niedziela, marca 01, 2015

Vive l’Empereur! - episode 1

"Jedź, mój synu, idź za swoim przeznaczeniem. Może doznasz niepowodzenia, które spowoduje twoją śmierć. Ale nie możesz pozostać tutaj, widzę to z wielki żalem. Ufajmy, że Bóg, który zachował się wśród tylu niebezpieczeństw, i teraz także uchroni cię od śmierci" - tak mogła tylko mówić kochająca matka? Syn, który dusił się na niewielkiej Wyspie poszedł za matczyną radą. Trudno wyobrazić sobie orła w roli wróbla...


"Sam byłem świadkiem ładowania na bryg «l'Inconstant» 60 skrzyń z nabojami i paczek z różnym prowiantem" - donosił z tej samej wyspy szpieg o kryptonimie "Handlarz oliwy". Nikt nie poszedł tym  tropem? Zlekceważono podobna przesłankę? Gdzie w tym logika i sens? A może po prostu komuś zależało, aby Ów uszedł na Kontynent? No chyba, że założymy, że Colin Campbell, którego okręty powinny blokować dostęp do Wyspy był idiotą.
26 lutego 1815 r. zaczynało się pisanie najdziwniejszego epizodu w historii XIX w. Kiedy tylko słyszymy słowo "ucieczka" nasza wyobraźnia włącza się i co widzimy: noc, mrok, grupa uciekinierów przemyka do zacumowanego statku... Oddaję głos biografowi Talleyranda: Jenaowi Orieuxowi. Tak opisał pamiętny ten dzień: "...wszedł w biały dzień na pokład brygu «l'Inconstant» wraz z 900 ludźmi - tak, 900! Chyba nigdy żadna wyprawa nie wybierała się w drogę w mniej dyskretny sposób. Stojący na swoich okrętach Anglicy mieli wycelowane na nią lornetki - oraz działa - ale ograniczyli się do użycia lornetek. Kiedy cesarski konwój wypłynął na pełne morze, angielskie okręty udały, że ruszają za nim w pościg. «Pościg ten jest tak niemrawy - pisze jeden ze świadków - że budzi zdziwienie marynarzy»". 


Flotylla uciekiniera liczyła siedem statków. Załadunek trwał bite dwie godziny! "Dotarłem na bryg, był przepełniony, ledwie można się było na nim obrócić. Gwardia rozlokowała się na brygu, na awizach Étoile i Caroline, i na czterech statkach transportowych: około 1000 ludzi, z czego 6000 z gwardii, 300 z batalionu korsykańskiego, 60 lub 80 pasażerów i kilku Polaków" - wspominał świadek Louis-Joseph-Narcisse Marchand.
Trzeba było dużej naiwności, aby uwierzyć w relację jednego z towarzyszy uwięzionego Cesarza: "Cesarz jest na wyspie bardzo zadowolony, zdaje się, że zapomniał o przeszłości. Zajmuje się urządzenie jego domku, szuka miejsca stosownego na dworek wiejski, jeździ dużo konno, powozem i łodzią". 
Niespokojny duch nie spał jednak. skarbnik miniaturowego władztwa usłyszy z Jego ust coś frasującego: "Czy ma pan dużo pieniędzy? Ile waży miliom w złocie? Ile waży sto franków? Ile waży kufer z książkami?... Weź pan kilka kufrów, włóż w nie wszystko złoto, a na nie moje złoto, kamerdyner da je panu. Odpraw pan tutejszą służbę, spakuj rzeczy, zapłać. Wszystko trzymać w tajemnicy".
Nim odbił od brzegu Elby Cesarz wygłosił do mieszkańców mowę: "Mieszkańcy Elby! Nie potrafię być niewdzięcznikiem: możecie liczyć na moje podziękowanie. Powierzam wam moją matkę i siostrę [Paulinę / Paulette - przyp. KN]. Zawsze mi drogie będzie wspomnienie o was. Żegnajcie, mieszkańcy Elby!... Kocham was, jesteście toskańskimi śmiałkami!".
Kiedy "l'Inconstant" mijał na pełnym morzu francuski statek "Zéphyr" kapitan Andrieux w jego kierunku "Jak ma się wielki człowiek?". Odpowiedź padła z ust Cesarza: "Doskonale!". 
1 marca 1815 r. około trzeciej po południu przybito do wybrzeży Zatoki Juan! Cesarz przypiął do swego kapelusza trójkolorowa kokardę, na maszcie "l'Inconstant" załopotała trójkolorowa flaga! Na pokładzie był Pons de l'Hérault: "Gromko wzniesiono wszelkie możliwe wiwaty, oklaski były równie niezwykłe, a tupot nóg miał w sobie coś tak zaskakującego, że należało się nawet obawiać, czy bryg nie pogrąży sie w otchłani".



"Kiedy na środku Morza Śródziemnego obwieściłem powrót Cesarstwa, 
wzbudziło to niebywały entuzjazm"
Napoleon

Brak komentarzy: