środa, listopada 11, 2015
Przeczytania... (80) Grzegorz Kaliciak "Karbala. Raport z obrony City Hall. Opowieść dowódcy o największej bitwie z udziałem Polaków od czasów II wojny światowej" (Wydawnictwo CZARNE)
"Połączenie odwagi, szaleństwa i wiary w misję czyni cuda na polu bitwy. Pojawiają się myśli, co będzie jeśli przełamią linię obrony, a śmigłowce w nocy nie przylecą. Poddanie się nie wchodzi w grę. Nie żeby urządzać jakieś bohaterskie Termopile. Jesteśmy po prostu pewni, że jeńców nie będą brać" - to cytat z książki wyjątkowej. "Karbala. Raport z obrony City Hall. Opowieść dowódcy o największej bitwie z udziałem Polaków od czasów II wojny światowej" (Wydawnictwa Czarne), której autorem jest podpułkownik Wojska Polskiego Grzegorz Kaliciak, rocznik 1973 r. Bardzo długi tytuł przygotowuje nas na spotkanie wyjątkowe. Oto będziemy poznawać okoliczności największej bitwy po 1945 r., w której wzięli udział polscy żołnierze. Dowodził nimi podpułkownik Grzegorz Kaliciak. Nie wolno nam zapominać, że to nie jest fabuła wymyślona na zamówienie wydawnictwa. Blisko dwieście stron zapisało samo życie. Mamy to szczęście, że poznajemy dramatyczne okoliczności z perspektywy bezpiecznego czytelnika. Nam nie grozi ostrzał wroga. Nam nie grozi strach i rozterki, które miotały tymi wszystkimi, którzy TAM byli - między 3 a 6 kwietnia 2004 r.
Pewnie, że przed i w trakcie (a może i po przeczytaniu wspomnień) czytania wraca pytanie: co TAM robili polscy żołnierze? kto Ich TAM wysłał? kogo lub czego bronili na obcej ziemi? Oby kiedyś z weteranami TEJ wojny nie stało się, jak z weteranami wojny w Wietnamie... "Wojsko polskie włączyło się do misji w Afganistanie wiosną 2002 roku. Operacja Enduring Freedom miała przywrócić spokojne życie w zrujnowanym kraju i ustabilizować jego sytuację społeczną, polityczną i gospodarczą". Potem przyszła kolej na Irak?
"W armii nikt nie wiedział, jak w praktyce będą wyglądały nasze zadania, bo nikt wcześniej niczego podobnego nie robił. Owszem, mówiono nam, że będą patrole, zabezpieczenia konwojów, składów amunicji i tak dalej. Ale nie było w polskim wojsku ludzi, którzy mieli jakiekolwiek doświadczenia w tym zakresie" - czyż to nie oskarżenie decydentów, którzy pchnęli polskich żołnierzy na Bliski Wschód! Wprost w afgańskie lub irackie piekło! Szczególne podziękowania powinny popłynąć w kierunku urzędującego prezydenta: Aleksandra Kwaśniewskiego. Ciekawe czy gdyby to było przed I kadencją równie ochoczo szafowałby polską armią, jej krwią? Może kiedyś uda mi się zadać osobiście to pytanie. Dobrze chociaż, że dostrzeżono potrzebę kulturowo-historycznego przygotowania wysyłanych żołnierzy: "Dobrze [...] spisali się kulturoznawcy i religioznawcy. Zorganizowano nam nawet spotkania z polskimi muzułmanami, którzy wyjaśniali zawiłość świata islamu, podział na szyitów i sunnitów, sposób zachowania w świętych miejscach". Tak uzbrojono ich w wiedzę dotyczącą obyczajów, mentalności, sposobów komunikacji. Każdy żołnierz otrzymał książeczkę "Irak. Vademecum żołnierza". Musi to być wyjątkowo cenny druk, bo trudno odnaleźć go w Internecie?
Co mnie zaskoczyło przed lekturą książki? Jak zwykle zainteresowała mnie strona fotograficzna. Pisałem przy okazji cyklu "Mój Broniewski..." o wtrąceniach komunistycznej cenzury ([----]). Nie sądziłem, że w wolnej Polsce doczekam chwili... anonimizacji zdjęć w książce o tematyce historycznej! Każda twarz, która nie jest ppłk G. Kaliciakiem jest zatarta! Cud, że ktoś nie pomyślał o czarnych paskach na oczach, jak w periodyku czasów PRL: "W służbie narodu". Dziwnie ogląda się te kadry. Aż taka ochrona wizerunków? Wymogi bezpieczeństwa? Czy to znaczy, że w przyszłych muzeach będzie podobnie?...
"Misja Stabilizacyjna ma mieć charakter policyjny i taka też z początku jest. Mandat udzielony wojskom misji pozwala jedynie na działania obronne" - innymi słowy czym innym mamiono ochotników, bo tylko tacy według Autora zgłaszali się do służby, a co innego zastano na miejscu? Czy któryś z wysokiej rangi generał MON odpowiedział za podobną dezinformację? Chciałbym to wiedzieć jako obywatel państwa, na które łożę podatki!...
Ze zgrozą czyta się o innych "niespodziankach", tych związanych choćby ze sprzętem wojskowym: "Świadomość słabego lub czasem i zerowego opancerzenia pojazdów działała na wyobraźnię żołnierzy. Nie miało się pewności, że to blaszane pudło cię ochroni. Ten brak pewności powodował dyskomfort, który mógł odbić się na psychice". Chciałoby się wierzyć, że to jakiś ponury żart. I dalej jest opis pierwszego ostrzału. I pierwsza reakcja ostrzelanego pekisty: "Pierdolę... dziecko mam... rodzinę mam... wracam do domu". A powiedział to idąc nieomal na wprost świstających kul! Śmieszne? Tragiczne! Jak uspakaja nas ppłk G. Kaliciak: "W bazie doszedł do siebie dzięki pomocy pani psycholog. Przeprosił wszystkich. Nikt nie miał pretensji". Zalecano odesłanie tego żołnierza do kraju. Czy tak postąpiono? Nie wynika z treści opowieści.
"City Hall - poznajemy miejsce głównej «akcji» - to dwupiętrowy budynek w pobliżu centrum Karbali. Położony jest przy szerokiej ulicy prowadzącej do świętych meczetów. Budowla ma zielono-żółtą fasadę. Jest dość rozległa i masywna". I jest fotografia, a później kilka następnych (m. in. mieszczącego się tam więzienia). Autor bardzo szczegółowo opisuje to miejsce. Wiemy jaka była obsada, jak wyglądał układ budowli. Robi to naprawdę z żołnierską dokładnością. Jest też na s. 84 mapka, dzięki której możemy poznać dokładne rozlokowanie stanowisk obrony w City Hall!
"Na misji nie ma dat ani dni tygodnia. Jest tylko odliczanie do wyjazdu do domu" - to te bardziej osobiste akcenty wspominania ppłk G. Kaliciaka. Tak jakby chciał powiedzieć do nas: odsłużyć, zarobić i mieć to z głowy? Nie wiedziałem, że w naszych żołnierzach zazdrość mogła wywoływać armia rodem z Bułgarii. Przedmiotem zazdrości były np. BMP - "pojazdy na gąsienicach". Chodziło też o ich opancerzenie. Czytając mam wrażenie, że jakiś idiota lub bandyta (?) wyposażył polskich żołnierzy! Czy ten materiał nie mógłby stanowić podstawy dla wszczęcia śledztwa wyjaśniającego?
Opis walk w obronie City Hall, to kawałek dobre literatury faktu. Nie będę przytaczał każdego pociągnięcia z cyngiel. Zacytuję pewien wątek... zoologiczny. Przed wiekami ponoć gęsi uratowały Rzym. Gdyby mieszkańcy Pompejów obserwowali własne zwierzęta może też uniknęliby nagłej śmierci? W relacji ppłk G. Kaliciak znajdujemy coś takiego: "Zauważamy pewną prawidłowość. Na chwilę przed atakiem czy ostrzałem z kierunku, z którego później idzie ogień, dobiega nas ujadanie psów. [...] One czuwają, gdy coś niepokojącego dzieje się w ich sąsiedztwie. [...] Dzięki psom mniej więcej wiemy, gdzie wzmocnić czujność". Skąd te psy? Specjalnie szkolone? Nie! To zwykłe, miejscowe burki, które zostały w opuszczonych pobliskich domostwach.
"...nie myślimy o zabitych. Myślimy o tym, że udało się przetrwać ciężką noc, że nikt z nas nie zginął. Jesteśmy dumni, że wypełniliśmy zadanie. Ta duma daje siłę, pewność, że nic nas nie pokona. Myśli o zabitych, o zabijanie przychodzą później. [...] Tak samo jak myśl o tym, po co było to wszystko. Cała ta wojna i ta konkretna bitwa" - bo wróg ginie, polscy obrońcy mają więcej szczęścia, nikt nie zginie! "Jest was mało, nas jest dużo; poddajcie się, nie macie szans; miasto jest zabarykadowane, jesteście sami; nikt nie przyjdzie z pomocą" - to na okrągło powtarzane wezwanie do poddania się. Autor przyznaje: "...rebeliantów jest rzeczywiście więcej, budynek naprawdę jest docięty od wsparcia i odsiecz to zły pomysł. Ziarno strachu zostało zasiane". To jest odwaga przyznać się, że były chwile zwątpienia, lęku czy strachu. I to jest wartość podobnych opowieści. Nie demonizuje, nie dramatyzuje. I zapis, który mnie kompletnie rozkłada: "Ostrzeliwują nas z moździerzy. Mają diektariewy. Mają też ręczne granatniki Pallad. Nasze granaty nasadkowe okazują się zepsute. Musieliśmy dostać jaką felerną partię, nie wybuchały". Kolejny bubel na wyposażeniu Wojska Polskiego?! Autor nie cytuje, co musiał wtedy myśleć on i jego podwładni. Salonowego raczej języka nie używali...
Na szczęście dla obrońców nadciągnęła odsiecz. Mieli jeszcze jednego, niebezpiecznego wroga, który czaił się w... środku bronionego gmachu! Kogo? Co! Zapchane toalety! Do tego nawyk kultury europejskiej? "...używania papieru toaletowego i wrzucania go do toalety jest silniejszy niż zakazy i rozkazy. Papier zatyka system kanalizacyjny. Nic już nie spływa". Co dalej? Odpowiedź znajdziecie szybko: "Pozostają skrzynki na amunicję. [...] Załatwiamy się do skrzyń i je zamykamy".
"Nie mówimy rodzinom za dużo o wydarzeniach z City Hall. Jest nieoficjalny nacisk, by nie poruszać sprawy. Z telewizji i gazet rodziny w kraju też się o niczym nie dowiadują. [...] Wywiad lub armia boją się przyznać, że polski pododdział, oblężony przez kilka dni przez setki bojowników, zastrzelił prawie sto osób" - na dobrą sprawę dopiero teraz dowiadujemy się, że Karbala powinna nam się kojarzyć "z udziałem Polaków w największej bitwie od czasów zakończenia II wojny światowej"! 11 IX do kin wszedł film w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza. Nie zdziwię się, jak na rynku pojawi się stosowna gra komputerowa? A może już jest?
Opowieść podpułkownika Grzegorza Kaliciaka nie ogranicza się do samej obrony City Hall. Raz po raz jesteśmy świadkami prawdziwej wojny. Chyba warto od czasu do czasu powtarzać sobie: to nie symulacja!... to nie gra komputerowa!... tam nie ma dwóch/trzech/pięciu żyć!... "Ogień jest coraz gęstszy. Natrafiamy na ciała wcześniej zabitych powstańców. Ogień nie ustaje. Nie ma gdzie się schronić. Zasłaniamy się tymi leżącymi na ulicy ciałami. Trwamy tak chwilę, przykryci trupami rebeliantów". Opis Karbali, po której ulicach suną czołgi, nad głowami przelatują śmigłowce Apache, samoloty AC-130 - wojna w pełnym wymiarze! "I nagle w tę ciszę - poznajemy jeszcze jeden opis walk - w przerwę w działaniach wdziera się potężny mechaniczny huk. Poznajemy ten dźwięk. To odgłos lecącego blisko ziemi F-16. [...] F-16 odpala i kładzie cały budynek, z którego strzelec wyborowy prowadził ostrzał. [...] Budynku i snajpera już nie ma". Kiedy żołnierzy odwiedza "...przyszły prezydent Bronisław Komorowski [...] zostajemy niegroźnie ostrzelani [...] jak na przyszłego szefa sił zbrojnych przystało, prezydent przeszedł chrzest bojowy. Wyszedł z niego cało".
Książka odsłania kulisy skutków, jakie na samych żołnierzach wywarł pobyt na misji. Czytamy o alkoholizmie, rozkładzie małżeństw i rodzin, skrajnych przypadkach depresji. "Żołnierze broniący Cit Hall zostali odznaczeni Gwiazdą Iraku. To nie order. To pamiątkowe odznaczenie, w hierarchii odznaczeń szczebel niżej niż Medal za Długoletnie Pożycie Małżeńskie" - to zdanie brzmi, jak ponury żart. Nie bez dumy podpułkownik Grzegorz Kaliciak napisał: "Czuliśmy, że wojskowe zadanie wypełniliśmy wzorowo. Zdanie, jakiego nie miał do wykonania żaden pododdział naszej armii przez ostatnie kilka dekad. Byliśmy z siebie dumni. Powierzono nam obronę budynku i tego dokonaliśmy, choć nikt nie spodziewał się tak dużego ataku". Powraca w ostatnich rozdziałach do oceny sprzętu wojennego, w jaki ich wyposażono: "...z wraków porzuconych na poboczach dróg zbieraliśmy stalowe włazy, by dopancerzyć nimi nasze pojazdy, ale wtedy robiliśmy to, bo takie były warunki". Konkluzja godna zapamiętania z całej książki: "RZUCONO NAS NA GŁĘBOKĄ WODĘ. POLITYCY I DOWÓDZTWO WOJSK NIE ZDAWAŁO SOBIE SPRAWY, JAK BARDZO JEST ONA GŁĘBOKA. A MIMO TO DALIŚMY RADĘ". I na zamknięcie opowieści optymistyczny akcent: zdjęcie podpułkownika G. Kaliciaka z żoną i synem. Bez anonimizacji.
"Karbala. Raport z obrony City Hall. Opowieść dowódcy o największej bitwie z udziałem Polaków od czasów II wojny światowej" podpułkownika Grzegorza Kaliciaka (Wydawnictwa Czarne), to ważny głos w dyskusji w sprawie udziału żołnierzy polskich w misjach na Bliskim Wschodzie. Bez względu na nasz stosunek do decyzji o wysłaniu TAM naszych żołnierzy powinniśmy raczej z szacunek podchodzić do tego, jak się TAM zapisali. Trudno zaliczać obronę City Hall do "nowego wcielenia Zbaraża czy Chocimia", opowieść, które staliśmy się świadkami (uczestnikami?) uświadamia nam jedno: możemy być dumni z postawy "naszych chłopców". Smutne, że dopiero po latach dociera do nas, że Wojsko Polskie ma swoich bohaterów. Wyciszono Ich? Nie bez żalu przeczytamy w książce: "Po przyjeździe zaczęła się dziwna gra tym wydarzeniem, wyciszanie, udawanie, że nic się nie wydarzyło. Po co tam pojechaliśmy? Żeby udawać, że nas tam nie było?"
"City Hall - poznajemy miejsce głównej «akcji» - to dwupiętrowy budynek w pobliżu centrum Karbali. Położony jest przy szerokiej ulicy prowadzącej do świętych meczetów. Budowla ma zielono-żółtą fasadę. Jest dość rozległa i masywna". I jest fotografia, a później kilka następnych (m. in. mieszczącego się tam więzienia). Autor bardzo szczegółowo opisuje to miejsce. Wiemy jaka była obsada, jak wyglądał układ budowli. Robi to naprawdę z żołnierską dokładnością. Jest też na s. 84 mapka, dzięki której możemy poznać dokładne rozlokowanie stanowisk obrony w City Hall!
"Na misji nie ma dat ani dni tygodnia. Jest tylko odliczanie do wyjazdu do domu" - to te bardziej osobiste akcenty wspominania ppłk G. Kaliciaka. Tak jakby chciał powiedzieć do nas: odsłużyć, zarobić i mieć to z głowy? Nie wiedziałem, że w naszych żołnierzach zazdrość mogła wywoływać armia rodem z Bułgarii. Przedmiotem zazdrości były np. BMP - "pojazdy na gąsienicach". Chodziło też o ich opancerzenie. Czytając mam wrażenie, że jakiś idiota lub bandyta (?) wyposażył polskich żołnierzy! Czy ten materiał nie mógłby stanowić podstawy dla wszczęcia śledztwa wyjaśniającego?
Opis walk w obronie City Hall, to kawałek dobre literatury faktu. Nie będę przytaczał każdego pociągnięcia z cyngiel. Zacytuję pewien wątek... zoologiczny. Przed wiekami ponoć gęsi uratowały Rzym. Gdyby mieszkańcy Pompejów obserwowali własne zwierzęta może też uniknęliby nagłej śmierci? W relacji ppłk G. Kaliciak znajdujemy coś takiego: "Zauważamy pewną prawidłowość. Na chwilę przed atakiem czy ostrzałem z kierunku, z którego później idzie ogień, dobiega nas ujadanie psów. [...] One czuwają, gdy coś niepokojącego dzieje się w ich sąsiedztwie. [...] Dzięki psom mniej więcej wiemy, gdzie wzmocnić czujność". Skąd te psy? Specjalnie szkolone? Nie! To zwykłe, miejscowe burki, które zostały w opuszczonych pobliskich domostwach.
"...nie myślimy o zabitych. Myślimy o tym, że udało się przetrwać ciężką noc, że nikt z nas nie zginął. Jesteśmy dumni, że wypełniliśmy zadanie. Ta duma daje siłę, pewność, że nic nas nie pokona. Myśli o zabitych, o zabijanie przychodzą później. [...] Tak samo jak myśl o tym, po co było to wszystko. Cała ta wojna i ta konkretna bitwa" - bo wróg ginie, polscy obrońcy mają więcej szczęścia, nikt nie zginie! "Jest was mało, nas jest dużo; poddajcie się, nie macie szans; miasto jest zabarykadowane, jesteście sami; nikt nie przyjdzie z pomocą" - to na okrągło powtarzane wezwanie do poddania się. Autor przyznaje: "...rebeliantów jest rzeczywiście więcej, budynek naprawdę jest docięty od wsparcia i odsiecz to zły pomysł. Ziarno strachu zostało zasiane". To jest odwaga przyznać się, że były chwile zwątpienia, lęku czy strachu. I to jest wartość podobnych opowieści. Nie demonizuje, nie dramatyzuje. I zapis, który mnie kompletnie rozkłada: "Ostrzeliwują nas z moździerzy. Mają diektariewy. Mają też ręczne granatniki Pallad. Nasze granaty nasadkowe okazują się zepsute. Musieliśmy dostać jaką felerną partię, nie wybuchały". Kolejny bubel na wyposażeniu Wojska Polskiego?! Autor nie cytuje, co musiał wtedy myśleć on i jego podwładni. Salonowego raczej języka nie używali...
Na szczęście dla obrońców nadciągnęła odsiecz. Mieli jeszcze jednego, niebezpiecznego wroga, który czaił się w... środku bronionego gmachu! Kogo? Co! Zapchane toalety! Do tego nawyk kultury europejskiej? "...używania papieru toaletowego i wrzucania go do toalety jest silniejszy niż zakazy i rozkazy. Papier zatyka system kanalizacyjny. Nic już nie spływa". Co dalej? Odpowiedź znajdziecie szybko: "Pozostają skrzynki na amunicję. [...] Załatwiamy się do skrzyń i je zamykamy".
"Nie mówimy rodzinom za dużo o wydarzeniach z City Hall. Jest nieoficjalny nacisk, by nie poruszać sprawy. Z telewizji i gazet rodziny w kraju też się o niczym nie dowiadują. [...] Wywiad lub armia boją się przyznać, że polski pododdział, oblężony przez kilka dni przez setki bojowników, zastrzelił prawie sto osób" - na dobrą sprawę dopiero teraz dowiadujemy się, że Karbala powinna nam się kojarzyć "z udziałem Polaków w największej bitwie od czasów zakończenia II wojny światowej"! 11 IX do kin wszedł film w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza. Nie zdziwię się, jak na rynku pojawi się stosowna gra komputerowa? A może już jest?
Opowieść podpułkownika Grzegorza Kaliciaka nie ogranicza się do samej obrony City Hall. Raz po raz jesteśmy świadkami prawdziwej wojny. Chyba warto od czasu do czasu powtarzać sobie: to nie symulacja!... to nie gra komputerowa!... tam nie ma dwóch/trzech/pięciu żyć!... "Ogień jest coraz gęstszy. Natrafiamy na ciała wcześniej zabitych powstańców. Ogień nie ustaje. Nie ma gdzie się schronić. Zasłaniamy się tymi leżącymi na ulicy ciałami. Trwamy tak chwilę, przykryci trupami rebeliantów". Opis Karbali, po której ulicach suną czołgi, nad głowami przelatują śmigłowce Apache, samoloty AC-130 - wojna w pełnym wymiarze! "I nagle w tę ciszę - poznajemy jeszcze jeden opis walk - w przerwę w działaniach wdziera się potężny mechaniczny huk. Poznajemy ten dźwięk. To odgłos lecącego blisko ziemi F-16. [...] F-16 odpala i kładzie cały budynek, z którego strzelec wyborowy prowadził ostrzał. [...] Budynku i snajpera już nie ma". Kiedy żołnierzy odwiedza "...przyszły prezydent Bronisław Komorowski [...] zostajemy niegroźnie ostrzelani [...] jak na przyszłego szefa sił zbrojnych przystało, prezydent przeszedł chrzest bojowy. Wyszedł z niego cało".
Książka odsłania kulisy skutków, jakie na samych żołnierzach wywarł pobyt na misji. Czytamy o alkoholizmie, rozkładzie małżeństw i rodzin, skrajnych przypadkach depresji. "Żołnierze broniący Cit Hall zostali odznaczeni Gwiazdą Iraku. To nie order. To pamiątkowe odznaczenie, w hierarchii odznaczeń szczebel niżej niż Medal za Długoletnie Pożycie Małżeńskie" - to zdanie brzmi, jak ponury żart. Nie bez dumy podpułkownik Grzegorz Kaliciak napisał: "Czuliśmy, że wojskowe zadanie wypełniliśmy wzorowo. Zdanie, jakiego nie miał do wykonania żaden pododdział naszej armii przez ostatnie kilka dekad. Byliśmy z siebie dumni. Powierzono nam obronę budynku i tego dokonaliśmy, choć nikt nie spodziewał się tak dużego ataku". Powraca w ostatnich rozdziałach do oceny sprzętu wojennego, w jaki ich wyposażono: "...z wraków porzuconych na poboczach dróg zbieraliśmy stalowe włazy, by dopancerzyć nimi nasze pojazdy, ale wtedy robiliśmy to, bo takie były warunki". Konkluzja godna zapamiętania z całej książki: "RZUCONO NAS NA GŁĘBOKĄ WODĘ. POLITYCY I DOWÓDZTWO WOJSK NIE ZDAWAŁO SOBIE SPRAWY, JAK BARDZO JEST ONA GŁĘBOKA. A MIMO TO DALIŚMY RADĘ". I na zamknięcie opowieści optymistyczny akcent: zdjęcie podpułkownika G. Kaliciaka z żoną i synem. Bez anonimizacji.
"Karbala. Raport z obrony City Hall. Opowieść dowódcy o największej bitwie z udziałem Polaków od czasów II wojny światowej" podpułkownika Grzegorza Kaliciaka (Wydawnictwa Czarne), to ważny głos w dyskusji w sprawie udziału żołnierzy polskich w misjach na Bliskim Wschodzie. Bez względu na nasz stosunek do decyzji o wysłaniu TAM naszych żołnierzy powinniśmy raczej z szacunek podchodzić do tego, jak się TAM zapisali. Trudno zaliczać obronę City Hall do "nowego wcielenia Zbaraża czy Chocimia", opowieść, które staliśmy się świadkami (uczestnikami?) uświadamia nam jedno: możemy być dumni z postawy "naszych chłopców". Smutne, że dopiero po latach dociera do nas, że Wojsko Polskie ma swoich bohaterów. Wyciszono Ich? Nie bez żalu przeczytamy w książce: "Po przyjeździe zaczęła się dziwna gra tym wydarzeniem, wyciszanie, udawanie, że nic się nie wydarzyło. Po co tam pojechaliśmy? Żeby udawać, że nas tam nie było?"
Ciekawy blog. Jestem tu drugi raz. Te książki rewelacyjny pomysł.
OdpowiedzUsuńWarto ją przeczytać i kupić na prezent. Święta już, już...
OdpowiedzUsuń