poniedziałek, lipca 25, 2016

Przeczytania... (150) Elżbieta Cherezińska "Harda" (Wydawnictwo Zysk i S-ka)

"Najlepsza książka Elżbiety Cherezińskiej" - każe nam zaufać w swoją opinię Krzysztof Masłoń, autor m. in. "Puklerza Mohorta" (patrz odc. 55 "Przeczytań..." z  10 VIII 2015 r.). To zdanie znajdziemy już na stornie tytułowej. Na jednym ze "skrzydełek" okładki czytamy więcej: "Porywająca powieść o początkach naszego państwa i wielkości jego pierwszych władców: Mieszka I i Bolesława Chrobrego. [...] Zanurzamy się w tym świecie, w którym wszystko wydaje się bardziej prawdziwe, wyraziste, z samej swojej natury wielkie. I polityka, i wojna, i miłość". Nie będę ukrywał, że z wielką ciekawością, podziwem witałem pojawienie się "Hardej". Wydawnictwo Zysk i S-ka postawiło "na dobrego konia" (nie postawię "klacz", aby nie zabrzmiało to obcesowo i prostacko). Mieć u siebie takie pióro, to żyła złota. Gradka dla wszystkich: Czytelników, Wydawcy. 

Blisko sześćset stron wyobraźni literackiej Autorki. Pani Elżbieto - naprawdę  podziwiam Panią! Mogę nie godzić się na pewne Pani wyobrażenia faktów, osób, miejsc, ale odmówić Pani talentu tworzenia klimatu? Byłbym szalony. Z ogromną rozkoszą czytelniczą witam kolejną Pani powieść, bo wiem, że mam prawo raz jeszcze cytować Eustachego Rylskiego, którego prozę wysoko cenię: "Na tym polega dramat historii i historyków - że wystarczy jedna dobrze napisana powieść i niewiele już mogą przekazać". Dopóki nie obniży Pani literackich i historycznych lotów będę to zdanie przytaczał aż do znudzenia. Bo w nie wpisuje się Pani pisarstwo, jak żadne inne w ostatnich latach. Czekałem na kogoś  t a k i e g o , jak Pani od 24 listopada 1987 r. To dzień, w którym opuścił nas Karol Bunsch. Nie wiem czy Pani, jako nastolatka (w tymże '87 kończyła Pani podstawówkę) czytała cykl powieści piastowskich. Nie szukam w internecie wywiadów z Panią. A jakże z uwagą wysłuchałem ostatniego radiowego, jaki udzieliła Pani mej ukochanej Trójce. I aż się boję teraz pisać ciąg dalszy, aby nie posądziła mnie Pani o... zawłaszczenie ducha tej wypowiedzi. I byłem na siebie zły? Że nie mogłem powalczyć o egzemplarz Pani niezwykłej książki. Ja już wiedziałem kim Pani uczyniła w swej książce Urdis, Ludmiłę, Mojmirę, Żywię, Lesławkę, Gunn, Wszechmiłę. To jest ta sugestia, o której Pani wspominała: wypełnienie luk prawdopodobieństwem. Pewnie mistrzowi tej miary, co profesorowi Manteuffel, Labuda, Łowmiański, Gieysztor czy Ziętara, ba! Samsonowicz - może chwytaliby się za głowy. Ale Pani jest pisarką - i Pani wolno. I robi to Pani perfekcyjnie świetnie!...
Bardzo trudno kłaść mi w moim cyklu powieści. Pewnie, że lubię wydobyć cytaty, które na mnie zrobiły wrażenie, gorzej jeśli raziły swoją sztucznością i wydumaniem. Pójdę krok dalej - trudność polega właśnie na tym, że to jest powieść. I tylko powieść! Nie ujmując jej nic, skoro cytowałem przed chwilą E. Rylskiego. Pani wolno snuć prawdopodobieństwa. Chcę tu zaznaczyć, że jestem, bardzo nieprzychylny różnym mutacjom czegoś, co nazywa się "historią alternatywną"! To odwieczne: "co by było gdyby...". Tego nawet nie można nazwać akademickim sporem. Bo nie o tarcia "szkół historycznych" tu chodzi. Jak Pani widzi - bardzo poważnie odbieram Pani prozę. Mój podziw nie jest na pokaz. Bo niby jaki miałbym w tym interes?...
" - Trzygłów jest moim panem - wycharczał Dalbor.
- A ja uważam, że twym panem powinien być książę Mieszko. [...] Musi być moja wola" - ci, którzy znają Pani narrację wiedzą, co skrywa wstawiony tu nawias. Nie powiem, aby ta scena mnie zachwyciła. Ale ją przyjmuję z całym dobrodziejstwem literackiego inwentarza. Odważna jest, moim zdaniem, Pani wyobraźnia, kiedy Pani tka: "Ruszyli nad rzekę. Warta lśniła. [...] Książę spojrzał na ustawiony na brzegu baldachim. Pod purpurą i złotem furkoczącej na wietrze materii stała ona. Dobrawa. [...] I stało się. Odeszli od niego. Opuścili go starzy bogowie. Nowy nie przyszedł. Był sam. Stał w pustce wiekuistej. Sam jeden zawieszony między światami nad brzegiem Warty". Jak Pani naszła taka myśl?! Wiem, pamiętam wywiad. Zaraz przypomniał mi się obraz J. Matejki. Nic o nim Pani nie powiedziała w "Trójce". Tylko, że Pani poszła krok dalej, niż mistrz Jan: Pani kazała Mieszkowi wkroczyć w nurt rodzimej Warty, na oczach tłumu! Skoro to tak doniosły akt, to jak go kryć w jakimś ponurym baptysterium? Poezja! I ten rytuał z kamieniami.
Ma Pani rację, że wyrobiony Czytelnik dostrzega Pani wkład w wgryzienie się w faktografię. Studia, jakie należało przeprowadzić nim usiadło się dzieła tworzenia, to nie może być "sezonowe zainteresowanie" epoką. No, chyba, że ma Pani sztab ludzi (wolontariuszy, pasjonatów, archiwalne mrówki?) - ale ja w takowych nie wierzę. Podobna wiedza nie wypływa z przekazu od osób trzecich. Pisanie - jest Panią. I to widać z jaką swobodą pisze Pani o Wichmanie, Geronie czy Świętosławie! Bo to przecież powieść JEJ poświęcona! ONA tu jest najważniejsza! To dla NIEJ trzymamy w garści ten opasły tom.
"Księżna Oda, piękna jak rasowa suka i zimna niczym lód. [...] Rok temu urodziła ojcu syna, a ten dał mu własne imię. Zabolało jak uderzenie zmarzniętą rękawicą w twarz" - dobrze, że TO o Odzie wyszło spod Pani ręki. Kobieta pisze o kobiecie. Każdemu pisarzowi/mężczyźnie zarzucono by zaraz płciowy szowinizm. Powinienem być Pani wdzięczny. Trafny cios w kolejną żonę Mieszka I, macochę Bolesława i Świętosławy.  Dalsze o niej Pani wtrącenia nie powinny ujść naszej uwadze, bo to czysty historyzm: "...aby udobruchać Mieszka, [cesarz Otto II - przyp. KN] wyciągnął z klasztoru w Kalbe wyświęconą już mniszkę, jedną z córek margrabiego von Haldensleben, Odę. Piastowie skoligacili się dzięki niej z wysokimi rodami Rzeszy [...]". To są te smaczki, jaki podsuwa nam powieść historyczna. Gdzie byśmy o tym przeczytali? Że Oda była Niemką, to gro z nas wie, ale że była de domo von Haldenslebenówną? 
Wielu z nas zapewne dało się oczarować magii serialu "Wikingowie" (produkcja Michaela Hirsta). I nie zdziwię się, jeśli jednym z powodów, który pchnął nas ku powieści pani Elżbiety Cherezińskiej jest fakt za kogo wychodziła Świętosława/Sygryda Storråda, komu panowała (Szwedom, Duńczykom, Norwegom), ba! kogo spłodziła (m. in. Kanuta Wielkiego). Nie zawiedzie się ten, komu bliskie jest smak wikińskiej chwały: "...trzy dziesiątki uzbrojonych ludzi odbiły od przystani w Roskilde i na rozkaz Svena wzięły kurs na zachód. Gdy poczuł wiatr od strony Kattegatu, ten wiatr, który pachnie szerokimi wodami Północnego Morza, dał znak sternikom, by łodzie zbliżyły się do siebie". Ten fragmencik, to ledwo minimalna zajawka tego czym Autorka wypełniła swoje pisanie. Znawcy Skandynawii nie mieliby chyba do czego przyczepić się: "Nowego jarla wybiorą wszyscy jomswikinogiwe, głosując na jednego z czterech wodzów domów".
"Kobieta wkłada na głowę koronę tylko jako żona władcy! A żona władcy musi być mądra, by ten jej nie oddalił i nie wziął sobie innej. A nade wszystko musi urodzić następcę" - pewnie, że dialog, to wyobraźnia Autorki. Robi to jednak na tyle sugestywnie, w duchu epoki, że ja to biorę, ja temu wierzę. Robi to, o czym zresztą mówiła: stawia się "w roli" Mieszka I czy innych bohaterów. O ile łatwiej pisać obyczajową powieść. "I przysięgła sobie wczorajszego wieczoru, klęcząc w służbówce przed pustym kielichem na stole, że przyjmie ten los, który jej ojciec zgotował, nie z pokorą, ale z podniesionym czołem" - trudno nie polubić Świętosławy. Konsekwentnie budowana jest jej postać, jej osobowość, jej charakter.
Jakżeż mrocznie rysowany jest obraz królewskiego dworu w Uppsali: "Nic jednak nie mogło zmienić tego, że było w nim ciemno. Poza wysoko umieszczonymi dymnikami światło słoneczne nie docierało do wnętrza [...]. [...] Mrok królewskiego dworu tkwił jeszcze w czymś innym, znacznie groźniejszym i potężniejszym - w cieniu wielkich kopców królewskich, ofiarnych drzew i wielkiej świątyni". Dzięki pani Elżbiecie Cherezińskiej - ja TAM jestem. Do tego stada "...złowieszczych ptaków. Przelatywały nad dworem niesyte trupie uczt". Pięknie Pani wyobraziła sobie, to co książkowa Świętosława/Sygryda Storråda, szeptała do uszka małego Erika: "Nie wyssiesz z mlekiem matki ciemnego wyznania Erika. Czy mnie starczy siły, by go zmienić? Nie wiem, synu. Starzy ludzie się nie zmieniają, a twój ojciec ma już cztery dziesiątki lat na karku". Nie mogę wydrzeć każdego fragmentu, który mnie urzekł, zachwycił: "Stała na podwyższeniu w wielkiej halli, z futrem rysia na plecach i dzieckiem w ramionach. W świetle pochodni, przy zwycięskim graniu rogów, patrzyła z góry, jak idzie ku niej pan mąż, król Erik. [...] Ciemne oczy mu lśniły. Pas pobrzękiwał o metal kolczugi".
Zaskakuje mnie fabuła. Nie wiem na jakim zapisie oparła Autorka wątek dotyczący odwiezienia na Węgry przez Bolesława (oczywiście przyszłego "Chrobrego")  zwłok  swej pierwszej żony. To są te luki, które wypełnia wyobraźnia pani Elżbiety Charazińskiej? Karolda, chodzi o imię, to też wytwór wyobraźni Autorki. Samo imię Bezpryma budzi do dziś wiele kontrowersji. Ale nie chcę tu wplatać historycznych spekulacji "na temat". Mimo wszystko podoba mi się stwierdzenie jakoby Bolesława: "Powiedz im, że moja żona urodziła się Madziarką i zmarła Madziarką, Uznałem, iż jej dusza, by zaznać spokoju, musi spocząć w rodzimej ziemi". Znamy w rodzimej historii, jak zrozpaczony władca odwiózł zwłoki ukochanej żony do jej kraju: Zygmunt II August i pogrzeb królowej Barbary.
Ci, którzy czytali "Koronę śniegu i krwi" nie będą zawiedzeni, jeśli chodzi o... wątki łóżkowe. Jak poprzednio  mogę tylko zachodzić w głowę czemu ma służyć dość drobiazgowe utrwalanie podobnych epizodów: "Wyprostowała się. Erik był rozhukanym, rozpędzonym ogierem, Rzucał się pod nią. By złapać równowagę, przytrzymała się jego piersi. Galop, galop, cwał!". Ze względu na... nieletnią młodzież, która TU wpada na ten blog na tym wyciszę emocje. Czy to jedyna erotyczność w tej powieści? Dość zdradzania sekretów "Hardej".
Pani Elżbieta Cherezińska nie pozwala nam się nudzić! "Harda" jest doskonałą próbą ukazania historycznych początków państwa Piastów. Wciągnięci w świat wyobraźni autorskiej mamy tylko dwie drogi: poddać się jej albo odrzucić. Innej nie ma. Śmierć Mieszka I i obecność Świętosławy przy zmarłym ojcu? "Oda uderzyła w szloch. Zalała się łzami, zachłysnęła płaczem. Rzuciła się do ciała, które wciąż było ciepłe, ale stygło. Świętosława czuła to pod palcami aż nadto dobrze. Nie puściła dłoni ojca. Jedna trzymała miecz, druga jej rękę. Odzie nie pozostawiła wiele". Ja w TYM świecie pozostaję.
Powieść historyczna rządzi się swoimi prawami. Tu mógłbym tylko raz jeszcze powtarzać za E. Rylskim i powtarzać. "Harda" jest magicznie odtworzonym światem przełomu X i XI w. Czytelnik, którego gusta ostatnio kształtuje choćby lektura kolejnych tomów "Gry ot tron" G. R.R. Martina nie powinien czuć zawodu. Pani Elżbieta Charazińska nie powinna czuć żadnych kompleksów (jakichś takie odczuwa?). Doczekaliśmy się kolejnej powieści na doskonałym poziomie. Warto potraktować "Hardą", jako początek drogi do poznawania rzeczywistej historii Piastów i czasów,  w których żyli. Już czekam na kontynuację, na "Królową". Wierzę, że bez zawodu. Wydawnictwo Zysk i S-ka ma swego ASA. Oby tylko stało Autorce wyobraźni. Czy będzie powieść o Bezprymie? Samym Mieszku II?... Czas pokaże. Że chwilami pisałem laurkę? Nieprawda! Pani Elżbieta Charazińska napisała ją sobie sama - swoją wyobraźnią, swoim piórem.

1 komentarz:

  1. Harda pochlonelam chaustami, taszczylam ja nawet w gory, zeby moc doczytac. Juz zacieram rece na tom drugi.

    OdpowiedzUsuń