niedziela, września 25, 2016

Smakowanie Bydgoszczy... (43) - zaautobusiło się na Starym Rynku

I znowu Stary Rynek w Bydgoszczy.  24 września 2016 r. Jak pisałem w poprzednim odcinku "Smakowań..." Rynek, to miejsce różnych okazji do spotkań, refleksji, zabawy. Wiele by o tym pisać, tyle wszakże można na tym blogu... Tak, tak stylizacja na kochanego Anonima tzw. Galla zupełnie zamierzona. Często będąc na bakier z lokalnymi zapowiedziami "co? gdzie? kiedy?" (taka rubryka była przed laty w której z bydgoskich gazet) jestem zaskakiwany, tym co zastaję na bruku starego placu!
Tym razem zaautobusiło się  na Starym Rynku! Wozów wszelkiej "maści" i wieku! Niestety - najazd chętnych obejrzenia, dotknięcia, uwiecznienia było bardzo wielu. Na tyle, że bardzo skutecznie uniemożliwiali wykonanie zdjęć. Coraz to ktoś nowy wchodził w kadr! Pewnie, że jest szlachetny gatunek współoglądających, którzy przystaną, schylą głowę lub poczekają, aż zrobi się "pstryk!". Ale... Nie, nie mam żalu. Takie warunki. Niemal plac boju. A mój czas też był ograniczony, żebym bawił się w kurtuazję czekania i pstrykania (no, raczej dotykania niby przycisku w osobistym smartfonie).
Odżywają wspomnienia? Oj! tak. Tym bardziej, że należę do tego pokolenia (50+), które pamięta, jak autobusy w latach 60-tych XX w. nieopodal miały swoje przystanki. To stąd wsiadałem z rodzicami i bratem w "56" i jechaliśmy na ukochane Prądy, gdzie przy ul. Lisiej 32 mieszkali moi wileńscy dziadkowie. Tak, obecnym mostem im. Jerzego Sulimy Kamińskiego (stały klient u mej babci, bo kupował jajka!) jeździły autobusy. Sam most też czeka na to, aż napiszę o nim w tym cyklu. Choć każdy bydgoszczanin wie, że najgodniejszym wspomnień jest ten, którego patronką jest król(-owa) Jadwiga.

Nie tęsknię za komunikacją ówczesnego WPK, na którą byłem skazany w latach 1978-1983, kiedy pobierałem nauki w Zespole Szkół Mechanicznych nr 1! Tak, jestem wykształconym (pierwotnie?)... mechanikiem obróbki skrawania. Brzmi zabawnie i niewiarygodnie? Ale to fakt - historyczny. Ale o tym nie teraz. Dla moich 191 cm jeżdżenie "ogórkiem" (czyli "Jelcz" na licencji czeskiej) wcale nie należało do przyjemności. Można się było nabawić scoliosis comunicaciosis. Że nie ma takie schorzenia? Wiem. Sam je na swój użytek wymyśliłem. Skolioza komunikacyjna. Jedyne miejsce w tym typie autobusu, gdzie stałem prosto, to tam, gdzie był właz! Dopiero pojawienie się "Berlietów" uratowało przed degeneracją mój kręgosłup. Choć nie ukrawam, że chciałbym raz jeszcze widzieć obciążony "53"-ogóras*, jak wjeżdża na ul. Kijowską i swoim "tyłkiem" uderza o bruk (asfalt)! Łomot! Skry! I często na samej górze "rozkraczał się" i trzeba było na ukochane Wyżyny drałować pieszo...

"Ikarusy"! Dacie wiarę, że widziałem chyba jeden z pierwszych ich transportów. Była sobota 12 XII 1981 r. Tak, wigilia stanu wojennego. Wtedy miałem, co innego w głowie. Za kilka godzin randka z D.T., a tu przez wzmiankowany most król(-owej) Jadwigi jadą cuda węgierskiej komunikacji! Nie znałem wcześniej tzw. autobusów przegubowych! To był -  s z o k ! Jakby powiedział klasyk, niejaki Kaźmirz Pawlak. Bez wątpienia komfort jazdy podniósł się. Choćby z racji swej pojemności. 

"Autosany" budzą inne wspomnienie: dworzec PKS, bardzo poranne wstawanie, kurs do Nakła nad Notecią (via Potulice lub via Ślesin). Rano, to jeszcze było pół biedy. Ludek grzecznie wsiadał przednim wejściem, chyba że kierowca zapomniał zamknąć te z tyłu. Ale gdy był kurs w piątek bodaj koło 15 (?), to już był nieomal szturm Monte Cassino! Tam już nie było dyscypliny! Byle być w środku! Łokcie i inne argumenty szły w ruch. Pani z wiklinowym nowym koszem po chwili miała... wiklinową paterę! Cudem nikt nie wskakiwał przez okno (w końcu to nie pojazd szacownej PKP), ale pewnie gdyby mógł lub kubatura ciała pozwalała, to uskuteczniłby to. I zero ogrzewania. A zima 1984/85 była bardzo mroźna! Kiedy wysiadałem w Nakle, to niemal w stanie przykurczu. Wyprostowywałem się na dobre pewnie gdzieś w okolicy liceum im. Bolesława Krzywoustego. No, ale cóż miało się 21. lat, to co mi tam zima i nieodgrzany "Autosan". Wielu jeszcze jechało dalej - do Wyrzyska czy Wałcza.

Uff! Ale mi się nawspominkowało. I kilka neologizmów wymyśliło się przy tej okazji. Niewiele trzeba, jak widać, aby ożyła historia. Że tylko nasza! Ależ to największa najcenniejszość! Bliska ciału koszula. Może wrócę (był kiedyś mój artykuł w dodatku do "Gazety Pomorskiej", czyli "Albumie bydgoskim") do tematu strajku WPK AD 1981 r.? Panowie kierowcy - ja żyję! Jeśli znaleźliście swoje fotki na łamach "GP", to TU dla przypomnienia jedna z nich. Pamiętacie? Nie ukrywam, że obecnie wsiadam do autobusów czy tramwajów bydgoskiego MZK okazjonalnie (mój mechanik wie o co chodzi, pozdrawiam pana Bartka) i jest to dla mnie nawet swoiste przeżycie. Jedno mogę napisać: odkąd jazdę tramwajem (chodzi o linię "6" lub ówczesną "9") zamieniłem na samochód, to... podupadło lekko moje czytelnictwo. Bóg jeden wie ile książek przeczytałem w czasie takiej podróż z domu do pracy i z pracy do domu...

Nie, nie zasiadłem za kółkiem "ogórka". Szkoda. Wiem. Za to kiedyś siedziałem na bocznym siedzeniu koło kierowcy, bo był taki tłok, że nieomal wtłoczono mnie na nie. A pamiętacie (Rodacy 50+), to boczne siedzenie dla... konduktora przy tylnych drzwiach? Ech - wspominania nie byłoby końca. "Ludziska, dokąd wy się pchata?!" - cudowny okrzyk pani X w "53" sprzed przeszło 30-tu laty, kiedy ów jeździł jeszcze przez ul. K. Ujejskiego (dziś nie przejezdna i nie stykająca się z ul. Kujawską).

* Ktoś wpadał na szalony pomysł i kilka miesięcy temu katastroficznie zmienił niemal wszystkie połączenia komunikacyjne nad Brdą, więc jeżeli Czytelniku okazjonalnie jesteś nad Brdą nie zawierzaj pamięci, bo pojedziesz zupełnie w innym kierunku!

Brak komentarzy: