wtorek, kwietnia 21, 2015

Przeczytania... (37) Gregory Clark "Pożegnanie z jałmużną. Krótka historia gospodarcza świata" (Wydawnictwo ZYSK I S-KA)

Po raz kolejny będę zachęcał do lektury, która dotyka ekonomii i gospodarki? Z premedytacją sięgnąłem po dzieło Gregor'ego Clarka "Pożegnanie z jałmużną. Krótka historia gospodarcza świata". Nigdy nie fascynowało mnie liczenie wołów lub krów na Litwie (to nawiązanie do grzmiącego pytania, jakie przed laty mój promotor rzucił w kierunku niezdecydowanej koleżanki-studentki na seminarium magisterskim), tym bardziej mam świadomość swej ułomności i brakach w tej dziedzinie. Dlatego sięgnąłem po książkę, którą udostępniło mi Wydawnictwo ZYSK I S-KA.
Tym razem skupię swoje pisanie nie tyle chronologicznemu omówieniu strony za strona, rozdziału za rozdziałem. Może tym bardziej przyczynię się, że dzieło brytyjskiego historyka ekonomii zainteresuje jeszcze kilka (-naście, -dziesiąt - niepotrzebne skreślić) osób. I wraz ze mną wykrzykną: "Eureka!". Zaraz przypomniał mi się nie tyle Archimedes, co telewizyjny program, który przed laty prowadził nieodżałowanej pamięci Jerzy Wunderlich. Zbyt mało jest okazji, aby ekonomia trafiała "pod strzechy". "...Krótka historia gospodarcza świata" może nam w tym pomóc rozświetlić morki niewiedzy. 
Wiele z treści, na które tu trafiłem, to jednak dla mnie novum. Pewnie, że paraliżują widok różne wzory matematyczne, wykresy (tablice) i sformułowania. ale czy przez to książka jest nie strawna dla laika? Wręcz przeciwnie. Szukamy, tego co nas zbliży do tematu. Może tym razem wgryźmy się "w temat" poprzez dane, które na nas czekają w zestawieniach (tabelach)?
Zacząłbym choćby od tabeli 12.7. ze strony 273. Nagle mamy przejrzysty obraz "Innowacji dokonanych w Europie w latach 1120-1665)". Oto okaże się, kiedy na kontynencie stawiano pierwsze wiatraki, kiedy ówczesny krótko- lub dalekowidz na nos wsadził okulary... Nie będę krył, że często będę wracał do tej strony. Gdyby ktoś żywym ogniem mnie przypalał, to żadne skarby nie wycedziłbym od kiedy ziemniaki (jeszcze niedawno nad Brda nagminnie kartoflami zwane) trafiły na europejskie stoły. Pomidor? A takie liczby arabskie? Że ukochany klawesyn rozbrzmiewał pod koniec XIII w.? Naprawdę nie wiedziałem. Nie muszę wszystko wiedzieć. Gorzej, jeśli wierzę, że tak jest. Musiałbym być geniuszem lub panem bogiem, albo... wariatem. Teraz otworzę stronę 273 i "będę w domu". Autor zadbał, abyśmy wiedzieli gdzie (lub przez kogo) pojawiła się owa "innowacja". Choć z drugiej strony nie rozumiem logiki wyboru, bo niby dlaczego w jednym miejscu wymienia się teleskop, zegar z wahadłem, "Dekamerona" i logarytmy. Niech mnie ktoś oświeci!
Wszyscy, jak teraz siedzimy przed komputerami jesteśmy "pokoleniem internetowym". Przyznajmy się: nie możemy bez Niego (tego drania, nowego wcielenia Szatana) wydolić! Jak sobie pomyślę, że to, co teraz piszę dociera do tysięcy ludzi w ciągu jednego tygodnia - to robi to wrażenie. I to w minuty od upublicznienia. Zaciekawi nas tabela 15.3 ze strony 328 "Szybkość docierania informacji do Londynu w latach 1798-1914". Podam trzy przykłady  (pierwsza liczba dotyczy odległości, druga liczbę dni od wydarzenia do publikacji wiadomości): bitwa pod Abukirem 3335 / 62, zamach na Lincolna 5911 / 13, zamach na Aleksandra II 2106 / 0,46. Możemy m. in. przeczytać o zgubnym skutku powolności ówczesnego przepływu informacji: "Do bitwy o nowy Orlean, stoczonej 8 stycznia 1815 roku przez Brytyjczyków i amerykanów, która spowodowała śmierć tysiąca ludzi, doszło dlatego, że żadna ze stron nie wiedziała o traktacie pokojowym zawartym przez wielką Brytanię i Stany zjednoczone 24 grudnia".
Jeśli chcielibyśmy zaskoczyć adwersarza szczegółem na temat "średniej wzrostu dorosłych mężczyzn w społeczeństwie przedprzemysłowym", to naszą ciekawość zaspokoi tabela 3.8 na stronie 71. Podam tylko dane z lat 30-tych XIX w. dotyczące Europy: Szwecja - 172 cm, Anglia - 171 cm, Francja - 167 cm, Węgry - 166 cm. Brak Polski? No, chyba, że badania przeprowadzano by dla Kongresówki? Nic chyba podobnego nie prowadzono. Z państw zaborczych wymieniona jest tylko Austria z wynikiem: 164 cm. Gdzie tu miejsce dla ekonomii? No to wczytujemy się w treść, bo tabela jest tylko miarodajnym i wymiernym skutkiem pewnych zjawisk: "Zwiększenie dochodów po roku 18000 znajduje wyraźne odzwierciedlenie we wzroście żyjących wtedy osób".
Bardzo pouczającym i poruszającym rozdziałem jest ten zatytułowany "Rodność". Piszę to z całą odpowiedzialnością człowieka, który przeprowadził setki kwerend metryk zgonów, aktów zgonów na przestrzeni kilkuset lat. I proszę mi wierzyć nie jest mi obojętne czytanie np. zgonach. Analizowanie jak długo żyli moi przodkowie wcale nie jest chwilami budujące. "...należy przyjmować - czytamy w pierwszym zdaniu rozdziału - iz ludzie mogli poprawiać warunki życia jedynie poprzez zmniejszanie rodności bądź zwiększanie śmiertelności". Dzięki tabeli 4.1 poznamy "Średnie współczynniki urodzeń w różnych okresach życia mężatek w Europie przed orkiem 1790". Zakładano, że tzw, rodność kobiet przypada od 20 do 44 roku życia. Ile średnio dzieci przychodziło na świat? W Belgii - 9,1, Anglii - 7,6. Okazuje się, że w tym okresie był niski współczynnik nieślubnych dzieci - średnio 3-4 %. Zaskakująca była liczba kobiet, które w ogóle nie wychodziły za mąż, bo dochodziło nawet do... 25 % populacji? A i wiek wychodzenia za mąż 24-26 lat raczej przypomina II połowę XX w.  Proszę przeanalizować tabelę 4.2 ze strony 92. Trafiamy w tekście na pewne szczegóły, które we mnie, jako historyku, budzą swoistą zazdrość, np. zachowanie "zbiorów 2300 testamentów żonatych Anglików z początku XVII w.". Wyobrażamy sobie coś podobnego? Jestem w posiadaniu kopii dwóch testamentów moich przodków: prapradziada Adama Głębockiego i prababki Rozalii Poźniakowej. Tylko, że pierwszy wystawiono w 1907, a drugi w 1939 r.  A w książce są i przykłady z XVI w.`
Jak dopiszę, że w "Pożegnaniu z jałmużną..." znajdziemy bardzo ciekawe informacje o losach marynarzy, którzy podnieśli bunt na HMS "Bounty"? Ta książka zaskakuje. Każdy kto przeżył demografię historyczną (na UMK pamiętna "cackologia") może uważać, że ta lektura, to niekoniecznie dla niego. Odzywa się w nim trauma? Zapomnijcie o niej! Może właśnie teraz jest okazja, aby zainteresować się pewnymi aspektami gospodarki świata?
"O szczęśliwcy, którzy będziecie żyć w przyszłości, którzy nie zaznaliście tych nędz i być może włożycie nasze świadectwa między bajki!" - nie, to nie Gregory Clark. To motto z listu wielkiego Petrarki z 1348 r., a jest wprowadzeniem do rozdziału "Oczekiwana dalsza długość życia". Śmieszy mnie osobiście, kiedy ktoś mówiąc o czasach minionych stawia przy czcigodnym zmarłym stwierdzenie: "krótko żył" i podaje np. lat 57. Jaką miarę przykładamy do owych lat? Swoją? Współczesną? Błąd. kiedyś poprosiłem mego Syna, aby obliczył długość życia w linii męskiej w latach 1803-2006. Co wyszło? 68. lat. I to tylko dlatego, że Jego praprapradziad Antoni żył lat 85. Co to ma wspólnego z czytana książką? Tym razem cytuję Clarka: "Aż 15 procent Anglików sporządzających testamenty w XVII wieku zmarło w wieku siedemdziesięciu lat lub później. [...] W grupie 1064 wybitnych naukowców i  filozofów urodzonych między 1500-1750 średni wiek umierających wynosi 66 lat". i oto m. in,. chodzi mi w czytaniu "Pożegnanie z jałmużną..." - ona naprawdę pobudza nas do wewnątrzrodzinnej analizy i wyciągania wniosków. A dla mnie kolejny argument po nam sięgać po tą książkę. Kogo wymienił? A choćby Hume (65 lat), Lockea (72 lata), Molièrea (51 lat), A. Smitha (68 lat). skrajne przypadki: Goethe (83 lata), Voltaire (83 lata), Kant (80 lat). Nie zapominajmy, że o zabitym w czasie nocy listopadowej (29/30 XI 1830 r.) generale Stasiu Potockim współcześni pisali: "starzec". Miał - 53 lata, był więc tylko o rok starszy od piszącego te słowa... Bardzo pouczająca i poruszająca jest tabela 5.2 "Oczekiwana dalsza długość trwania życia w społeczeństwach rolniczych". Proszę prześledzić w szczególności (apel do dzisiejszych nastolatków) "odsetek zgonów do 15. roku życia). Wahała się w różnych okresach od 56 do 30 %.
Jeśli nie liczby, tabele, wykresy, wzory, to może właśnie motta rozdziałów zaciekawią biernego odbiorcę "Krótkiej historii gospodarczej...". Zaproponowałbym nawet zabawę: dopasuj cytat do tytułu rozdziału! Rozdziałów jest osiemnaście. Może zaproponuje pięć przykładów:
  • Człowiek gromadzi mienie i zapisuje je dzieciom, przez co w wyścigu prowadzącym do sukcesu dzieci ludzi zamożnych mają przewagę nad biednymi. (Ch. Darwin 1809-1882)
  • Każdego dnia odkrywa się wiele rzeczy i każdego dnia może być więcej takich, o których nasi przodkowie nie wiedzieli, że mogą istnieć. ( R. Filmer 1588-1653)
  • Dajcie człowiekowi gołą skałę w niewzruszone posiadanie, a zmieni ją w ogród. [...] Magia  WŁASNOŚCI zmienia piasek w złoto. (A. Young 1741-1820)
  • Widzimy więc, że współczesna burżuazja sama w sobie jest wytworem długiego procesu rozwojowego, ciągu rewolucji w dziedzinie metod produkcji oraz wymiany handlowej. ( K. Marks i F Engels)
  • Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego i uczynię cuda, jakich nie było na całej ziemi i u żadnych narodów. (Księga Wyjścia 34,10)
Prawda, jakie pouczające zestawienie? Ta książka nie pozostawia nas obojętnymi wobec skomplikowanych zjawisk ekonomicznych i gospodarczych minionych wieków. Trzon myśli, którą rozwija Clark, krąży dookoła jednego ważnego przełomu myśli człowieka: rewolucji przemysłowej! Proszę przyjrzeć się tablicy 10.2. To wykres ukazujący, jak kształtował się "realny dochód w przeliczeniu na osobę Anglii od lat 60-tych XIII w. do pierwszej dekady XXI w." dojdziemy do zaskakujących wniosków, a mianowicie, że przez  wieki całe (!) on minimalnie wznosił się, przypomina poszarpaną linię, ale w miarę na jednym poziomie! Kiedy następuje wzrost?  W okresie owej rewolucji! I pnie się nieprzerwanie ku górze! Chciałbym tu wypisać za Clarkiem, jak następuje współczesny wzrost gospodarczy, ale obawiam się, że oddałbym post w ręce autora książki. Po prostu nie potrafię odcedzić z morza argumentów (pod którymi podpisuję się) te złote myśli, gdyż jedno zdanie pociąga za sobą drugie i trzecie. Tak mamy swoiste domino! Ułamek: "...pojawienie się rodziny, w której dwie osoby pracują zarobkowo, powoduje, że cechujące się większą gęstością rynki pracy w miastach są atrakcyjne, mimo że życie w wielkiej aglomeracji wiąże się z kosztami". Tak, mamy wyłożone, jak podziałało na cywilizację oderwanie od... wsi! "...współczesne społeczeństwa mają swobodę ruchu" - przypomina Clark.
Ta książka zaskakuje nieomal na każdej stronie. Na zakończenie swego pisania (i zachwytu?) przytoczę kilka przykładów, jakie znajdziemy w tabeli 12.2 informującej nas, jakie "korzyści majątkowe osiągnięto dzięki innowacjom w branży tekstylnej w okresie rewolucji przemysłowej". Pewnie, że będą to celowo zacytowane skrajności:
  1.  John Kay -  wynalazł w 1773 r. mechaniczne czółenko - zmarł w nędzy
  2. James Hargreaves - wynalazł w 1769 r. przędzarkę - zmarł w przytułku
  3. Eli Whitney - wynalazł w 1793 r. odziarniarkę bawełny - patent bez wartości
  4. Richard Roberts - wynalazł w 1830 r. samoczynną przędzarkę wózkową - zmarł w nędzy
Pouczające? Może to podciąć skrzydła dzisiejszym wynalazcom? Mam nadzieję, że nie odezwie się w niektórych postkolonialne myślenie? Pouczający w swej mądrości jest jeden z ostaniach rozdziałów pt. "Dlaczego Anglia? Czemu nie Chiny, Indie czy Japonia?". Lubię to wyliczanie, co pierwszego wymyślili lub skonstruowali Chińczycy!... Tryska duma z ust tego, co to robi, a ja się wtedy pytam: i co z tego wynikło dla świata? Izolacja Chiny nie przełożyła się na eksplozję ich myśli technicznej czy technologicznej! Świat od XIX wieku zaczął mówić (i myśleć?) po angielsku, a nie po chińsku!
Jest, jak myślę, wiele argumentów za tym, aby książka G. Clarka stanowiła naszą "lekturę przed snem". Pewnie, ekonomista zwróci uwagę na inne jej wartości. Ja wyciągam z niej historyczności. Szukam podpory do tez, z którymi po prostu zgadzam się. W pewnym zarysie starałem się to tu w zwięzłej formie zaznaczyć. Zamykam to pisanie cytatem z ostatniego rozdziału. Jak zwykle pozostawiam pod rozwagę i rozważenie osobiste (indywidualne):
"BYĆ MOŻE NIE JESTEŚMY ZAPROJEKTOWANI TAK, ABYŚMY BYLI ZADOWOLENI, 
LECZ TAK, ABYŚMY NIEUSTANNIE PORÓWNYWALI WŁASNE ZYCIE Z ŻYCIEM KONKURENTÓW I ODCZUWALI SZCZĘŚCIE TYLKO WTEDY, GDY UZNAJEMY, 
ŻE W TYM PORÓWNANIU WYPADAMY LEPIEJ. JEST MOŻLIWE, 
ŻE ZADOWOLENI Z ŻYCIA PO PROSTU WYMARLI W ERZE MALTUZJAŃSKIEJ".

1 komentarz:

  1. Chyba skuszę się. ZYSK powinien tobie płacić za % od sprzedania. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń