niedziela, grudnia 06, 2015

Przeczytania... (93) Grzegorz Motyka "Na białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944-1953" (Wydawnictwo Literackie)

Wydawnictwo Literackie raczy nas kolejną książką Grzegorza Motyki*. Tym razem poznajemy  "Na białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944-1953". Kolejne, cenne spojrzenie na poczynania sowietów na zajmowanych ziemiach polskich, poczynając od tych, które do niej należały przed 17 września 1939 r.! Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, że w ogóle była sowiecka okupacja (musiałby to być chyba ktoś wyjątkowo wyedukowany na "Kraju Rad" lub "Nowych drogach" czy "Trybunie Ludu"), to koniecznie musi zapoznać się z tą książką. Na ile jest odkrywcza? Ocenić musi każdy indywidualnie. Nie ukrywam, że otwierałem ją z zaciekawieniem z dwóch powodów. Raz, że jestem pod wrażeniem, jak wcześniej Autor podszedł do tematu "rzezi wołyńskiej". Dwa, że moi krewni podjęli jeszcze w 1944 r. walkę z zajmującym nasze Kresy (wileńskie) okupantem i zostali zesłani na Kołymę! Jest osobisty stosunek do tematu? Żadna sensacja. W wielu rodzinach byli co, których od pewnego czasu nazywamy "żołnierzami wyklętymi". Nadszedł wreszcie czas, że oddaje się sprawiedliwość ICH walce m. in. z wojskami NKWD. Że nie wszystkim jest to w smak? A to też ciekawe zjawisko. Dla wielu Polaków żołnierze podziemia, to nadal... pospolici bandyci? Zostawmy to teraz. Tematem jest książka Grzegorza Motyki. 
Jako, po mieczu bydgoszczanin, chciałbym zauważyć, że na mapie "Armia Krajowa i podziemie niepodległościowe wobec wojsk sowieckich w Polsce 1944-1947" wkradł się błąd... topograficzny. Rodzinna Bydgoszcz przesunęła się w dół Wisły? Grudziądz "przeskoczył" na drugą stronę "królowej rzek"? Toć byłem ostatnio i musiałem pokonać most. Boję się sprawdzać inne miasta. O! Poznań nie ma nawet kropeczki? Ironizuję? I to od pierwszego otwarcia? Bo wydawca dał "plamę". Zakładam, że polecam książkę uczniom i... Co wtedy? Albo oznaczenia "miast zajętych przez lub przy współudziale żołnierzy AK w latach 1944-45" - bez nazwy miast? Myśl umieszczenia map na wyklejce  - przednia! Ale wykonanie? Komuś należałoby natrzeć uszu.
"Obława! Obława! Na młode wilki obława! / Te dzikie zapalczywe / W gęstym lesie wychowane! Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa! / Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane" - znać, że Autor z roczników lat 60-tych, skoro za moto wziął "Obławę" Jacka Kaczmarskiego. Doskonałe otwarcie. Gwarantuje, że czeka nas dobre kart rozdanie? Na ocenę porwie się każdy, kto przeczyta bez mała czterysta pięćdziesiąt stron. A warto. A trzeba. A żeby nie zapomnieć. Bo zapomnieć, to jak nieomal przyzwolenie na zbrodnie, których NKWD dopuściło się na Kresach i centralnej Polsce, terytorium, które od 1952 r. nazywano Polską Rzeczpospolitą Ludową.
"Historia sowieckiej służby bezpieczeństwa rozpoczęła się 20 grudnia 1917 r. Tego dnia powstała słynna Czeka [...], na której czele stanął zaufany Lenina - Feliks Dzierżyński" - szkoda wielka, że Autor zapomniał dodać, że Feliks Edmundowicz był Polakiem, ba! wzrastał na tych samych Kresach, co A. Mickiewicz, J. Piłsudski czy S. Poźniak, czyli mój osobisty Dziadek! Za to mamy okazję spojrzeć w oczy tego renegata, herbu Sulima (tak, tego samego klejnotu, który nosił słynny Zawisza Czarny z Garbowa). To dobrze, że Grzegorz Motyka rysuje zbrodniczy obraz narodzin i rozwoju sowieckiego aparatu bezpieczeństwa (czytaj: terroru).
"...oddział operacyjny wyjeżdża, okrąża wieś, bądź też poszczególną połać terenu, i rozpoczyna masowe aresztowania i spędzanie do piwnic" - to fragment opisu, jak Sowieci organizowali obławy na Wileńszczyźnie. Sami świadkowie przyznawali, że nowi okupanci (nie zapominajmy, że dla Kresów były dwa okresy okupacji: 1939-1941 i od 1944) różnili się bardzo od Niemców. Proszę wczytać się w ten dialog: "Stupajtie nazad ili otkrojem ahoń!" - to żołnierz AK-owca, a Rosjanin na to: "Niet, sowieckij bojec nikogda nie idiot nazad, on wsio wpieriod i wpieriod!"**. Krasnoarmiejec nie poddaje się, pada strzał z broni wileńskiego partyzanta i bojec pagibł...
Obraz sowieckich zbrodni na Narodzie polskim byłby niepełny i niejasny, gdyby Grzegorz Motyka nie przypomniał, jak to się stało, że Zachód odwrócił się "od wczorajszego sojusznikami", jakim byli Polacy i oddali ich ziemi pod wpływy sowieckie. Znowu wdzierają się do ucha terminy: linia Curzona, pakt Sikorski-Majski, konferencje Wielkiej Trójki. "My opowiadamy się za powstaniem niepodległej i wolnej Polski, ale w jej etnograficznych ramach. Takiej Polsce chętnie pomożemy, z taką Polską możemy podtrzymywać przyjacielskie stosunki" - tak stanowisko swego rządu (czytaj: Stalina) w Londynie, przed Anthony Edenem przedstawił Iwan Majski, ambasador ZSRS*** w Londynie. Nie chcę wchodzić w polemikę "z historią", ale ta deklaracja brzmi wyjątkowo fałszywie, kiedy pomyśli sie dokąd powinna sięgać "etniczna matuszka Rasija".
Polskie podziemie i sowiecka partyzantka stanowiły problem na Kresach! To nie jest książka poświęcona tej tematyce, a warto by było, aby "100% Polacy" z "centralnej Polski" kiedyś poznali aspekty tej groźnej "symbiozy"? Szkoda, że wspominany w tekście generał "Grot" (Stefan Rowecki) nie został przypomniany "z fotografii". To nie prawda, że jest rozpoznawalny! Proszę zrobić quiz z własnymi nastolatkami w domu i przekonać się. Skoro było miejsce dla Pantelejmona Ponomarenki czy Wiaczesława Mołotowa, to Komendant Główny  mógłby zjawić się fotograficznie. Szkoda. Pewnie, ważniejsza jest treść: "...jeszcze jesienią 1943 roku dowództwo polskiego podziemia zaczęło brać pod uwagę możliwość, że Sowieci wejdą na ziemie polskie w roli okupanta". I Autor podaje, że "...postanowiono zbudować «konspirację w konspiracji», [...], która miała podjąć działalność przeciwko komunistom". 
Czy nie było współpracy AK-a z sowiecką partyzantką? Była. Choćby w przypadku ludobójstwa, jakiego dopuszczała się UPA na Wołyniu. Może nas zaskoczyć ta statystyka, którą podaje Autor: "Właśnie dlatego wiosną 1943 roku liczba Polaków w komunistycznych leśnych szeregach zaczęła raptownie rosnąć, by dojść w końcu do pięciu-siedmiu tysięcy ludzi". Czytamy też, że oddział płk. NKWD Iwana Prokopiuka w 1943 r. "...ocaliła wieś Przebraże, w której schroniło się dziesięć tysięcy Polaków". 
Oczywiście żebyśmy nie wpadli w fałszywe zadowolenie (czytaj: jak to dobrze układała się współpraca z sowiecką partyzantką?) G. Motyka przytacza zalecenie, jakie swoim oddziałom rozsyłał towarzysz Ponomarenko: "Zachodnie obwody Sowieckiej Białorusi są nieodłączną częścią republiki białoruskiej. Na zajętym przez Niemców terytorium Białorusi są dopuszczalne działania wyłącznie tych grup, organizacji i oddziałów, które kierują się interesami ZSRS". Co z  macierzystą (polską) partyzantką? Oczywiście, sowiecki agresor nie zapomniał: "Istnienie różnego rodzaju organizacji kierowanych przez polskie nacjonalistyczne centra należy rozpatrywać jako nieprawne mieszanie się w sprawy naszego państwa".
Mamy więc widomy ślad, jaki był stosunek Sowietów do polskiego ruchu oporu na polskich ziemiach zajętych przez wschodniego agresora po 17 IX 1939 r. Doświadczenie, jak później rozwijała się na tych ziemiach (wileńsko-lwowskich), zaważyło na decyzjach Komendy Głównej Armii Krajowej! Chyba nie ma Wilniuńczyka i jego potomka, który nie widziałby o operacji "Ostra Brama". Sam na tym blogu poświęcałem jej miejsce. Nie mogło być inaczej. Jest okazja przypomnieć sobie, jak wewnątrz dowództw kresowych okręgów AK brak było jedności, jak de facto postępować wobec Sowietów, gdy ci przekroczyli granicę z 1921 r.! Zapewne desperackim krokiem była próba porozumienia części dowódców z... "...Niemcy [...] zaproponowali oddziałom AK zawarcie antysowieckiego przymierza. Wobec sowieckiej przewagi niektórzy z polskich dowódców rzeczywiście zdecydowali się na ten dramatyczny krok. Polacy podjęli kontrowersyjną, lecz z ich punktu widzenia słuszną decyzję o zawieszeniu broni z Niemcami". Zaskoczenie? Trzeba te epizody przypominać, a później jakiś sowietysta (niekoniecznie rodem z Kremla) nie rzucił nam w twarz: Polacy kolaborowali z Niemcami!... Jakiej trzeba było determinacji, że podobne pomysły rodziły się? Sojusz z "wczorajszym okupantem", aby powstrzymać "jutrzejszego oprawcę"? Nie usprawiedliwiam tych poczynań (Komenda Główna AK odpowiednio zareagowała! - żądając zerwania rozmów!), ale nie zapominajmy Kresy miały już za sobą pierwszą okupację z lat 1939-41. Tu nikt nie musiał mydlić oczu. Tym bardziej też zaskakuje krótkowzroczność (naiwność) włącznie z generałem "Wilkiem", że wierzył w realną współpracę z Sowietami!..
"Latem [1944 r. - przyp. KN] starcia z sowieckimi oddziałami stały się niemal codziennością, Podpułkownik «Wilk» rozważał nawet plan przeprowadzenia operacji «Serce» i oczyszczenia Puszczy Rudnickiej z komunistów. Ostatecznie jednak zrezygnował z tego pomysłu" - sam fakt, że roiły się takie pomysły świadczy, jak bardzo skomplikowane były stosunki na linii AK-sowiecka partyzantka. Nie zapominajmy, że to dla Polaków mieszkających na Kresach to, co wyprawiali partyzanci sowieccy było dywersją na rodzimej ziemi!
Cenną wartości książki Grzegorza Motyki pozostaje ikonografia! Wiele z tego cennego materiału pewnie widzimy po raz pierwszy. Sam przyznaję się do tego. I to jest kolejna wartość "Na białych Polaków obławy...".
To, w jaki sposób Sowieci i polscy sowietyści pojmowali "wyzwolenie" i na Kresach, i na wschód od Bugu rzutowało na decyzję generała Tadeusza Komorowskiego -"Bora" z wywołaniem powstania w Warszawie. To bardzo ważne, że G. Motyka nie zapomina o tym. Często jesteśmy ofiarami (bo inaczej tego nie da się określić), ale ma się wrażenie, że Godzina "W" wybuchła w swoistej próżni? Nie, to m. in. skutek, jak Sowieci rozegrali sprawy choćby w Wilnie!  Historia, nie zapominajmy, to również naczynie połączone...
dobrze, że tyle miejsca poświęcono temu renegackiemu tworowi z pogranicza Targowicy, jakim był PKWN! Znajomość tych faktów (co to był de facto PKWN, GL, PPR) ginie w mroku niewiedzy? Do tego z czasem dochodzi PRL! Gdybym chciał tu wykorzystać tylko "plony" ze sprawdzianów w klasach licealnych, to... naraziłbym się swoim pryncypałom. Blog nie daje mi chleba. Nie zaryzykuję cytowania "rewelacji" na powyższe skróty! Świętnie, że przypomniano sylwetki takich komunistycznych aparatczyków, jak B. Bierut, Wł. Gomułka czy J. Berman. Bez postawy tych "wybrańców ludu" ogrom zbrodni nie byłby tak ogromny. Kto powie "jeśli nie oni, to byliby inni"? Ale mnie to wcale nie pociesza! "My chcieliśmy ten kraj uruchomić, natchnąć życiem, a wszystkie nasze nadzieje związane były z nowym modelem Polski, który nie miał precedensu historycznego [...]" - upajał się Berman, jeden z głównych zbrodniarzy stalinowskich. Zapomniał dodać, że wspierali tą władzę mordercy z Katynia, Miednoje czy Charkowa - NKWD-ziści!
"Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to" - kto był taki dowcipny? Stalin! Grzegorz Motyka cytuje wspomnienie Bieruta z pobytu na Kremlu. Wtedy też poruszano sprawę dezercji 31 Pułku Piechoty! Nikt za PRL-u nawet słówkiem nie pisną, że w ludowej armii były podobne wypadki! Monolity myślenia kruszą też takie książki! Brawo Autor! Brawo Wydawnictwo Literackie!
"Będziemy prowadzić mobilizację ludności polskiej, zarówno mężczyzn, jak i kobiet zamieszkujących zachodnie obwody USRS, do przemysłu, budownictwa obiektów obronnych i udziału w innych przedsięwzięciach na równi z ludnością ukraińską" - to pomysł towarzysza Nikity Chruszczowa. Dotyczyło m. in. polskiej ludności Lwowa! Podejrzewam, że wielu "100% Polaków" nie wie, że zsyłki i represje nie skończył się 22 VI 1941 r., a druga okupacja Kresów była powrotem do metod dobrze poznanych. "...ucisk i terror w stosunku do Polaków jest stosowany na każdym kroku i w każdej dziedzinie życie [...]. O ile każdy Polak byłby zdolny do różnych poświęceń, o tyle pozostanie obywatelem sowieckim nawet na krótki czas, uważa się za coś ponad swoje siły" - to cytowane sprawozdanie ówczesnego podziemia. No i mi... zgrzytnęło!  Osobiście z tym walczę, uczulam uczniów: nie było repatriacji ludności polskiej z Kresów! To była EKSPATRIACJA! Nie gódźmy się (jak nie godzimy na np. polskie obozy zagłady, bydgoską "krwawą niedzielę") na retorykę bolszewicką. Błąd wpajany od 1944 r. nabiera znamienia... prawdy! A to prawdą nie jest!
"Walk z Sowietami nie prowadzić. Wejść głęboko w podziemie. Nie liczcie chwilowo na żadną pomoc od naszych aliantów z zewnątrz" - to generał "Bór" tak pisał z walczącej Warszawy do kresowych oddziałów AK! Ze smutkiem czyta się o rozbijaniu kolejnych oddziałów, o przebijaniu się na Zachód! Wiedza na TEN temat naprawdę jest znikoma! Wileńskie czy Lwowskie Okręgi Armii Krajowej kompletnie wyparto z pamięci (czy również narodowej?)! Nie da się tutaj omówić każdej akcji, w której żołnierze podziemia swoim czynem i krwią potwierdzali prawo do ziemi wileńskiej i lwowskiej. Pewnie, że w sercach potomków hołubieni są bohaterowie tamtych dni. Dla mnie pozostaną nimi: "WILK", "SZCZERBIEC", "KOTWICZ", "ŁUPASZKA". Statystyki sowieckie są dowodem na to, że Kresy nie poddawały się: "...w drugiej połowie 1944 roku - przypomina G. Motyka - w wyniku działań polskiego podziemia padło 214 zabitych a 23 osoby uprowadzono [...]. W styczniu 1945 roku w powiecie wileńskim Sowieci zarejestrowali kolejnych dwadzieścia akcji zbrojnego podziemia". I zaczęła się krwawa pacyfikacja. Pojawia się m. in. bliska sercu piszącego Wilejka (potocznie zwana "Starą" w odróżnieniu od "Nowej", w której rodził się m. in. T. Konwicki). Ziemia wileńska po raz kolejny krwią płaciła za wierność Rzeczpospolitej! I w miarę szczegółowo jest to omówione. Tylko podziękować Autorowi!...
Pewnie książka nie ogranicza się do wątku kresowego (choć wyjątkowo dużo o 5 Brygady Wileńskiej AK). Poznajemy losy i innych regionów kraju (nowego), walczących formacji i ich dowódców, żołnierzy. Autor chyba przyzna mi rację, że wbrew pozorom nie jest jeszcze dziś łatwo pisać o tamtym okresie o tamtych bohaterach. "Ogień" czy "Łupaszka" cały czas wywołują emocje. Nie koniecznie pozytywne!... Nie zapominajmy, że w naszych miastach pozostają relikty "władzy ludowej" - w postaci choćby naz ulic. W Bydgoszczy są m. in. Planu 6-letniego czy gen. Z. Berlinga. Jakoś nie postawiono przed historycznym trybunałem Narodu renegatów pokroju choćby M. Roli-Żymierskiego (de facto Michał Łyżwiński)!
Książka Grzegorza Motyki, to kolejny ważny krok do poznania trudnego okresu lat 1944-1953. Wspaniale, że Wydawnictwo Literackie jest otwarte na TE tematy! Cud, że Autor nie "zamknął się" w ramach "polski lubelskiej". Zapomnienie spraw kresowych, to tak, jak... pośmiertny prezent dla tych wszystkich rodzimych sowietystów, którzy wypierali ze świadomości publicznej sam już termin "Kresy". "Na białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944-1953" powinna znaleźć się nie tylko w prywatnych i publicznych księgozbiorach, ale przede wszystkim trafić do szkół! Tam jest jej miejsce. Może Wydawnictwo Literackie znalazłoby jakiegoś sponsora, który pchnąłby machinę i zasilił szkolne biblioteki! Moja "kresowa półka" jest pełna. Która książka zrobi miejsce dla tej, autorstwa G. Motyki? Żadna nie chce ustąpić? Mam dylemat.


*Mam na myśli książkę "Od rzezi wołyńskiej do akcji «Wisła». Konflikt polsko-ukraiński 1943 - 1947", Kraków 2011
** Tłumaczenie zapisu na s. 28-29; podejrzewam, że wychowani w PRL-u nie mają kłopotów, aby zrozumieć ową wymianę zadań.
*** Tego skrótu używa Autor, tak i ja będę się "go trzymał"

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.