piątek, marca 06, 2015

Przeczytania... (30) - Piotr Osęka "My, ludzie z Marca. Autoportret pokolenia '68" (Wydawnictwo CZARNE)

Marzec. Można-że sobie wyobrazić bardziej trafiona książkę, niż Piotra Osęki  "My, ludzie z Marca. Autoportret pokolenia '68", które w serii "Historia" wydało Wydawnictwo CZARNE wespół z  INSTYTUTEM STUDIÓW POLITYCZNYCH POLSKIEJ AKADEMII NAUK? Rekomendacji większej czynić nie trzeba. Autor doskonale znany m. in. z "Polityki" czy "Gazety Wyborczej". Zdaję sobie sprawę, że znajdę wielu,  dla których to mogą być argumenty przeciwko sięganiu po tą książkę. Jestem zdania, że każdy zainteresowany burzliwa historia PRL-u obowiązkowo musi sięgnąć po ta pozycję. Pani też! I pan! I ty młodzieży AD 2015! Po prostu - społeczeństwo!
Po kiego grzyba? Nie tylko po to, aby docenić Autora i wzbogacić "Czarne" o kolejny zastrzyk finansowy. Ale by wniknąć w atmosferę czasu minionego dokonanego. Piszący te słowa zalicza się do grona dzieci z lat 60-tych. Nie mogłem świadomie odbierać przekazu z marca '68. Bardziej byłem wtedy zainteresowany przedszkolną inscenizacją dla mam (grałem jednego z misiów!), bo przecież był 8 marca. Pięciolatkowi (i to niespełna, bo jestem majowy boy) ten dzień kojarzył się tylko z Dniem Kobiet. Że w Warszawie Milicja Obywatelska urządzała uliczne mordobicie nie miałem pojęcia. Choć pamiętam telewizyjne migawki z Igrzysk Olimpijskich w Meksyku!...
Piotr Osęka od pierwszego zdania sprawia, że czytanie nas wchłania! "Pamięć o wielkiej fali studenckich protestów, która w marcu 1968 roku przetoczyła się przez Polskę, powoli blednie" - tak zaczyna się ta podróż historyczna. Kiedy pisałem swoje o Gustawie Holoubku (w oparciu o książkę-wywiad Małgorzaty Terleckiej-Reksnis "Holoubek. Rozmowy") nie znałem tej książki. Nie dość na tym - mam ją od kilku godzin! Swój post kończyłem m. in. takim zadaniem: "Oddalamy się  od marca 1968 r. Na ile problemy tamtego czasu jeszcze obchodzą młodych ludzi? Przekonajcie mnie!". Cieszy taka zbieżność myślenia. I, co tu kryć, swoista troska, że w niepamięć pokoleń spycha się tak ważny epizod? Nie, to nie epizod, to kamień milowy na drodze do unicestwienia szkaradnego ustroju, jakim był socjalizm czy wręcz jego nadwiślańska mutacja: gomułkowszczyzna!
Dla mnie jako historyka, nauczyciela wartością nadrzędną pozostaną liczne źródła, które Autor wykorzystuje. Na pewno zwróciliście uwagę, że na moim blogu od zatrzęsienia tego! Moja ocena czy narracja w tym wypadku Piotra Osęki, to wtórność! Dla mnie istotny jest uczestnik zdarzeń, jego relacja. Miło spotykać na kartach tych, których już znamy: Jacka Kleyffa, Adama Michnika, Bogdana Borusewicza, Karola Modzelewskiego, Aleksandra Smolara czy Jana Lityńskiego. 
Poznajemy drogę życiową tych "młodych, niepokornych". Ab Iove! Rozdział "Dzieciństwo" nie ogranicza się oczywiście tylko do tego, kto z kim w piaskownicy babki budował. "[J]ejsteśmy tym wyżem demograficznym powojennym, tak zwanym pokoleniem dwudziestolecia PRL-u. To znaczy myśmy mieli dwadzieścia lat wtedy, kiedy PRL miał dwadzieścia lat" - cytuje Osęka jedną z uczestniczek Marca '68. Jest okazja wejść do rodzin, poznać środowisko. I pewnie dla wielu może być zaskoczenie, jak różny był rodowód polskiej inteligencji. Właściwie dane nam jest wniknąć do domów ideowych komunistów, dawnych piłsudczyków, prawdziwej przedwojennej lewicy, awansujących spod chłopskich strzechy! Chwilami zachodzimy w głowę, jak można pogodzić taki misz-masz: "Moja matka, komunistka, żyła w wielkim kulcie marszałka Piłsudskiego. Mój ojciec, komunista, był dumny, że Polscy żołnierze spuścili wpierdol ruskim w [19]20 roku. Naprawdę był z tego dumny". Oto Polska właśnie! Nawet Polak ma problem, aby to ogarnąć.
Rzecz jasna musi pojawić się wątek... żydowski! Bez niego temat Marca byłby jałową paplaniną. "Dzieci żydowskie z podwórka poznawało się po tym, że w lecie nie wyjeżdżały na wakacje do babć na wieś. Nie maiłem babć, dziadków, nie miałem ciotek, wujków, kuzynów, kuzynek, byliśmy małą rodziną: mama, tata, siostra i ja". O żydowskości w wielu domach po prostu się nie mówiło! Stanowił to istne tabu! "W moim domu zatajono przede mną to, że ojciec jest Żydem. Matka postanowiła to przede mną zataić, żebym nie miał kompleksów w szkole" - czytamy w jednej z relacji. I taka, swoiście obronna postawa była charakterystyczna dla wielu zasymilowanych Żydów. Dwa inne głosy, jakże moim zdaniem cenne: "Ojciec był człowiekiem z takiego pokolenia  Żydów, którzy się za wszelką cenę wyrywali z getta" i druga "Rodzice nauczyli mnie, że jako Żyd jestem kimś innym. [...] Poczucie odrębności nie przeszkadzało mi jednak czuć się częścią Polski inteligenckiej".
Dom zawsze był kuźnią! Tylko matoł tego nie dostrzega. Nie było czczym sloganem pisanie onegdaj, że "ów wyssał TO z mlekiem matki"! "Rosłem w klimacie wrogości do systemu, w przekonaniu, że to nic dobrego nie może być, że to tylko może być po prostu fuszerka, partactwo, oszustwo i terror". Nie dziwota, że jeśli miało się tak nabitą głowę, to Marzec '68 był już tylko kwestią czasu!... I jeszcze jeden głos: "Rodzice mieli dla nas dużo czasu, czytało nam się, rozmawiało się o sztuce, absolutnie w oderwaniu od tej rzeczywistości, starali się nas przed tą rzeczywistością osłaniać".
"Dojrzewanie", to nie tylko dosłowna przemiana psycho-biologiczna, ale to przede wszystkim  s z  k o ł a ! Ten rozdział powinien przestudiować każdy obecny uczeń. Trafi do świata abstrakcji pedagogicznej, kar cielesnych, kontroli długości włosów czy zbyt kolorowego stroju? To, że pisano piórem ze stalówką maczanym w kałamarzu wcale nie dziwi piszącego te słowa, bo i ja stawiałem niezgrabne "A, B, C" w ten sam sposób, choć swoją edukację zacząłem 1 września 1970 r. Nie dziwią cotygodniowe apele, wiersze "na okoliczność", choć oczywiście nie było ta takie ideologiczne pranie mózgów, jak w rytmie stalinowskich przyśpiewek i panegiryków! 
Podoba mi się zwrot P. Osęki, na określenie na co było narażone w latach 50-tych polskie dziecko w przedszkolu i szkołach: "Uczniowie osaczeni przez propagandę towarzyszyło bez wątpienia dzieciom [...]". Proszę odnaleźć ten zapis o lekcji historii, na której Ania dowiaduje się, że Grunwald AD 1410, to "zwycięstwo pułków smoleńskich i siewierskich". Cytowana konkluzja jest znamienna również i dla dalszych pokoleń, które rosły w PRL-u (czytaj: takoż moje!): "Byliśmy świadomi, że pewnych rzeczy nie wolno mówić. Taka podwójność była bardzo czytelna od dość wczesnego okresu, ale od kiedy, to ja sobie, słowo honoru, nie przypominam". Mam inne doświadczenie z 1976 r. Byliśmy u rodziny w dawny polskim mieście Mołodecznie (biał. Маладзечна) i przeglądałem podręcznik do historii. wyczytałem tam i zrozumiałem zdanie, które przytaczam z pamięci: "Bitwę pod Grunwaldem wygrali Rusini, Litwini i mała grupka Słowian". Proszę się nie zdziwić, jeśli wpadniecie na zachwycające wspomnienie, z którego płynie niemal hymn: "W szkole było wspaniale! Wspaniale! Też odbywaliśmy codzienne apele przed rozpoczęciem lekcji. Był pan kierownik, który czytał komunikaty. Potem śpiewaliśmy Naprzód, młodzieży świata, Międzynarodówkę i rozchodziliśmy się do klas na lekcje". To tak na ostudzenie, jeśli ktoś wierzy w swoista jednomyślność wspomnień! "Służymy ci ojczyzno już od najmłodszy lat, by rozkwitł socjalizmu wspaniały kwiat!" - ależ to słyszeliśmy na każdym apelu jeszcze w latach 1985-1989! To nie stalinizm pokolenia Marca!...
Że poezja romantyczna żyła i oddziaływała na młode umysły, to Osęka cytuję kolejne znamienne moim zdaniem wspomnienie. Liceum, Łomża, IX klasa, aula i panie recytatorki: "...panie recytowały Mickiewicza, Dziady. Dochodziło wtedy do rzeczy zupełnie niezwykłych, niezrozumiałych: sala była zaczarowano kompletnie, ta sala płakała; to się udzielało recytatorkom, które nie mogły się opanować, płakały nauczycielki". Te same "Dziady" wybuchną w Marcu '68! 
Cały czas niech czytającym nie znika sprzed oczu, jaki to był okres! Stalinizm! Po analizie choćby tych tu wypowiedzi (ale i doświadczenia innych lektur) zwykłem dziękować Panu, że darowane mi było przyjść na świat dekadę po śmierci tego gruzińskiego Bandyty. "Cały okres stalinowski to jest czas wielkiego strachu. To jest czas tak wielkiego strachu, że nie sądzę, byście były w stanie sobie to wyobrazić" - czytamy jedno ze wspomnień. To trzeba przeczytać, inne relacje, których jest tu wiele - może w ułamku poznamy ducha tego ponurego czasu... 
Poznać, co czytali, co oglądali w kinach. Lektura i film wywarły przecież kolosalne znaczenie na psychice i dojrzewaniu. Wzorce zachodnie musiały "wypaczyć" ich sposób myślenia i rozumienia świata. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić dzisiejszych nastolatków, czy nawet dwudziestoparolatków czytających Cortázara, Steinbecka, Faulknera, naszego Boya czy Kołakowskiego! Wspominała jedna z ówczesnych czytelniczek: "Uwielbiałam tak po prostu zasiąść do powieści rzeki i tak pędzić przez te kilka czy ileś tomów, dość poza rzeczywistością". Dziś nastolatek nie wiem kim byli W. Scott, K. May czy J. Steinbeck...
"Generale Walterze, drużyna, która nosi Twoje imię, zgłasza swoją gotowość do walki o to, o co Ty walczyłeś i za co Ty poległeś" - zastanawia mnie czy dziś pokolenie "walterowców", którzy spacerują aleją zasłużonych na Powązkach, zatrzymują się przy mogile swego ideologicznego patrona? Wracają do tego czasu? Trudno mi się obiektywnie ustosunkować do tego rozdziału, który pisał słowem i czynem Jacek Kuroń. Jeden z jego wychowanków tak charakteryzował po latach ten okres: "Myśmy byli wychowywani na komunistów, ale jednocześnie też był to taki etos «anty», rewolucyjny. Bardzo łatwo z takiej komunistycznej wiary przejść było do podważenia [prawomocności ustroju], do takiego stwierdzenia, że to nie ten komunizm". Dziwić się, że później wykluwały się osobowości Marca? Wyrastały dziwne kluby Poszukiwaczy Sprzeczności? "Parokrotnie byłem na tych dyskusjach. To było dość interesujące zjawisko" - wspominał ich uczestnik, dziś prezes zarządu Fundacji im. Stefana Batorego. Na dobry worywało się w pamięć nazwisko innego "niespokojnego ducha": Adama Michnika!
"Komandosi", czas studiów, Zrzeszenie Studentów Polskich!... Konformizm najczystszej wody? "Tak że legitymacja ZSP dawała po prostu możliwość pracy" - bez krętactwa przypomina Osęka jedną z wielu opiń na temat tej młodzieżowej organizacji! "Nikomu wtedy nie wydawało się, żeby było coś nagannego - należeć do ZSP. Dla nas jako teatru było to niezbędne. To była jedyna organizacja, w ramach której można było działać" - przyznaje inny bohater tamtych czasów. Ciekawe, że dla kogoś kto w szkole "miał w dupie przynależność do ZMP" jednak na studiach wstępował do ZSP. Warto chyba książkę Osenki czytać razem z tą, którą napisał ostatnio profesor Karol Modzelewski "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" i zestawiać to i owo ze sobą. Na swój sposób uzupełniają się?
Muszę w swoim pisaniu poddać się myśli Autora: "Relacje stanowiące fundament niniejszej książki nie pozwalają na precyzyjne zrekonstruowanie kolejnych etapów tworzenia się studenckiej opozycji w okresie 1964-1968 [...]". Właściwie czytając "My, ludzi Marca..." zaczynamy przypominać... górnika. Strona po stronie odkrywamy puzzla za puzzlem, który mozolnie układa się nam w obraz pokolenia. Książka wciąga i zmusza do przemyśleń. Wielu z jej bohaterów znamy z telewizji. Dziś, to stateczni, starsi panowie, dla wielu autorytety, dla wielu niestety ideologiczni wrogowie. Dzięki tej lekturze patrzymy na ich młodość, która ze zdwojona siłą wybuchnie w Marcu '68 r.
I wreszcie niecierpliwy czytelnik, po mozołach tworzenia się konspiracji i opozycji, dociera do 8 marca 1968 r.! "Odczuwałam tylko duszną atmosferę, miałam to poczucie co wszyscy, że jest nieznośnie i że coś musi się zdarzyć, bo dalej tak nie może być [...]" - czytamy we wspomnieniu jednej z uczestniczek. Konia z rzędem temu, kto odgadłby autora tych słów: "To był dzień, który składał się z maszerowania, uciekania i zdawania egzaminów. Najpierw zdawałem egzamin, o ile się nie mylę, z historii średniowiecznej u prof. Henryka Samsonowicza. Kibicowałem też mojej przyszłej żonie, która miała ten egzamin zdawać, ale już nie zdążyła, bo zaczęło się schodzenie na wiec". Kto to? Proponuję samemu zagłębić się w lekturze. Zaskoczenie będzie tym bardziej zaskakujące...
Każdy rozdział, każda strona książki Piotra Osęki, to wspaniały panegiryk dla Pokolenia: "Pokolenie '68 wykazało się w Marcu umiejętnością samoorganizacji - zaskakującą, zważywszy że kultura polityczna PRL-u była sterylna, jeśli chodzi o wzory działań obywatelskich". Bez Marca '68 nie byłoby KOR-u, nie byłoby Sierpnia '80 - dla polskiej, młodej inteligencji oto był prawdziwy egzamin z prawdziwej obywatelskości! Jak go zdano? Proszę mnie wyręczyć i przeczytać  "My, ludzie z Marca. Autoportret pokolenia '68". Jedno jest pewne: przy czytaniu od czasu do czasu trzeba... ochłonąć, przetrawić treść, wrócić i czytać dalej. Młoda polska inteligencja AD 2015 niech nie ociąga się, a przekona komu zawdzięcza spokojny rozwój, jaką ciężką robotę wykonali ci z Marca '68. I teraz niech oni pomyślą: dzięki ci Panie, że nie było nas w 1968 r.!...

Brak komentarzy: