poniedziałek, października 19, 2015

Przeczytania... (74) Sygmunt Stein "Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe - koniec mitu" (Wydawnictwo LITERACKIE)

"Wszystko, co było czarne, reakcyjne, stanęło po stronie generała Franco. Wszystko, co było związane z marzeniami o wolności, opowiadało się za zaatakowaną Republiką Hiszpańską. Poczułem, że muszę się znaleźć na ziemi hiszpańskiej, osobiście wziąć udział w walce tych dwóch sił" - prawda jaka prosta motywacja? Autorem tej był Sygmunt Stein i zawarł ją w książce-wspomnieniu "Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe - koniec mitu". Cenione przeze mnie Wydawnictwo Literackie, jako kolejne na naszym księgarskim rynku, przypomina nam krwawy rozdział XX-wiecznej historii Europy. Nie przesadzę pisząc, że po prostu... zapominamy, że na Półwyspie Iberyjskim trwała bezwzględna wojna domowa. Śmiem twierdzić, że gdyby o nią zapytać pięćdziesięciolatków+ (czyli moich rówieśników), to wielu miałoby skojarzenia: Guernica, dywizjon "Condor", generał Franco. Bardziej zainteresowani dorzuciliby: Dolores Ibárruri, "No pasarán!" i Ernest Hemingway. Gdzieś w komórkach kolebie się pewnie  towarzysz "Walter", czyli Karol Świerczewski. Podejrzewam, że NAS nie trzeba będzie zachęcać, aby wziąć do ręki wspomnienia zaangażowanego komunisty? Od razu zamarudzę: ikonografia. Naprawdę tak bardzo podbiłoby to ostateczną cenę jej wydania?

Mam nadzieję, że nikogo nie odstraszy, że Autor, to bardzo zaangażowany komunista, ba! wręcz stalinista. Zakochany w Z.S.R.R. i dokonaniach tego tworu państwowego. Pewnie, że nie dostrzegał zagrożenia dla cywilizowanego (czytaj: inaczej myślącego świata) zagrożenia, jakie sobą niosło. Ale nie obawiajmy się, to nie będzie ideologiczna opowieść. Hiszpania stanie się miejscem ideologicznego otrzęsienia? Proszę zwrócić uwagę na fragment podtytułu jego wspomnień: "...KONIEC MITU". Świat, który idealizował m. in. w Polsce czy Czechosłowacji brutalnie odarł się z patyny bezkrytyczności.
Jeśli mamy ideologiczny lub romantyczny obraz (wyobrażenie) wojny domowej w Hiszpanii, to blisko trzysta stron wspomnień Sygmunta Steina może okazać się... zimnym kubłem na nasze głowy. Kim w ogóle był Autor? Sam o sobie napisał: "Moim zadaniem było sprowadzenie Żydów z wiodącej donikąd drogi bundowskiej i syjonistycznej na jedynie słuszną i prawdziwą drogę nauczania Leninowskiego...". I chwilę później dodaje z rozbrajającą szczerością: "Czyniłem to z oddaniem misjonarza, zaślepieniem świeżo zakochanego i pryncypialnością bolszewika". Sam się nie mógł po latach nadziwić, że działał w sposób sprzeczny z własną naturą i usposobieniem? Na to ten polski Żyd musiał znaleźć się nad Ebro?...
"Hiszpania latarnią dla demokracji europejskiej", "Lud hiszpański pokazał, jak walczyć z faszyzmem", "W Hiszpanii faszyzm poniesie ostateczną klęskę" - takie i inne hasła kolportował Stein. Idealista! Komunista! Jego wspomnienia są zapisem drogi, jaką przebył od idealizacji do krytyczności! Z jednej strony, to smutne. Przegrywać swoje uwielbienie. Nie przesadzę, kiedy napiszę, że Sygmunt Stein skutecznie wyleczył się z utopi, jak karmiono się. Tym bardziej, że niejako na jego oczach Stalin masakruje swoich (czytaj: komunistów, oficerów najwyższej rangi armii radzieckiej, KPP!)! Rodzą się wątpliwości?
Na początku była niezmącona radość ze służby komunizmowi: "Przysięgamy wiernie walczyć o Republikę Hiszpańską i demokrację na całym świecie. Wszyscy jesteśmy równi. Nie ma różnic między robotnikami, chłopami, drobnomieszczanami i mieszczanami. Każdy, kto walczy w naszych szeregach, należy do naszego grona". Oto utopia najczystszej postaci. Niestety czytając "Moją wojnę w Hiszpanii..." przygotujcie się do poznania wielu, którzy za tą ułudę zapłaciło życiem. Jedni oskarżeni o trockizm! drudzy agenturalność w służbie faszyzmu i generała Franco!... To nieprawda, że dopiero po powrocie do Z.S.R.R. nastąpi fizyczna eliminacja wielu z tych komunistów, którzy walczyli w Hiszpanii! Ona odbywała się już tam - na miejscu! "Przy najmniejszym podejrzeniu - czytamy dalej - o odstępstwo od doktryny tu, na miejscu, delikwenta cichaczem likwidowano. [...] Gdy pojawiały się choćby drobne wątpliwości, wysyłano ich na pierwszą linię frontu albo po prostu «sprzątano»".
"Nagle stanąłem jak wryty. Poczułem, że nogi się pode mną uginają. nieopodal czerwonej bramy prowadzącej do budynku stały na ziemi trzy niziutkie prycze przykryte wełnianymi żołnierskimi kocami. Były to nieruchome ciała, przykryte razem z twarzą" -  szok po raz pierwszy. Za odpowiedź będzie mu służyło m. in. to, co usłyszał: "Przecież jesteś bolszewikiem, więc co was tak przeraża?". Ale w Steinie powstaje rysa. Ideowy monolit zaczyna pękać?
To, co pisał o Stalinie (tak czczonym) na pewno nie spodobałoby się towarzyszom radzieckim: "Stalin przywdział wtedy fałszywą maskę owieczki i wyciągnął pokojową dłoń do demokratycznego świata, proponując stworzenie wspólnego frontu wszystkich sił antyfaszystowskich". Wymienił też dwa dalekosiężne cele gruzińskiego satrapy: "...po pierwsze, pozyskać sympatię demokratów na całym świecie [...] i po drugie, postawić uzbrojoną stopę na ziemi hiszpańskiej, zaludnić cały kraj swoimi ludźmi". 
Nie znałem tego zdania, które zaraz tu przytoczę, ale kiedy musieliśmy tkwić w socjalizmie, a francuscy lub włoscy komuniści wychwalali "ustrój szczęśliwości ludzkiej" chętnie bym wtedy zacytował zdanie S. Steina: "Komunista jest komunistą tak długo, jak długo mieszka w państwie kapitalistycznym i jak długo nie zna komunistycznej rzeczywistości". Idea widziana z perspektywy Paryża, Rzymu, Londynu czy nawet Berlina (sprzed 1933 r.) - była zupełnie czym innym w Moskwie!
Szok po raz drugi nastąpił, kiedy Autor poznał strukturę społeczną czy narodową tworzonej Brygady. To tylko drobny akcent, na resztę zapraszam do przeczytania książki: "Aparat paryski pozyskiwał bezrobotnych, lumpenproletariat, kloszardów, a przede wszystkim byłych żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej, w której służyło wielu przestępców. [...] Wśród tych kryminalistów i poszukiwaczy przygód trafiali się uczciwi, dobrzy komuniści, którzy po przyjeździe do Hiszpanii doznali rozczarowania i szukali zapomnienia w alkoholu". 
Przerażenie bierze, kiedy czyta się o "rzeźniku z Albacete", czyli André Marty. Sama myśl, że ów ma się pojawić z wizytą wywoływało popłoch i panikę wśród towarzyszy! "W wielu przypadkach Marty nie wzywał żandarmerii polowej i nie czekał na wyrok śmierci. Wyjmował rewolwer, który nosił zawsze zatknięty za pas, i na miejscu strzelał delikwentowi prosto w serce". W innym miejscu Stein podaje: "Marty był potworem, jego imię było unurzane we krwi setek wymordowanych". Jeśli ktoś jeszcze wierzy w "lukrowy obrazek" szlachetnych komunistów, to koniecznie musi skonfrontować swoją wiedzę z tym, co napisał S. Stein!
Nie przypadkowo wspomniał  wcześniej Dolores Ibárruri. Pamiętam, jak po śmierci Franco - wróciła do Hiszpanii rządzonej prze Juana Carlosa I. S. Stein poświęca jej cały rozdział: "La Pasionaria, matka rewolucji hiszpańskiej". Oto kolejny szok! Stein wylicza, że komunistom potrzebny był ideał "...przywódcy mas ludowych, i to przywódcy zwyczajnego, prymitywnego i niewykształconego, takiego, który niezbyt dużo myśli". No i znaleźli w osobie Dolores Ibárruri! "I La Pasionaria - uświadamia to nam S. Stein - świetnie się nadawała do tej roli. Miała kilkoro dzieci, mogła zatem służyć jako symbol hiszpańskiej matki, a że była kompletną analfabetką, była doskonałym narzędziem dla komunistów, dla tych, którzy pociągali za sznurki". To kolejny, świetlany przykład, jaki był rzeczywisty wkład "prawdziwego robotnika" w rewolucję! kolejna fikcja sypała się przed oczyma przecież nie jednego S. Steina! Pewnie, że chciałbym móc przeczytać pełną Jej biografię. Ciemne oczy, odsłonięta pierś, ogień w głosie (choć wyuczonym) "...która z powodu polityki przywódców komunistycznych musiała udźwignąć rolę madre de la revolución española".
Sygmunt Stein ani myśli kryć swego żydowskiego pochodzenia.  Wątek antysemityzmu w Brygadzie powraca! Swoim współbraciom poświęca odrębny rozdział. Ale proszę przyjąć sobie do serca, to co o Żydach wiedziała La Pasionaria: "Co to znaczy «Żyd»? Żydzi mieszkali niegdyś w Palestynie, w czasach biblijnych. Teraz już ich nie ma...". 
Wątki polskie? Wiele. Choć niestety nie wpadniemy na towarzysza "Waltera"! Są inne ponure indywidua. Taki chociażby towarzysz Stopczyk czy Rwal albo Antek Ślepe Oko! Niektórzy z nich będą robić kariery w strukturach bezpieczeństwa w Polsce po 1944 r.! Jest i opinia o II Rzeczypospolitej (ciekawe jak ten wątek był rozjaśniany np. we Francji?): "Faszystowskie państwo polskie wprowadzało do Brygad Międzynarodowych swoich szpiegów i swoich zaufanych. Pamiętajcie, że trzeba mieć oczy i uszy otwarte i wykazywać bolszewicką czujność...".
Jeśli tkwimy w mylnym przeświadczeniu, że tylko dla Hitlera Hiszpania stanowiła swoisty "poligon", to dla polskich komunistów to był również "plac boju", ba! "będą przygotowani do walki w Polsce" ale też: "...to tutaj - Stein przytacza wypowiedź jednego z ideologów - hartuje się bojowników przyszłej rewolucji, którą nastąpi w innych krajach".
"Niektórzy otrzymali karabiny [...]  pozostali wyrwą broń z rąk faszystowskiego ścierwa. Mają dostatecznie dużo broni w swoich okopach, wystarczy im ją odebrać!" - można tylko współczuć, m. in. S. Steinowi, że skazani byli na bezgraniczną głupotę swoich dowódców. Proszę wrócić uwagę na los Kompani imienia Botwina. Podejrzewam, że wielu przypomni się to, co działo się na froncie wschodnim po 22 VI 1941 r.
Książka Sygmunta Steina "Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe - koniec mitu", to obowiązkowa lektura dla każdego kto próbuje zrozumieć wojną domową w Hiszpanii. Zadedykowałbym ją również każdemu... fanatykowi! Niech przeczyta, niech zrozumie do czego prowadzi ślepota pod wpływem ideologii. Mamy to szczęście, że Autor wspomnień przeżył i nie podzielił losu wielu swoich przyjaciół, innych towarzyszy. Chcąc pojąc czym były Brygady Międzynarodowe proszę zakonotować wypowiedź jednego z jej żołnierzy: "Każdy Hiszpan spogląda na was z odrazą i pogardą. To już nie jest żadna zasługa nosić mundur bojownika Brygad Międzynarodowych. Wprost przeciwnie. Spróbujcie tylko wjechać do jakiegokolwiek miasta czy miasteczka w Hiszpanii w waszym mundurze, a zobaczycie, jak gorzko będzie na was patrzył lud". Ciekawe jak dziś w Katalonii wspominają terror Brygady? Masakra POUM, to chyba bolesna zadra? Ale nie wiem. Nie znam tego wątku. Tak, ta książka rozpala ciekawość - teraz szukać kolejnych wątków, grzebać, analizować i wiedzieć!...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.