wtorek, czerwca 14, 2016
Lektury sprzed lat - odcinek 1 - Jan Giergielewicz "Wybitnych polskich inżynierów wojskowych - sylwetki biograficzne" Warszawa 1939
"Kpt. dr Jan Giergielewicz jest dobrze znany czytelnikowi, interesującemu się historią polskiej inżynierii wojskowej. Jest on autorem kilku prac z tej dziedziny, które ukazały się w ostatnim dziesięcioleciu i które zostały przyjęte ze szczerym uznaniem przez oficerów inżynierii" - tyle z "Przedmowy", którą napisał generał brygady Mieczysław Dąbkowski. No i przyznaję się, że nic, a nic nie mówi mi nazwisko kapitana doktora Jana Giergielewicza (1898-1953). Zerkam do wszechwiedzącej "wolnej encyklopedii - Wikipedii" i odnajduję zapis, a tam m. in.: "Jan Giergielewicz był pionierem badań nad dziejami fortyfikacji i
inżynierii wojskowej w polskiej historiografii oraz autorem licznych
prac historyczno-wojskowych z tej dziedziny". I wymieniono kilka tytułów Jego autorstwa - w tym "Wybitnych polskich inżynierów wojskowych - sylwetki biograficzne" Głównej Księgarni Wojskowej, Warszawa 1939. Nie ukrywam, że jako bydgoszczanin podkreślę miejsce druku: Zakłady Graficzne "Biblioteka Polska" w Bydgoszczy. W tym samy źródle internetowym odnajdujemy podstawowe fakty dotyczące gen. M. Dąbkowskiego (1880-1946): "Od sierpnia 1914 do lipca 1917 w Legionach Polskich, organizator i dowódca Kompanii Saperów Legionów Polskich. Od września 1916 pełnił służbę w Komendzie Legionów Polskich". podzielił los tych wszystkich legunów, którzy za radą brygadiera J. Piłsudskiego, nie złożyli w 1917 r. przysięgi na wierność cesarzom... Zaskoczył mnie taki szczegół z drugowojennego okresu: "Po kampanii wrześniowej został internowany w Rumunii i wydany Niemcom. Pozostał w niewoli niemieckiej do 1945r.".
Trzeba to uczciwie przyznać: ż a d e n z tych oficerów nie był mi znany! O tu kolejny ukłon w stronę nie mojej uczennicy Martyny Kowalewskiej, która wypożyczyła mi książkę Jana Giergielewicza. Płócienna okładka. Pewnie kiedyś dopełniona papierową okładziną. Tu Internet nie ratuje nas? Znajdziemy zdjęcia strony tytułowej, spisu treści, jest klasyczna okładzina publicznych bibliotek? To wszystko. Ale trzeba dorzucić coś jeszcze: dzięki Martynie otwiera się nowy cykl pisania? "Lektury sprzed lat..." - to ciekawy pomysł, aby sięgnąć po książki z zapomnianych półek?... Dziękuję Martyno! Swoją drogą zbliżające się wakacje, to świetna okazja, aby wziąć się do buszowania różnych zakamarków - zaiste ciekawa historia może z nich wyjść. Trzeba chcieć tylko TAM zajrzeć. A potem podzielić się podobnym odkryciem.
Warto byłoby zadać proste pytanie: "kim byli bohaterowie tej książki?". Już spieszę wymieniać ich, robię to w kolejności, jak podano w... "Spisie rzeczy": Dominik Ridolfino, Krzysztof Arciszewski, Jana Bakałowicz, Tadeusz Kościuszko, Karol Sierakowski, Jakób Jasiński, Michał Sokolnicki, Ignacy Prądzyński, Klemens Kołaczkowski. Kogo sam nie znam? O kim nigdy (pod żadną postacią) nie słyszałem i nie czytałem? D. Ridolfino, J. Bakałowicz, K. Sierakowski. 1/3 odpadła? Gdyby wynik był wyższy, to chyba musiałbym napisać, że kiepski ze mnie historyk czy jak kto woli: nauczyciel historii. Tym łapczywiej sięgnąłem po lekturę sprzed lat. Skoro kpt dr J. Giergielewicz był tak poczytny?
To trio (D. Ridolfino, J. Bakałowicz, K. Sierakowski) nie wiedziałbym nawet, gdzie upchnąć w dziejach inżynierii wojskowej. Stąd tylko JEMU poświęcę swój czas i miejsce na blogu. Czy stanie się to rekomendacją do poszukiwania książki sprzed 77. laty? Wątpię, ale na pewno rzuci trochę światła na NICH samych, bo epoki raczej zarysowywać nie trzeba? Wszystkie reprodukowane ilustracje pochodzą rzecz jasna z książki Jana Giergielewicza.
Nazwisko Ridolfino (1533-1584) raczej zdradza italski rodowód? Ano. I cofamy się do czasów marsowego, nie malowanego króla, jakim był Báthory István, czyli po naszemu JKM Stefan Batory (1576-1586). Co za tuman w Internecie zamieścił informację o Gryzeldzie Batorównie, że to była... siostrzenica króla? To była bratanica, a więc król był dla owej stryjem, a na pewno nie wujem, bo takowy, to brat matki. Indolencja i braki wychodzą z każdego kąta? Ale bohaterem ma być Dominik Ridolfino, który "...po przybyciu do Polski potrafił [...] zdobyć zaufanie i względy króla [...] i życzliwość kanclerza Jana Zamoyskiego, mianowanego podczas trzeciej wyprawy pskowskiej hetmanem wielkim koronnym". To dzięki talentom inżynierskim Italczyka wzięto Wielkie Łuki! O swym wynalazku, niejakich "rozpalonych kulach" pisał: "Tak tedy przy zdobywaniu tej twierdzy ziścił się najzupełniej kunszt mój, którego też w podobnym przypadku zawsze użyję. Ale fortelu mego nie wyjawię nikomu". Autor książki cytuje też list Ridolfina do rodziny: "Dnia 28 sierpnia [1580 r. - przyp. KN] podsunąłem się pod zamek wielkołucki celem rozpoznania fortyfikacji tego dość dużego grodu pod osłoną silnego ognia z naszych rusznic i armat. Dnia 3 września o trzeciej godzinie w nocy wytyczyłem linie aproszów, tuż przy samym skrajnym zalewie twierdzy. W nocy z dnia 3 na 4 kazałem ustawić kosze i wykierować działa, a dnia 4 zacząłem do moskali strzelać... Dnia 6 Moskale poddali się". Jak na niewielką objętość tej mini-biografii J. Giergielewicz podaje wiele faktów z wojennych wyczynów swego bohatera. Pod koniec wraca do "rozpalonych kul": "Oceniając działalność i rolę płka Ridolfina w kampaniach moskiewskich Batorego, możemy stwierdzić, iż zdobytą sławę zawdzięcza głównie swemu wynalazkowi. [...] Że wynalazek ten istotnie miał doniosłe znaczenie w walkach oblężniczych, napawając strachem nie tylko załogi, ale i samego cara, drżącego o los swych twierdz, [...], Iwan Groźny bardzo się żalił i gniewał z powodu używania przez wojska polskie owych płonących kul, zarzucając Batoremu, że «walczy podstępami, gwałci wojenne prawo narodów, plamiąc honor oręża swojego»". Czy zawsze ta taktyka kończyła się sukcesem? Pod Pskowem ta taktyka zawiodła? "...gdyż wobec ziemnych i murowanych umocnień twierdzy jedynie skuteczne mogło się okazać burzące działanie pocisków artylerii".
Niestety - nie zachował się żaden wizerunek Dominika Ridolfina. W to miejsce mamy portret JKM? Nie on jedyny w tym zbiorze. Kolejny mi zupełnie nieznany też nie wzbogaca mej wiedzy o zachowaną ikonografię! Jan Bakałowicz (1740-1794), to jeden z obrońców warszawskiej Pragi w pamiętnym 1794 r. Zginie tego samego 4 XI, co inny bohater tej książki, a mianowicie Jakub Jasiński! Jan Giergielewicz sam przyznaje, że był "stosunkowo mało znany", stawia go jednak u boku innych wybitnych polskich inżynierów, m. in.: Kościuszki, Sokolnickiego czy właśnie Jasińskiego. Jest okazja poznać edukacyjną drogę Jana Bakałowicza! Nie bez znaczenie jest dla mnie fakt miejsca urodzenia: Kamieniec Podolski! Tak, ten sam, którego bronił w 1672 r. m. in. pułkownik J. M. Wołodyjowski. Studiował m. in. w Wiedniu, gdzie zetknął się z feldzugmeistrem księciem Andrzejem Poniatowskim, generałem austriackim (ojcem księcia Józefa). I to za tegoż protekcją wrócił do kraju, a królewski brat SAR w 1766 r. nadał mu porucznika artylerii koronnej. Król z kolei pchnął edukację zdolnego oficera dalej! Wysłał go do Mézières. Ten trzyletni okres edukacji Autor ocenił: "...wywarł niezwykle doniosły wpływ na Bakałowicza i oddziała decydująco zarówno na przyszłą jego działalność jako inżyniera wojskowego, jak również na jego pracę teoretyczno-pisarską". Wymienia twierdze, które wtedy zwiedzał. Dwie znamy doskonale z XIX wiecznej historii Francji i Prus (Niemiec): Metz i Sedan. "Po powrocie do kraju w 1769 r. - czytamy dalej - objął przy królu stanowisko inżyniera nadwornego". Na tym rzecz jasna nie kończyła się kariera wojskowa. Nie wiem czy powodem do dumy jest udział tego zdolnego oficera w walce z... konfederatami barskimi i przyczynienie się do wzięcia Krakowa (28 VI 1772 r.). Wiele miejsca poświęca osiągnięciom kartograficznym Jana Bakałowicza, wymienia się m. in jego udział w wytyczaniu nowych granic między Rzeczpospolitą, a Austrią w 1776 r. "Stanisław August, ceniąc bardzo płka Bakałowicza jako zdolnego i wykształconego inżyniera, niejednokrotnie wysuwał go na kierownicze stanowiska w dziedzinie prac fortyfikacyjnych" - stąd i rekomendacja w 1781 r. Radzie Nieustającej, aby to on przeprowadził gruntowną odbudowę Kamieńca Podolskiego! Znajdziemy tu osobisty list z tej podolskiej wyprawy: "...zjechałem [...] osobiście do Kamieńca, dla widzenia własnymi oczyma stanu aktualnego i potrzeb fortecy, która każdy przyzna, że jest tym szczególniejszym teraz ojczyzny klejnotem, jako reprezentująca prawie sama powagę króla i Rzeczypospolitej naprzeciw państwom od strony naszej południowej z nami graniczącymi". Niestety braki w skarbu królewskim wyhamowały ewentualne ambitne plany! Później na niejaki ich rozwój wpływ miała wojna rosyjsko-turecka. "...działalność płka Bakałowicza podczas wojny 1792 r. [w obronie konstytucji 3 maja -przyp. KN] z przyczyn od niego niezależnych nie dała prawie żadnych wyników. [...] przygotowanie do obrony Brześcia Litewskiego, uważanego za wyjątkowo ważny punkt strategiczny, świadczy wymownie, że Bakałowicz był znanym, cenionym inżynierem wojskowym i że przy sprzyjających warunkach mógł odegrać wybitną rolę podczas wojny 1792 roku". Aż wybiła kolejne godzina próby? Rok 1794! "...otrzymał «generalną dyrekcję» robót fortyfikacyjnych nad Wisłą i Narwią, mając do dyspozycji, według raportu z 10 września, 310 ludzi, w tym 42 z korpusu pionierów z mjr. Hiżem jako dowódcą na czele i 89 z «korpusu» pontonierów". Zwróćmy uwagę na zagmatwanie wyborów, swoiste sprzeczności w życiorysach pokolenie z krańca istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów! Jakie? A jak pogodzić zwalczanie konfederatów barskich z obroną Konstytucji 3 maja, a potem Warszawy przed Suworowem? Cenne jest cytowanie klasyka "szkoły warszawskiej" prof. Tadeusza Korzona. Że nie wystawia ów pozytywnej oceny inżynierskiej pracy Bakałowiczowi? A gdzie jest powiedziane, że każdy musi głaskać po głowie postać X? Dla młodszego pokolenie T. Korzon, to archaizm rodem z Stonehenge. Ciekaw jestem, kiedy po 1944 r. wydano jakieś dzieło Profesora? Nie powstrzymam się od cytatu, który Autor nazwie "niezgodnym z rzeczywistością sądem": "...Bakałowicz nie był inżynierem fachowym, więc nakreślił słaby profil prostokątny o bokach na milę długich i kazał sypać wały z lecącego piasku, nie wykończył fosy ani kazamat ani drugiego mostu (pod Żoliborzem)". Sam Jan Giergielewicz, wprawdzie nie cytuje, ale rzuca przeciwko osądom Korzona opinie (najlepsze), jakie wyrażali m. in. T. Kościuszko czy M. Sokolnicki, a więc "...wybitni generałowie, a jednocześnie inżynierowie wojskowi [...], których przecież trudno posądzić o brak fachowej wiedzy i niesłuszną opinię". Dużo miejsca poświęcił J. Giergielewicz działalności pisarskiej swego bohatera. Ograniczę się do zdania, które zamyka ten rozdział: "Przedstawiona w najogólniejszym zarysie piśmienniczym działalność Bakałowicza stwierdza wymownie, że posiadał on w zakresie wiedzy wojskowo-technicznej gruntowane przygotowanie fachowe, zdobyte w czasie kilkuletnich studiów zagranicznych [...]". Niestety nie dowiadujemy się niczego o okolicznościach śmierci w obronie Pragi Jana Bakałowicza. Nie ukrywam, że zaintrygowała mnie ta biografia.
Nazwisko "Sierakowski" nie może być mi nie znanym. Wnuk Kresów (tych wileńskich), potomek ofiar terroru Murawiowa-Wieszatiela byłby nie godny tamtej przeszłości, gdyby nie znał. Czy i jakie pokrewieństwo łączyło Karola z Zygmuntem? Nie wiem. Ale Karola Sierakowskiego, niech mi będzie darowane, nie znam. Nigdy na siebie nie wpadliśmy. Ulgę odczuwam czytając, to co napisał Jan Giergielewicz: "W historiografii naszej postać gen.. Karola Sierakowskiego, jako organizatora i komendanta korpusu inżynierów koronnych, a zarazem jednego z najwybitniejszych przedstawicieli wojskowej wiedzy technicznej w epoce stanisławowskiej, mało jest znana i nie znalazła dotychczas właściwej oceny". Aż boję się zapytać: czy coś zmieniło się od 1939 r.? Wszechwiedząca internetowa mądrość poświęca 9 i 1/2 linijki. Jest też portret - ten sam, który pojawił się w książce. Gdyby autor wpisu "na W." miał przed sobą tę książkę, to mógłby nakreślić bujniejszą biografię generała. Cała edukacyjna droga, zbliżona do tej, która była udziałem poprzedniego bohatera? Kariera wojskowa, Korpus Kadetów.: "Poza Korpusem Kadetów wykładał Sierakowski arytmetykę i geometrię na tzw. wydziale korpusu inżynierów, znajdującym się przy «artylerycznej», zorganizowanej dzięki staraniom i pomocy gen. Brühla przy końcu 1778 lub na początku 1779 r.". 19 XI 1789 r., to znacząca data w życiu i karierze generała: "...został mianowany [...] pułkownikiem i komendantem korpusu inżynierów koronnych". To on nadzorował inspekcje i prace wokół takich twierdz/zamków, co Kraków, Kamieniec Podolski czy Częstochowa (Jasna Góra). Niestety wszystko rozbijało się o fundusze. Na 140 000 złotych szacował koszta dotyczące Wawelu. Rzecz można, że rzucił się w wir organizacyjny wojsk inżynieryjnych. Stąd znajdziemy i takie spostrzeżenie: "Dbały o poziom swego korpusu, zabiegał Sierakowski przede wszystkim o jak najstaranniejszy dobór oficerów i podoficerów, badając szczegółowo kwalifikacje kandydatów, zgłaszających się do korpus inżynierów koronnych". Symptomatyczne są liczby! Kilka z nich. Wzrost liczby żołnierzy w podległym Siekierkowskiemu korpusie: 54 (IV 1794), 220 (V 1794), 295 (VI 1794), 360 (IX 1794). W czerwcu Sierakowski przydzielano do korpusu gen. Stanisława Mokronowskiego. Krytycznie tę decyzja ocenił Autor książki: "Odwołanie [...] Sierakowskiego stanowi niezbyt szczęśliwe posunięcie Kościuszki, który tracił w nim znakomitego organizatora wojsk technicznych, a zarazem jednego z najwybitniejszych fortyfikatorów epoki stanisławowskiej [...]". Smutne, że jak czytamy dalej, Kościuszko nie wykorzystał kilku projektów Siekierkowski, m. in. dotyczącego "połączenia korpusu inżynierów koronnych i litewskich". Bardzo pochlebnie J. Giergielewicz ocenił wcześniejszą kampanię, AD 1792: "W chlubnej karierze Sierakowskiego, jako inżyniera wojskowego, wojna polsko-rosyjska 1792 r. stanowi krótki, lecz zaszczytny okres, dając mu sposobność do wykazania niepospolitych zdolności w dziedzinie prac fortyfikacyjnych". Nazwisko Karola Sierakowskiego odnajdziemy pośród pierwszych kawalerów krzyża wojennego Virtuti Militari. Nie sprawdził się w czasie insurekcji kościuszkowskiej walcząc w polu? Jeden tylko epizod: "Nadchodzącemu z Kowla Suworowowi (11.000 l. i 39 dział) zastąpił Sierakowski (5.000 l.) drogę pod Krupczycami. Spotkanie to jednak zakończyło się porażką Sierakowskiego, który musiał wycofać się pospiesznie do Brześcia". Pod Terespolem, 18 IX 1794 r. rozbiła go jazda rosyjska! Dotarł jednak do Siedlec, gdzie połączył się z wojskiem samego Naczelnika i razem z nim wziął udział w tragicznej w skutkach bitwie pod Maciejowicami! Tam też, razem z Naczelnikiem, dostał się do niewoli. Warto chyba, po krótkim rysie napoleońskim, przytoczyć taką opinię J. Giergielewicza: "Cechowały go prócz głębokiej wiedzy i zamiłowania do prac wojskowo-technicznych, wysokie poczucie obowiązku, zrozumienie potrzeb chwili oraz energia i rzutkość w wykonywaniu powziętych zamiarów".
Na pewno nie mogę na koniec udzielać podpowiedzi, że warto... że trzeba... że cenna... Ilu z nas będzie miało okazję posiąść tych 178 stron? Pewnie niewielu? Czy jednak jest zupełnie niemożliwe, aby spotkać się z książką Jana Giergielewicza? Są antykwariaty, biblioteki, Internet. A może zmobilizować właściciela, w tym wypadku Martynę z klasy humanistycznej XV LO w Bydgoszczy, i zorganizować wieczorne, głośne czytanie? Byłoby IX odcinków! Na każdą okoliczność przebieramy się zgodnie z epoką? Fanaberia? Ale czy nie do zaspokojenia? Albo choć jakiś akcencik z epoki? Doskonały pomysł na spotkanie z historią i zapomnianą literaturą oraz jej bohaterami. Pozwoliłem sobie wyciągnąć epizody z życiorysów tych, których naprawdę nigdy nie poznałem lub umknęli z mej pamięci. Swoją drogą - warto skorzystać z każdej okazji i buszować w dawnych księgozbiorach, starych pudłach piwniczno-strychowych. Bo może właśnie TAM czeka na nas prawdziwa podróż historyczna? Czego każdemu i sobie życzę.
* * *
Nie byłbym sobą, gdybym choć nie zerknął do innych książek (tym razem z mego księgozbioru). Tym razem Jan Pachoński "Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818" Warszawa 1987. Tak, to jest skutek TEJ zajmującej lektury. Pisząc o VIII Korpusie księcia Józef pan profesor skrupulatnie odnotował taki fakt: "Artyleria konna (6 dział) pod ppłk. Karolem Weisspflugiem liczyła 207 kanonierów i 102 konie; inżynierii przewodził kpt. Dominik Bakałowicz, syn inżyniera i pisarza wojskowego Jana [...]". Jak dobitnie wychodzi nie daleko padło jabłko od jabłoni? Aż świerzbi mózg, by pójść tym tropem. Niestety znane nam źródło internetowej wszechwiedzy podaje nam tylko o Władysławie Bakałowiczu (1833-1904) - malarzu. Ten bez wątpienia może być bohaterem jednej z kolejnych "Palet"?
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.