środa, lutego 03, 2016

Hetman wielki koronny Jan Sobieski do małżonki swojej Marii Kazimiery de La Grange d’Arquien

Epistolografia przeżywa kryzys. A może już należy oddzwonić jej zgon. Sztuka pisania listów umarła, kiedy pojawił się SMS? Tym bardziej zachęcam do czytania tych dzieł, które powstały w wiekach minionych, dokonanych. Tak, nie pomyliłem się, to były DZIEŁA! W końcu gro z nich jest  świadkiem epoki, bezcennym źródłem. Te osobiste zapiski nie miały być upubliczniane. Nam chyba tez nie byłoby w smak, gdyby ktoś ujawnił nasze SMS-y itp.


Mam przed sobą tom (równe 600 stron, bez przypisów) Jan Sobieski "Listy do Marysieńki", które opracował Leszek Kukulski, a wydał "Czytelnik" w 1970 r.  Książkę drukowano, kiedy piszący tu to wszystko przeżywał ostatnie "przed-szkolne wakacje". Ale Sobieskiego znałem! Mądrala! przechwalca! - ktoś szczuje z tylnego rzędu? Przecież przedszkolak oglądał w 1969 r. "Przygody pana Michała" i zapamiętał Mariusza Dmochowskiego w roli Jana Sobieskiego. Jeszcze wtedy tylko hetmana wielkiego koronnego. Pewnie, że takich niuansów nie znałem.



Z listami Jana do Marysieńki stykamy się najczęściej, kiedy chcemy poznać ducha czasu wiedeńskiej victoryi. No, ale przecież przed 12 IX 1683 r. małżonek pisał do małżonki! I po te listy sięgam. Te przed-królewskie! Postarałem się wybrać różne wątki: wojenne, rodzinne, polityczne.
Tak pisał z obozu pod Kamieńcem Podolskim 29 lipca 1671 r.: "Stanąwszy w obozie, a wziąwszy wiadomość o następującym już nieprzyjacielu, tęśmy wzięli przed się radę: księcia p. wojewodę bełskiego zostawiłem pod Tarnopolem z częścią wojska, aby się łączył z Królem JMcią, jeśli przyjdzie do tego, że pójdzie na tę wojnę, a sam z drugą częścią wojska poszedłem tu i przeszedłem za łaską bożą, i dziś tu stawam pod Kamieńcem. Gdyby nieprzyjaciel chciał nam wytrwać z kilka dni, który już ze wszystką turecką, tatarską i kozacką następuje potęgą, wielkie by nasze było szczęście, bobyśmy sobie cokolwiek żywności dla siebie i dla koni przysposobili. Ja za tąż tu okazją będę fortyfikował Kamieniec tymi ludźmi, których tu mam przy sobie, lubo ich mało, ale złych; bo wszystkiego tu wojska ze mną ledwo cztery tysiące, bom część także udzielił księciu Ostrogskiemu dla obrony Wołynia, ostatek zaś po różnych rozstawiło się pasach. [...] Fortecę zaś tę tu fortyfikować będę tymi pieniędzmi, które się obrócić miały na wykupno więźniów, z pewnej, którąm był uczynił, fundacji; ale tym sposobem na te tu miejsce obracam, bo stąd rozumiem być większą P. Bogu przysługę i wieczną sławę i pamiątkę. Jeśli tedy da P. Bóg żywo powrócić, a gdy jeszcze oddam chleby zimowe, jakom już uczynił votum, w ręce rzeczypospolitej, aza się kiedyżkolwiek obaczy, a ja też wszystkich z siebie zbędę inwidyj". Nie mógł wtedy wiedzieć, że z \a rok to "orłowe gniazdo" padnie. Wśród poległych (od strasznego wybuchu) zginie m. in. pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski. Autentyczny, a nie wyimaginowany przez Henryk Sienkiewicza. Ci, co plwają na "Trylogii" niech uderzą się w pierś i odpowiedzą na pytanie: kto by dziś TO pamiętał?


Ten list pisane w słynnym Barze 3 października tegoż samego roku chyba kładzie się cieniem na idyllicznym fresku barokowej miłości: "Takem sobie już głowę nabił melankolią, że już się mój nigdy z przyrodzenia wesoły nie przywróci humor. Aleć też Wć o to mniej dbasz i nie pomnę, abyś kiedy mi o to rzekła, widząc mię najutrapieńszego, albo żebyś sama, tak jako dobrzy zwykli czynić przyjaciele, dobrą swą i wesołą chciała wybić to z głowy cerą albo jaką zabawą. Pomnę w Tarnowie, jadąc z Krakowa, kiedym był tak strapiony i podziałem tych nieszczęsnych chlebów tak sturbowany, siadając nad tym po całej nocy, żem już prawie ledwo żył, tedyś Wć tak na mnie była dyskretna, żeś żadną żywą miarą dziecięcia, wrzeszczącego mi nad głową, do drugiej naprzeciwko nie pozwalała wynieść izby, choć tam było arcywcześnie dla niego i ciepło, i choć o zdrowie mężowe każda żona bardziej dbać aniżeli o dziecięce powinna. Nie dziwuj się Wć temu, że to przyszło na myśl; bo myśląc ustawicznie o jednym, muszą rzeczy wszystkie przeszłe, by najdawniejsze, jedna po drugiej na myśl i pamięć przychodzić. Wć, że nie kochasz, toteż nie myślisz, a nie myśląc, zapominasz, i dlatego się na krótką skarżysz pamięć". Zresztą wcześniej też znajdziemy ślady pewnych... kwasów i dąsów między małżonkami Sobieskimi. Czyż hetman nie wspomina o depresji? Melancholia, która ogarniała "marsowe dziecię"? Nie takim uczono nas widzieć przyszłego Jana III. Po podobnych słowach czyż nie dochodzimy do wniosku, że niewiele dzieli nas od Sarmatów z XVII w.! Oni też nie byli wolni o pewnych życiowych słabości? Wychodzi na to, że tylko na pomnikach są idealni sarmackiej naturze. Życie pisało jednak inne scenariusze?...

Janina - herb Sobieskich
Rok później, 26 listopada 1672 r. będąc w Szczebrzeszynie pisał Jachniczek tak z wyrzutem: "Już też teraz doznałem jawnie i oczywiście, że Wć moja panno nie dbasz o mnie aniś mnie szczerze kochała: bo kto kiedy na świecie, kochając w kim, tak się z nim dusznic i koniecznie pragnął rozłączyć, jakoś to Wć moje serce w tym teraźniejszym pokazała żalu? Żałowałem ja też matki mojej, a przecie jedne widzenie, jedne słowo Wci mego serca, jako tej osoby, nad którąm nic nie miał milszego na świecie i dla której tylko żyć i konserwować się pragnąłem, wiele tego zaraz momentu ujęło mi żalu, a przydało konsolacji; a to tylko w nadziei, i to niepewnej będąc, żem miał kiedy tej, w której-em się być rozumiał dotąd, doczekać szczęśliwości, żeśmy jedno dla drugiego żyć tylko mieli. Nie kondemnuję ja tej miłości, którąś Wć moja duszo przeciwko rodzicom miała i mieć powinnaś; ale przecie po ludzku te rzeczy czynić potrzeba, konserwując tak słabe zdrowie swoje, jeśli nie dla mnie, przynajmniej dla dzieci swoich. P. Bóg sam widzi, że i ja sam szczerze dopomagam tego żalu, bom osobliwy jejmości ku sobie znał afekt; ale kto tak kiedy na świecie żałował, jako tu nam ks. Kostrzycki napisał, żeś Wć moja duszo przez sześć dni nie jadła, nie spała, nikogo do siebie nie puszczała, a nawet i światła widzieć nie chciała? A dla Boga, i nie oczywisteż to są rzeczy, żeś się Wć swą ręką zabić chciała? A kiedyś się tak sama zabijać chciała, to jest znakiem nieomylnym, żeś już nic sobie miłego na tym nie zostawiła świecie; i co za dziw, że paraliżowa przypadła afekcja, kiedyś Wć gwałtem tego pragnęła i umyślnie tego szukała?". Czy głodzenie się pani hetmanowej można zakwalifikować jako próbę samobójczą? Autor listu raczej nie ma wątpliwości. To ten list zaczyna się od nagłówku (?) tak charakterystycznego dla wiedeńskiego pisania: "Jedyna duszy i serca pociecho, najśliczniejsza, najwdzięczniejsza i najukochańsza Marysieńku, panie serca mego!". 


Z tego samego listu coś bardziej polityczno-militarnego: "Bardzo Króla JMci zawiedli ci, co mu obiecowali, że się przy mnie nie miało zostać, tylko ośm chorągwi; a teraz się to tu pokazało, że ich nie odeszło, tylko cztery, i te się już cale do wojska znowu proszą. - Książę jmp. wojewoda bełski będzie tu u nas dziś. Nocuje w Turobinie; którego z wojskiem obiedwie przysięgły chorągwie. Dziś, że kwartiery zimowe rozdawać się zaczynają, nowe zaciągi bojąc się, aby ich zaraz wojsko nie znosiło, już do mnie po ordynanse przysyłać zaczynają, wyrzekając się p. pisarza, swego nowego hetmana. Oto mam mocną w P. Bogu nadzieję, że tę ojczyznę wkrótce uspokoimy i każdy się przy swoim zostanie ani się złość ludzka cieszyć z cudzego nie będzie. Bo to jest i będzie prawdziwe uspokojenie; nie to, co by tylko było bardziej zamieszało rzeczpospolitą i do ostatniej by ją było przywiodło zguby".
Bydgoszczanin będzie kontent, kiedy znajdzie choć wzmiankę o rodzinnym mieście? Jeden ze śladów znajdziemy w liście z 1 XII 1672 r. Hetman przebywał jeszcze w Szczebrzeszynie i pisał: "Z Łowicza tedy pojadę na Bydgoszcz, gdzie jeśli łaska Wci serca mego, racz mi zajechać drogę; tylko by się trzeba zaraz, wziąwszy list, w tę wybrać drogę. Respons jednak na ten list racz Wć moje serce do Bydgoszczy przed sobą posyłać a Mme łowczyna, uniżenie i bardzo proszę, bo tam mój na to świeży będzie czekał posłaniec. List ten piszę przez jmp. łowczego koronnego, którego posyłamy do Warszawy, on zaś ten list przez umyślnego obiecał do Bydgoszczy, a stamtąd przez świeżego do Gniewu. Czytałem wczora w liście ks. Kostrzyckiego do ks. Przyborowskiego o Fanfanie i o nogach, że ich źle stawia i że ich może mieć krzywe na potem. Wszystko mi się zda, że on, nie rozumiejąc mody, stawiać mu ich en dedans każe, tu zaś Wć, i jako należy, en dehors; i tak dziecię nie wie, co z sobą robić, jeśli jeden tak, a drugi inaczej, a cale przeciwnie. Słyszałem także, że mu się nauką przykrzą. Dla Boga, dać mu pokój, nie męczyć go jeszcze niepotrzebnie!".


Czy nas stać jeszcze na takie "literackie loty", jak kreślił w Łowiczu 11 XII 1672 r.: "Więcej nie turbując, całuję wszystkie śliczności Wci serca mego w myśli i imaginacji, ponieważ mi się ich nierychło dostanie w skutku i efekcie; czegom jako pragnął, nie tylko wypisać, ale i wymyślić rzecz niepodobna. Jeśli Wć moje serce tę swoją miałabyś odmienić intencję i drogę, proszę, racz mi znać dawać nocą i dniem do Pielaskowic, gdzie na tę oczekiwać będę wiadomość, bo gdzie indziej nie mam".
Można brać przykład z przyszłego monarchy? Spróbujmy. Warto od czasu do czasu pochylić się nad podobnymi dziełami. Listy nie po raz pierwszy i nie po raz ostatnim na moim blogu. Kto będzie następny? Nie wiem. Może wrócę do korespondencji Marksa z Engelsem?... 

PS: 17 czerwca minie 330. rocznica śmierci JKM.  

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.