosna małpa Bedlington?! Wydrapię gały, kłaki powyrywam!
- Dość tego wrzasku! - inspektor Caxton rozjuszył się nie na żarty. - Niech mi tu pani odpowiada z sensem, bo naprawdę zamknę na kilka dni! Chleb, woda i zimna cela nie jednemu wróciła tu pamięć! Więc? I czemu nic nie powiedziała pani o dziecku.
- Dziecku?
- Nie, krokodylu! - parsknął posterunkowy Starck.
- Nazywała się Fedora Beatrycze? Jej też pani nie zapamiętała? Roczne dziecko! To chyba nie szpilka! Co się z nią stało?!
- Mała... chorowała... doktor Apfeld...  przychodził... Mówił, że dziecku szkodzi miejskie powietrze...
- Kto ją zabrał?! Czyje to było dziecko?!
- No, mów babo głupia! - posterunkowy Starck zamachnął się na nią.
- Posterunkowy Starck! Przywołuję was do porządku! - podziałało od razu. Posterunkowy wyprężył się, jak struna i stał wypięty niczym strażnik na warcie przed pałacem Kensington. - Proszę mówić. Czyje to było dziecko.
- Chyba tego drugiego pana, co to przychodził... Raz nawet kłócili się...
- Od kiedy nie ma Fedory?
- No jakoś... z tydzień... Zaraz przed tym wszystkim... No zabiciem.
- A gdzie są rzeczy małej? Jakieś zabawki, łóżeczko? W pokoju nie było śladu, że mieszka tam jakieś dziecko.
- U mnie.
- Spała u pani?
- No... jak... Jean wychodziła... to ja... zajmowałam się małą.
- Dlaczego zataiła pani fakt, że dziecko w ogóle istnieje?!
- Nie... wiedziałem, że... A przecież pan komisarz nawet nie pytał! - uchwyciła się tego argumentu niczym deski. Mogła wreszcie dryfować.
- Za takie nie mówienie prawdy, to od ręki powinno się wysyłać do Newgate! - orzekł z miną znawcy, acz bez poprzedniej napastliwości, posterunkowy Starck.
- Do Newgate? Królu złoty! - panna Neville aż wzdrygnęła się na sam dźwięk ponurego gmachu położone na rogu ulic Newgate Street i Old Bailey. Myślałby kto, że może była świadkiem powieszenia Michaela Baretta. Wszystko możliwe. W końcu od tamtej egzekucji minęło trzydzieści lat. - Powiem, co wiem.
- Dziecko było zadbane? - dopytał inspektor Caxton.
- Ależ panie komisarzu! To było oczko w głowie Jean i... i... moim ma się rozumieć.
- I nie zdziwiło pani to zniknięcie Fedory?
- No...
- Po ilu dniach wezwała pani nas? Trzech?
- No... będzie tak...
- A ten mężczyzna? Ten drugi, podobny do doktora Gootha?
- O! wielki pan! Jakiś taki ważny...
- A przedstawił się jakoś?
- No...
- Proszę wziąć tę kartkę.
Kobieta przebiegał wzrokiem zapis: "Wight? Wright? Cartwright?".
- Mówią pani coś te nazwiska?
- Cartwright?
Inspektor ożywił się.
- Nie, nie, to rzeźnik zza rogu, spod "7".
- Niech się pani skupi.  Wight, może Wright?
- Chyba  Wright. Zaraz, zaraz... Takie dziwne imię... To pamiętam!
- Jakie?
- Winfield? Wilfred?
- Może Winfield?
- O!  Winfield! ale nazwisko...
- Posterunkowy, proszę odprowadzić pannę Neville.
- To już koniec? Nie będę już niepokojona? Ten straszny człowiek... - tu spojrzała w kierunku posterunkowego. -  Sally i Margaret żyć mi nie dadzą.
- Taka nasza praca. Posterunkowy!
- Tak sir.
Panna Clarissa  Neville wstała z krzesła, poprawiła żakiet i kapelusz dygnęła inspektorowi i wyszła. Ten został w gabinecie sam. Sięgnął po stare numery "The Times'a". Zaczął szukać artykułów dotyczących obrad parlamentu.
- Winfield Wight? Lub Winfield Wright?
Sprawdzał szpalty po szpalcie. Nerwowość wzrastała proporcjonalnie do odkładanych egzemplarzy, a właściwie rzucanych na ziemię.  Zostały trzy numery, kiedy z ust inspektora Caxtona wydobyło się znamienne słowo, jakie miał wypowiedzieć Archimedes:
- Eureka!
"Na wczorajszej sesji parlamentu głos zabrał sir Winfield Wight przedstawiciel partii konserwatywnej, broniąc linię polityki premiera Roberta Salisbury'ego!".
- Poseł sir  Winfield Wight - chwycił pióro i podkreślił nazwisko.

Brak komentarzy: