sobota, lipca 16, 2016

Przeczytania... (148) Mario R. Dederichs "Heydrich. Twarz zła" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

"Książka ta powstała z potrzeby przybliżenia nowym generacjom Niemców, a także zainteresowanym czytelnikom w innych krajach [...] straszliwej epoki w historii Niemiec i Europy. Powstała też z potrzeby opowiedzenia o niej na nowo na przykładzie życiorysu człowieka potwora" - tak otwiera "Słowo wstępne" Mario R. Dederichs w swej książce pt. "Heydrich. Twarz zła", w tłumaczeniu Jerzego Pasieka (Wydawnictwo Dolnośląskie). Seria wydawnicza "Wojny i konflikty" odsłania kolejne sekrety III Rzeszy? Ktoś mi tu burknie: my TO znamy! Ale są tacy, którzy NIE znają! Dlatego wrzuciłem tu jako pierwsze zdanie to, w którym Autor uzasadnia swój twórczy trud: "nowym generacjom Niemców". Oto mszczą się dla Niemców lata zaniechań, lata zaniedbań w nauczaniu historii III Rzeszy! Teraz trzeba odkrywać ten ponury czas od nowa? Mogę zapewnić o jednym Wydawnictwo Dolnośląskie nie da nam zasnąć z nudy w tej materii. Jest kolejnym, które robi wszystko, aby podgrzewać w nas zainteresowanie historią Niemiec z lat 1933-1945. Wierni Czytelnicy "Przeczytań...", ale i okazjonalni Goście na mym blogu spostrzegą, że to już kolejny tytuł z tej intrygującej serii. Mogę zdradzić, że... kolejne czekają na swój czas.
"To nie jest lektura z gatunku «łatwych i przyjemnych». Bo i bohater nie po temu, aby rechotać, ba! żeby obojętnie minąć jego zbrodniczą biografię. III Rzesza nigdy nie zaistniałaby, gdyby nie miała ślepych, perfidnych, inteligentnych wykonawców. Wśród nich był też On - Heydrich! Nie zapominajmy (nigdy!), że Hitler i jego NSDAP doszła do władzy w wyniku wolnych wyborów" - tak kilka dni temu pisałem na FB "Historia i ja". Nie lubię tych... prostych (prostackich?) analogii z czasem przeszłym minionym/dokonanym? Ale, kiedy w państwie demokratycznym widzę butność i ironię rządzących, to czegoś nie rozumiem. Czy to znaczy, że owi uwierzyli, że dorwali się do władzy na wsiegda? Ludzie pokroju Reinharda Tristana Eugena trojga imion Heydrich też wierzyli, że tworzą tysiącletnią Rzeszę. Na ironię i chichot historii musi wychodzić fakt, że jeden z wnuków tego zbrodniarza (chyba jednak zbyt słabe byłoby określenie: bandyty?) nosi dziwnie (jak na Niemca) brzmiące nazwisko: Wischnewski. 
Mario R. Dederichs (1949-2003), jak dowiadujemy się z mini biogramu na ostatniej stronie okładki, "...był korespondentem tygodnika «Stern» w Waszyngtonie, Moskwie i Bonn. Po jego śmierci manuskrypt tej książki dokończył Teja Fiedler". Proszę nie pominąć tego, co na ten temat miał do napisania niemiecki wydawca książki. To nie jest jakaś bardzo obszerna praca. Zasadnicza treść zamyka się na stronie 177. Potem mamy m. in. przypisy, bibliografię czy schemat "Systemu ochrony państwa w Trzeciej Rzeszy". Niestety zabrakło indeksu występujących na kartach monografii postaci? To błąd. To naprawdę ułatwia korzystania z książki, gdy trzeba kogoś konkretnego odnaleźć. Ale widać, taki jest wybór Wydawnictwa Dolnośląskiego, bo zerknąłem do kilku innych tytułów i w żadnym nie ma indeksu.
Na rynku księgarskim znajdziemy kilka książek poświęconych Reinhardowi Heydrichowi (1904-1942). Sam jestem pod wrażeniem tej, którą w 2000 r. wydała Bellona w serii "Brunatna seria": G. Deschnera "Reinhard Heydrich namiestnik władzy totalitarnej"  w tłumaczeniu Magdaleny Ilgmann. Proszę nie obawiać się nie zrobię analizy porównawczej. Chcę tylko zwrócić uwagę na mnogość możliwości, które ułatwią nam poznać jednego z głównych zbrodniarzy III Rzeszy. Czy zrozumieć? Tego nie gwarantuję. M. R. Dederichs też nie potrafił uciec od stawiania sobie dręczących pytań: "Co spowodowało, że człowiek ten dopuścił się takich zbrodni?".
Kiedy biorę do ręki biografię "Heydrich. Twarz zła" (Wydawnictwa Dolnośląskiego) wraca do mnie inne pytanie: kiedy ja po raz pierwszy usłyszałem o R.H.? I tu może paść zaskakująca odpowiedź. Bo to był zeszyt komiksowy z serii "Relax". Bodaj z lata 1977 r.? Wrzucam frazę w wyszukiwarkę internetową i widzę znane mi rysunki! To z tego magazynu dowiedziałem się kim byli Jan Kubiš, Jozef Gabčík , Josef Valčík. Potem był tygodnik "Perspektywy" i jakiś tam cykliczny odcinek (ostatnie strony) historyczny. Pamiętam zdjęcie wykonane po zamachu. Dlatego nie lekceważę nigdy ani komiksów, ani żadnej innej "formy" zdobywania wiedzy. Chyba mogę polecić "Ostateczne rozwiązanie"  film telewizyjny w reżyserii F. Piersona (koprodukcja USA i GB) o przebiegu konferencji w Wannsee. W rolę Heydricha wcielił się sam Kenneth Branagh.
"Okazało się, jednak, że w historiografii Trzeciej Rzeszy Heydrich został potraktowany po macoszemu. [...] Jego wczesna śmierć przyczyniła się jednak do tego, że stracono go nieco z pola widzenia" - takie wnioski Mario R. Dederichsa mogą zaskoczyć polskiego czytelnika. To ciąg dalszy myśli, o której było powyżej. Dla Autora nie ma żadnych wątpliwości, jaką zbrodniczą rolę odegrał: "...jak to zwykle bywa z szefami tajnych policji i służb, działał z drugiego planu, choć wydaje się, że zawsze to on właśnie trzymał w ręku wszystkie sznurki, że wytyczał  kierunki działania także dla ludzi potężniejszych od siebie, że w nadgorliwym posłuszeństwie wychodził naprzeciw życzeniom Hitlera [...]"
"Patrzcie tylko, Icek  Süß w mundurze marynarskim!" - trudno, aby Mario R. Dederichs pominął wątek ewentualnego semickiego pochodzenia przyszłego Obergruppenführera SS Reinharda Heydricha. Brakuje mi w tym miejscu drzewa genealogicznego. Wywód jest jednak pociągnięty. Ciekawe, gdyż w biografii autorstwa Günthera Deschnera jest coś na temat... zmiany tablicy nagrobnej jednej z babek (macierzystej czy ojczystej? - nie pamiętam), która nosiła dość niebezpieczne, jak na ówczesne czasy imię: Sara (Sarah). Żadna chrześcijańska matka-Niemka (Polka pewnie też) nie nadałaby córce tego imienia. Jak nic określało ono pochodzenie i wyznanie - mojżeszowe! Tu na ten temat cisza. ciekawostką jest zdjęcie z księgi chrztów w Halle z 1904 r. Nie chodzi mi tylko o zapis nr 154, ale proszę wczytać się, co jest napisane powyżej: Hedwiga [Jadwiga - przyp. KN] Szymczak. Podejrzenie o żydowskość rodu Heydrichów ścigała towarzysza NSDAP numer członkowski 544 916 jeszcze na początku lat 30-tych. Sugestia poszła ze strony partyjnej, samego gauleitera z Halle/Merseburga R. Jordana (cóż to dopiero za... germańskie nazwisko?): "Istnieją powody, by przypuszczać, że zamieszkały w Halle Bruno Heydrich jest Żydem. [...] Może wskazane byłoby, aby wydział personalny zbadał ostatecznie tę sprawę". Ów powoływał się głównie na zapis w "Leksykonie muzyki" Hugo Riemanna, o czym Autor pisze dość obszerniej, kiedy kreślił panoramę rodziny,z której wziął początek Reinhard Tristan Eugen trojga imion. A jakże przeprowadzono badania genealogiczne, oto fragment wywodu: "Z załączonej listy genealogicznej wynika, że porucznik marynarki w stanie spoczynku Reinhardt [sic!] Heydrich ma niemieckie pochodzenie i nie posiada żadnej domieszki krwi kolorowej lub żydowskiej". Na tym nie koniec. "Heydrich zaangażował prywatnie genealoga Ernsta Hoffmanna i polecił mu na bieżąco relacjonować sobie wyniki jego wieloletnich badań" - uzupełnia naszą wiedzę Autor biografii.
Śledzimy karierę Heydricha. Kroczymy od epizodu do epizodu. Fascynacja muzyką (nie mogło być inaczej, skoro famielie Heydrich, to był muzyczny klan!). Służba w marynarce wojennej. Datowana od wtedy znajomość z ówczesnym komandorem podporucznikiem Wilhelmem Canarisem. Ciekawszy drobiazg wpadł mi w oko: w 1926 r. służył na okręcie flagowym... "Schleswig-Holstein"! Jest o miłosnych podbojach i skandalu, który wykluczył młodego oficera z szeregów marynarki! Jest oczywiście o okolicznościach poznania, zaręczenia i małżeństwie z panną Liną von Osten. Znajdziemy m. in. cytat z jej wypowiedzi: "Odczuwam sympatię do tego ambitnego, a jednocześnie powściągliwego mężczyzny. Nie zachowuje się jak zakochany, lecz bardziej jak kolega, przyjaciel, a mimo to jest dla mnie kimś innym". Znajdziemy też jednozdaniową opinię o pannie von Osten: "Życie Heydricha gruntownie odmieniła w końcu pewna zagorzała zwolenniczka Hitlera". Zaskakujący przebieg miała ceremonia ślubna Reinhardta z Liną. Ale proszę o tym przeczytać w książce  Mario R. Dederichs - i dowiedzieć się m. in. dlaczego proboszcz kościoła ewangelickiego w Großenbrode stracił swoją a parafię.
Mario R. Dederichs skreślił sylwetki ludzi, którzy tworzyli świat nazisty Heydricha, m. in. Himmlera, Müllera. Ciekawie splatały się losy z tym pierwszym. Heinrich und Reinhardt wzajemnie uzupełniali się! Cytowana jest wypowiedź amerykańskiego historyka Ch. Sydnora: "W historii III Rzeszy nie ma drugiego takiego tandemu, który posiadałby podobne znaczenie". Lekarz Reichsführera-SS tak ocenił zażyłość pomiędzy obojgiem: "W porównaniu z nieco drobiazgowym Himmlerem, Heydrich sprawia wrażenie oszlifowanej stali. Często mogłem przysłuchiwać się wyjaśnieniom, jakie Heydrich czynił do szczególnych propozycji. Były to zawsze arcydzieła sztuki referowania [...]". Ale z drugiej strony czytamy też coś takiego: "Czasem miałem wrażenie, że po tak zreferowanej sprawie Himmler czuł się jakby dokonano na nim gwałtu. [...] Z drugiej strony stosunek Heydricha do Himmlera, który ciągle traktował go z wyjątkową uprzejmością, charakteryzuje zupełnie dla mnie niewytłumaczalną poddańczością. Zwracając się do Himmlera, zamiast samego tytułu «Reichsführer» używa formy «Herr Reichsführer», co w SS jest generalnie zabronione". Koszmarność tej współpracy przyniosła zabójcze skutki! Owa służalczość odnajdywała swoje miejsce w stosunku do samego A. Hitlera. Mogło-że być inaczej?
"Niektórym nasze metody mogą wydawać się zbyt ostre, ale musimy być twardzi jak granit, w przeciwnym razie dzieło naszego Führera legnie w gruzach" - nic tak nie oddaje ducha tym, kim się stawał R. Heydrich, jak jego własne słowa. To cyniczne zdanie usłyszał szwajcarski emisariusz Ligi Narodów, który w 1935 odwiedził III Rzeszę i wizytował obozy koncentracyjne na jej terytorium. M. R. Dederichs cytuje też jakiś partyjny pamflet z tego samego roku, w którym RH napisał: "Aby zachować nasz naród, musimy być wobec przeciwnika twardzi, nawet akceptując ryzyko, że pojedynczym przeciwnikom tak po ludzku sprawi się ból i że przez niektórych, zapewne dobrze myślących ludzi, zostaniemy okrzyknięci nieokrzesanymi brutalami". Jak starano się "zachować ów naród" jest książki "Heydrich. Twarz zła" - od stworzenia Konzentrationslager Dachau, aż po 9 czerwca 1942 r.? Nie dłużej. Bo to, co stworzył Heydrich nie umarło razem z nim w praskim szpitalu. Trudno każde zdanie przytoczyć. To mój odwieczny dylemat (i swoiste powtarzanie się). Niemiecka dziennikarka, a jakże z żydowskim rodowodem, tak opisała spotkanie z... : "Gdy Heydrich uprzejmie stuknął przede mną obcasami, przeszedł mnie dreszcz. Za całe złoto tego świata nie podałabym ręki temu naczelnemu mordercy". Nie zapominajmy, że słowa te zapisała na lata przed ogromem zbrodni, jakie zaplanował i metodycznie wdrażał w życie.
Niech mi będzie darowane krok po kroku śledzenie kariery Heydricha. Jak zwykle szukam w podobnych książkach... człowieka. Czy w ogóle kogoś takiego można jeszcze zaliczać do homo sapiens sapiens? To, co tworzył poczynając od "nocy długich noże", poprzez objęcie władzy nad Protektoratem Czech o Moraw / Protektorat Böhmen und Mähren - fakty są mniej lub bardziej znane. Odnajdziemy je także na kartach tej książki. Temu ona służy. Mnie zaskoczył taki choćby fakt, o którym pisze Mario R. Dederichs: "Niewielu współczesnych zauważyło, że mimo całej swej władzy Heydrich pozostawał człowiekiem głęboko rozdartym. Uwidaczniało się to już choćby w jego powierzchowności - z jednej strony dziarski, wysportowany i twardy żołnierz, z drugiej zaś łagodny, uprzejmy i zniewieściały miłośnik muz. Jego przenikliwe spojrzenie i chrapliwy głos kontrastowały z delikatnymi dłońmi i krągłymi biodrami". I podaje zaskakujące przykłady zachowań swego bohatera: libacje alkoholowe, zdominowanie przez apodyktyczną żonę, seksualne ekscesy, cyniczny wobec kobiet, wybuchowy i zamykający się w sobie, strzelający do swego odbicia w lustrze. Nie wymieniony z imienia i nazwiska kryminolog określił to zachowanie jako "ambiwalentnie schizoidalnego" osobnika. Jest i wypowiedz Erfrau Heydrich: "Nie chciał mieć przyjaciół. Uważał, że nie wolno mu zawierać żadnych przyjaźni [...]". I znów pojawia się relacja Heydrich-Himmler. Jeśli wierzyć Linie Heydrich mąż poprosił Reichsführera, aby nigdy nie przeszli "na Ty". To miałoby popsuć relacje zależności między obojgiem?... Nie zapominajmy jednak o tym, że sam Heydrich gromadził informacje na temat... Hitlera,  Goebbelsa, Himmlera, Göringa. Tak, samych szczytów władzy. Jak to krótko określił M. R. Dederichs: "Heydrich przejrzał tajemnice Trzeciej Rzeszy"
Kluczowym wydarzeniem z życia zbrodniarza Reinharda Heydricha pozostaje konferencja w Wannsee z 20 stycznia 1942 r. Ciekawie podchodzi do jej znaczenia sam Autor książki: "Konferencja w Wannsee nie oznaczała jednak początku ludobójstwa. Początek ten uczynił Heydrich w Polsce w 1939 r. i w Związku Radzieckim w 1941 r., gdy wysłał do akcji swoje grupy operacyjne". Dalej powtarza tę tezę: "Spotkanie 14 dystyngowanych urzędników państwowych w Wannsee w dniu 20 stycznia 1942 r. nie otworzyło więc drzwi do holocaustu, one były bowiem już dawno szeroko otwarte. Spotkanie stanowiło jednak znaczący akcent na drodze do wymordowania sześciu milionów Żydów". Należy żałować, że bardziej wnikliwie (czytaj: szczegółowiej) nie potraktowano przebiegu tego ważkiego wydarzenia. Niewielkie wyjątki z protokołu uzupełniono o zeznanie przed izraelskim sądem Adolfa Eichmanna. Z niego pochodzi takie spostrzeżenie na temat gospodarza konferencji: "Po raz pierwszy widziałem Heydricha palącego papierosa lub cygaro; pomyślałem tylko, Heydrich dziś pali, ale nigdy przedtem tego nie widziałem. Pije koniak, a przecież przez lata całe nie widziałem, aby Heydrich pił w ogóle alkohol [...]".
Namiestnik na Hradczanach potrafił jasno i dobitnie określić kim jest i czego żąda nad Wełtawą: "Wiecie, moi panowie, że jestem wspaniałomyślny i że wspieram wszelkie konstruktywne plany. Ale wiecie jednak i to, że przy całej mojej cierpliwości nie zawaham się uderzyć niesłychanie ostro, jeżeli odniosę wrażenie, że Rzeszę uważa się za słabą i że lojalne zachowanie z mojej strony odczytywane będzie jako słabość". Na swe nieszczęście uwierzył w swą nietykalność, lekceważył podstawowe wymogi bezpieczeństwa i ochrony. To chyba dobitnie charakteryzuje butę RH, skoro w podbitym kraju czuł się, jak na Unter den Linden w Berlinie? "A czemuż to moi Czesi mieliby do mnie strzelać?" - ironizował. Na dobrą sprawę, to "swoi Czesi" z okupowanego Protektoratu - nie dokonali zamachu z 27 V 1942 r.! Gabčík i Kubiš przygotowywali się do "Operacji Antropoid" w Wielkiej Brytanii. Pod koniec grudnia 1941 r. zostali przerzuceni do Czech. Zamach, zdjęcia wykonawców (dodajmy: dość niefortunnych; zresztą Autor polemizuje "dlaczego czeski rząd emigracyjny w Anglii do wykonania zamachu [...] nie wybrał lepszych żołnierzy"?) i te z niemieckiej dokumentacji śledczej. Śmierć RH, pogrzeb, zabicie czeskich spadochroniarzy, mord na Lidicach,  "heydrichiada" - ale mnie zainteresowała zaskakująca wypowiedz osobistego lekarza H. Himmlera, doktora Felixa Kerstena (1898-1960): "Heydrichowi niezmiernie doskwierał fakt, że nie był czysty rasowo. Poprzez wybitne osiągnięcia w sporcie chciał udowodnić, że w jego żyłach musi być większy udział krwi germańskiej. Powszechne było bowiem przeświadczenie, że sport jest obcy naturze żydowskiej". I jedno ze zdań wygłoszonych nad trumną towarzysza numer członkowski 544 916: "Był to jeden z najlepszych narodowych socjalistów, jeden z najtwardszych obrońców idei Rzeszy Niemieckiej, jeden z największych przeciwników wszystkich wrogów Rzeszy". Przy okazji, jeśli będziecie mieli okazję, to proponują przeczytać, co Sowieci pisali po śmierci F. Dzierżyńskiego. Bardzo dziwna zbieżność w formie i treści.
Nie ukrywam, że bardzo interesował mnie los... pochówku Reinharda Heydricha. Czy pozostał w nie oznaczonej mogile na Cmentarzu Inwalidów w Berlinie / Der Invalidenfriedhof in Berlin? Czy został ekshumowany przez żonę (bardzo ciekawe losy po 1942 r., godne oddzielnej książki) i spoczął w rodzinnym grobie von Osten na wyspie Fehmarn? Nie ma śladu po drewnianym krzyżu? Nie uwierzę, że tak ważny w historii Prus i Niemiec nie posiadał swojej dokumentacji, i po przeszło 70-ciu latach jest problem z określeniem gdzie spoczął "trzeci człowiek" hitlerowskiej III Rzeszy. Mario R. Dederichs kończy spekulacje na ten temat: "Władze nie życzą sobie żadnych sensacji związanych z grobem Heydricha. Nikt nie chce, aby Cmentarz Inwalidów stał się miejscem pielgrzymek nowych i starych nazistów [...]".
Książka Mario R. Dederichs "Heydrich. Twarz zła" (Wydawnictwa Dolnośląskiego) jest jednym z głosów na temat historii III Rzeszy, eskalacji aparatu zbrodni, zaangażowaniu się Niemców w Holocaust oraz zbrodnie na innych, podbitych narodach. Biografia Reinharda Heydricha w jakimś sensie przybliża nam obraz niemieckiej inteligencji lat 20-tych i 30-tych XX, która urzeczona osobowością A. Hitlera, ideologią nazistowską znalazła swoją drogę na szczyty Świata! Nie twierdzę, że wyczerpuje tematykę. Skromne 176 stron (śmierć odnotowana została na s. 135), to ledwo rys. Tym bardziej godna jest polecenia. Prosta logika: od czegoś trzeba zacząć. Ta książka powinna trafić przede wszystkim do ludzi młodych. Szczególnie tym, którym imponuje nacjonalizm, rasizm i tym podobna propaganda. Nie, żeby szukać tam wzorca osobowościowego (choć i taki może być odbiór?), ale żeby strzec się, aby umysłu nie zawładnęła groźba takich wypaczeń myślowych.  Przychodzi mi to tym trudniej, gdyż kończę to pisanie 15 lipca, kiedy świat obiegła wiadomość o kolejnym zamachu terrorystycznym. Tym razem w Nicei. Tak, tej samej, która skupiała naszą uwagę kilka dni temu,  w czasie Euro 2016. Uważam jednak, że źle by się stało, aby z ofiary tych 84 śmierci wyrosnąć miałby krwawy duch ludzi pokroju Reinharda Heydricha! Nie daj Boże, aby Europa chcąc ratować świat swych wartości (np. Liberté-Égalité-Fraternité) sięgała po ludzi pokroju takich bestii, jak RH!...


*      *     *

Warto na koniec przytoczyć opinię innego niemieckiego historyka i publicysty, Joachima Festa (1926-2006):
"...w swej diabelskiej nieczułości, amoralności i nienasyconej żądzy władzy był to człowiek przypominający świst pejcza".

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.