sobota, października 24, 2015

Przeczytania... (75) Scott McEwen & Richard Miniter "Navy Seals. Historie prawdziwe" (Wydawnictwo ŚWIAT KSIĄŻKI)

"Komandosi nadal poszukiwali Axelsona. Znaleźli  go 10 lipca między powalonymi drzewami. Odległość jego ciała od kolegów z oddziału wskazywała, że nie przestawał walczyć samotnie mniej więcej godzinę, może dłużej. Talibowie mieli prawdziwy problem z zabiciem go" - nie sądzę, aby wielu męskich czytelników przeszła obojętnie wobec książki duetu Scott McEwen & Richard Miniter. Ich książka "Navy Seals..." jest opatrzona podtytułem: "...Historie prawdziwe". To robi na nas, czytelnikach, wrażenie. Większość chyba ufa takim dopiskom, chyba to nie jest marketingowy chwyt wydawniczy, ba! Autorzy (Wydawcy - w Polsce jest nim Świat Książki) nie poszli śladem znanego koncernu samochodowego?... Do tego jest dedykacja, która może nie stawia nas na baczność, ale wyostrza naszą uwagę: "Komandosom SEAL, którzy poświęcaj życie obronie ojczyzny. Wszyscy dają z siebie trochę, niektórzy dają wszystko". Tak, nabieramy respektu przed oczekującym nas czytaniem. Do tego okładka! Trzy sylwetki w bojowym oczekiwaniu? Nie widzimy twarzy, nie wiemy kim są żołnierze. Każdy z nas może... być jednym z nich. Nie uwierzę, że jesteśmy silni, aby nie ulec takiej pokusie utożsamiania się z... Bez wątpienie - potrzebujemy  t a k i e j  literatury, takich przeżyć. Móc chociaż w takiej "formie" uczestniczyć w kolejnej akcji. Niewiele trzeba, aby znaleźć się u boku sierżanta z komanda Foki. No i znajdujemy potwierdzenie prawdziwości już we "Wstępie": "Prezentujemy ich środowisko, ich kulturę. To historia, jaką sami o sobie opowiadają. I jest prawdziwa". Mamy na to blisko 250 stron czytania, a później przestudiowania "Aneks". Tak, to swoiste odsłonięcie tajności, która otacza działalność Navy Seals.
"Przeczesując budynki w Iraku, kilku ludzi z komanda Foki współpracowało z polskimi żołnierzami z antyterrorystycznej jednostki GROM. Polacy słabo znali angielski, Amerykanie nie mówili po polsku. Znaki dawane rękami i ruchy gałek ocznych pozwoliły jednak obu zespołom działać bez problemów - strzelali do buntowników bez odzywania się do siebie" - podobne polonica uskrzydla nas? Na pewno budzi naszą ciekawość. Nawet, jeśli tematyka nam jest odległa lub obojętna (choć w to trudno uwierzyć), to mamy "hak zaczepienia"? Bo zaczyna nam dreptać po głowie: co było dalej? czy coś jeszcze o GROMI-ie tam jest? jak opisano "naszych chłopców"? Pewnie, że znajdę wielu, którzy wtrącą: a co oni k... szukali w Iraku? Tym bardziej nie odkładałbym tej książki. 
Wciągnie nas rozdział o początkach SEAL*? Powinna. Bo skąd mamy wiedzieć, jak się TO wszystko zaczęło? Co może być ciekawego w... piasku. Piasek, jak piasek? Przyznajmy się: czy ktoś z nas na ten szczegół (nie odważam się napisać: drobiazg) zwracał uwagę? Nim doszło do D-Day "...w Anglii alianccy planiści badali piach, żeby sprawdzić, czy wytrzyma ciężar czołgów i innych pojazdów gąsienicowych. Wytrzyma" - przypominają Scott McEwen i Richard Miniter. Nie, proszę się nie obawiać nie obedrę tej pasjonującej książki z jej sekretów, czyli opisów akcji bojowych. A znajdziecie ich tu wiele. Poczynając od pamiętnej operacji próby odbici więźniów ambasady amerykańskiej "za Cartera" po wytropienie i zabicie Osamy bin Ladena/  أسامة بن محمد بن عوض بن لادن .
Jak zwykle szukam w podobnych książkach sensu wojny, losów żołnierzy, próbuję zrozumieć rzeczywistość, która mnie zaskakuje. Nie stoję na stanowisku: wszystko wiem! na wszystko się godzę! całym sercem popieram amerykańską interwencję czy udział Polaków "w misjach". Widzę na kartach książki S. McEwena i R. Minitera autentyczność! Pewnie po latach niewiele będę pamiętał z ich przekazu? Jakieś strzępki, zapomnę może nazwiska głównych bohaterów (ilu ich jeszcze będzie choćby "na książkowej drodze"), ale gest Michaela Thorntona zapadnie na zawsze w mym mózgu i opowiadaniu o tym swoim uczniom. Na pytanie prezydenta Richarda Nixona, który wręczył mu (równe 43. lata temu, bo 15 X 1973 r.) Medal Honoru "Czy mogę coś dla pana zrobić?" ów dzielny żołnierz odparł: "Panie prezydencie mógłby pan przełamać ten medal na pół, bo druga połowa należy się człowiekowi, który stoi obok mnie". Kim był ów? Nie zdradzę. Dlaczego Thornton odezwał się tak szlachetnie? Nie zdradzę! Dalej znajdziemy, moim zdaniem, piękne zdanie: "Tylko raz w XX wieku zdarzyło się, żeby żołnierz odznaczony Medalem honoru uratował życie drugiemu posiadaczowi tego wyróżnienie. Tak było jedynie w przypadku Thorntona". Jeśli tyle zapamiętamy z całości, to proszę mi wierzyć - to dużo. Mnie ta historia porusza i wzrusza. Bez trudu w Internecie znajdziecie sylwetkę Michaela Thorntona.
Nie sposób nie czerpać mądrości z tego, co mówili m. in. dowódcy formacji, która jest bohaterką książki "Navy Seals...". Kilka przykładów. Po, co? By nie odkładać jej z przeświadczeniem, że było się świadkiem bezmyślnej brawury, mięśniowego "załatwiania spraw", jednego tylko strzelania do wroga. To niej opowieść o gloryfikowaniu samych siebie dla samych siebie! Wyszedł idiotyzm? Wiem. Ale intencja jasna:
  • Nie sposób przecenić ich zdolności do podejmowania decyzji, to jest powiązane jakby z ich palcami na cynglach.
  • Jeśli nie jesteś uległy, są sposoby, żeby cię takim uczynić, ale jeśli jesteś zagrożeniem w danym środowisku, bardzo szybko umrzesz.
  • Podejmują działania tylko wtedy, gdy to dyktuje rozum, co sprowadza się do oceny jest zagrożenie/brak zagrożenia.
  • Uważam, że [Osama bin Laden] jawił się jako zagrożenie i dlatego strzelali. Wątpię, żeby się nad tym w ogóle zastanawiali.
  • Wiecie na pewno, że komandosi są ostatnio gloryfikowani. Ale moim zdaniem ludzie często nie pamiętają, ile wysiłku wymaga codzienny trening, jaki jest skrajnie wyczerpujący.
Będzie dla wielu Czytelników zaskoczeniem rozdział 4 pt. "Wojna Drago". Nie przesadzę, że to całkowicie... polski rozdział. Wiem, zdradziłem, że jest na kartach tej książki  nasz GROM. Ale jest ktoś ważniejszy. Nie poznacie Jego imienia, w tym miejscu nie będę walczył o brak fotografii (ikonografia ogranicza się do tego, co na okładce!), bo wystawilibyśmy na cel Rodaka! Nawet nie przypuszczałem, że znajdę w takiej książce, napisanej w Stanach nie tylko kawałek rzetelnego rysu z historii Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i... własnej biografii. Nie mnie równać się z dokonaniami "Drago" rocznik 1962 (czyli raptem rok starszy ode mnie), ale jest tam w Jego życiorysie epizod, który "przerabiałem na własnej skórze". I trudno bym o nim zapomniał. Ale, że będę do niego wracał przy lekturze książki o SEAL. Jak to się stało, że "chłopak z Łodzi" znalazł się w elitarnej amerykańskie jednostce? Najprościej jest napisać: komuna! stan wojenny! bilet w jedną stronę! Jakie to czytelna dla nas 50+. Znajdziemy w wojskowym życiorysie wątek... zwierzęcy? Tak o nim wspominał "Drago": "Lubię psy. Lubię zwierzęta, dlatego nie podobało mi się to rozwiązanie, ale trzeba robić, co jest do zrobienia". Domyślamy się: akcja! rozkaz! zabić psy na atakowanym placu! Jak widać komandosi to nie zwykłe, bez czucia "maszyny do zabijania". Domyślamy się, że rozkaz - to rozkaz, I nie trzeba być tępym Rochem Kowalskim herbu Korab, aby to zrozumieć. Ale jest też jeszcze inna wypowiedź "Drago", kiedy opowiada, co zawdzięcza Ameryce i Amerykanom: "Ludzie często mnie pytają: «Jesteś polskim Amerykaninem?», a ja zawsze odpowiadam: «Nie, nie wierzę w takie rzeczy. Nie wierzę, że można być jakimś tam Amerykaninem. Amerykaninem się jest albo nie. Ja jestem Amerykaninem»". Obrusza nas ta deklaracja? Nie twierdzę, że jest mi obojętna, ale oceniać się jej nie odważam.
Można cytując książkę  S. McEwena i R. Minitera epatować okrucieństwem? Można. Staram się patrzeć na te "obrazy wojny" z innej perspektywy: do czego prowadzi fanatyzm, nienawiść. Nie da się od podobnych wątków uciec. Jeśli chcemy ich uniknąć, to po prostu nie bierzemy do ręki podobnej literatury. Ale czy to znaczy, że problem znika? "Okna nieopancerzonych samochodów zostały wybite, do środka nalano benzyny. A potem paląca się szmata dokonała reszty - samochody stanęły w płomieniach. Grupa mężczyzn w chustach zakrywających im twarze rzucała cegłami w gorejące pojazdy. Tańczyli i śpiewali z radości, gdy tymczasem słup czarnego dymu wznosił się ku niebu" - daruję sobie ciąg dalszy, jaki los zgotowali Arabowie spalonym zwłokom.
Koncentruję swoje tu pisanie na tym, co mnie w książce  S. McEwena i R. Minitera zaskoczyło, a nie to czego mogłem się spodziewać (wcale temu drugiemu nie ujmuję). Proszę nie przeoczyć tego zapisu: "W kwietniu 2012 roku ludzie, którzy wdarli się na cmentarz sufi, teraz jako cel ataków obrali zachodnią nekropolię. Na cmentarzu Commonwealth Graves spoczywają ciała Brytyjczyków, Południowoafrykańczyków, Australijczyków i żołnierzy innych narodowości z Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, zabitych w Libii w czasie drugiej wojny światowej. [...] Ponad dwieście nagrobków na tym cmentarzu zostało zbezczeszczonych". Jest się czym przejmować, skoro giną ludzie? - zapyta ktoś. Miarą naszej ludzkości jest stosunek właśnie do grobów!... Warto o tym pamiętać, skoro wkrótce 1 i 2 XI. Przypomniało mi to los grobu Hanki Ordonówny, który był w Libanie. Rodzina w ostatniej chwili doprowadziła do ekshumacji gwiazdy przedwojennego kabaretu (obecna była m. in. pani Beata Tyszkiewicz, dla której Maria Anna Tyszkiewiczowa de domo Pietruszyńska to ciotka). Dosłownie kilka dni po opróżnieniu Jej mogiły cmentarz praktycznie przestał istnieć?
Trudno uniknąć scen walki, krwi, ognia, bezgranicznego bólu i rozpaczy (proszę, o ile to możliwe, zestawić "Navy Seals..." z książką L. B. Waugh "Spotkamy się w Strefie Gazy" - o niej już wkrótce na tym blogu w kolejnych "Przeczytaniach..." - dojdziemy do zaskakujących wniosków?). To nie science fiction! To przypominam "historie prawdziwe", oto opis skutku użycia pocisków typu Hellfire: "Fala uderzeniowa rozeszła się niczym zaczarowana czerwona piła tarczowa tnąca na kawałki wszystko, co stanęło na jej drodze. Dwudziestu napastników zmienionych w różową mgłę przestało istnieć". AGM-114 Hellfire'a możemy bezpiecznie oglądać w Internecie. Oby tylko! Nigdy w sytuacji bojowej!... Dalej odnajdujemy opis, co działo się z tymi, których szczęście ocaliło: "Spanikowany tłum tych, którzy przeżyli, rzucił się do ucieczki wąskimi uliczkami. Nie mogli widzieć drona krążącego im nad głowami, ale czuli tchnienie jego gniewu. Porzucili pojazdy i biegli - byle dalej od jego pola rażenia". 
Autorzy nie darowali sobie, aby  dać nam też wykładnie creda oddziałów SEAL. Bez wątpienia godne uwagi i przemyślenia:
  • Nigdy nie zawiodę.
  • Nosząc "trójząb", przyjmuję na siebie odpowiedzialność za wykonywanie wybranego zawodu i mój sposób życia.
  • Nigdy nie zrezygnuję.
  • Przeciwności hartują mnie i doskonalą.
  • Naród oczekuje, że będę fizycznie silniejszy i umysłowo sprawniejszy od moich nieprzyjaciół.
  • Nigdy nie wycofam się z walki.
  • Życie współtowarzyszy i powodzenie misji zależą ode mnie [...].
  • Moje szkolenie nigdy nie zostało zakończone.
  • Szkolimy się do wojny, walczymy, żeby zwyciężać.
  • Wykonywanie moich obowiązków, gdy zajdzie taka potrzeba, będzie elastyczne i brutalne, niemniej podporządkowane zasadom, których bronię swoją służbą.
Czy znalazłem w książce S. McEwena - R. Minitera "Navy Seals. Historie prawdziwe" naprawdę coś, co wprawiło mnie w stan kompletnego osłupienia? Tak. I to jeszcze jak! Nie pada nazwisko głównego bohatera, irakijskiego generała, którego pojmał GROM: "Kiedy generał [...] usłyszał komandosów z GROM-u, rozmawiających po polski. Odezwał się do nich w ich języku: «Hej! Hej! Zatrzymajcie się na sekundę! Jesteście Polakami? Hej, zabierzcie mnie stąd. Amerykanie mnie ścigają. Zabierzcie mnie stąd! Mam pieniądze! Mam wszystko, czego zechcecie! Zabierzcie mnie stąd»". Nie obawiajmy się, nie zmiękczył Polaków. "Hej, mamy tego skurwysyna" - usłyszał od polskich żołnierzy, gdy tylko potwierdzili jego tożsamość. "Dranie - pieklił się - jeszcze was dorwę. Jak możecie mi to robić?". Tragizm? Komizm? Gdyby to była fabuła np. Kena Folletta, to każdy powiedziałby: fikcja! bzdura! nie, to niemożliwe! A jednak: samo życie! Skąd znajomość języka polskiego u irakijskiego generała? Autorzy nie pozostawiają nas bez odpowiedzi: "Generał nauczył się polskiego w trakcie kursu pilotażu w Polsce, kiedy Irak był satelitą Związku Radzieckiego". 
Książka S. McEwena - R. Minitera "Navy Seals. Historie prawdziwe"- jest prawdziwa. To życie napisało te scenariusze. Napisane (lub przetłumaczone - zawsze mam z tym problem) doskonale! Czyta się jak powieść. Wiedząc, że to prawda, cała prawda i tylko prawda - nabieramy szacunku do operacji wojskowych oddziałów  SEAL czy GROM-u. Po takiej lekturze chcę wierzyć, że kraje mające takie wyborowe jednostki, naprawdę niezwykłych żołnierzy są bezpieczne, że nic nam nie grozi. Autorzy zamykają swoją książkę m. in. takim zdaniem:
"JAKO SPOŁECZEŃSTWO MUSIMY MIEĆ GRUPĘ WOJOWNIKÓW WOLNYCH OD POLITYKI I BIUROKRACJI, KTÓRYCH UWAGI NIC NIE ROZPRASZA, ŻEBY MOGLI WYKONYWAĆ SWOJĄ ŻYWOTNIE WAŻNĄ PRACĘ".
Z tą myślą odkładam "Navy Seals. Historie prawdziwe". Wierzę, że nigdy nie przekonamy się o słuszności tej prawdy.

*"Skrót SEAL oznacza Sea (morze), Air (powietrze), Land (ziemia)" - czytamy na s. 38.

2 komentarze:

  1. 220 lat temu rozebrano nam Polskę. Zapraszam na post okolicznościowy http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2015/10/hruszowka-tadeusza-rejtana.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawooo za pamięć i czujność historyczną.

    OdpowiedzUsuń