niedziela, marca 08, 2015

Maria Konopnicka - jakiej nie znamy?...

Nie ma co kryć: pomysł na ten post zrodził się w chwili, kiedy napisałem ten poświęcony książce Marii Szypowskiej "KONOPNICKA JAKIEJ NIE ZNAMY" (Wyd. ZYSK i S-KA). Forma "Przeczytań..." nie pozwala mi na zbyt długi monolog twórczy. Pierwotnie to miały byc tylko moje... skutki po przeczytaniu danej książki. Z czasem kilka wydawnictw zaufało mi i Czytelnikom mego blogu, i możemy wspólnie cieszyć sie kolejnymi poznawanymi wolumenami. A ja wpadam w pułapkę: czy mam pisać o bohaterze i jego czasach czy trzymać się sztywnych ram recenzji... Dlatego postanowiłem wrócić do rozdziału VII pt. "Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród..."  tej wartościowej książki i uważniej przeanalizować każde zacytowane słowo Marii Stanisławy z Wasiłowskich Konopnickiej (1842-1910). Nie chcę z tego robić wyciągu dla "Myśli znalezionych". Jestem przekonany, że takiej Autorki pana Balcera niewielu z nas zna. A chyba z racji 8 marca warto utrwalić sobie, jak bardzo ciekawą kobietą była pisarka. Panowie: czapki z głów!...

"Wszyscy jesteśmy ogromnie wzburzeni wrzesińską sprawą - pisała 8 XII 1901 z Florencji Maria Konopnicka - Zdaje sie, że rozbudzenie poczucia krzywd narodowych jest powszechne i rozszerza się coraz bardziej. Myśl, aby zorganizować protest kobiet w różnych krajach, dojrzała i zaczyna się wcielać. Oby z dobrym skutkiem!". Niech mi będzie darowane, że sięgam raz jeszcze po ten sam cytat, co w "Przeczytaniach...". Wszystkie, które tu znajdziemy wygrzebałem z biografii autorstwa M. Szypowskiej (czekam na wznowienie tej o Janie Matejce). Pod względem źródłowym, to naprawdę wyjątkowa książka.
W tym samym liście pisała z pewną nuta niedowierzania: "Myśl, aby zorganizować protest kobiet w różnych krajach, dojrzała i zaczyna się wcielać. Oby z dobrym skutkiem! Chociaż myślę, że z Niemcami będzie trudno. Chyba w południowych Niemczech się uda to zrobić, ale Prusaczki nie zechcą, to pewne". Z czasem okaże się, że myliła się.  Zresztą w biografii M. Szypowskiej znajdziemy m. in. taką opinię na ten temat: "Nie będziemy oczywiście przytaczać całej korespondencji Konopnickiej w sprawie wrzesińskiej i jej artykułów na ten temat, bo zrobiłaby się z tego wielosetstronicowa księga".
Czy ktoś z nas wyobraża sobie w ogóle Marię Konopnicką, jako wojowniczkę "za ideę"? Sprowadzenie Jej roli w "wrzesińskiej sprawie" do napisania "Roty" bardzo zubaża nam Ją w naszych oczach. My Jej takiej nie znamy! Wstyd? Tylko kogo winić. chyba jednak znowu przyjdzie obatożyć szkołę? Ktoś rzuci "książka Szypowskiej" jest znana od 52 lat - kto nam bronił po nią sięgnąć? 18 XII pisała: "Żyjemy tu jak w młynie [...] przyszła sprawa wrzesińska, a raczej sprawa protestu kobiet i nie puszcza mnie na chwile od siebie". Chyba nie przesadzę pisząc, że przy nazwisku Konopnickiej powinniśmy dopisać: "wojowniczka!", "działaczka" czy również "polska sufrażystka"? Dalej daje nam m. in. obraz Francji: "We Francji pójdzie łatwo, bo tam, do czego zapałkę przytknąć, to płomieniem bucha". Ocena nie jest jednostajnie entuzjastyczna! Chwilami nie mogę się połapać w tym, co tego dnia kreśliła. Bo jak zrozumieć te "skoki" ocen: "tutaj kobiety są jakieś powolne, jakby czymś ciągle zmęczone. Rasa ta gaśnie widocznie". Wręcz pisze o "masach ociężałych", "płytkich mózgach i sercach" bardziej zajętymi "podarkami gwiazdkowymi"? A zaraz dane jest nam czytać coś takiego: "A co Francja? Prawie że zawrzała. Séverine [wł. Caroline Rémy de Guebhard, obok na portrecie samego Pierre-Auguste'a Renoir'a - francuska dziennikarka, feministka i anarchistka - przyp. K.N.] dała w «Journale» taki artykuł, żeśmy go przed łzami ledwo doczytały". Nie przesadzę dodając, że Konopnicka poruszała nad Sekwaną niebo i ziemię, aby zainteresować tamtejszą opinie publiczną losem katowanych dzieci w wielkopolskiej Wrześni!...
Zbliżające się święta Bożego Narodzenia nie studziły zapałów polskiej pisarki. Wręcz przeciwnie! 23 XII pisała: "Wydrukować kazałam odezwy i listy protestu po 200 egzemplarzy każdego, swoim kosztem, niech tam idzie na wrzesińską sprawę, a raczej na sprawę pohańbienia tych nikczemnych Prusaków". Niestrudzona orędowniczka nie baczyła na deszcz, tylko "biegała po redakcjach"!
Z początkiem nowego, 1902 roku pisała do córki Zofii i jak zauważymy musiała zweryfikować swoja ocenę Niemek: "...druk «wezwania» naszego do protestu już i w niemieckim przekładzie się ukazał i równie jak niemieckie listy protestu juz prawie cały nakład rozesłany został. Z niemieckich stowarzyszeń kobiecych niespodziewanie dobre przychodzą wiadomości, chcą protestować Niemki w Austrii, w Saksonii, w Bawarii". Wspominała o zaangażowaniu się w akcję protestu Włoszek! Fala, jaką tam wzbudziła "wrzesińska sprawa" odbijała się echem w Niemczech. Konopnicka pisała: "Już to oczywiście obudziło uwagę Niemców. Już zaczęli zaprzeczać po dziennikach włoskich pisząc, że cała sprawa wrzesińska to sprawa kilku klapsów. Ale mamy silne plecy w tutejszej prasie. Czasem to rozrzewnia". W innym, nie datowanym liście, cytowała fragment listu, jaki napłynął na jej ręce od rzymskich studentów, którzy wręcz zapytywali: "My, studenci uniwersytetu w Rzymie, utworzyliśmy komitet Pro Polonia i zapytujemy, co mamy robić i jak pani zamierza pokierować nami?". To jedne z wielu akcentów poparcia, jaki płynął z Włoch! W lutowym liście do Zofii nadmieni: "Nawet analfabeci we Włoszech proszą,żeby ich na proteście podpisać".
Książka M. Szypowskiej pełna jest też "krajowej korespondencji" z różnymi osobami zaangażowanymi w "wrzesińską sprawę". Do Marii Wysłouchowej pisała 15 I 1902 r. m. in."Jeszcze prośba gorąca do Pani. Żeby skutecznie odpierać pruskie fałsze, potrzeba mi koniecznie trochę pism niemieckich, takich, które o wrzesińskiej sprawie pisały bezstronnie, a dla nas życzliwie".
Jeśli sądzimy, że "wrzesińska sprawa" tylko jednoczyła szeregi antypruskości, to jesteśmy w naiwnej błogości i nieświadomości. Polskie piekło nie jest wymysłem naszych czasów. W innym liście do Zofii Konopnicka nadmieniała również o działalności Teodora Tomasza Jeża [wł. Zygmunt Miłkowski - przyp. KN] w Szwajcarii i Francji. Jeż zawiózł wezwanie do protestu do Paryża. Miały go podpisywać głównie francuskie działaczki! A tu niespodzianka! Podpisywały je... Polki. Konopnicką chyba mało grom nie poraził z nieba, skoro pisała: "Tymczasem nadsyłają mi taka listę z Paryża, a tu wszystkie panie figurują jako komitet wzywający od siebie do protestu. Nie, takiej bezczelności tom jeszcze nie widziała! I żeby choć istotnie zawiązały się w jakiś czynny komitet. Ale nie, nic nie  zrobiły". Dlaczego puenta jest jakoś taka... współczesna w brzmieniu? Proszę wczytać się w to: "Ale jak to u nas zawsze musi wyjść jak szydło z worka jakaś partia, jakaś klika, jakiś interes! Nie robią nic - a gdy czyn się gdzie zawiąże, prędko zapisują to na dobro własnej frakcji, żeby ludzie widzieli, jako żyją i ruszają się. Ambicja marna [...]". Smutne. Dla takich aktualności sprzed wieków warto poznawać historię.
Zaiste, to były tylko wypisy z kilku miesięcy działalności politycznej pisarki. Jakże jednak ważne. Oto mamy zarys działalności osoby nietuzinkowej - silnej, walecznej matrony zniewolonego upodlanego Narodu! Września wpisywała się w historię walki o polskość na równi ze zrywami narodowymi XIX w., przyszłymi rewolucyjnymi barykadami! Czy może nas dziwić, że taki żar serca zrodził później "Rotę"? O ile przyjdzie nam kiedyś śpiewać tą wyjątkową pieśń, to wspomnijmy Marię Konopnicką kobietę niezwykłą i niesłusznie zapominaną. Czy i na ile może być ONA wzorcem dla pań XXI w.? To juz pytanie nie do mnie.

4 komentarze:

  1. Gorąco polecam mało znany wiersz Konopnickiej "Do kobiety". Piękny i mądry, również dla mężczyzn. mojepodrozeliterackie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaraz zacznę szukać. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie jestem w trakcie czytania znanej mi z lat dzieciństwa książki "Serce" Edmondo de Amicisa i ze zdziwieniem odkrywam, że przełożyła tę książkę z włoskiego na polski Maria Konopnicka. Język książki dość archaiczny, gdzie pierwszoklasistów nazywa się wstępniakami, a i treść wynosząca cnoty człowieka takie jak np. szacunek do nauczyciela, duma z własnej szkoły, ojczyzny, dziś już trącą patosem, a jednak się rozczulam i rozpoznaję sposób narracji Konopnickiej taki sam, jak w ulubionej książce z dzieciństwa "Co słonko widziało".

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z nielicznych książek, nad którą... płakałem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.