niedziela, listopada 06, 2016
Przeczytania... (173) Frederick Taylor "Wypędzanie ducha Hitlera. Okupacja i denazyfikacja Niemiec" (Wydawnictwo Czarne)
"Jeśli niektórzy odczuwali głód demokracji, a znacznie liczniejsi głód pokoju, to przytłaczająca większość łaknęła prawie wyłącznie jedzenia. Ta ostatni potrzeba miała przez jakiś czas pochłaniać psychiczną i fizyczną energię, jaką zdołają z siebie wykrzesać" - oto jeden z kadrów życia na ruinach III Rzeszy. Doskonale ktoś dobrał okładkę do książki Fredericka Taylora pt. "Wypędzanie ducha Hitlera. Okupacja i denazyfikacja Niemiec", w tłumaczeniu Hanny Pustuła-Lewickiej. Nie potrafię obojętnie przejść koło kolejnej monografii z serii Historia Wydawnictwa Czarne. Zresztą nie tylko tegoż. "Znowu te Hitlery?" - słyszę uwagę wyrażoną z przekąsem przez moją osobistą Żonę.
Oto mamy przed sobą obraz pokonanych Niemiec. Sprawca bezprzykładnej rzezi narodów nie żył! Adolf Hitler popełnił samobójstwo w swoim berlińskim bunkrze 30 IV 1945 r. Zgliszcza, ruiny, śmierć, trauma po przejściu sowieckich zwycięzców - pokonany wróg otwierał oczy z przerażeniem. Tylko dlaczego niemal na samym wstępie musimy łykać historyczną niestaranność?! Frederick Taylor obraz upadku przekonuje nas: "Ale wydarzyły się również rzeczy znacznie straszliwsze: krwawe bitwy i rzezie, wypędzenie milionów Niemców ze wschodnich Niemiec, Polski i Kraju Sudetów, apokaliptyczne bombardowania Drezna, Pforzheimu i Würzburga, szturm Berlina, «marsze śmierci» z opróżnionych obozów koncentracyjnych i jenieckich". Warto chyba, nie po raz pierwszy, przypominać, że nie istniał żaden polski dekret Bieruta, który "wypędzał" Niemców! Dlaczego milczy się, że po pierwsze to była decyzja Wielkiej Trójki lub samych Niemców, herenvolków z III Rzeszy, którzy przeprowadzali nieludzką ewakuację na przełomie 1944 i 45 swoich herenmenszów z ich rodzinami?! Trudno nie zgodzić się z innym stwierdzeniem: "...wprawiono w ruch migracje ogromnych mas ludności, jakich Europa nie widziała od upadku Cesarstwa Rzymskiego; objęły one nie tylko Niemców, ale także Polaków, Ukraińców, Węgrów, Włochów i inne narody". Znów m. in. Polaków wrzucono do jednego worka z oprawcami? Lekkie niby-sprostowanie odnajdziemy prawie sto stron później (lepiej dalej, niż nigdy?): "W ostatecznym rachunku blisko dziesięć milionów Niemców zmuszono do opuszczenia obszarów przyłączonych do Polski na konferencji w Poczdamie".
Oto mamy przed sobą obraz pokonanych Niemiec. Sprawca bezprzykładnej rzezi narodów nie żył! Adolf Hitler popełnił samobójstwo w swoim berlińskim bunkrze 30 IV 1945 r. Zgliszcza, ruiny, śmierć, trauma po przejściu sowieckich zwycięzców - pokonany wróg otwierał oczy z przerażeniem. Tylko dlaczego niemal na samym wstępie musimy łykać historyczną niestaranność?! Frederick Taylor obraz upadku przekonuje nas: "Ale wydarzyły się również rzeczy znacznie straszliwsze: krwawe bitwy i rzezie, wypędzenie milionów Niemców ze wschodnich Niemiec, Polski i Kraju Sudetów, apokaliptyczne bombardowania Drezna, Pforzheimu i Würzburga, szturm Berlina, «marsze śmierci» z opróżnionych obozów koncentracyjnych i jenieckich". Warto chyba, nie po raz pierwszy, przypominać, że nie istniał żaden polski dekret Bieruta, który "wypędzał" Niemców! Dlaczego milczy się, że po pierwsze to była decyzja Wielkiej Trójki lub samych Niemców, herenvolków z III Rzeszy, którzy przeprowadzali nieludzką ewakuację na przełomie 1944 i 45 swoich herenmenszów z ich rodzinami?! Trudno nie zgodzić się z innym stwierdzeniem: "...wprawiono w ruch migracje ogromnych mas ludności, jakich Europa nie widziała od upadku Cesarstwa Rzymskiego; objęły one nie tylko Niemców, ale także Polaków, Ukraińców, Węgrów, Włochów i inne narody". Znów m. in. Polaków wrzucono do jednego worka z oprawcami? Lekkie niby-sprostowanie odnajdziemy prawie sto stron później (lepiej dalej, niż nigdy?): "W ostatecznym rachunku blisko dziesięć milionów Niemców zmuszono do opuszczenia obszarów przyłączonych do Polski na konferencji w Poczdamie".
To był problem, co zrobić z rozbity, zdruzgotanym państwem po umilknięciu dział. I o tym jest ta książka. Frederick Taylor zwraca naszą uwagę, że tematyka denazyfikacji ożyła i dostała pewnego przyspieszenia z chwilą upadku Deutsche Demokratische Republik. Otwarto wtedy m. in. tamtejsze archiwa. Poznano rzeczywiste rozmiary tego procesu szczególnie w dawnej sowieckiej strefie okupacyjnej, którą przemianowano właśnie na DDR.
Pewnie, że temat rozliczanie z narodem niemieckim powraca co jakiś czas. Wręcz czytamy o "czystkach etnicznych"? Podaje się przykład niemieckiego dotychczas Breslau, które po stuleciach znów stawało się Wrocławiem: "Wiosną fala uchodźców zmieniła się w potężny, nieokiełznany zalew ludzkiego nieszczęścia. Nie zatrzymało go nastanie pokoju, ponieważ dla ciemiężonych przez lata narodów Europy Środkowej przyszedł teraz czas zemsty. Dla wielu pokój nie był końcem przemocy, lecz jej początkiem". Czytamy m. in o "wściekłym czeskim motłochu" mordującym ponad 100 sudecki Niemców! Nagle sprawcy pokazywani są jako ofiary. Niewinne owieczki dostające się pod noże zdziczałych i żądnych ich krwi hord?! Nikt nie twierdzi, że nie był samosądów. Robienie z Królewca / Königsbergu "drugiej Dunkierki", to chyba lekka przesada. Czytając narrację F. Taylora ma się nieodparte wrażenie, że jednak kształtował swe poglądy pod jednym, niebezpiecznym (moim zdaniem) kątem: odciążenia z barków Niemców odpowiedzialnością z koszmaru, jaki sami wywołali. Jeśli się mylę, to proszę mnie przekonać, że tak nie jest.
Proszę wyjaśnić mi sens takiego zdania: "Inwazja i podbój Niemiec były straszne, ale nie straszniejsze niż cierpienia ludów i narodów w innych toczonych w ciągu tysiącleci wojnach"? Czytam podobne stwierdzenia i nie mogę wyjść z podziwu. Jaka to znowu ucieczka w usprawiedliwianie zbrodni II wojny światowej (1939-1945). Aż dziw, że Autor nie cofnął się do wojny trzydziestoletniej (1618-1648). Nie ironizuję. Po prostu szukam logiki w takim sposobie myślenia. Jest o okupacji niemieckiej i sowieckiej Polski. I próba ratowania honoru Aliantów za ich bezczynność w czasie kampanii polskiej (IX-X '39): "W 1939 roku Wielka Brytania i Francja stanęły w obronie integralności terytorialnej Rzeczypospolitej Polskiej (gest, który nie spowodował natychmiastowego wszczęcia działań militarnych i którego logiczną konsekwencją powinno być wypowiedzenie wojny również sowieckiemu sojusznikowi Hitlera)". Nie wiem czemu mają służyć wątki dotyczące korzeni konfliktów grecko-tureckich? Jestem zdania, że Autor zupełnie niepotrzebnie brnie w szczegółowe fakty nie związane bezpośrednio z obrazem... denazyfikacji Niemiec. Może tak trzeba? Może odbiorca na Zachodzie potrzebuje więcej szczegółów, aby zrozumieć inne fakty? Możliwe, że to ja się mylę i grzesząc zbytnią surowości odstraszam potencjalnego nabywcę i czytelnika.
"W ostatniej fazie wojny zniszczenia i straty przyjęły tak olbrzymie rozmiary, chaos był tak wszechogarniający, a upadek państwa tak dramatyczny, iż mimo ulgi z powodu zakończenia walk tylko nieliczni żywili nadzieję na znośną przyszłość" - trudno nie ulec tak plastycznej narracji. Zawsze w podobnej chwili zachodzę w głowę ile z tego zawdzięczamy Autorowi, a ile Tłumaczce/Tłumaczowi. Jedno nie ulga wątpliwości: nikt chyba z na wiosnę 1945 r. nie chciałby być eks-obywatelem III Rzeszy. Zawsze moją uwagę skupiają wykorzystane relacje świadków. Świetnie, jeśli były pisane "na gorąco" w chwili emocji, anie przemyślanych lat i perspektywy, która dawała osąd danemu wydarzeniu. Mają swój wydźwięk takie słowa: "Jeśli chodzi o to, co myślały nasze grube ryby, są tylko dwie możliwości. Albo byli kompletnymi idiotami, którzy nie mieli pojęcia, co Ruscy i Jankesi mogą rzucić do walki. [...] Albo druga możliwość jest jeszcze gorsza. Doskonale wiedzieli, lecz i tak zaryzykowali naszą skórę. Rzucili na szalę ojczyzny, a my, głupie dupki, tańczyliśmy, jak nam zagrali!". Swoją drogą korci mnie w podobnych chwilach bezmiernego krytycyzmu do systemu faszystowskiego, aby postawić pytanie: a gdzie ty głupi dupku byłeś od 1933 r.? Niemniej jest to cenny głos dla zrozumienia psychiki przeciętnego Niemca? W końcu Frederick Taylor nie wybrał go przypadkowo. A skoro i na mnie zrobił wrażenie, to chyba wart był przypomnienia. Świetnym dopełnieniem jest, to co znajdziemy kilka stron dalej, jako komentarz Autora książki: "Trzecia Rzesza wyraźnie straciła szacunek i lojalność obywateli, z wyjątkiem wąskiej grupy zagorzałych wyznawców".
"...kiedy Niemcy z okupantów zmienili się okupowanych - czytamy dalej u F. Taylora. - i kobiety byłej «rasy panów» musiały dokonywać podobnych wyborów, do użycia weszło angielskie słowo fraternization. Wkrótce powstał od niego czasownik frat, który zaczął funkcjonować jako eufemistyczne określenie stosunków seksualnych pomiędzy okupantami i setkami tysięcy, jeśli nie milionami niemieckich kobiet". Jak widać Autor nie ucieka od pewnych, rzekłby: niezręcznych tematów. Nie ma tabu. Polemizowałbym czy "fraternization", to rzeczywiście angielskie słowo. Nie chcę by ktoś wziął mnie za ciągłego czepialskiego. "Wypędzanie ducha Hitlera", to moim zdaniem znakomicie plastycznie i rzeczowo napisana książka. Trudno od niej odejść choć na chwilę...
"Był synem krawca, urodził się w Lipsku, wyuczył się na stolarza zajmującego się wyrobem mebli, szybo został zawodowym agitatorem politycznym i działaczem partyjnym, jego zimna skuteczność, niespożyta energia pozwoliły mu przetrwać" - pozwoliłem sobie na pewną kompilację tekstu (czy uzasadniony jest w takim razie cudzysłów?). To wyszarpnięte z tekstu drobiazgi z biografii Waltera Ulbrichta, pierwszego przywódcy DDR/NRD. "Trzeba zachować pozory demokracji - Taylor cytuje słowa tego przywiezionego z Moskwy członka WKP (b) - ale to my musimy wszystko trzymać w garści" - i trzeba to dodać: będą trzymać aż do upadku muru berlińskiego! Podobne poglądy dokładnie w tym samym czasie wygłaszał nad Wisłą niejaki towarzysz Wiesław (Władysław Gomułka). Niezwykle zawile plotły się relacje pomiędzy sojusznikami, szczególnie gdy chodziło o los przyszłych Niemiec, ba! dotrzymania umów, co do stref wpływów, tym bardziej, że Anglicy i Amerykanie "zapędzili" się zbyt daleko na wschodnie rubieże.
"Pamiętam, że wcale się ich nie bałem. Współczuliśmy im nawet, bo wyglądali bardzo biednie w porównaniu z Amerykanami, którzy byli tam wcześniej. Nie mieli nic, co mogliby nam dać. Koniec z czekoladą, z papierosami marki Camel, mieli tylko te ordynarne rosyjskie papierosy" - to wspomnienie z dzieciństwa dziewięcioletniego w '45 roku Joachima z Schlotheimu. Autor cytuje znamienną amerykańską dyrektywę JCS 1067, która skierowana została do generała Dwighta Eisenhowera, w której czytamy m. in. "Głównym celem aliantów jest dopilnowanie, by Niemcy nigdy więcej nie stały się zagrożeniem dla światowego pokoju. Dla osiągnięcia tego celu konieczne są: zniszczenie wszystkich form nazizmu i militaryzmu, niezwłoczne aresztowanie zbrodniarzy wojennych, likwidacja przemysłu zbrojeniowego, demilitaryzacja kraju, stała kontrola zdolności Niemiec do prowadzenia wojny i wreszcie odbudowa niemieckiego życia politycznego na demokratycznych podstawach". Mamy prawdziwą wykładnie, jak należało pojmować los Niemiec po upadku Hitlera! Co do realizacji tych zamierzeń? No i o tym też jest książka F. Taylora.Jeden z oficerów tak kwitował okupacyjne zarządzenia i obostrzenia w relacjach z Niemcami: "Muszę powiedzieć, że czasem przeraża mnie władza, którą posiadamy. Dokładnie przeczytałem przepisy wojskowe i część z nich jest okropnie niejasna i ogólnikowa".
Z wszystkich cytowanych źródeł jednym z najbardziej cennych i interesujących jest dziennik (jego fragment?), jaki prowadziła jakaś niemiecka uczennica w oblężonym Berlinie, np z 2 V: "Pierwsza spokojna noc. Trafiłyśmy z piekła do nieba. Rozpłakałyśmy się, kiedy zobaczyłyśmy kwitnące na podwórzu bzy". Jeśli notatki są kompletne, to od 22 kwietnia przebywała w piwnicy jednej z kamienic. Zaskakujące mogą być relacje o Rosjanach: "...dzieciom Rosjanie zawsze dawali coś do jedzenia, dzieciaki mogły od nich wyciągnąć, co chciały. Zawsze byli dobrzy dla dzieci, nigdy nie traktowali ich okrutnie" i druga "...my, Niemki, swobodnie poruszałyśmy się po okolicy. Rosjanie pokazywali nam zdjęcia swoich rodzin, śmialiśmy się razem. Trudno uwierzyć, że coś takiego było możliwe po tych wszystkich straszliwych dniach". Nie wpadajmy w samo-zachwyt! Jest też o gwałtach, zagrożeniu, kradzieży zegarków! Może zaskoczyć niekorzystna dla Francuzów ocena względem Rosjan? Ale znajdziemy też taką uwagę Autora: "Żaden z tych gestów elementarnej przyzwoitości nie był w stanie złagodzić skutków fali masowych gwałtów, która przetoczyła się przez zajmowane przez Sowietów obszary i osiągnęła straszliwe apogeum w momencie upadku Berlina". Proszę zwrócić uwagę na zapiski lejtnanta Władymira Gelfanda. Nie podajmy w jakiś antysowietyzm. Przykłady okrucieństw francuskich żołnierzy, ba! marokańskich też odnotowano.
"Tej zimy warunki w Niemczech będą skrajnie trudne, [wielu ludzi] będzie cierpiało zimno i głód' - to wypowiedź generała Luciusa Dubignona Claya. To jemu prezydent F. D. Roosevelt powierzył obowiązki gubernatora amerykańskiej strefy okupacyjnej. Zima 1945/1946 mogła okazać się katastrofalna dla pokonanych Niemców. Z tych samych ust padło i takie stwierdzenie: "Trochę zimna i głodu pomoże uświadomić Niemcom, do czego doprowadziła rozpętana przez nich wojna". Aprowizacja nie tylko cywilów, ale też jeńców (sami tylko amerykanie wzięli do niewoli 2 600 000 żołnierzy wroga!). Sporo miejsca poświecono jednemu z obozów w miejscowości Gummersbach, gdzie przez cztery dni jeńcy nie dostawali wody, spali pod gołym niebem, znęcali się nad nimi amerykańscy strażnic-żołnierze: "Wielu jeńców - czytamy dalej. - szybko straszliwie wychudło, upodabniając się do przypominających szkielety więźniów obozów koncentracyjnych [...]. Według oficjalnych danych w obozie w Remagen-Sinzig zmarło 1247 jeńców". Frederick Taylor upatruje przyczyn traktowania Niemców, jako wypadkową wcześniej oswabadzanych przez Aliantów właśnie niemieckich obozów koncentracyjnych! Szacunku śmiertelności wśród jeńców szacuje się od 1 do 5 % ogółu uwięzionych. Zima 1945/1946 na szczęście nie okazała się zbyt mroźna.
Musiały aliantów zaboleć swoiste słowa oskarżenia Tilli (Mathilde) Wolff-Mönckeberg, która oskarżała Anglików o hipokryzje: "A kto niszczył nasze piękne miasta, za nic mając ludzkie życie, życie kobiet, dzieci i starców? Kto zrzucał trujący fosfor w czasie przerażających nalotów na nieszczęsnych uciekinierów, zapędzając ich jak żywe pochodnie do rzek? [...] Kto to był, pytam was? Wszyscy jesteśmy tacy sami, wszyscy jednakowo winni [...]". Pytanie: czy już wtedy (w 1945 r.) nie próbowano przesuwać punktu ciężkości niemieckiej odpowiedzialności na resztę świata? Stad to ciekawe ujęcie owej kwestii słowami Autora "Wypędzania ducha Hitlera...": "W tym mglistym pejzażu moralnym, od czasu do czasu rozjaśnianym bladym światłem zbiorowej odpowiedzialności, zwycięzcy i zwyciężeni wydają się jednakowo zbrukani. Wszyscy są winni, a zatem wystarczy chwila nieuwago - i wszyscy będą bez winy".
Ciekawym problemem czasu okupowania Niemiec był... "Gwałtowny wzrost zachorowań na choroby przynoszone drogą płciową [...]. Półtora roku po zakończeniu wojny stu ośmiu na ośmiuset żołnierzy batalionu jednego ze stacjonujących w Niemczech pułków szkockich objęto obserwacją lekarską w związku z podejrzeniem o chorobę weneryczną". Sex i papierosy! Kolejna wartość czasu po upadku III Rzeszy: "...wyroby tytoniowe miały znacznie większą siłę nabywczą od reichsmarki, zbieranie niedopałków weszło na listę uznanych zawodów (Kippensammler)". Przypomnijmy sobie ostatni odcinek przygód filmowego bohatera J-23 i tam jest scena, kiedy żołnierz amerykański na oczach dwóch młodych niemieckich jeńców rozdrabnia papierosa,a tych dwoje patrzy na ten akt barbarzyństwa. Ile w ich oczach bezsilności i gniewu.
Frederick Taylor w książce "Wypędzanie ducha Hitlera. Okupacja i denazyfikacja Niemiec" daje nam bardzo drobiazgowy obraz okupowanych po II wojnie ziem dawnej III Rzeszy. Książka pozytywnie zaskakuje. Nie pozwala się nam nudzić. Proszę sprawdzić, co się stało z fabryką konserw w Dinslaken? Strajki w strefach okupacyjnych? Czarny rynek! Ale i mafijno-gangsterskie poczynania Amerykanów w Duisburgu?! Jak realizowano opcję "Zagłodzić ich, wystrzelać albo nakarmić"? Moje tu pisanie ma, rozgrzebawszy temat, wciągnąć do szukania ciągu dalszego. Ja do niego zaraz wracam. I wpadam na ślad wojny... trzydziestoletniej. Co dalej? Nie po to Wydawnictwo Czarne męczyło się, aby ja ujawnia każdy sekret rozpisany na przeszło czterystu stronach... Miłej lektury!
"...kiedy Niemcy z okupantów zmienili się okupowanych - czytamy dalej u F. Taylora. - i kobiety byłej «rasy panów» musiały dokonywać podobnych wyborów, do użycia weszło angielskie słowo fraternization. Wkrótce powstał od niego czasownik frat, który zaczął funkcjonować jako eufemistyczne określenie stosunków seksualnych pomiędzy okupantami i setkami tysięcy, jeśli nie milionami niemieckich kobiet". Jak widać Autor nie ucieka od pewnych, rzekłby: niezręcznych tematów. Nie ma tabu. Polemizowałbym czy "fraternization", to rzeczywiście angielskie słowo. Nie chcę by ktoś wziął mnie za ciągłego czepialskiego. "Wypędzanie ducha Hitlera", to moim zdaniem znakomicie plastycznie i rzeczowo napisana książka. Trudno od niej odejść choć na chwilę...
"Był synem krawca, urodził się w Lipsku, wyuczył się na stolarza zajmującego się wyrobem mebli, szybo został zawodowym agitatorem politycznym i działaczem partyjnym, jego zimna skuteczność, niespożyta energia pozwoliły mu przetrwać" - pozwoliłem sobie na pewną kompilację tekstu (czy uzasadniony jest w takim razie cudzysłów?). To wyszarpnięte z tekstu drobiazgi z biografii Waltera Ulbrichta, pierwszego przywódcy DDR/NRD. "Trzeba zachować pozory demokracji - Taylor cytuje słowa tego przywiezionego z Moskwy członka WKP (b) - ale to my musimy wszystko trzymać w garści" - i trzeba to dodać: będą trzymać aż do upadku muru berlińskiego! Podobne poglądy dokładnie w tym samym czasie wygłaszał nad Wisłą niejaki towarzysz Wiesław (Władysław Gomułka). Niezwykle zawile plotły się relacje pomiędzy sojusznikami, szczególnie gdy chodziło o los przyszłych Niemiec, ba! dotrzymania umów, co do stref wpływów, tym bardziej, że Anglicy i Amerykanie "zapędzili" się zbyt daleko na wschodnie rubieże.
"Pamiętam, że wcale się ich nie bałem. Współczuliśmy im nawet, bo wyglądali bardzo biednie w porównaniu z Amerykanami, którzy byli tam wcześniej. Nie mieli nic, co mogliby nam dać. Koniec z czekoladą, z papierosami marki Camel, mieli tylko te ordynarne rosyjskie papierosy" - to wspomnienie z dzieciństwa dziewięcioletniego w '45 roku Joachima z Schlotheimu. Autor cytuje znamienną amerykańską dyrektywę JCS 1067, która skierowana została do generała Dwighta Eisenhowera, w której czytamy m. in. "Głównym celem aliantów jest dopilnowanie, by Niemcy nigdy więcej nie stały się zagrożeniem dla światowego pokoju. Dla osiągnięcia tego celu konieczne są: zniszczenie wszystkich form nazizmu i militaryzmu, niezwłoczne aresztowanie zbrodniarzy wojennych, likwidacja przemysłu zbrojeniowego, demilitaryzacja kraju, stała kontrola zdolności Niemiec do prowadzenia wojny i wreszcie odbudowa niemieckiego życia politycznego na demokratycznych podstawach". Mamy prawdziwą wykładnie, jak należało pojmować los Niemiec po upadku Hitlera! Co do realizacji tych zamierzeń? No i o tym też jest książka F. Taylora.Jeden z oficerów tak kwitował okupacyjne zarządzenia i obostrzenia w relacjach z Niemcami: "Muszę powiedzieć, że czasem przeraża mnie władza, którą posiadamy. Dokładnie przeczytałem przepisy wojskowe i część z nich jest okropnie niejasna i ogólnikowa".
Z wszystkich cytowanych źródeł jednym z najbardziej cennych i interesujących jest dziennik (jego fragment?), jaki prowadziła jakaś niemiecka uczennica w oblężonym Berlinie, np z 2 V: "Pierwsza spokojna noc. Trafiłyśmy z piekła do nieba. Rozpłakałyśmy się, kiedy zobaczyłyśmy kwitnące na podwórzu bzy". Jeśli notatki są kompletne, to od 22 kwietnia przebywała w piwnicy jednej z kamienic. Zaskakujące mogą być relacje o Rosjanach: "...dzieciom Rosjanie zawsze dawali coś do jedzenia, dzieciaki mogły od nich wyciągnąć, co chciały. Zawsze byli dobrzy dla dzieci, nigdy nie traktowali ich okrutnie" i druga "...my, Niemki, swobodnie poruszałyśmy się po okolicy. Rosjanie pokazywali nam zdjęcia swoich rodzin, śmialiśmy się razem. Trudno uwierzyć, że coś takiego było możliwe po tych wszystkich straszliwych dniach". Nie wpadajmy w samo-zachwyt! Jest też o gwałtach, zagrożeniu, kradzieży zegarków! Może zaskoczyć niekorzystna dla Francuzów ocena względem Rosjan? Ale znajdziemy też taką uwagę Autora: "Żaden z tych gestów elementarnej przyzwoitości nie był w stanie złagodzić skutków fali masowych gwałtów, która przetoczyła się przez zajmowane przez Sowietów obszary i osiągnęła straszliwe apogeum w momencie upadku Berlina". Proszę zwrócić uwagę na zapiski lejtnanta Władymira Gelfanda. Nie podajmy w jakiś antysowietyzm. Przykłady okrucieństw francuskich żołnierzy, ba! marokańskich też odnotowano.
"Tej zimy warunki w Niemczech będą skrajnie trudne, [wielu ludzi] będzie cierpiało zimno i głód' - to wypowiedź generała Luciusa Dubignona Claya. To jemu prezydent F. D. Roosevelt powierzył obowiązki gubernatora amerykańskiej strefy okupacyjnej. Zima 1945/1946 mogła okazać się katastrofalna dla pokonanych Niemców. Z tych samych ust padło i takie stwierdzenie: "Trochę zimna i głodu pomoże uświadomić Niemcom, do czego doprowadziła rozpętana przez nich wojna". Aprowizacja nie tylko cywilów, ale też jeńców (sami tylko amerykanie wzięli do niewoli 2 600 000 żołnierzy wroga!). Sporo miejsca poświecono jednemu z obozów w miejscowości Gummersbach, gdzie przez cztery dni jeńcy nie dostawali wody, spali pod gołym niebem, znęcali się nad nimi amerykańscy strażnic-żołnierze: "Wielu jeńców - czytamy dalej. - szybko straszliwie wychudło, upodabniając się do przypominających szkielety więźniów obozów koncentracyjnych [...]. Według oficjalnych danych w obozie w Remagen-Sinzig zmarło 1247 jeńców". Frederick Taylor upatruje przyczyn traktowania Niemców, jako wypadkową wcześniej oswabadzanych przez Aliantów właśnie niemieckich obozów koncentracyjnych! Szacunku śmiertelności wśród jeńców szacuje się od 1 do 5 % ogółu uwięzionych. Zima 1945/1946 na szczęście nie okazała się zbyt mroźna.
Musiały aliantów zaboleć swoiste słowa oskarżenia Tilli (Mathilde) Wolff-Mönckeberg, która oskarżała Anglików o hipokryzje: "A kto niszczył nasze piękne miasta, za nic mając ludzkie życie, życie kobiet, dzieci i starców? Kto zrzucał trujący fosfor w czasie przerażających nalotów na nieszczęsnych uciekinierów, zapędzając ich jak żywe pochodnie do rzek? [...] Kto to był, pytam was? Wszyscy jesteśmy tacy sami, wszyscy jednakowo winni [...]". Pytanie: czy już wtedy (w 1945 r.) nie próbowano przesuwać punktu ciężkości niemieckiej odpowiedzialności na resztę świata? Stad to ciekawe ujęcie owej kwestii słowami Autora "Wypędzania ducha Hitlera...": "W tym mglistym pejzażu moralnym, od czasu do czasu rozjaśnianym bladym światłem zbiorowej odpowiedzialności, zwycięzcy i zwyciężeni wydają się jednakowo zbrukani. Wszyscy są winni, a zatem wystarczy chwila nieuwago - i wszyscy będą bez winy".
Ciekawym problemem czasu okupowania Niemiec był... "Gwałtowny wzrost zachorowań na choroby przynoszone drogą płciową [...]. Półtora roku po zakończeniu wojny stu ośmiu na ośmiuset żołnierzy batalionu jednego ze stacjonujących w Niemczech pułków szkockich objęto obserwacją lekarską w związku z podejrzeniem o chorobę weneryczną". Sex i papierosy! Kolejna wartość czasu po upadku III Rzeszy: "...wyroby tytoniowe miały znacznie większą siłę nabywczą od reichsmarki, zbieranie niedopałków weszło na listę uznanych zawodów (Kippensammler)". Przypomnijmy sobie ostatni odcinek przygód filmowego bohatera J-23 i tam jest scena, kiedy żołnierz amerykański na oczach dwóch młodych niemieckich jeńców rozdrabnia papierosa,a tych dwoje patrzy na ten akt barbarzyństwa. Ile w ich oczach bezsilności i gniewu.
Frederick Taylor w książce "Wypędzanie ducha Hitlera. Okupacja i denazyfikacja Niemiec" daje nam bardzo drobiazgowy obraz okupowanych po II wojnie ziem dawnej III Rzeszy. Książka pozytywnie zaskakuje. Nie pozwala się nam nudzić. Proszę sprawdzić, co się stało z fabryką konserw w Dinslaken? Strajki w strefach okupacyjnych? Czarny rynek! Ale i mafijno-gangsterskie poczynania Amerykanów w Duisburgu?! Jak realizowano opcję "Zagłodzić ich, wystrzelać albo nakarmić"? Moje tu pisanie ma, rozgrzebawszy temat, wciągnąć do szukania ciągu dalszego. Ja do niego zaraz wracam. I wpadam na ślad wojny... trzydziestoletniej. Co dalej? Nie po to Wydawnictwo Czarne męczyło się, aby ja ujawnia każdy sekret rozpisany na przeszło czterystu stronach... Miłej lektury!
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.