sobota, kwietnia 09, 2016

Historia przyszła do mnie sama - otwarcie 2 - skarby Martyny...

Tak, to są SKARBY. Nie musimy zaraz podążać śladami  Johna Silvera i razem z nim płynąć na Wyspę Skarbów (Treasure Island). Nie trzeba wyobraźni Roberta Louisa Stevensona, aby poczuć dreszcz emocji. Dostarczają mi  jego moi Uczniowie i to nie koniecznie tacy, których uczę. Wręcz przeciwnie. Obdarzają mnie zaufaniem ci, których ledwo znam? 


To pierwsze od września  o t w a r c i e  tematu? Ton nie prawda, że nie było okazji. Mogę tylko uderzyć się w pierś, że aż zadudni. Bo to swoisty grzech zaniechania. Postaram się teraz bardziej systematycznie udostępniać, to z czym do mnie przychodzą gimnazjaliści, licealiści, ale też i nauczyciele. Nagle się dowiaduję, że ktoś w pokoju nauczycielskim tylko czeka, aby pochwalić się starym wydaniem książki, ba! oddać go w moje ręce. W tym miejscu pozwolę sobie na duże "dziękuję" Lucynie i Andrzejowi. Za ich to sprawką mój stan posiadania znowu dopełnił się o bardzo ciekawe (w tym XIX-wieczne) wydania.



Ale, ale... - miało być o skarbach Martyny! Tak, Martyny Kowalewskiej z klasy I c XV LO w Bydgoszczy. Mam pozwolenie publikowania Jej imienia i nazwiska. To samo dotyczy Jej przodków. Ale - nie skorzystam z tego przywileju. Niech moi zacnym Czytelnikom blogu starczy to, co tu ujawniam.


Tak, to są SKARBY. Może Was dziwić (ba! śmieszyć?) moja egzaltacja? I od razu chcę zaprotestować przeciwko takiej postawie "E! to nic takiego", "Przecież wszyscy takie zdjęcia mają". To mniej więcej cytaty z Martyny. Ocknij się Kobieto! jakie "wszyscy"? A nawet gdyby, to dajcie mi szansę to... przeżyć. Bo nawet nie ocenić. Bo ja nie  jestem do oceniania wartości i zawartości Waszych fotograficznych archiwaliów.


Tak, to są SKARBY! Że na zdjęciu stoi koń? widać maszyny rolnicze? ktoś na weselu gębę rozdziawił? Pomylmy innymi kategoriami: oto zapis czasu przeszłego dokonanego! Z pośród wielu weselnych zdjęć, jakie mi Martyna wypożyczyła wybrałem m. in. to z harcerką.  Wprawne oko dostrzeże przyszyte wianuszki u obojga państwa młodych? Ależ u potomkini tychże zachowały się one! Tak! Oryginalne! Już dotknięte zębem czasu, ale nie na tyle brutalnie, aby nie docenić ich piękna. Obiecano mi zdjęcia obu. Do tej chwili M. K. nie odwiedziła mnie w sali 117.




Tak, to są SKARBY. I musimy się nimi podzielić. Bo ja w to wierzę (i dociera TO do mnie za każdym razem!), że podobnych SKARBÓW jest mnóstwo. Nie wolno ich mieć tylko dla siebie. A jeśli okaże się, że gdzieś tam zabradziażył się i nasz antenat? I to nie chodzi o delektowanie swojej próżności "O! patrzcie! mam! a ty - nie masz!". Historia jest naszym dobre wspólnym. Tworzyli go nasi przodkowie. Czy to robili szablą, kielnią, sochą czy piórem? Bez Moich Uczniów byłbym uboższy o bardzo wiele, chwilami wzruszających doznań. I za TO jestem Im wdzięczny. Czy ja, przed ujawnieniem przez Martynę swoich zdjęć słyszałem kiedyś o  wsi Borowo, w obecnym powiecie kartuskim?*  Nigdy! Szukałem w Internecie zdjęć. Ile znalazłem? Żadnego! Atu - o! - choćby tamtejsza cegielnia! Nie zdziwię się, jeśli dotrą tu miłośnicy Kaszub i poproszą o kontakt z Martyną lub Jej Mamą. I tak TO ma działać - łańcuszek informacji!


Tak, to są SKARBY. I to najwyższej próby! I tu już nie chodzi, co teraz widzimy. Nie lekceważmy zaglądania na drugą stronę. Nagle się może okazać, że "rewers" zawiera prawdziwe... zaskoczenia! Co mną poruszyło?  P - i - e - c - z - ą - t - k - i ! Oto jeden z przykładów z... Gotenhafen, czyli Gdyni w czasie II wojny światowej, kiedy na miasto ponury cień rzucał faszystowski zbrodniarz Albert Forster!



Że słabo widać? Trudno, ale stoi jak byk: "Adolf Hitler Strasse 17 - Foto HERMA". Może rodowity gdyńszczanin dopisze ciąg dalszy? Proszę wysilić wzrok. Dwa kolejne przykłady zdjęć, które są już tu reprodukowane:



Na koniec pozwolę sobie na dość osobistą dygresję, a dokładnie cytat z siebie (publikacja tego tekstu w pewnym czasopiśmie w maju?):
"Każdego roku w mojej macierzystej szkole (Zespole Szkół nr 5 Mistrzostwa Sportowego w Bydgoszczy), przy okazji Dnia Nauczyciela, u c z n i o w i e wręczają w różnych kategoriach „Staśki”. W ostatnich trzech latach, trzy razy pod rząd (2013, 2014, 2015) wyróżniono mnie w kategorii „Nauczyciel pasjonat”. Proszę mi wierzyć stać tam na środku, przy ogłuszającym aplauzie, słyszeć We are the Champions” w wykonaniu Queen – podobne ciarki i ścisk gardła mam, kiedy czytam, jak w „Krzyżakach” jest scena: Jagienka i Maćko z Bogdańca spotykają ślepca. Pada wtedy (cytuję z pamięci) ”Wracacie ze Szczytna? Szukaliście córki?”. Do dziś nie pojmuję, że stojąc tam na środku nie rozpłakałem się jak mały Robuś w piaskownicy. Żadne medale i tytuły nie oddadzą tego, co czuję wtedy – tak wyróżniony i doceniony". 

 
MARTYNO BARDZO, BARDZO, BARDZO SERDECZNIE DZIĘKUJĘ. 
JAK RÓWNIEŻ TWOJEJ MAMIE, ZA TO, ŻE OBIE ODWAŻYŁYŚCIE SIĘ WYPOŻYCZYĆ (NA MAGICZNE 24 h) SWOJE SKARBY.

* Otóż! NIE! Zawierzyłem pewnej "internetowej wszechwiedzy" i Martyna Kowalewska (gratuluję czujności) poprawiła mnie i poinformowała: powiat  chodzieski! Serdecznie przepraszam za tą historyczno-regionalną nieścisłość

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.