niedziela, kwietnia 10, 2016

Maria Czubaszek - 10 kwietnia 2010 r.

Wracamy, po raz kolejny, do wyjątkowej lektury "Blogu niecodziennego" Marii Czubaszek (Wyd. Prószyński i S-ka). To naprawdę niezwykła książka. Chwilami cierpka, ironiczna, prześmiewcza. Mądra! Swoją życiową mądrością. Jeżeli ktoś  t e g o   nie dostrzega, to musi raz jeszcze wziąć to tomisko, przewertować, doczytać, zastanowić się. Pewnie, że można się z Autorką nie zgadzać, polemizować. Na tym polega przywilej obcowania z dobrą literaturą. Z czasem wartość "Blogu niecodziennego" wzrośnie. Za kilka (-naście, - dziesiąt) lat będzie jednym z wielu świadectw o   naszych czasach. 
Czy to nie prowokacja (artystyczna?), że otwieram strony (między 398-401) zapisane przez Marię Czubaszek w tak ważny dla wielu Polaków dniu. Mija kolejna rocznica katastrofy smoleńskiej. 96 żyć przestało istnieć! Jesteśmy widzami smutnego, politycznego, nachalnego wykorzystywania (i wygrywania) tych śmierci przeciwko... No właśnie: komu? Nie tylko rządzących wtedy - ale i nas, którzy byliśmy biernymi obserwatorami tej narodowej tragedii.
Staram się logicznie wyłuskać kilka zdań z "Blogu..." (wolałbym napisać: pamiętniku?). Wydaje mi się, że pani Maria Czubaszek daje nam swoim pisaniem pewną lekcję... Czy z niej skorzystamy? To już inna historia.
"...jaki sens może mieć śmierć 96-ciu osób? Kiedy słyszę, że może to coś da, że politycy, i my wszyscy, staniemy się lepsi..." - zanotowała we wtorek 13 kwietnia. Też byłem umiarkowanym sceptykiem, że będzie zmiana, duchowa odmiana, wstrząs odnawiający. Niemal od początku były... kły?
"Przepraszam, ale nie wierzę. Tak, jak nie zmieniła nas (w każdym razie na dłuższą metę) śmierć Jana Pawła Drugiego, tak samo nie zmieni, niestety, i ta. Znicze zgasną, kwiaty zwiędną, łzy obeschną. Takie jest życie. I tacy my jesteśmy". - czytamy dalej. Pewnie narażę się wielu osobom, ale osobiście nie wierzę (!) w istnienie "pokolenia JP II". Co zostało po 2 kwietnia 2005 r.? Nie potrafię nie zgodzić się z panią Marią. I to jest to, o czym pisałem wyżej: polemika? Albo jeszcze inaczej: rozmowa z samym sobą "na temat...". Bo co widzimy: czujemy i mylimy identycznie jak Autorka. To ulga! Dlaczego? Bo nie jesteśmy jednak wyjątkowi lub odmienni. Na swój sposób przeżywałem śmierć Papieża. Nie wierzyłem w trwałość jednania się kibiców zwaśnionych (nienawistnych) klubów itp. Watahy cały czas szczerzą kły!...
Mimo wszystko, to straszne, co czytamy pod datą 14 kwietnia: "Znicze jeszcze nie zgasły, kwiaty nie zwiędły, łzy jeszcze płyną, ofiary katastrofy jeszcze nie  pochowane, a już  podzielił nas wybór miejsca pochowania pary prezydenckiej, już Ojciec Tadeusz Rydzyk powiedział (o sobotniej katastrofie), że «gdyby nie ta tragedia, to można by powiedzieć, że to zamach stanu», a Zdzisław Krasnodębski, psycholog społeczny, napisał w dzisiejszej «Rzeczpospolitej»: Już zaczęliście dzielić łupy i dobierać się do szaf. Zróbcie kolejne «Szkło kontaktowe», wyśmiewajcie tę śmierć, wypijcie małpki. Zaproście Palikota i Niesiołowskiego. Krzyczcie «cham» i «dureń», i «były prezydent Lech Kaczyński». Wyśmiewajcie i drwijcie. Bądźcie sobą. Gardzę wami". Tak przeminął optymizm autorki "Blogu...". Większość z nas pewnie wtedy tego nie dostrzegała, albo wypierała z siebie, że coś takiego staje się...
Dwa dni później Maria Czubaszek notuje: "Polak potrafi? Nie każdy i nie wszystko. Tragedia pod Smoleńskiem udowadnia, że nie wszyscy Polacy potrafią być w żałobie". Widzieliśmy, jak wracają do kraju same trumny (nikt nie mógł wiedzieć o przypadkach mylenia ofiar). Zaczęło się planowanie pochówków. Wiadomo było, że najwięcej będzie zamieszania "dookoła" pogrzebania pary prezydenckiej. Które miejsce bardziej godne dla III prezydenta III RP? Arcybiskup S. Dziwisz otworzył Wawel... "To co słyszę - odnajdujemy w tym samym zapisie -  czytam i widzę,  kłóci się, moim zdaniem, z majestatem śmierci. Która wymaga powagi, a nie egzaltacji, ciszy a nie szumu medialnego (robiącego często wrażenie zagadywania myśli) i na pewno refleksji a nie, właśnie w tym momencie, «rzucania (przeciwników politycznych) na kolana», żądania by posypywali głowy popiołem i uczcili Prezydenta minutą wstydu".
Niestety pani Maria nie myliła się notując 19 kwietnia: "Skończyła się oficjalna żałoba, wraca polityka. Chciałoby się wierzyć, że trochę inna. Mniej brutalna i zacietrzewiona. Ale boję się, że to tylko pobożne życzenia". Dalsze akapity są niemniej miażdżące.  Pozostawiam je zainteresowanym. Smutne. Okrutnie szczere. Bardzo polskie.
10 kwietnia 2010 r. leży między Narodem. Podział, o którym pisze Autorka "Blogu  niecodziennego" pisze dalej wciąż jest (i będzie?) obecny: "...dla wielu Polaków miarą polskości, patriotyzmu [...] będzie ilość [...] wylanych łez, wypowiedzianych słów bólu i rozpaczy". Kiedy pisała te słowa jeszcze nie było zawłaszczania krzyża na Krakowskim Przedmieściu i prawa do godnego czczenia pamięci 96 ofiar (nie tylko Marii i Lecha Kaczyńskich).

Warszawa-Krakowskie Przedmieście-10 IV 2010 r.-foto Autor blogu

Brak komentarzy: