poniedziałek, grudnia 07, 2015
Przeczytania... (94) Svante Pääbo "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów" (Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI I S-KA)
"Uzyskaliśmy 73 172 unikatowe sekwencje DNA mamuta i 61 667 niedźwiedzia jaskiniowego, a był to wynik tylko jednego eksperymentu, do którego nie wykorzystaliśmy całości wyizolowanego DNA. [...] Wyglądało to na przełom, niemniej metoda wykorzystująca piroskewencjonowanie miała też swoje wady" - jeśli sądzimy, że poszukiwania to cały czas łopata, miotełka i benedyktyńska cierpliwość, to oczywiście jesteśmy w błędzie. Mamy do poznania książkę szwedzkiego biologa, który specjalizuje się w genetyce ewolucyjnej, jest twórcą i kierownikiem Instytutu Maxa Plancka w Lipsku - Svante'a Pääbo. Wydawnictwo Prószyński i S-ka w serii "Na ścieżkach nauki" podsuwa nam tegoż książkę: "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów", w tłumaczeniu Anny Wawrzyńskiej. Nie wiem, jak jest z Wami, ale jedna z moich półek w regale aż "czerni" się od tej serii grzbietami swoich kolejnych tomów. Mają doborowe towarzystwo w postaci dzieł Ch. Darwina i R. Darta. Mój czytelniczo-historyczny nos jest wyczulony na odnajdywanie kolejnych książek dotyczących antropologii. Aż dziw, że jeszcze tą "tematyczną pasją" nie podzieliłem się na tym blogu.
Jest dla mnie jakaś magia w samym słowie "NEANDERTALCZYK". Tylko dla mnie? Nie wierzę, że każdy kojarzy nazwę tego hominida jako rosłego, tępego osiłka z ogromniastym nochalem i pałą w owłosionych, muskularnych łapskach. Od lat śledzę postępy w nauce na JEGO temat. Jedni uczeni uważali tego hominida za wymarłą, boczną gałąź drzewa ludzkiego, inni byli zdania, że człowiek z Cro-Magnon wybił ociężałego umysłowo neandertalczyka, ba! nigdy z nim się nie krzyżował. Nauka, jak zresztą utwierdza w tym nas naukowego doświadczenie samego Svante'a Pääbo, stawiająca zbyt szybko kropkę "nad i" może zabrnąć w "ślepą uliczkę".
To wspaniale, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka w rewelacyjnej swojej, autorskiej serii "Na ścieżkach nauki" wróciła do tematu*! I jak bardzo entuzjastycznie zaczyna się historia, którą opowiada nam Svante Pääbo swoją książką: "W laboratorium zastałem Matthiasa i Ralfa Schmitza, młodego archeologa , który pomógł nam uzyskać pozwolenie na wycięcie kawałka kości ręki ze sfosylizowanych szczątków neandertalczyka przechowywanego w bostońskim muzeum. Obaj z trudem powściągali radość, pokazując mi odczytane przez sekwentor kombinacje liter «A». «C»,«G» i «T». Sekwencje nie przypominały żadnej z dotychczas nam znanych". Laik niewiele z tego rozumie. Proszę się nie obawiać i nie wpadać w panikę - zrozumie. Dalej znajdziemy że to to: "...jest w istocie skróconym zapisem chemicznym struktury DNA. materiału genetycznego obecnego niemal w każdej komórce naszego ciała". Prawda - jakie proste?
I o tym jest ta książka - o dochodzeniu do kolejnej prawdy na temat niezwykłego mieszkańca Europy "epoki lodowcowej". Podoba mi się zdanie: "Badania neandertalskiego DNA mogło pomóc w ustaleniu, co właściwie uczyniło nas ludźmi". Nie będę tu szukał opisywanych różnic między homo sapiens sapiens a homo neanderthalensis. A jakże jest zdjęcie szkieletów obu gatunków. Sam kiedyś na pewnych zajęciach z dydaktyki historii popełniłem foliogram z wyobrażeniem obu osobników. Wybór nie był przypadkowy. Tak, jak teraz wczytywanie się w pozycję szwedzkiego antropologa.
Jako amator-miłośnik tematyki pochodzenia człowieka dostaję zawrotu głowy od samych liczb, które przytacza Svante Pääbo: "Haploidalny genom człowieka składa się 3,2 mld par nukleotydów, a ponieważ w jądrze komórkowym znajdują się dwie jego kopie, czyli 46 chromosomów [...], w istocie liczy sobie 6,4 mld par nukleotydów". Chcąc spokojnie to ogarnąć czytam... wolniej i jeszcze raz. Ale nie zniechęca. Rośnie po prostu we mnie podziw. Dla drobiazgowości współczesnych badaczy!...
Pewnie, że rodzą się w nas wątpliwości. Inaczej dalibyśmy sobie spokój z podobną literaturą popularno-naukową. Niemal z wypiekami czyta się o roli... uzębienia lub kości, które gromadzą bezcenne informacje genetyczne! Całą mądrość zamkniętą w trzech genialnych literach DNA mamy rozłożoną na kilku stronach. I nawet, kiedy te teorie stają się już naszymi - wcale to nie sprawia, że podziw nas znika. Wręcz przeciwnie! Co tam kreślone drzewa genealogiczne! Daj mi swoje DNA, a powiem skąd jesteś! Oczywiście Svante Pääbo podaje nam przykłady zanieczyszczenia próbek, ich odkażania, powtarzania żmudnych doświadczeń! Nic nie jest oczywiste! Sprawdźcie Ilustrację 1.2. z odtworzonym fragmentem sekwencji mtDNA neandertalczyka z Doliny Neandra. Nabierzmy chyba respektu dla ogromu pracy współczesnych genetyków. To, co nas powinno zachęcić do czytania "Neandertalczyka..." - cytat: "Po uwzględnieniu [...] danych naukowcy potrafią oszacować w przybliżeniu, jak dawno temu istniała sekwencja wyjściowa (wspólna) dla dwóch potomnych linii ewolucyjnych". Dalej jest jeszcze ciekawiej: "...wyliczyliśmy, że protoplastka ludzkiego mtDNA, mitochondrialna Ewa, żyła 100-200 tys. lat temu, co zgadzało się z wnioskami Allana Wilsona, a wspólna mitochondrialna przodkini ludzi i neandertalczyków - około 500 tys. lat temu".
Podejrzewam, że większość z nas, kiedy chwyta za taką książkę, w której bohaterem jest neandertalczyk (hominid o największym mózgu z nam znanych gatunków ludzkich): czy krzyżował się z człowiekiem współczesnym? "Gdyby neandertalczycy krzyżowali się z ludźmi współczesnymi, moglibyśmy wykryć ślad takich związków tylko w przypadku, kiedy to kobiety zmieniły grupy, w których żyły, a tak wcale nie musiało być". Zaskoczyło mnie co innego. A choćby to zdanie: "Nie wiemy też wcale, czy to ludzie współcześni byli grupą o wyższym statusie socjalnym, a nawet czy porównani stosunków socjalnych między grupami ludzi nam podobnych można odnosić do relacji między ludźmi współczesnymi i neandertalczykami". Jak to? Nie wiemy? Przecież przez lata utrzymywano, że człowiek z Cro-Magnon bił na łeb swego niby-krewniaka neandertalskiego?! A tu - o? Naprawdę zaskoczono mnie tym stwierdzeniem. A może też zwyczajnie sprowadzono na ziemię?
Książka Svante Pääbo, oprócz oczywistego i poznawczego waloru, poznania warsztatu naukowego przy okazji podsuwa nam to i owo do przemyśleń. Znowu ze mnie wychodzi tropiciel, wygrzebywacz myśli? Uważam to za cenne łowy takich lektur, jak "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów". Poznajemy Autora z "różnych stron":
Dopiero w Bawarii doszedł do wniosku, jak bardzo "Badania ludzkiej przeszłości naprawdę wydawało się wyjątkowo problematyczne"? Badania nad DNA (sam proponował "bardziej rygorystyczne") człowieka miały ułatwiać słynne znaleziska z torfowisk niemieckich i duńskich? I tu zaczęły się naukowe wątpliwości: "Kiedy jednak poczytałem więcej na ten temat, uświadomiłem sobie, że niezły stan odkopywanych zwłok jest zasługą bardzo kwaśnego środowiska, które źle wpływa na DNA - prowadzi do pękania nici i utraty nukleotydów". Cokolwiek one oznaczają, widzimy, że schody pojawiają w najmniej oczekiwanym momencie? I jak dodał: "Krótko mówiąc, nie było dużych szans na znalezienie na torfowiskach dobrze zachowanego materiału genetycznego". Trudno skupić całą uwagę nad tym naukowym epizodem, ale warto wziąć przykład z drobiazgowości szwedzkiego uczonego, który dochodzi do swoich wniosków warte uwagi. Mógłby zająć całe akapity, jaką rewolucję wyprawił w Monachium. Ograniczę się do części zdania o przygotowaniach pewnego, małego pokoju: "...wynieśliśmy z niego wszystkie meble i odmalowaliśmy ściany, a następnie zaczęliśmy się zastanawiać, jak najskuteczniej pozbyć się możliwości zanieczyszczeń DNA na nowo zakupionych stołach i innym sprzęcie zamówionym do naszego minilaboratorium". Sam pisze dalej, że działali brutalnie? Wyszorowano m. in. roztworem wybielacza całe pomieszczenie i sprzęt. Wreszcie badania nad DNA były, jakich oczekiwano? Do czasu! "Tym razem byłem już bliski furii" - przyznaje. I z tym problemem pozostawiam Autora. Czyż to nie samowity aspekt tej książki: niepowadzenia twórcze? Co nam z tego? A choćby myśl, że niepowadzenia powinny nas uskrzydlać, a nie zaraz podstawiać nogi i bęc!... Proponuję poznać koleje badań nad DNA mylodona, praprzodka współczesnych leniwców. I tu wracał problem zanieczyszczania próbek.
Wcale nie było rewelacyjniej przy okazji badania Ötziego (swoją drogą ciekawe dlaczego tłumacz zaproponował pisownię: Oetzi?; skoro podaje się oryginalną wersję doliny?), "człowieka lodu" odnalezionego w dolinie Ötztal 19 IX 1919 r. "...poszczególne próbki tkanek Oetziego zawierały różne zestawy DNA. To było denerwujące - większość wykrywanego przez nas mtDNA pochodziła prawdopodobnie od osób, które miały kontakt z Oetzim od chwili jego odkrycia" - skarży się Svante Pääbo. Kolejna frustracja naukowca? A jednak udało się ustalić DNA! Jak? Proszę przeczytać!...
Dochodzenie do prawdy! O tym jest ta książka. Nie zapominajmy, jak mawiał wielki G. B. Shaw "Wszystkie wielkie prawdy na początku są bluźnierstwem". Nie inaczej było wokół badań i wyników pracy Svante Pääbo i jego zespołu (-ów) naukowego (-owych). To niesamowita podróż w głąb naszego człowieczeństwa. Wzdryganie się przed pokrewieństwem z neandertalczykiem zawsze mnie o tyle zaskakiwało, że to przecież on miał największy (jeśli idzie o cm sześcienne) mózg. Niesamowite jest przyglądanie się, jak badano kolejne sekwencje kodu DNA mitochondrialnego. Ale powstało inne utrudnienie: "...od kogo pobrać próbki materiału genetycznego"? Chodziło o analizę współczesnych hominidów! Kobieta czy mężczyzna? Europejczyk czy Azjata? Proszę zwrócić uwagę na trzy aspekty wyboru. To dopiero męka intelektualno-naukowa!
Nikogo, kto interesuje się antropologią, nie powinno zaskoczyć, że zaczęto badać również i porównywać wyniki badań "na szympansach"**. Warto zacytować S. Pääbo: "Na świecie żyje 7 mld ludzi i pewnie mniej niż 200 tys. szympansów. Przedstawiciele naszego gatunku zasiedlili niemal cały glob, podczas gdy szympansy żyją tylko w Afryce, w pobliżu równika, a mimo to w DNA dwóch szympansów występuje 3-4 razy więcej różnic niż w DNA dwojga ludzi".
"...pozyskaliśmy kawałki kości 24 neandertalczyków i 40 wczesnych ludzi współczesnych. [...] Tylko w przypadku kości czterech neandertalczyków i pięciu ludzi wynik wskazywał, że warto szukać w nich mtDNA; było to zgodne z oczekiwaniami, choć jak zawsze po cichu liczyliśmy na więcej" - prawda, że rośnie ciekawość? Tym bardziej, że wcześniej tzw. świat naukowy kategorycznie odrzucał gatunkowe krzyżowanie się obu hominidów! Kolejne próby, izolowanie DNA z kości: "...uzyskaliśmy kolejne potwierdzenie, że neandertalczycy mieli odmienne mtDNA niż ludzie współcześni". I jakie z tego wnioski nasuwały się? Dość oczywiste, nawet dla laika: "Ponieważ - jak dotąd - nie znaleźliśmy żadnego bezpośredniego dowodu na istnienie w naszym genomie neandertalskiego DNA, uznaliśmy, że najprawdopodobniej nie mamy w sobie nic z neandertalczyka". Czy tym samym rozwiano wątpliwości i postawiono kropkę nad "i"? Svante Pääbo nie rezygnuje, aby zamieszać w naszych mózgach. Dwa zdania i droga do szukania, jak stąd na Alaskę! "Jeśliby na przykład dzieci z mieszanych związków wychowywały się przy matkach, czyli w grupach neandertalczyków, nie mogłyby przekazać swoich genów do ludzkiej puli. Niewykluczone też, że krzyżowali się neandertalscy mężczyźni z kobietami Homo sapiens, a ponieważ mtDNA nie jest przekazywane w linii męskiej, dzieci z tych związków miałyby je w wersji ludzkiej". Gdzie tkwi szansa? Nie zostajemy bez odpowiedzi: "...w genomie jądrowym". I dalej stoi: "...jeśli chcemy dowiedzieć się, jak było naprawdę, musimy poznać sekwencję choćby fragmentu jądrowego neandertalczyka". To jest ta siła książki, którą mamy otwartą! To jak śledztwo! Krok po kroku, dwa do przodu, trzy do tyłu, znowu w bok, dreptaninie, galop i wyhamowanie?
Nie będę ukrywa, że każda informacja, jaką podaje Svante Pääbo jest dla mnie jasna i zrozumiała, bo tak nie było. Drobna próbka: "Musieliśmy ustalić, ile DNA chcemy zsekwencjonować. Jeszcze przed wizytą w 454 Life Sciences założyłem, że powinny to być 3 mld nukleotydów, co odpowiadało w przybliżeniu haploidalnego ludzkiego genomu". Komputer jest mądrzejszy od magistra historii, bo nie podkreślił żadnego słowa na czerwono? Dalej jest już tylko lepiej: "...by odczytać 3 mld nukleotydów składających się na genom neandertalczyka, trzeba by zsekwencjonować fragmenty o łącznej długości 75 mld nukleotydów. Większość fragmentów starożytnego DNA była bardzo krótka (liczyła średnio 40-60 nukleotydów), więc ich odczytanie wymagało około 3-4 tys. cykli pracy maszyn do pirosekwencjonowania". Ostatniego słowa mój komputer-mądrala nie znał jednak. Uff!...
Na czym polega "prawdziwy naukowy i emocjonalny rollercoaster"? Nie odsłonię każdego niuansu dochodzenia przez Svante Pääbo i jego współpracowników do wyniku końcowego. Ciekawość gna nas do wczytywania się w kolejne rozdziały. Można zupełnie porzucić zdziwienie, że ktoś kiedyś zafascynowany książką mógł wybrać taką, a nie inną drogę życiową. Bez wątpienia "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów" jest taką właśnie książką. Czy nadmiar jej naukowości może odstręczyć średnio wyrobionego w tematyce Czytelnika? Nie sądzę. Po prostu kilka fragmentów przeczyta z większą starannością. Pouczający może być cytat w cytacie, czyli wypowiedź, która nie pochodzi od Autora książki - jest jednak godny przemyślenia (etycznego? moralnego? naukowego? - niepotrzebne skreślić?): "Potrzebuję więcej kości. Żeby je zdobyć, pojadę choćby do Rosji z wielką walizką i kopertą pełną euro, spotkać się z barczystymi ludźmi w ciemnych okularach. Nic mnie nie powstrzyma". Oto desperacja naukowca?! Alboż wielki Leonardo nie sięgał do kieszeni takich "degeneratów epoki", jak Cesare Borgia?... Nadzieja nadeszła na szczęście z Chorwacji!
"...możemy być pewni na 90 procent, że neandertalskie DNA nie stanowi więcej niż 5 procent współczesnego genomu człowieka, a tym samym wciąż jest dziesięcioprocentowa szansa, że więcej niż 5 procent ludzkiego DNA pochodzi od neandertalczyka" - i Svante Pääbo rozpisuje się m. in. o snipach występujących we współczesnej populacji. Kolejne badania i wyniki,a zatem wnioski: "Mamy mocny dowód - Autor cytuje wyniki jednego z naukowców. - na to, że genom neandertalczyka jest bardziej podobny do genomu nie-Afrykanów niż Afrykanów". Ale pojawiają się zaskakujące wnioski, który mogą wryć przeciętnego miłośnika antropologii: "...pod względem polimorfizmów pojedynczego nukleotydu genom neandertalski jest podobny do chińskiego w 51,54 procent, z dopuszczalnym błędem 0,28 procent. Tyle tylko, że neandertalczyków nigdy nie było w Chinach". Dodajmy, że w Afryce również. Wyjaśnienie tego zaskakującego fenomenu znajdujemy na dalszych stronach. Zamieszczona została również mapa (ilustracja 18.1), jak mogli krzyżować się neandertalczycy "z ludźmi z pierwszej fali migracji z Afryki".
Ciekawe są inne wnioski, do których doszedł S. Pääbo: "Zwykliśmy myśleć, że nasz gatunek górował nad neandertalczykami, a w końcu doprowadził do tego, że zniknęli z powierzchni Ziemi. Wyniki naszych badań wskazywały jednak na coś zaskakującego - najwyraźniej geny przepływały od neandertalczyków do nas, a nie na odwrót". Trochę studzą one nasz gatunkowy egocentryzm? Mi imponują.
Odkładając książkę Svante Pääbo "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów" nie powinniśmy daleko odchodzić "od tematu". Pewnie, że liczę na to, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka w serii "Na ścieżkach nauki" zaproponuje nam nie jeden podobny epizod. Na szczęście moja "antropologiczna półka" pozwala mi na powrót "do tematu" o każdej porze. Gro z książek o antropologii to właśnie ta doskonała, "czarna seria"! chciałbym tylko wierzyć, że Prószyński i S-ka nie każe nam czekać na kolejną pozycję latami.
Warto chyba wziąć do serca taki wniosek wypływający z badań i doświadczenia skandynawskiego uczonego:
* James Shreeve "Zagadka neandertalczyka. W poszukiwaniu rodowodu współczesnego człowieka " Prószyński i S-ka, Warszawa 1998, tłumaczenie Karol Sabath.
Książka Svante Pääbo, oprócz oczywistego i poznawczego waloru, poznania warsztatu naukowego przy okazji podsuwa nam to i owo do przemyśleń. Znowu ze mnie wychodzi tropiciel, wygrzebywacz myśli? Uważam to za cenne łowy takich lektur, jak "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów". Poznajemy Autora z "różnych stron":
- Staraliśmy się rozbroić wszelkie możliwe miny w interpretacji przedstawionych wyników...
- Gdybyśmy mogli przyjrzeć się różnym regionom jądrowego genomu danej osoby, uzyskalibyśmy kilka odmiennych wersji genetycznych historii jego posiadacza i jego krewnych.
- Czy możliwe są badania sekwencji starożytnego DNA, by ustalić, na ile genetycznie zróżnicowani byli starożytni Egipcjanie i jak ich geny mają się do tych występujących u współczesnych mieszkańców tego kraju?
- Po pobycie w NRD innym okiem patrzyłem na ludzi żyjących w ustroju socjalistycznym.
- Allan Wilson, w przeciwieństwie do wielu napędzanych testosteronem, krzykliwych naukowców, wypowiadał się spokojnie i zachowywał powściągliwie, jak na uczonego z Berkeley przystało.
- Logika działania totalitarnego reżimu mocno mnie przygnębiła.
- Czasem założeń było tak wiele, że wyciąganie na ich podstawie wniosków o ludzkiej ewolucji kojarzyło mi się bardziej ze zgadywaniem i układaniem ciekawych historyjek o przeszłości niż z prawdziwą nauką.
- Zawsze pociągali mnie fizycznie zarówno mężczyźni, jak i kobiety; w Szwecji udzielałem się nawet aktywnie w ruchu walczącym o prawa gejów.
- O Niemczech wiedziałem mniej więcej tyle, że jest to miejsce narodzin nazizmu.
- ...dzieje budowli [Wydziału Zoologii w Monachium - przyp. KN] odzwierciedlają historię skomplikowanych stosunków łączących USA i Niemcy, raz zawierających sojusze, a innym razem ze sobą walczących.
- Najbardziej kusiły mnie molekularne badania nad historią człowieka.
Dopiero w Bawarii doszedł do wniosku, jak bardzo "Badania ludzkiej przeszłości naprawdę wydawało się wyjątkowo problematyczne"? Badania nad DNA (sam proponował "bardziej rygorystyczne") człowieka miały ułatwiać słynne znaleziska z torfowisk niemieckich i duńskich? I tu zaczęły się naukowe wątpliwości: "Kiedy jednak poczytałem więcej na ten temat, uświadomiłem sobie, że niezły stan odkopywanych zwłok jest zasługą bardzo kwaśnego środowiska, które źle wpływa na DNA - prowadzi do pękania nici i utraty nukleotydów". Cokolwiek one oznaczają, widzimy, że schody pojawiają w najmniej oczekiwanym momencie? I jak dodał: "Krótko mówiąc, nie było dużych szans na znalezienie na torfowiskach dobrze zachowanego materiału genetycznego". Trudno skupić całą uwagę nad tym naukowym epizodem, ale warto wziąć przykład z drobiazgowości szwedzkiego uczonego, który dochodzi do swoich wniosków warte uwagi. Mógłby zająć całe akapity, jaką rewolucję wyprawił w Monachium. Ograniczę się do części zdania o przygotowaniach pewnego, małego pokoju: "...wynieśliśmy z niego wszystkie meble i odmalowaliśmy ściany, a następnie zaczęliśmy się zastanawiać, jak najskuteczniej pozbyć się możliwości zanieczyszczeń DNA na nowo zakupionych stołach i innym sprzęcie zamówionym do naszego minilaboratorium". Sam pisze dalej, że działali brutalnie? Wyszorowano m. in. roztworem wybielacza całe pomieszczenie i sprzęt. Wreszcie badania nad DNA były, jakich oczekiwano? Do czasu! "Tym razem byłem już bliski furii" - przyznaje. I z tym problemem pozostawiam Autora. Czyż to nie samowity aspekt tej książki: niepowadzenia twórcze? Co nam z tego? A choćby myśl, że niepowadzenia powinny nas uskrzydlać, a nie zaraz podstawiać nogi i bęc!... Proponuję poznać koleje badań nad DNA mylodona, praprzodka współczesnych leniwców. I tu wracał problem zanieczyszczania próbek.
Wcale nie było rewelacyjniej przy okazji badania Ötziego (swoją drogą ciekawe dlaczego tłumacz zaproponował pisownię: Oetzi?; skoro podaje się oryginalną wersję doliny?), "człowieka lodu" odnalezionego w dolinie Ötztal 19 IX 1919 r. "...poszczególne próbki tkanek Oetziego zawierały różne zestawy DNA. To było denerwujące - większość wykrywanego przez nas mtDNA pochodziła prawdopodobnie od osób, które miały kontakt z Oetzim od chwili jego odkrycia" - skarży się Svante Pääbo. Kolejna frustracja naukowca? A jednak udało się ustalić DNA! Jak? Proszę przeczytać!...
Dochodzenie do prawdy! O tym jest ta książka. Nie zapominajmy, jak mawiał wielki G. B. Shaw "Wszystkie wielkie prawdy na początku są bluźnierstwem". Nie inaczej było wokół badań i wyników pracy Svante Pääbo i jego zespołu (-ów) naukowego (-owych). To niesamowita podróż w głąb naszego człowieczeństwa. Wzdryganie się przed pokrewieństwem z neandertalczykiem zawsze mnie o tyle zaskakiwało, że to przecież on miał największy (jeśli idzie o cm sześcienne) mózg. Niesamowite jest przyglądanie się, jak badano kolejne sekwencje kodu DNA mitochondrialnego. Ale powstało inne utrudnienie: "...od kogo pobrać próbki materiału genetycznego"? Chodziło o analizę współczesnych hominidów! Kobieta czy mężczyzna? Europejczyk czy Azjata? Proszę zwrócić uwagę na trzy aspekty wyboru. To dopiero męka intelektualno-naukowa!
Nikogo, kto interesuje się antropologią, nie powinno zaskoczyć, że zaczęto badać również i porównywać wyniki badań "na szympansach"**. Warto zacytować S. Pääbo: "Na świecie żyje 7 mld ludzi i pewnie mniej niż 200 tys. szympansów. Przedstawiciele naszego gatunku zasiedlili niemal cały glob, podczas gdy szympansy żyją tylko w Afryce, w pobliżu równika, a mimo to w DNA dwóch szympansów występuje 3-4 razy więcej różnic niż w DNA dwojga ludzi".
"...pozyskaliśmy kawałki kości 24 neandertalczyków i 40 wczesnych ludzi współczesnych. [...] Tylko w przypadku kości czterech neandertalczyków i pięciu ludzi wynik wskazywał, że warto szukać w nich mtDNA; było to zgodne z oczekiwaniami, choć jak zawsze po cichu liczyliśmy na więcej" - prawda, że rośnie ciekawość? Tym bardziej, że wcześniej tzw. świat naukowy kategorycznie odrzucał gatunkowe krzyżowanie się obu hominidów! Kolejne próby, izolowanie DNA z kości: "...uzyskaliśmy kolejne potwierdzenie, że neandertalczycy mieli odmienne mtDNA niż ludzie współcześni". I jakie z tego wnioski nasuwały się? Dość oczywiste, nawet dla laika: "Ponieważ - jak dotąd - nie znaleźliśmy żadnego bezpośredniego dowodu na istnienie w naszym genomie neandertalskiego DNA, uznaliśmy, że najprawdopodobniej nie mamy w sobie nic z neandertalczyka". Czy tym samym rozwiano wątpliwości i postawiono kropkę nad "i"? Svante Pääbo nie rezygnuje, aby zamieszać w naszych mózgach. Dwa zdania i droga do szukania, jak stąd na Alaskę! "Jeśliby na przykład dzieci z mieszanych związków wychowywały się przy matkach, czyli w grupach neandertalczyków, nie mogłyby przekazać swoich genów do ludzkiej puli. Niewykluczone też, że krzyżowali się neandertalscy mężczyźni z kobietami Homo sapiens, a ponieważ mtDNA nie jest przekazywane w linii męskiej, dzieci z tych związków miałyby je w wersji ludzkiej". Gdzie tkwi szansa? Nie zostajemy bez odpowiedzi: "...w genomie jądrowym". I dalej stoi: "...jeśli chcemy dowiedzieć się, jak było naprawdę, musimy poznać sekwencję choćby fragmentu jądrowego neandertalczyka". To jest ta siła książki, którą mamy otwartą! To jak śledztwo! Krok po kroku, dwa do przodu, trzy do tyłu, znowu w bok, dreptaninie, galop i wyhamowanie?
Nie będę ukrywa, że każda informacja, jaką podaje Svante Pääbo jest dla mnie jasna i zrozumiała, bo tak nie było. Drobna próbka: "Musieliśmy ustalić, ile DNA chcemy zsekwencjonować. Jeszcze przed wizytą w 454 Life Sciences założyłem, że powinny to być 3 mld nukleotydów, co odpowiadało w przybliżeniu haploidalnego ludzkiego genomu". Komputer jest mądrzejszy od magistra historii, bo nie podkreślił żadnego słowa na czerwono? Dalej jest już tylko lepiej: "...by odczytać 3 mld nukleotydów składających się na genom neandertalczyka, trzeba by zsekwencjonować fragmenty o łącznej długości 75 mld nukleotydów. Większość fragmentów starożytnego DNA była bardzo krótka (liczyła średnio 40-60 nukleotydów), więc ich odczytanie wymagało około 3-4 tys. cykli pracy maszyn do pirosekwencjonowania". Ostatniego słowa mój komputer-mądrala nie znał jednak. Uff!...
Na czym polega "prawdziwy naukowy i emocjonalny rollercoaster"? Nie odsłonię każdego niuansu dochodzenia przez Svante Pääbo i jego współpracowników do wyniku końcowego. Ciekawość gna nas do wczytywania się w kolejne rozdziały. Można zupełnie porzucić zdziwienie, że ktoś kiedyś zafascynowany książką mógł wybrać taką, a nie inną drogę życiową. Bez wątpienia "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów" jest taką właśnie książką. Czy nadmiar jej naukowości może odstręczyć średnio wyrobionego w tematyce Czytelnika? Nie sądzę. Po prostu kilka fragmentów przeczyta z większą starannością. Pouczający może być cytat w cytacie, czyli wypowiedź, która nie pochodzi od Autora książki - jest jednak godny przemyślenia (etycznego? moralnego? naukowego? - niepotrzebne skreślić?): "Potrzebuję więcej kości. Żeby je zdobyć, pojadę choćby do Rosji z wielką walizką i kopertą pełną euro, spotkać się z barczystymi ludźmi w ciemnych okularach. Nic mnie nie powstrzyma". Oto desperacja naukowca?! Alboż wielki Leonardo nie sięgał do kieszeni takich "degeneratów epoki", jak Cesare Borgia?... Nadzieja nadeszła na szczęście z Chorwacji!
"...możemy być pewni na 90 procent, że neandertalskie DNA nie stanowi więcej niż 5 procent współczesnego genomu człowieka, a tym samym wciąż jest dziesięcioprocentowa szansa, że więcej niż 5 procent ludzkiego DNA pochodzi od neandertalczyka" - i Svante Pääbo rozpisuje się m. in. o snipach występujących we współczesnej populacji. Kolejne badania i wyniki,a zatem wnioski: "Mamy mocny dowód - Autor cytuje wyniki jednego z naukowców. - na to, że genom neandertalczyka jest bardziej podobny do genomu nie-Afrykanów niż Afrykanów". Ale pojawiają się zaskakujące wnioski, który mogą wryć przeciętnego miłośnika antropologii: "...pod względem polimorfizmów pojedynczego nukleotydu genom neandertalski jest podobny do chińskiego w 51,54 procent, z dopuszczalnym błędem 0,28 procent. Tyle tylko, że neandertalczyków nigdy nie było w Chinach". Dodajmy, że w Afryce również. Wyjaśnienie tego zaskakującego fenomenu znajdujemy na dalszych stronach. Zamieszczona została również mapa (ilustracja 18.1), jak mogli krzyżować się neandertalczycy "z ludźmi z pierwszej fali migracji z Afryki".
Ciekawe są inne wnioski, do których doszedł S. Pääbo: "Zwykliśmy myśleć, że nasz gatunek górował nad neandertalczykami, a w końcu doprowadził do tego, że zniknęli z powierzchni Ziemi. Wyniki naszych badań wskazywały jednak na coś zaskakującego - najwyraźniej geny przepływały od neandertalczyków do nas, a nie na odwrót". Trochę studzą one nasz gatunkowy egocentryzm? Mi imponują.
Odkładając książkę Svante Pääbo "Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów" nie powinniśmy daleko odchodzić "od tematu". Pewnie, że liczę na to, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka w serii "Na ścieżkach nauki" zaproponuje nam nie jeden podobny epizod. Na szczęście moja "antropologiczna półka" pozwala mi na powrót "do tematu" o każdej porze. Gro z książek o antropologii to właśnie ta doskonała, "czarna seria"! chciałbym tylko wierzyć, że Prószyński i S-ka nie każe nam czekać na kolejną pozycję latami.
Warto chyba wziąć do serca taki wniosek wypływający z badań i doświadczenia skandynawskiego uczonego:
"NIE NALEŻY ROZUMIEĆ, ŻE TO JAKIEŚ SZCZEGÓLNE GENY POZWALAJĄ STAĆ SIĘ CZŁOWIEKIEM, A JEDYNIE ŻE PEWNE ICH KOMBINACJE SĄ NIEZBĘDNE DLA PRAWIDŁOWEGO PRZEBIEGU TEGO PROCESU. LUDZKIE DZIECKO, WYCHOWANE W IZOLACJI, PRAWDOPODOBNIE NIGDY NIE WYKSZTAŁCIŁOBY ZDOLNOŚCI POZNAWCZYCH, KTÓRE UZNAJEMY ZA CHARAKTERYSTYCZNE DLA NASZEGO GATUNKU, MIĘDZY INNYMI ROZWINIĘTEJ EMPATII".
* James Shreeve "Zagadka neandertalczyka. W poszukiwaniu rodowodu współczesnego człowieka " Prószyński i S-ka, Warszawa 1998, tłumaczenie Karol Sabath.
** Polecam dwie niesamowite, poruszające i mądre książki, który były bohaterami odc. 17 tego cyklu: A. Westoll "Szympansy z Azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia", Wydawnictwa Czarne 2013 (tłum. M. Zawadzka) oraz R. Fouts i S. Tukel Mills "Najbliżsi krewni. Jak szympansy uświadomiły mi kim jesteśmy", Media Rodzina 1999 (tłum. A. Jankowski).
Bardzo ciekawy wpis, przeczytałam z zainteresowaniem i jako średnio wyrobiony czytelnik w dziedzinie antropologii przeczytam jeszcze raz z większa starannością. Muzeum Otziego w Bolzano odwiedziłam latem. Muzeum ma bardzo profesjonalnie zorganizowaną wystawę, przygotowaną dla w różnym wieku zwiedzających, my i nasz wnuk byliśmy pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego do dziś NIC na TEN TEMAT nie napisałem na mym blogu. Uwielbiam TE klimaty, ale jakoś nie wychodzi? a jak widzisz literatury i chęci są. A tekstu brak. Książka naprawdę godna posiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i twoich bliskich po-mikołajkowo!