niedziela, czerwca 12, 2016

Yvonne - część 2

Yvonne oparła się o ścianę. To był ułamki sekund! Dopiero, co była pod sceną. A potem? Apotem to już nie wiedziała tak naprawdę, co się stało. Pstrokata czapka Hermanna mignęła mu w tłumie. I ten krzyk. Skąd? Z przodu? Z tyłu? A może spadł z nieba? Tak, w to ostatnie była w stanie uwierzyć. Ten mężczyzna, który całą masą swych przekroczonych kilogramów, teraz przyciskał ją do betonowej ściany? Zaparła się. Ile mogła?!
- Odczep się! - próbowała krzyknąć, ale to jej się nie udało. Pierwszy raz w życiu czuła, że głos ugrzązł jej w gardle! Nie było szans, aby wykrzyczeć teraz ratunek! Ale te przeszło sto kilo żywej wagi na krótkich nóżkach nagle się zsunęło? Yvonne odskoczyła, jakby ściana paliła jej plecy. Usłyszała trzask, jakby gałęzi łamiących się pod naporem wiatru. Ale tu nie było drzew! To był ten cholerny tunel prowadzący na stadion!
- Ich bin... Ich bin...

To pękało, jak zapałka, przedramię tego roześmianego blondyna, który jeszcze chwilę temu ginął w uściskach swego rosłego partnera. Starała się pozbierać te rozsypane puzzle. Szwed? Norweg? 
- Ich bin...
Chwyciła go za nadgarstek chyba zdrowej ręki. Ten nagle zakręcił się i... straciła dotyk jego palców. Kolejna fala zagarnęła go, jak  szmacianą lalkę.  
Yvonne zdawało się, że widzi Marcela... że widzi Ruth... chyba ... chyba Ingrid!
Dookoła powstało kłębowisko głów, rąk, wykrzywionych w krzyku twarzy. 
W uszach zaczęło jej szumieć. Dałaby głowę, że słyszy "Queen", głos Freddiego i "Friends Will Be Friends". Jak ją dobijały te muzyczne majaki! Chyba nikt nie był na tyle głupi, by w to bezkształtne morze paniki wrzucić tę piosenkę.
Przez rozdartą kurtkę wydzierał okrwawiony łokieć. Raptem Yvonne poczuła szarpnięcie. Odwróciła się.
- Proszę pani... proszę pani...
To była dziewczynka. Mogła mieć dziesięć lat.
- Niech mi pani pomoże... moja mama...
- Jak masz na imię?
- ...moja mama!
- Jak masz na imię?
Widząc bezmyślnie błądzące oczy uderzyła w twarz z otwartej dłoni. Nie wiedziała skąd jej to przyszło. Chyba widziała w jakimś filmie. Dziecko z niedowierzaniem spojrzało na nią. Ale ani nie rozpłakało się, ani nie miało jej za złe tego policzka?
- Proszę pani... moja... ma... ma... mama!
- Jak masz na imię?
- Miriam. Miriam Rüdiger, proszę pani...
- Miriam! Gdzie...
Nie dokończyła. Odruchowo pochwyciła dziewczynkę w ramiona! Potężna masa uderzyła znowu. Yvonne zachwiała się. Dziewczynka wtuliła się w nią, niczym przed miażdżącą lawiną. Jak Yvonne potrafiła całą sobą zamknąć to dziecko nie wiedziała. Czuła bicie jego serca. Czuła, jak drży cała. Nie wiedzieć skąd naszły ją słowa:
Love of my life - you've hurt me,
You've broken my heart and now you leave me.
Love of my life can't you see,
Bring it back, bring it back,
Don't take it away from me, because you don't know what it means to me. 
Mówiła słowami "Queenów"? 
- Proszę pani... proszę pani... Niech pani nie płacze...
Ona płakała? To nienormalne. Ona nigdy... Podniosła rękę, aby otrzeć twarz.
- Jest pani ranna... krwawi pani...
- Głupstwo.  
Yvonne rozejrzała się dookoła.
Wróciły do niego słowa profesora Fredericka o zgrozie bitwy pod Solferino? Czemu akurat ta, a nie inna? Widziała przed sobą... pobojowisko! Prędzej przydałby się cytat z wojny trzydziestoletniej? 
Nie wszyscy stali o swoich siłach. Tam jakaś dziewczyna na czworaka szukała... szpilek. A właściwie jednej, bo drugą miała w dłoni...
- Nie wiedziałaś? - jej wzrok spoczął na Yvonne. - Nie?
Yvonne pokręciła tylko głową.
Zaklęła. 
- Żeby zapierdzielić mi buta? Lewego? - dziwiła się. - Komu potrzebny mój lewy but? Lewa szpilka?!
- Nie wiem.
- Masz ładną córeczkę. Jak ma na imię?
Już chciał jej odparsknąć, że to nie jej córka...
- Mam na imię Miriam? A pani?
- Greta! Widziałaś mego... moją szpilkę?
- Widziała pani moją mamę?
Greta podniosła się. Była szatynką średniego wzrostu. Garsonka od  Karla Lagerfelda jakoś nie pasowała Yvonne do tego miejsca. 
- Mamę? - poprawiła kostium. - Nie, nie widziałam żadnej mamy. Młoda damo.
Machnęła ręką i ruszyła w kierunku płyty boiska.
- Miriam!
- Tak, proszę pani...
- Po pierwsze, to nie mów do mnie "proszę pani".
- To, jak mam mówić, proszę pani?
- Yvonne! Jestem Yvonne! Rozumiesz?
- Co mam nie rozumieć. Yvonne. Jak Yvonne Catterfeld.
- O! Jak roztropnie. Znasz Yvonne Catterfeld?
- Znam... proszę pa... Yvonne. Mama w kółko słucha "Pendel" i tylko "Pendel". Myślałyśmy, że będzie też tutaj. Zna pa... znasz Yvonne "Blau im Blau".   
- Nie, nie znam. 
- Mama mówi, że ona jest bardzo podobna do Romy Schneider...  
- Romy Schneider? Nie wiem. Chyba tak... 
Yvonne dostrzegła kolejne osoby, które podnosiły się. Leżący w nienaturalnej pozie mężczyzna nie ruszał się. Stała nad nim jakaś blondynka. Szarpała za rękę. Ale tamten nie odwzajemniał się nawet drobnym gestem, oznaką życia. 
Yvonne z Miriam podeszły do niej. Tu i ówdzie też podnosiły się leżące sylwetki. Jak z dziwnego mroku powstawały twarze. Spoglądały na nich oczy przerażone, oczy smutne, oczy zgaszone, oczy zdziczałe?
Yvonne pomogła wstać jakiemuś mężczyźnie. Miał bordowo-czerwoną koszulkę z potężnym wizerunkiem Che Guevary. Dotknął czoła.
- Czy ja... krwawię? 
- Trochę... ale to chyba nic...
- Co... to było...
- Armagedon! - padało to z ust takiego niedowiarka, jakim była Yvonne? 
- Armagedon?
- Pomocy! Pomocy!
- Hilfe! Hilfe! 
- Ratunku...
- Frau!
- Yvonne?! Yvonne?!  Yvo...
Miriam pociągnęła ją z rękaw. Pech chciał, że to było to skaleczone ramię... Syknęła z bólu.
- Yvonne?
Odwróciła się.
- Yvonne! 
To był Marcel. Trzymał się za lewą rękę. Z rozdartej koszulki miał prowizorycznie zrobiony jakby temblak. 
- Yvo!
Rzucił się jej niemal na szyję. To potężne chłopisko, które ujarzmiało potężne motocykle łkało teraz, jak malec w przedszkolu. 
- Gdzie Ruth?!
Marcel nie odpowiadał.
- Gdzie Ingrid?! Był z wami Hermann! Marcel!
Odepchnęła go. To był, jak wstrząśnięcie.
- Mów!
- Emma... Emma...
- Jaka Emma?! O kim ty...
- Moja siostra! Mała Emma, bardzo chciała... tu... być...
- Zabrałeś dzieciaka?!
- Obiecałem matce, że będę miał ją na oku...
- Chryste panie! 
Pobojowisko naprawdę ożywało. A właściwie chyba stosowniejsze byłoby napisanie: pełzło. Jeden przez drugiego zaczął wołać i prosić o pomoc. Różne języki zaczęły się mieszać. Dominował niemiecki, ale słychać było włoski, francuski, angielski, polski. Wyciągały się ku nim ręce... Nie wiedziała czy jeszcze pod wieżą Babel czy już w przedsionku piekła...
Kto chwycił z rękę Miriam. Dziewczynka naprawdę przestraszyła się. To był jakiś nastolatek. Ciężko oddychał. Próbował masować klatkę piersiową, ale widać, że ból skutecznie mu to uniemożliwiał. Marcel podał mu zdrową rękę. Potężne łapsko uchwyciło coraz bardziej wiotczejącą dłoń... Gdyby nie wiedział, że to chłopak, to pomyślałby jednak, że delikatna dziewuszka.
- Nie mam... sił... - i osunął się z powrotem na ziemię.
Cały tunel zaczęły wypełniać dziwne dźwięki. Szurania, podnoszenia się, nawoływania, krzyku, urywanych pospiesznie słów. Może najmniej słów, ale imion:
- Annelore!
- Willem!
- Cevin!
- Sophii!...
- Jacek!
Yvonne razem z Marcelem i małą Miriam starali się pomóc?
- Tracy!
- Kaśka!
- Ivan!...
- Georges!
- Willi!
Yvonne zatrzymała się przy skulonej sylwetce dziewczyny. Blond włosy miała rozsypane, jakby szykowała się do sesji fotograficzne. Zwróciła uwagę na brunatne plamy, które rozlazły się po jej głowie.
- To krew? - Miriam wyczekiwała na odpowiedź. Ale usłyszała co innego i z ust Marcela.
- To In... Ingrid! Ingrid!
Ale dziewczyna nie reagowała. Leżała na boku. Jej błękitne oczy patrzyły przed siebie, z ust sączyła się struga brunatnej krwi. Yvonne pochyliła się nad nią. Przyłożyła palce w okolicy tętnicy szyjnej. Nie wyczuła pulsu...
- Adel!
- Mark!
- Dylan!
- Lasse!
- Achim!
- Miriam!
Dziewczynka drgnęła.
- M i r i a m !
Yvonne podniosła się.
- M i r i a m !
- Mama! Mama!
Dla dziewczynki nie istniał już świat! Puściła rękę Marcela.
- M a m a !
Przerażone oczy brunetki zdawały się wracać do życia? Jeszcze chwilę temu zalewały je łzy, by teraz... Po chwili tuliła do siebie główkę córki:
- Miriam! Miriam!
- Mamo... mamo... ta pani...
Włożyła w jej ręce dłoń Yvonne.
- Ta pa... Yvonne... uratowała mnie...
- Ja... nic... tylko... ją... ją... znalazłam...
- Marlen! Jestem Marlen! - nic więcej nie mogła powiedzieć. Wtuliła się w Yvonne. Yvonne czuła, że zaraz też zacznie płakać. Zagryzła wargę. Mocno. Bardzo mocno.
- Johan!
- Bosse!
- Zocha!
- Lisa!
- Felipe! Marlen popatrzyła w oczy Yvonne.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Dziękuję! Dziękuję Yvonne. Jesteś... ruda?
- A to ci w czymś przeszkadza? Chcesz spluwać przez ramię?
- Co ty! Ruda!
I zaczęła gładzić ją po włosach. Yvonne drgnęła. Poczuła się, jak... klacz wyścigowa, którą przed gonitwą właściciel uspakaja?
- A włosy będzie mieć, jak płomień? Z chaosu ogień wydobędzie cię na światło...
Yvonne nie wiedziała gdzie patrzeć. Marcel oddalił się. Nie miała wsparcia. Na małą Miriam nie mogła się liczyć, bo ta wśród tego nieszczęścia zaczęła bawić się jakąś podniesioną z ziemi komórką. A ta tu, Marlen, bredziła jakieś...
- O czy ty mówisz? Bredzisz!
- Nie, nie! - kobieta podniosła ku górze palce wskazujący. - Pamiętam dobrze: "A włosy będzie mieć, jak płomień"! Byłam u...
- Aha!
Yvonne spojrzała na Miriam. Zaczęła się dopiero teraz bać o nią.
- Rolf!
- Volker!
- Uve!
- Anka!
- Natasza!
Yvonne nie miała innego wyjście. Ruszyła za Marcelem. Ten, co krok przystawał. Szukał. Szukał  Emmy. Razem ruszyli już w kierunku wyjścia tego koszmarnego tunelu. Nawoływali na przemian:
- Emma!
- Emma!
- Emma!
- Emma!
Ale nie dostawali żadnej odpowiedzi.
W ten dziwne mrok zaczęły wdzierać się jakieś inne nuty?
Migające światła?
Ryk syren!...
Marcel pierwszy wyszedł z tunelu.
Chłód dodał mu sił? Usiadł na schodach. Nie znalazł Emmy?
- Marcel?
Poczuł chłód czyjejś ręki. Yvonne? To nie mogła być Yvonne? Podniósł głowę:
- Emma?
Obraz zdawał mu się niewyraźny, zamazany, jak na płótnie jakiegoś impresjonisty?
- Em... ma?
- A kto? Adolf Hitler?
- Emma?! Emma!
Podjeżdżały kolejne karetki.
- Marcel! Marcel!
Marcel nie miał si, aby patrzeć w kierunku, skąd dochodził głos chyba jego wołający.
- Marcel!
Hans zobaczył Yvonne.
Wyglądała...
Ich spojrzenia spotkały się.
- Yvonne! Ruda! Ruda!
Yvonne czuła, że siły odchodzą ją...


Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.